czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział XIX

ROZDZIAŁ XIX.
-Moja siostra miała wypadek.-popatrzyłam na niego przerażona-Jest co prawda trochę poobijana, ale to nic poważnego.
-Rozumiem ,że chcesz do niej pojechać?
-Miałem taki pomysł, ale rodzice są u niej i ona sama kategorycznie zabroniła mi przyjeżdżać ,więc raczej nie.-uśmiechnął się
-Nawet nie wiesz jakiego stracha mi napędziłeś.-odparłam z ulga
-Wiem, przepraszam.-powiedział i cmoknął mnie w policzek.
Jako ,że było już blisko szóstej, zaraz poszłam pod prysznic i za chwilę usnęłam. Obudziłam się tegoż samego dnia, nie bagatela bo o piętnastej. Siatkarz jeszcze w najlepsze spał. Delikatnie uwolniłam się z jego objęć i wskoczyłam do łazienki. Ubrałam się, nałożyłam delikatny makijaż ,a włosy spięłam w koka. Kiedy wyszłam z łazienki dostałam sms'a.
                                                  Zgaduję ,że już nie śpisz? :>
                                               No dobrze zgadujesz :) Obiad?
Ledwo zdążyłam wysłać tego sms'a ,a za moment usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Zza nich ukazała się szeroko ziewająca Maja. Zaraz obydwie zeszłyśmy na obiad.
-Jak Piotrek?
-Piotrek?-powtórzyła- Umiera, ale to pewnie cię nie zdziwi.-zaśmiała się
-Nie, ale wiesz o co pytam. Rozmawialiście wczoraj.
-Trudno to nazwać rozmową.-odparła
-Ale to co mówił było prawdą.
-A ty przepraszam co, wydział śledczy?-spytała ze śmiechem-Niech wydobrzeje, wtedy pogadamy.
-Może troszeczkę.-wyszczerzyłam się
-Swatka od siedmiu boleści.-prychnęła
-No, ale jaka dobra!
-Jak na razie nie masz się z czego cieszyć.-pokazała mi język
-Jeszcze zobaczymy.-uśmiechnęłam się.
W spokoju dokończyłyśmy posiłek i powoli wracałyśmy do swoich pokoi.
-Założę się ,że jeszcze śpią.-zaśmiała się Maja
-O co się zakładamy?
-Jeśli wygram ja, idziesz ze mną na fitness.-powiedziała zadowolona
-A jeśli ja wygram, masz wreszcie porozmawiać i to tak szczerze nie przyjacielsko z Pitem.
-Uparta jak osioł.-pokazała mi język. Za chwilę zniknęłyśmy w swoich pokojach. Wyglądało na to ,że zakład wygrałam. Bartman już nie spał, ba, spakował nawet już swoje rzeczy i wybierał się na obiad. Za chwilę opuścił pokój ,a w drzwiach minął się z Piotrkiem.
-Lena, ratuj.
-Co się stało?-spytałam
-Błagam cię, powiedz ,że ja wczoraj nie nagadałem nic Mai.
-Chyba nie mogę ci tego powiedzieć.-zachichotałam
-No kretyn.-uderzył się dłonią w czoło
-Spokojnie, nie przejęła się tym za bardzo.-odparłam
-A mówiła coś dokładniej?
-Powiedziała ,że z jakąkolwiek rozmową poczeka aż wytrzeźwiejesz.-zaśmiałam się
-Ale nie nagadałem jej nic głupiego?
-To nic nie pamiętasz?-spytałam
-Nie bardzo.-odparł lekko się krzywiąc
-Nie, nic głupiego.
Po moich ostatnich słowach widziałam wyraźną ulgę na jego twarzy. Za chwilę też zmył się na obiad, a ja spakowałam swoje rzeczy. Za jakąś godzinę byliśmy na lotnisku i oczekiwaliśmy na lot. Było ponad półtorej godzinne opóźnienie. Razem ze Zbyszkiem siedzieliśmy naprzeciwko Mai i Piotrka ,którzy w najlepsze sobie gawędzili.
-A co jak oni nas tylko wrabiają?-spytał tak żeby nasi towarzysze nie usłyszeli
-W co?-spytałam
-No żeby nie wyszło ,że nam wmawiają ,że są przyjaciółmi, a tu wyjdzie ,że z naszego swatania coś wyszło.
-Wiesz co? Nie zdziwiłoby mnie to.-zaśmiałam się
-Już ja z niego to wyciągnę.
-Zapomniałeś ,że to moja psiapsióła?-spytałam ze śmiechem
-No to jak nie ja to ty.-uśmiechnął się.
-Znając życie już pewnie nas obgadujecie.-przerwała nam Maja
-My? Skądże.-wyszczerzyłam się
-Dobra, dobra, pewnie cały czas coś tam spiskujecie.
-Piter, idź wytrzeźwiej najpierw, potem coś mów.-zaśmiał się atakujący
-Widzę żarty się trzymają.-spuentował Nowakowski z uśmiechem
-A ciebie kac.-wyszczerzył się Bartman, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
Za kilka godzin byliśmy już w Rzeszowie. Ogólnie rzecz biorąc następne tygodnie minęły bardzo szybko. Zbyszek bardzo dużo grał, co wiązało się z tym ,że rzadko był w domu, ja miałam sporo zaliczeń na studiach i co raz więcej dyżurów, więc praktycznie cały czas się mijaliśmy. Można stwierdzić ,że w nasz związek wkradła się rutyna. A co w temacie Mai i Piotrka? Wyglądało na to ,że nic się nie ruszyło. Co prawda od czasu do czasu gdzieś tam się spotykali, ale to były zupełnie przyjacielskie spotkania nad czym ja wyjątkowo ubolewałam. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się stało, bo przecież obydwoje wyraźnie czuli do siebie coś więcej i dałabym sobie rękę uciąć ,że z tego coś będzie. Niestety na wróżkę jak widać się nie nadaję, ale jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia. Tak jak i wcześniej gdy tylko chłopaki grali w Rzeszowie, nie opuszczałyśmy z przyjaciółką żadnego spotkania.
Wracając rano z dyżuru wstąpiłam na małe zakupy i około dziesiątej byłam w mieszkaniu z powrotem. Byłam wykończona cało nocnym dyżurem, więc marzyłam tylko o śnie. Położyłam tylko zrobione zakupy w kuchni i od razu skierowałam się do sypialni.
-Chyba musimy porozmawiać.-powiedział i przyciągnął mnie do siebie
-A musimy teraz?-spytałam
-A kiedy?-odpowiedział pytaniem na pytanie
-Nie wiem, ale nie teraz bo jak widzisz ledwo żyję.
-To idź się wyśpij, a jak wrócę z treningu to pogadamy.-uśmiechnął się nieznacznie i cmoknął mnie w policzek po czym udałam się do sypialni i zaraz zasnęłam.
Wstałam grubo po godzinie piętnastej. Od razu wskoczyłam pod prysznic, zmieniłam ubranie i włosy spięłam w niedbałego koka. Następnie wypiłam mocną kawę i zjadłam parę tostów przeglądając przy tym gazetę. Potem przeniosłam się na kanapę i zaczęłam skakać po kanałach w poszukiwani czegoś wartego obejrzenia. Za kilka minut do mieszkania wrócił także siatkarz i od razu siadł koło mnie. Przysunął się do mnie i wziął mnie za rękę.
-Przepraszam ,że ostatnio nie mam prawie w ogóle czasu dla ciebie ,ale zbliżają się play-offy i musimy solidnie się do nich przygotować.
-Nie musisz przepraszać, przecież to twoja praca.-odparłam patrząc mu w oczy- Z resztą ja też ostatnio w ogóle nie mam wolnego czasu, a to szpital, a to zaliczenia na studia.
-Nie chcę żeby nasze relacje tak wyglądały.
-Ja też tego nie chcę, ale przecież to nasza praca, musimy sobie z tym jakoś poradzić.-odparłam cały czas nie odrywając od niego wzroku.
-Wiem, ale przecież nie może być tak cały czas.
-Coś proponujesz?-spytałam ,a on popatrzył na mnie badawczo
-Nie chcę się rozstać jeśli to masz na myśli.-od razu odparł -Chyba bym bez ciebie zwariował i powybijał na treningu połowę drużyny.-zaśmiał się.
Nie ukrywam, przez chwilę przeszła mi ta myśl przez głowę, ale wydawała się mało realna, aczkolwiek bałam się ,że padnie to z jego ust. Na całe szczęście moje obawy były zbyteczne.
-To lepiej nie ryzykować dla dobra całej Resovii i twojego.-uśmiechnęłam się
-Musiałbym być kompletnym idiotą żeby zostawić taką dziewczynę jak ty.
-No jaką?-spytałam z uśmiechem
-Najcudowniejszą pod słońcem.-wyszczerzył się i pocałował mnie bardzo czule.
-Do tego wredną, rozgadaną, za szczerą.-wyliczałam co wywołało u niego śmiech
-No tak, cała ty.
-Ej.-zaśmiałam się i dźgnęłam go palcem w żebra.
Jako ,że nie mieliśmy pomysł na resztę popołudnia obejrzeliśmy "Poradnik pozytywnego myślenia", zjedliśmy obiad i wpadła do nas Maja. W międzyczasie Zbyszek ulotnił się na trening w okolicach siódmej.
-Rozumiem ,że nic z tego?
-Z czego?-spytała
-Ciebie i Pita.-odparłam
-To mój przyjaciel, ale nic więcej. Przykro mi, nie jesteś dobrą swatką.-zaśmiała się
-No przestań, przecież tak dobrze się dogadujecie i w ogóle. Naprawdę nic ,a nic z tego nie będziesz?
-Naprawdę nic.-odparła
-Zawiodłam się na was.-zaśmiałam się
-A to dlaczego?-spytała zdumiona
-Bo wszystko w szło w takim dobrym kierunku, a wy co?
-A my się przyjaźnimy.-wyszczerzyła się
-Chyba trzeba was jeszcze raz gdzieś wywieźć.-zaśmiałam się
-Po moim trupie.-zaprotestowała ze śmiechem-A co u was?
-Dalej jesteśmy zabiegani, ale to nie nowość.
-Ale wybieracie się na Siatkarskie Plusy?-spytała
-No tak, czemu pytasz?
-Bo ja też dostałam zaproszenie.-powiedziała nieśmiało
-Piotrek cię zaprosił?
-A kto by inny?-zaśmiała się ,a popatrzyłam na nią i szeroko się uśmiechnęłam-Idziemy tam jako przyjaciele, nie ciesz się tak.
-Ale ja nic nie mówię.-uśmiechnęłam się.
-Na razie nie, ale widzę po twojej minie, że masz ochotę.
-Mam, ale się powstrzymam. Przyznaję, swatka ,że mnie żadna.-zaśmiałam się
-No wreszcie.-odparła-Więc dacie nam spokój z Bartmanem?
-Na to wygląda.-powiedziałam niechętnie.
Zbliżały się nieubłaganie play-offy, a co za tym idzie, także mecz gwiazd Plusligi oraz Gala Siatkarskie Plusy 2012. Postanowiłam wybrać się na małe zakupy z tej okazji po skończonym dyżurze. Jak to bywało, zeszło mi ponad dwie godziny. Wracałam sobie spokojnie przez rzeszowski park, aż moją uwagę przykuł pewien widok, a właściwie widok dobrze mi znanych osób. Nie ukrywam zdziwiło mnie to co zobaczyłam, nawet bardzo. Zaraz chwyciłam w dłonie telefon i wykręciłam numer Zbyszka.
-Zgadnij kogo spotkałam właśnie w parku.
-Wolę nie strzelać.-zaśmiał się-Ale znając życie to...
___________________________________________________________________
Korzystam z okazji ,że mi się przychorowało i siedzę w domu i oddaję nowy rozdział. Szału nie ma i nie jest za długi, ale cóż, oddaję to już waszej opinii :> Jak myślicie, kogo spotkała Lena w parku? :)

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XVIII

ROZDZIAŁ XVIII.
-Aśka?
-Nie, Matka Teresa z Kalkuty, pewnie ,że ja.-parsknęła śmiechem-Co tu robisz?
-Przyjechałam z przyjaciółmi.-wzruszyłam ramionami, przerwała nam delikatnym chrząkaniem Maja-Poznaj proszę to moja przyjaciółka, Maja.
-A ty pewnie jesteś tą byłą przyjaciółką ,która...
-Maja!-przerwałam jej
-Nie, spokojnie, wiem co wtedy zrobiłam i żałuję tego.-odparła-Opowiadaj co tam u ciebie słychać, słyszałam ,że dużo zmian.
-Od kogo?
-Od Zuzy.-odparła
-To ja was zostawię.-powiedziała Maja i zostawiła nas we dwie
-Sama przyjechałaś?-spytałam zupełnie obojętnie
-Nie, z chłopakiem.
-O proszę, widzę ,że się powodzi.-uśmiechnęłam się lekko
-Jakoś to jest, mieszkam i studiuję teraz w Krakowie, a ciebie gdzie poniosło bo nie studiujesz w Warszawie prawda?
-Nie, po tym wszystkim przeniosłam się do Rzeszowa i nie żałuję bo tam na nowo ułożyłam sobie życie.-odparłam
-A słyszałam i widziałam.-zaśmiała się
-Ale co?-spytałam zdziwiona
-Wiesz czytam kobiece serwisy sportowe.-wyszczerzyła się-Kto jak kto, ale nie spodziewałabym się ,że cię tak wciągnie w ten sportowy świat.
-Ludzie się zmieniają.-wzruszyłam ramionami
-Wiesz ,że żałuję tego co się stało.-rzuciła nagle
-Było, minęło. Ale w sumie powinnam ci podziękować, bo gdyby nie ty to popełniłabym największy błąd swojego życia i nie poznała tych osób ,które teraz dla mnie tak wiele znaczą.
Popatrzyła na mnie wręcz zszokowana. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Stała tam wmurowana. Chyba nie spodziewała się po mnie takich słów.
-Muszę już iść.-rzuciłam i za chwilę odeszłam od niej i wróciłam do siebie. Jako ,że chłopaki jeszcze nie wrócili ze stoku poszłam do Mai i urządziłyśmy sobie seans filmowy. Głównie były to komedie romantyczne, ale to nic.
-A teraz moja droga przyjaciółko po proszę o szczerą odpowiedź.
-No wal.-odparła zajadając się popcornem
-Widzieliśmy was wczoraj.-popatrzyła tylko na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi- Jak sobie spacerowaliście po Predazzo i wcale nie wyglądaliście jak przyjaciele tylko para zakochanych.
Widziałam ,że wprawiłam ją wyraźnie w zakłopotanie. Przez chwilę się nie odzywała, co było wręcz do niej nie podobne. Dopiero po chwili namysłu zabrała głos.
-Wydawało ci się. Normalnie sobie spacerowaliśmy.-odparła
-Maja znam cię i to dobrze, więc błagam cię, nie próbuj mnie wkręcać ,że między wami nic nie ma bo przecież widzę i to nie tylko ja.
-Dajcie spokój ubzduraliście coś sobie.-usilnie zaprzeczała
-Majson, no mi nie powiesz?
-Ale błagam cię, nie mów tego nikomu.-odparła ,a ja przytaknęłam-Lubię go, naprawdę go lubię, ale nie chcę psuć przyjaźni, jest dobrze jak jest.
-Pasuje ci taki dziwny układ?
-Dziwny?-powtórzyła
-Bo to jest coś więcej niż przyjaźń, ale jeszcze nie związek.
-Ani mi, ani jemu to nie przeszkadza.-wzruszyła ramionami
-Jak dzieci.-pokręciłam głową wzdychając
-Mi prawisz kazania, a mam ci przypomnieć jak wy zaczynaliście?-spytała ze śmiechem ,a ja jej powtórowałam.
Obejrzałyśmy jeszcze 'Jak urodzić i nie zwariować?' i następnie zeszłyśmy na obiad. Spokojnie zjadłyśmy obiad i zaraz wrócili chłopcy.
Następne dni minęły bardzo szybko i spokojnie. Sporo pojeździliśmy, warunki były świetne. Zaliczyłyśmy z Mają jeszcze jeden wypad do SPA. Nastał też wreszcie  trzydziesty pierwszy grudnia, czyli ostatni dzień roku zwany Sylwestrem. Impreza w hotelowej sali miała zacząć się po dziewiętnastej ,więc zbytnio się nie śpieszyliśmy. Przed południem skoczyliśmy jeszcze na stok ,a po obiedzie zaczęliśmy się powoli zbierać.
-Zajmuję łazienkę!-krzyknął Zbyszek kiedy wracaliśmy po obiedzie do pokoju
-Po moim trupie.
-To kto pierwszy to lepszy.-rzucił i ruszył do przodu ,a ja zaraz za nim. Niestety był szybszy co za tym idzie był pierwszy w łazience. Rzuciłam się na kanapę i zaczęłam skakać po kanałach bo wiedziałam ,że szybko stamtąd nie wyjdzie. Tak jak przewidywałam wyszedł z niej dopiero po ponad dwudziestu minutach.
-A mówią ,że to kobiety długo siedzą w łazience.-zaśmiałam się
-A nie podoba ci się?
-Nie, jest idealnie.-powiedziała po czym cmoknęłam go w policzek i wślizgnęłam się do łazienki. Zaraz wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, pomalowałam, włosy wyprostowałam i zostawiłam rozpuszczone. Pomieszczenie opuściłam po jakichś dwudziestu minutach. Od razu kiedy wyszłam siatkarz swój wzrok z telewizora skierował na mnie i zagwizdał po czym zaraz znalazł się przy mnie.
-No to już wiemy kto zostanie królową imprezy.-wyszczerzył się- Pięknie wyglądasz.
-No ty też niczego sobie.-uśmiechnęłam się łobuzersko
-Moja najpiękniejsza.-wyszeptał po czym wpił się w moje usta. Z początku delikatny pocałunek przerodził się bardzo namiętny. Czułam jak swoimi dłońmi błądzi po całym moim ciele. Tą błogą chwilę przerwało nam pukanie do drzwi.
-No zabiję.-wysyczał i poszedł otworzyć drzwi
-Lena! Mogę cię na chwilę?-spytał z uśmiechem Piotrek ,a ja skinęłam głową
-To co tam chciałeś Piotruś?
-Rozmawiałaś może z Mają?-spytał niepewnie
-Tak rozmawiałam z nią na wasz temat.-zaśmiałam się
-Bo chciałbym z nią dzisiaj o tym szczerze porozmawiać. Myślisz ,że to dobry pomysł?
-No pewnie ,że tak.-odparłam z uśmiechem
-Serio?
-Jestem tego pewna. Ona naprawdę cię bardzo lubi, tylko boi się zrobić nie wiedzieć czemu pierwszy krok.-powiedziałam i poklepałam go po ramieniu
-Dzięki Len.-uśmiechnął się szeroko- Można na ciebie liczyć.
Zaraz wybiła godzina dziewiętnasta i zeszliśmy na dół. Zabawa powoli się rozkręcała. Zbyszek nie dawał mi chwili westchnienia porywając mnie do tańca po tym jak ledwo przyszliśmy.Kiedy puścili wolną piosenkę od razu porwał mnie w swoje objęcia.
-Z nas to swatki idealne.-szepnął-Zobacz.
Buzia sama się uśmiechała. Maja wręcz tonęła w objęciach Piotrka. Szeptali coś sobie na ucho od czasu do czasu uśmiechnięci. Następna piosenka to był również wolny.
-Odbijany!-zarządził Piotrek i zaraz porwał mnie do tańca-Dziękuję.
-Ale za co?-spytałam
-Wiesz za co.
-Przecież ja nic nie zrobiłam.
-Nie wcale.-zaśmiał się
-Wiesz ,że ja wam będę zawsze kibicować.-uśmiechnęłam się
-A ja wam ze Zbychem bo idę o zakład ,że to się skończy ślubem.-zaśmiał się
-Jasne.-powtórowałam mu i też się zaśmiałam
-No tak, pasujecie do siebie jak nikt inny i mówię to ja.-uśmiechnął się
-A wy do siebie też strasznie pasujecie i to mówię ja.-wyszczerzyłam się.
Za chwilę piosenka dobiegła końca, a my wróciliśmy do stolika gdzie siedzieli już Maja i Zbyszek. Kiedy koło niego siadłam od razu mnie objął ramieniem i cmoknął w policzek.
-Wy to z Pitem to teraz takie psiapsóły?-spytał ,a ja wybuchłam śmiechem
-Czyżby pan Bartman był zazdrosny?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-O Pita? Przestań.-parsknął śmiechem
-No wiesz ty nie masz takiej super psiapsióły.-zaśmiałam się
-No niestety, Pit woli swoje sekrety powierzać tobie.
Zabawa trwała w najlepsze. Nim się spostrzegliśmy była dwudziesta trzecia pięćdziesiąt osiem. Tak jak i wszyscy wyszliśmy na duży taras z szampanem i lampkami i zaczęło się wielkie odliczanie. Większość towarzystwa była z Polski, więc można było usłyszeć wiele typowo 'polskich' epitetów gdyż towarzystwo było w większości już lekko wstawione.
-Jaka ostatnia minuta starego roku taki nowy.
-Czyli jaki?-spytałam
-Taki.-odparł i w Nowy Rok weszliśmy całując się.-Wariat.
-To tak korzystając z okazji to będę pierwszy.-uśmiechnął się- Więc moja najpiękniejsza życzę ci żebyś zdała z wyróżnieniem tą swoją kochaną medycynę i została najlepszą panią doktor w całym Rzeszowie, wiele uśmiechu na twarzy, żebyś wytrzymała z moją osobą jeszcze długo, żebyś dalej była tak piękna, dalszej super przyjaźnie z Mają i Pitem i żebyś była szczęśliwa.
-Jestem szczęśliwa.-odparłam z uśmiechem i zaraz również złożyłam mu życzenia, a potem odpowiednio Piotrkowi i Mai.
-Moja najukochańsza wariatko, życzę ci żebyś była dalej tak pozytywnie nastawiona do życia i zwariowana, ukończenia architektury z wyróżnieniem, żebyś dalej była zwariowaną kibicką naszych chłopców i żeby ta nasza przyjaźń dalej trwała, dużo miłości i żebyście się z Piotrkiem wreszcie zeszli!-uścisnęłam ją ,a ona tylko się zaśmiała.
Po składaniu życzeń zabawa trwała dalej. Chłopcy troszkę wypili, ale w końcu był Sylwester i mogli sobie na to pozwolić chociaż raz do roku. Zabawy nie widać było końca.
-Zabierzcie go bo ten pan już ma na dzisiaj dosyć.-powiedział wskazując na Piotrka ,który jednymi słowy nie wyglądał za dobrze ,a wypił tyle samo co Zbyszek po którym niczego nie było widać
-Zajmę się nim.-zaoferowała Maja- Nowakowski! Wychodzimy.
-Ale Majeczko, jeszcze chwilę.-wymamrotał
-Mój drogi, ty już na dzisiaj zakończyłeś imprezę.-powiedziała i wzięłam go pod rękę i powoli opuścili salę, a my razem z nimi. Spokojnie czekaliśmy na windę.
-Zbyszek?-ktoś spytał a Bartman momentalnie obrócił się. Przeprosił nas na chwilę i podszedł do owej osoby. Weszliśmy we trójkę do windy i wcisnęliśmy przycisk wskazujący nasze piętro.
-Majuś słońce, chciałem ci to powiedzieć wcześniej ,ale szaleje za tobą.
-Jesteś pijany.-zaśmiała się
-Ale jeszcze nieco kontaktuje.-wymamrotał uśmiechając się.
Za chwilę byliśmy na trzecim piętrze.
-Błagam cię, przyjdź mi z nim pomóc.-powiedziała
-Skoczę na chwile do pokoju.
Wskoczyłam do pokoju, zmieniłam buty na baleriny i zaraz po cichu weszłam przez uchylone drzwi i stanęłam przyglądając się rozmowie tejże dwójki.
-Maja, naprawdę dla mnie jesteś więcej niż przyjaciółką.
-Przed chwilą wydawałeś się nieco bardziej wstawiony.-zaśmiała się
-Ale mówię całkiem trzeźwo.
-Całkiem.-powtórzyła
-Nic mi nie odpowiesz?-spytał
-Nie wiem co.
-Tak to gadasz jak najęta, a teraz nagle mowę odjęło?-zaśmiał się
-Wredota.-pokazał mu język.
W tym momencie ktoś położył rękę na moim ramieniu. Aż podskoczyłam ze strachu. Na szczęście to był Zbyszek, który skinieniem głowy dał mi znać żeby zostawić ich samych po czym udaliśmy się do pokoju.
-No taką zabawę mi przerwałeś.-zaśmiałam się, ale zobaczyłam jego nietęgą minę-Coś się stało?
-Nie, nic ważnego.-odparł
-Przecież widzę.-powiedziała i stanęłam naprzeciwko niego
-Nie ważne.
-Zbyszek..-powiedziała gładząc swoją dłonią jego policzek- Wiesz ,że możesz powiedzieć mi wszystko ,a przecież widzę ,że coś nie tak.
-Nie chcę ci psuć takiego dnia.-uśmiechnął się lekko
-Coś poważnego?
-Nie, spokojnie.-odparł ze spokojem ujmując moją dłoń i całując ją
-Powiesz mi wreszcie?
-Więc...
____________________________________________________________
Dodaję dzisiaj gdyż jutro wyruszam do szkoły i nie mam pojęcia kiedy coś się ukarze, możliwe ,że na tygodniu, aczkolwiek nie obiecuję :) wyszedł jakiś nijaki, ale oddaję go w waszej opinii 

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XVII

ROZDZIAŁ XVII.
-Lena, żyjesz?-usłyszałam pytanie za sobą
-Nie.-odparłam cały czas się nie podnosząc
-Nawet w takiej chwili musisz żartować?-spytał- Pytam serio, boli cię coś?
-Nie, nic mi nie jest.-odparłam i podniosłam się wreszcie ze śniegu
-No nie wiem, nieźle w ciebie uderzył.-powiedział z troską-Na dzisiaj wystarczy wrażeń.
-No przestań, przecież nic mi nie jest.-zaprotestowałam
-Dobra, dobra, lepiej dzisiaj sobie odpocznij.
Nie ukrywam trochę mnie jednak poobijał bo czułam się jak po zderzeniu z co najmniej samochodem osobowym. Wszystko mnie bolało, aczkolwiek nie podejrzewałam żeby było to coś poważniejszego. Mimo niechęci posłusznie zjechałam na dół i tak też moja jazda na dzień dzisiejszy się zakończyła. Z grymasem bólu na twarzy zdjęłam narty i zmieniłam buty. Zanim zdążyłam do reszty doprowadzić się do porządku siatkarz zaniósł moje narty i swoją deskę i stał koło mnie.
-Dasz radę iść?
-A mam wybór?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Właściwie to masz.-wyszczerzył się-Wskakuj.
-Żartujesz? Jakoś się doczołgam.
Zmierzył mnie tylko wzrokiem i mimo moich usilnych protestów przerzucił sobie przez ramię i zaniósł prosto do pokoju. Poszłam od razu się przebrać i wyłożyłam się na kanapie. Siatkarz od razu usiadł koło mnie.
-I jak?
-Szału nie ma.-odparłam
-Biedactwo moje.-powiedział uśmiechając się i odgarniając kosmyki moich włosów z twarzy.
Przez chwilę pooglądaliśmy jeszcze telewizję i postanowiliśmy wybrać się na kolację. Poszłam spytać Maję z Piotrkiem czy idą z nami. Nie musiałam pukać, drzwi były uchylone. Zajrzałam przez nie i aż uśmiechnęłam się na widok obrazka ,który ujrzałam. Stali naprzeciwko siebie, uśmiechnięci od ucha do ucha usilnie o czymś rozmawiając i cały czas wpatrując się w siebie. Nie chciałam im przeszkadzać, więc po cichu z powrotem przymknęłam drzwi i dołączyłam do Zbyszka ,który czekał na mnie przy windzie.
-Nie idą?-spytał zdziwiony
-Nie pytałam.
-To co tam robiłaś?
-Po prostu wolałam im nie przeszkadzać.-uśmiechnęłam się, a ten popatrzył na mnie wyraźnie zdziwiony- W końcu dobre z nas swatki nie?
-Nie zaprzeczę.-zaśmiał się i zaraz weszliśmy do windy po czym zjechaliśmy na dół i poszliśmy na kolację. Na stołówce dołączyli do nas Maja z Piotrkiem. Po posiłku chłopaki grali na konsoli, a ja wymknęłam się do Mai.
-Zgaduję ,że grają na konsoli?-spytała śmiejąc się ,a ja pokiwałam tylko twierdząco głową- Jak dzieci.
-Trochę wyrośnięte.-zaśmiałam się-Jak tam sprawy się mają?
-Jakie sprawy?-spytała marszcząc brwi
-No z Piotrkiem.
-A jak się mają mieć? To mój przyjaciel.-wzruszyła ramionami
-Może i bym ci uwierzyła gdybym nie zobaczyła tego delikatnego uśmiechu jak wymawiałaś jego imię.-uśmiechnęłam się-Widzę ,że go lubisz.
-Lubię i co z tego?
-To ,że on cię też lubi.-odparłam
-Skąd wiesz?
-Mam swoje źródła.-zaśmiałam się-Więc do dzieła.
-Ale dlaczego wy chcecie nas zeswatać skoro zupełnie nam nie po drodze do siebie?
-A kto was swata?-zaśmiałam się
-No głupia to ja nie jestem.-pokazała mi język-Jutro rozumiem nie wybierasz się na stok?
-Nie koniecznie.-odparłam
-To w takim razie ja też zostanę i idziemy do spa!-zarządziła, a w tym momencie do pokoju wszedł Piotrek.
-Przeszkodziłem?-spytał
-Nie, takie tam babskie pogaduchy.-uśmiechnęła się Maja- Już cię ograł?
-Niestety.-powiedział robiąc smutną minę ,a ta poklepała go po ramieniu
-A Bartmana gdzie zgubiłeś?-spytałam
-Gada z kimś przez telefon.-odparł.
Zostawiłam ich za chwilę samych bo widziałam iż wyraźnie byli bardziej zainteresowani rozmową ze sobą niż ze mną i założę się ,że nie zauważyli mojej nieobecności.
-Już cię wygonili?-spytał z uśmiechem
-Nie, ale jakoś specjalnie nie byli zainteresowania rozmową ze mną.-zaśmiałam się ,a ten mnie objął
-Jutro raczej nie planujesz jeździć?
-Raczej nie.-odparłam
-To zostanę z tobą.
-Nie musisz, Maja ma ze mną zostać.-odparłam- Oczywiście też możesz zostać, ale nie wiem czy byłbyś zainteresowany wizytą w spa.-zaśmiałam się
-Raczej podziękuję.-ukazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów
-Tobie spa raczej nie potrzebne.-wyszczerzyłam się
-Tobie też niekoniecznie.
-O tak?-spytałam, a ten musnął moje usta.
Tą błogą chwilę przerwało nam pukanie do drzwi zza których za chwilę wyjrzał Pit.
-Idziemy się przejść po miasteczku, idziecie?
Popatrzyliśmy na siebie i równocześnie oboje wypaliliśmy:
-Nie.-po czym się zaśmialiśmy
-Idźcie sami.
-Jak chcecie.-wzruszył ramionami- Tylko tu spokojnie.
-I nawzajem.-powiedział Zbyszek do Pita, a ten tylko pokręcił głową i za chwilę zniknął za drzwiami.
Po trwającej dłuższej chwili stwierdziliśmy, że pójdziemy się dotlenić. Miasteczko wyglądało naprawdę pięknie za dnia, ale nocą to już w ogóle było tu bajecznie. Wstąpiliśmy po drodze na gorącą czekoladę do małej kawiarenki. Jako ,że Zbyszek odkrył uroki korzystanie z twittera musiał wszystko uwiecznić. Jak zwykle było kupe śmiechu. Wracaliśmy powoli uliczkami trzymając się za ręce. W pewnym momencie siatkarz przyciągnął mnie do siebie i wskazał palcem w górę. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po spojrzeniu w górę wszystko było jasne. Staliśmy pod jemiołą. Zaśmiałam się kręcąc głową, ujęłam dłońmi jego twarz i zaraz nasze usta spotkały się ze sobą.
-Zapomniałabym!-powiedziałam strzelając tzw. facepalma-Mam coś dla ciebie, ale to w hotelu.
-Ja dla ciebie też.-uśmiechnął się-Popatrz kto tam idzie.
Na początku nie mogłam rozpoznać kogo wskazał, ale zaraz wszystko było jasne. Uśmiechnęłam się do niego i napawałam się widokiem. Tak, to byli Maja i Piotrek. I nie wyglądali jak to wmawiała mi moja kochana przyjaciółka jak zwykli przyjaciele. Szli pod rękę, co rusz na siebie zerkali i uśmiechali. Za chwilę udaliśmy się w drogę powrotną do hotelu. Nie zauważyli nas na szczęście. Kiedy weszliśmy do hotelowego pokoju od razu wzięłam się za szukanie prezentu dla Zbyszka, on także czegoś usilnie szukał. Po chwili poszukiwań obydwoje znaleźliśmy to czego szukaliśmy.
-To ja będę pierwszy.-powiedział radośnie w mikołajowej czapce- Mam nadzieję ,że ci się spodoba.
Po chwili wymieniliśmy się prezentami. Dosyć sprawnie otworzyłam paczkę i aż pisnęłam z radości na widok jej zawartości.
-Jeju Zbyszek, kocham cię!-powiedziała radośnie i zaraz dałam mu buziaka w policzek. Znał moją słabość do butów, zwłaszcza do litów. Przy nim mogłam sobie na nie pozwolić bo jednak byłam nieco niższa. Miałam ich w swojej kolekcji sporo tylko nie takie.
-Czyli rozumiem ,że trafiłem?-spytał uśmiechnięty
-Pewnie. Gdzie ty je dorwałeś? Ja nie mogłam ich nigdzie znaleźć.
-Ma się znajomości.-wyszczerzył się
-To teraz, pora na ciebie.-powiedziałam i podałam mu pakunek. Otworzył go chyba jeszcze szybciej niż ja. Gdy zobaczył zawartość wybuchł śmiechem.
-Geniusz nie kobieta.-zaśmiał się przytulając mnie do siebie, za chwilę też przymierzył swój prezent.
-Uśmiech.-powiedziałam ze śmiechem i zrobiłam mu zdjęcie ,które zaraz ujrzało światło dzienne na twitterze.
-Jak na to wpadłaś?
-Po prostu widziałam na jakiejś stronce ktoś dorysował 'r' i mi się spodobała ta wersja.-zaśmiałam się
Za chwilę naszą konwersację przerwało nam pukanie i za moment w pokoju znalazł się Pit.
-Bartman pokaż sweter.-wyszczerzył się ,a my wybuchliśmy śmiechem-Geniusz.-powiedział przyglądając się i przybił ze mną piątkę. Za chwilę do pokoju przyszła Maja ,która widząc sweter zareagowała tak samo jak i my wszyscy ,czyli głośnym śmiechem. Za chwilę dorwała się także do moich butów.
-Jak ja ci zazdroszczę no.-powiedziała oglądając je dokładnie z każdej strony
-Jak chcesz Pit mogę ci dać namiary na te buty.-powiedział Zbyszek klepiąc środkowego po ramieniu. Resztę wieczoru spędziliśmy we czwórkę oglądając komedie. W tym towarzystwie nie można było się nudzić, nawet gdybyśmy oglądali horror założę się ,że płakałabym ze śmiechu przez nich. Chłopaki cały film komentowali postępowanie bohaterów. Razem z Mają wręcz płakałyśmy ze śmiechu. Nasi towarzysze opuścili nasz pokój dopiero w okolicach północy. Zaraz też poszłam pod prysznic i położyłam się spać wtulając się w tors siatkarza.
Kiedy się obudziłam zbierał się już do wyjścia.
-Dzień dobry śpiochu.-rzucił w moją stronę
-Nie połamcie się bo nas tam trener Kowal zabije.
-Spokojnie.-odparł z uśmiechem-Podpytam tam Pita o wczoraj.
-A ja Maję. Ciekawa jestem co powiedzą.
-Znając Pita powie mi ,że miałem zwidy-zaśmiał się.
Za kilka chwil chłopcy poszli na stok ,a my z Mają udałyśmy się do spa. Najpierw zaliczyłyśmy zabiegi błotne, a potem udałyśmy się na masaż. Wizyta w spa dobrze mi zrobiła. Mogłam się zrelaksować i chwilkę odpocząć. Stwierdziłyśmy ,że musimy się w to miejsce jeszcze wybrać. Przechodząc koło recepcji spotkała mnie niespodzianka.
-Lena!-pisnął znajomy głos
Z początku nie wiedziała kto mnie nawoływał ,ale wystarczyła chwila żebym sobie przypomniała tą osobę.
-No co ty, nie poznajesz mnie?
________________________________________________________________________
Już niedługo wracam do szkoły co za tym idzie rozdziały nie będą aż tak często, na pewno będą się pojawiać w weekendy, na tygodniu także postaram się cokolwiek napisać ☻

środa, 20 lutego 2013

Rozdział XVI

ROZDZIAŁ XVI.
-Co tu robisz?-spytałam oschle
-Spytałbym o to samo.
-Przyjechałam do rodziny na święta, takie to dziwne?
-Myślałem ,że cię nie będzie.-odparł
-Są święta, więc czemu miało by mnie nie być?-spytałam ,a on tylko wzruszył ramionami
-Chociażby dlatego ,że nie odzywasz się z własną matką.
-To już moja sprawa.-przerwałam mu- A tak w ogóle pamiętasz ,że parę tygodni temu dostałeś zakaz zbliżania się do mnie?
-Nie przyszedłem do ciebie.
-Nie obchodzi mnie do kogo przyszedłeś. Masz sądowy zakaz zbliżania się do mnie i mojej rodziny, więc liczę do pięciu i cię tutaj nie widzę.-powiedziałam ,a on za chwilę przestraszony zniknął z pola widzenia po czym zamknęłam drzwi i wróciłam do żeńskiej części rodziny.
-Kto to był?-spytała mama
-Ktoś pomylił domy.-skłamałam, ale nie miałam ochoty wdawać się z nią w dyskusję dlaczego nie wpuściłam jej ulubieńca do środka.
-No Lenuś, pokaż jakieś zdjęcie tego swojego ukochanego.-dalej ciągnęła ciotka
-Wpisz sobie w internet, będzie prościej.-zaśmiałam się
-Wiesz ,że ja z internetem nie jestem w dobrych kontaktach.-Westchnęłam tylko głośno i zaczęłam szperać po galerii zdjęć w telefonie. Wybrałam nasze wspólne zdjęcie zrobione po finałach ligi światowej w Sofii przez Maję. Podałam jej telefon i przyglądałam się jej reakcji.
-Pasujecie do siebie. Obydwoje piękni, młodzi.-zaśmiała się i oddała mi telefon, a ja tylko się uśmiechnęłam
-Zobaczymy co z tego wyjdzie.-rzuciła moja mama ,a ja tylko rzuciłam na nią piorunujące spojrzenie
-Mamo, ty zawsze taka przesądna.-próbowała załagodzić Zuza.
Przez resztę wieczoru trochę pogadałam z Zuzią, trochę z ciotką i tak to zleciało. Od czasu do czasu także moja mam wtrąciła swoje przysłowiowe pięć groszy. Niestety toporu wojennego nawet w święta nie udało nam się zakopać. Nie ukrywam, próbowałam i to kilkukrotnie, a ona uparcie dalej drążyła ten sam temat ,który drąży od blisko roku. Kiedyś była dla mnie jak najbliższa przyjaciółka, mogłam powiedzieć jej o wszystkim, rozumiała mnie bez słów. Teraz czułam jakby była zupełnie obcą mi osobą. Strasznie się od siebie oddaliłyśmy ,a co najgorsze nic nie mogłam z tym zrobić. Nie chciałam stracić całkowicie z nią kontaktu bo w końcu to była moja matka, ale jej zachowanie nie ułatwiało mi tej sprawy. Nawet przy rodzinie nie powstrzymała się od docinania i wypominania mi rzekomych błędów przeszłości. Nie dałam się jej złamać, nie chciałam robić awantury przy rodzinie. Jakoś przeżyłam pierwszy dzień świąt, choć łatwo nie było. Wieczorem opuściłam rodzinkę urzędującą w salonie i spakowałam resztę rzeczy potrzebnych do wyjazdu. Przy okazji porozmawiałam z Mają i Zbyszkiem. Obydwoje nie mogli już doczekać się jutrzejszego wyjazdu. Sama też nie mogłam się doczekać, kiedy nie będę musiała słuchać uwag mamy. Choć strasznie ją kochałam, nie potrafiłam zrozumieć jej postępowania. Stała mi się w te parę miesięcy zupełnie obca. Nie potrafiłam zrozumieć jej postępowania, ale nie tylko ja. Nikt jej nie potrafił rozumieć. Było mi przykro ,że własna matka stała się nagle zupełnie obcym mi człowiekiem. Niestety sama się do tego przyczyniła i nijak nie chciała tego zmienić.
Nazajutrz wstałam po dziewiątej i zeszłam od razu na śniadanie. Wcale nie zdziwił mnie fakt ,że już od rana szło 'świętowanie' na całego. Nasypałam płatek do miski, zalałam je gorącym mlekiem i zjadłam spokojnie przy kuchennej wysepce nie przeszkadzając reszcie rodziny w konwersacjach. Po zjedzeniu śniadania, wstawiłam pustą miskę do zmywarki i poszłam na górę do łazienki. Ubrałam się, lekko umalowałam, zaplotłam warkocza na bok i za kilka chwil opuściłam łazienkę dopakowując kosmetyki i komputer. Pożegnałam się z rodziną, ciotki i Zuza wyprzytulały mnie za wszystkie czasy ,a moja mama wysiliła się tylko na oschłe "Uważaj na siebie". Cała ona. Zgarnęłam pod drodze swoje narty i za parę minut byłam na warszawskim Okęciu. Nie widziałam nikogo ze swoich towarzyszy, więc oddałam bagaże przy stanowisku check-in ,a gdy się odwróciłam dostrzegłam Bartmana z bagażem rozmawiającego z kimś przez telefon. Nie zauważył mnie co postanowiłam wykorzystać. Zaszłam go od tyłu, oczywiście skończył już rozmawiać przez telefon. Chciałam go zaskoczyć i dać mu buziaka w policzek, ale najwyraźniej musiał mnie dostrzec bo sprawnie obrócił głowę i czule mnie pocałował przyciskając do siebie.
-Wariat.-zaśmiałam się
-Mi ciebie też brakowało.-wyszczerzył się
-A gdzie nasze "ofiary"?-spytałam biorąc ostatnie słowo w tzw. 'króliczki'
-Piotrek już dojeżdża do lotniska, a Maja?
-Też zaraz powinna być.-odparłam.
Po jakichś kilku minutach siedzenia i oczekiwania na resztę wreszcie się doczekaliśmy.
-No popatrz, jednak my to szybko działamy.-zaśmiałam się wskazując na idących w naszym kierunku Piotrka i Maję uśmiechniętych od ucha do ucha
-To dobrze, że się dogadują bo miejsca mają koło siebie.
-Żartujesz?
-Nie, jestem śmiertelnie poważny.-zaśmiał się.
Po kilkominutowej odprawie byliśmy na pokładzie samolotu. Oczywiście na początku Maja mało co nie zabiła mnie za to miejsce koło Piotrka. Następne dwie i pół godziny lotu minęły spokojnie. Uwielbiałam podróżować, gdy byłam mniejsze sporo z rodzicami podróżowaliśmy czy to na wakacje czy święta. Zdążyłam obejrzeć dwa filmy na tablecie, Zbyszek poszedł w moje ślady i też coś oglądał, Maja jak to miała w zwyczaju spała, a Piotrek coś czytał.
Około południa byliśmy już w Val di Fiemme. Miejscowość była naprawdę piękna i cała obsypana białym puchem. Szybko zainstalowaliśmy się w hotelowych pokojach. Zeszliśmy następnie na obiad, a potem postanowiliśmy nie marnując dobrej pogody pójść na stok znajdujący się w okolicach naszego miejsca zakwaterowania.
W mgnieniu oka wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym na górę stoku. Widok z niego był nieziemski.
-To chyba musimy się rozdzielić.-powiedziała Maja i miała rację, bo oni obydwoje ze Zbyszkiem jeździli na snowboardzie, a my z Piotrkiem preferowaliśmy narty.  Obydwoje pojechali na snowpark ,a my spokojnie poszusowaliśmy na kilku trasach. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się ,że z Pita jest aż tak dobry narciarz. Gdyby nie był siatkarzem, spokojnie mógłby zająć się zawodowo narciarstwem. Na dłuższą chwilę się rozdzieliśmy ,ale spotkaliśmy na wyciągu. Zaczęliśmy rozmowę, bo jednak wjechanie na górę trochę zajmowało.
-Lena, mogę cię o coś spytać?
-Pewnie.-odparłam
-Tylko niech ta rozmowa pozostanie między nami.-powiedział ,a ja skinęłam głową- Powiedz, Maja mnie lubi?
-Pewnie ,że cię lubi.
-Ale wiesz w jakim sensie.-powiedział niepewnie
-Piotruś, powiem ci tyle ,że jej się podobasz.-uśmiechnęłam się-A co już zrobisz zależy tylko od ciebie.
-Mówisz?
-Tak. Pasujecie do siebie.
Za moment byliśmy już na trasie. Mniej więcej w połowie się zatrzymaliśmy bo zauważyliśmy Zbyszka z Mają wjeżdżających na trasę ze snowparku.
-No Piotruś, kto pierwszy ten lepszy.-powiedziała promiennie Maja i za chwilę obydwoje zniknęli szusując w dół stoku.
-A my tak będziemy stać?-spytał z uśmiechem Bartman
Dwa razy nie musiał powtarzać. Zaraz też migiem zjechaliśmy na dół i wsiedliśmy na wyciąg.
-Piotrek wypytywał o Maję?
-Tajemnica zawodowa mój drogi.-uśmiechnęłam się
-No mi nie powiesz?-spytał
-To twój kumpel, sam go spytaj.-zaśmiałam się
-Ale on go lubi tak?
-Lubi i to bardzo. Ale oczywiście jak coś to ty nic nie wiesz na ten temat, bo by mnie chyba udusiła.-zaśmiałam się
-No to trochę trzeba im pomóc.
-Chyba nie będziemy zbytnio musieli.-powiedziała i wskazałam palcem przed siebie. Jakieś dwa krzesełka od nas jechali we dwoje śmiejąc się i co raz na siebie spoglądając.
-Z nas to jednak dobre swatki są moja droga.-zaśmiał się
-Najlepsze w całym Trydencie podejrzewam.
Zjechaliśmy jeszcze kilka razy i poszliśmy na przerwę. Kiedy weszliśmy do karczmy od razu dostrzegliśmy siedzących tam Maję i Piotrka. Nie chcieliśmy im przeszkadzać ,więc zajęliśmy stolik w dalszej części lokalu. Gorąca czekolada to było coś czego mi trzeba było.
-Masz dość?
-Oszalałeś?-zaśmiałam się
-Mi kazałaś zbytnio się nie rozpędzać, ale w porównaniu z tobą jeżdżę powoli.
-Przesadzasz, jeszcze nie jest tak szybko.
-Dobra, dobra, ale lepiej uważaj bo nie chcę żebyś sobie coś zrobiła.
-Jednymi słowy, wolisz mnie w jednym kawałku?-spytałam ze śmiechem ,a on pokiwał tylko głową śmiejąc się. W tejże chwili dostałam sms'a.
                            Jesteś najwredniejszą przyjaciółką świata. Ale i tak cię kocham :*
                                                   Ja wredna? :O NIGDY.
Ładnie to tak najpierw wrobić mnie w dwuosobowy apartament, a potem zostawić na pastwę losu?!
                                                           Ale co, źle ci?
        No właśnie... nie. I za to cię kocham Len. Podziękuj tam też swojej gorszej połówce :P
Zaśmiałam się w głos czytając wiadomości od przyjaciółki. Siatkarz popatrzył na mnie nieco zdezorientowany, ale zaraz pokazałam mu smsy i poszedł w moje ślady i wybuchnął śmiechem.
-No ci dwoje to pasują do siebie jak ulał.
-O ile nie zagada biednego Piotrka na śmierć.-zaśmiałam się
-Skoro ty się jeszcze nie dałaś.-wyszczerzył się
-No myślisz dlaczego teraz z nią nie mieszkam?-spytałam ,a on wybuchł śmiechem.
Chwilę jeszcze posiedzieliśmy w karczmie i z powrotem wróciliśmy na stok, a razem z nami Pit z Mają.
Wspomniana dwójka zjechała na dół zostawiając nas we dwójkę.
-Kto pierwszy na dole.-rzuciłam i ruszyłam w dół stoku, a siatkarza zaraz za mną. Narty to była moja wielka miłość, jeździłam od maleńkiego. Nie bałam się prędkości, kiedy byłam młodsza próbowałam narciarstw alpejskiego i szybko jazda została mi do tej pory. Byłam w swoim żywiole. Jadąc usłyszałam tylko jak ktoś krzyknął:
-Uważaj!
Po tych słowach poczułam tylko jak ktoś z całym impetem we mnie wjechał. Ten ktoś musiał jechać z dużą prędkością bo natychmiastowo odbiło mnie dobre kilka metrów. Poczułam tylko jak narty się wypinają, a ja uderzam o śnieg.
-Lena!-ktoś nawoływał....
________________________________________________________________________
Przepraszam ,że tak późno ,ale byłam na nartach i wróciłam dopiero po dwudziestej. Jutro obiecuję dodać wcześniej aczkolwiek nie wiem czy na tego czy na drugiego! :) 

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział XV

ROZDZIAŁ XV.
-Chciałam z tobą porozmawiać.
-Nie mamy o czym.-odparłam stanowczo
-Ja uważam ,że jednak mamy.
-Jak mnie znalazłaś?-spytałam
-Wpuścisz mnie do środka czy będziemy rozmawiać przez próg?
-Odpowiedz mi.-odparłam
-Nie było trudno. Dlaczego mu to robisz?
-Komu?-spytałam zdumiona
-Marcinowi. Przeprowadził się dla ciebie do Rzeszowa, a ty co?
Byłam zupełnie zdumiona jej słowami. Myślałam ,że tak jak tam stoję po prostu zamknę jej drzwi przed nosem.
-Mamo, ty naprawdę jesteś aż tak ślepa?!-prawie ,że wykrzyczałam
-Ja ślepa? Chyba ty.
-Nie rozumiesz? Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Nie pochwalił się jak mnie urządził ostatnio?
-Przesadzasz, pewnie sama niezdaro sobie coś zrobiłaś i chcesz zwalić na biednego chłopaka.-odparła zupełnie niewzruszona
-O nie, nie będziemy tak rozmawiać.-powiedziałam po czym chciałam zamknąć drzwi, jednak uniemożliwiła mi to
-Nie przesadzasz? Nie zapominasz ,że jestem twoją matką?-spytała
-A czy ty nie zapominasz ,że jestem twoją córką? Zrozum wreszcie ,że on jest psychiczny i nie zamierzam nawet na ten temat z tobą rozmawiać. Jak wreszcie przejrzysz na oczy to wtedy będziemy mogły porozmawiać, ale na razie żegnam.
-Lena...
-Nie mamo.-odparłam- Proszę cię, idź.
Po tych słowach pokręciła tylko głową i odeszła. Nie mogłam pojąć tego jak łatwo dawała się manipulować temu kretynowi. A także tego ,że tak ślepo wierzyła w każde jego słowo. Właściwie zachowywała się jakby byłą jego matką, nie moją. Bolało mnie to ,że własna rodzicielka mnie nie rozumiała, ale musiałam być silna. Miałam cichą nadzieję ,że może wreszcie przejrzy na oczy, zobaczy jaki on jest naprawdę. Przez resztę wieczoru nie mogłam na niczym się skupić. Cały czas ta sprawa nie dawała mi spokoju. Mniej więcej kilka minut po siódmej do mieszkania wrócił także siatkarz. Od razu skonsumował przygotowaną przeze mnie kolację i zaraz usiadł na kanapie. Wyłożył nogi na stoliku i zaczął skakać z kanału na kanał. Zaraz jednak swoją uwagę skupił na mnie.
-Wszystko w porządku?
-Jak tak dalej pójdzie moja matka zaadoptuje sobie Marcina.-odparłam ,a on popatrzył na mnie zdziwiony
-Co znowu?-spytał obejmując mnie
-Daj spokój, szkoda gadać. Nie mam już do niej siły po prostu.-pokręciłam głową
-Dalej twierdzi ,że jest niczemu winny?
-Dokładnie.-westchnęłam.
Wieczór spędziliśmy nie robiąc nic nadzwyczajnego, oglądaliśmy trochę telewizję ,trochę pogadaliśmy.
Następne tygodnie mijały bardzo szybko i wbrew pozorom spokojnie. Wróciłam do pracy w szpitalu ,a także na uczelnie, Zbyszek dużo grał, sporo też podróżowali w ramach Ligi Mistrzów. Ogółem między nami układało się dobrze. Moje relacje z mamą nie należały do najlepszych. Nie rozmawiałyśmy praktycznie od paru tygodni. Jedyne z kim utrzymywałam kontakt z rodziny to mój tata i siostra. Wielkimi krokami zbliżał się też święta Bożego Narodzenia. Sprawa z Marcinem dobiegła końca, otrzymał sądowy zakaz zbliżania się do mnie i moich najbliższych, więc nie musiałam obawiać się o swoje życie i swoich bliskich mimo iż moja matka nadal utrzymywała z nim kontakt.
Jak co dzień, miałam dyżur w szpitalu do czternastej. Nie działo się dzisiaj nic zbyt ciekawego i nie miałam za dużo pracy dzisiaj i ten dzień wyjątkowo się dłużył. Wreszcie wybiła zbawienna godzina, szybko pozbyłam się fartucha i za pięć minut wyszłam z budynku. W tejże chwili dostałam sms'a.
                                                O której będziesz w domu?
                                              Zrobię zakupy i jestem, a co? :)
                                           Mam coś dla ciebie, ale to w domu :-)
Po drodze do domu zrobiłam jeszcze zakupy i mniej więcej za dwadzieścia trzecia byłam w mieszkaniu. Zdążyłam rozpakować zakupy i zaraz w mieszkaniu zjawił się także Bartman. Dał mi całusa w policzek na powitanie.
-To co tam dla mnie masz?-spytałam
-Wybierasz się na święta do domu prawda?
-Nie mam większej ochoty, ale tak, chociaż na wigilię.-odparłam
-A tak mniej więcej od drugiego dnia świąt do drugiego stycznia masz coś w planach?
-Niekoniecznie.
-Bo pamiętasz, wygrałem zakład, co prawda jakiś czas temu ,ale dalej aktualne mam nadzieję?-uśmiechnął się
-Jak najbardziej.
-W takim razie co powiesz na wypad na narty?
-Kusząca propozycja.-uśmiechnęłam się-Ale gdzie?
-Val di Fiemme?
-Trener nie ma nic przeciwko?-spytałam
-No nie ma.-wyszczerzył się-Bo zgaduję ,że jeździsz na nartach?
-Oczywiście ,że tak. Jakieś kilkanaście lat.-zaśmiałam się
-To w takim razie się zgadzasz?
-Pewnie ,że się zgadzam.-uśmiechnęłam się
-Bo jest jeszcze jedna kwestia.-rzucił ,a ja spojrzałam tylko na niego- Jedziemy sami czy zabieramy kogoś?
-Skoro mamy tam spędzić Nowy Rok, weźmy kogoś.
-Może ty spytaj Maję, a ja Piotrka? Bo Michał z Moniką tam będą, ale dopiero po świętach.
-Zgoda. Idę o zakład ,że się zgodzi bez żadnego ,ale.-zaśmiałam się
-Piotrek pewnie też zwłaszcza ,że...-przerwał
-Że co?-ciągnęłam
-Jestem gorszy niż baba.-zaśmiał się- Powiem ci, ale błagam nie mów nikomu bo mnie Cichy zabije.
-No mów.
-Bo Piotrkowi podoba się Maja.
-To tym bardziej trzeba ich namówić na ten wyjazd ,a potem zeswatać.-zaśmiałam się- Pasują do siebie. Ona wielka gaduła i żywiołowa, a on spokojny.
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy o wyjeździe i zaraz zadzwoniłam do przyjaciółki z ofertą wyjazdu. Miałam wielką nadzieję ,że się zgodzi.
-Maja, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
-No dawaj.-odparła
-W drugi dzień świąt jedziemy na narty do Włoch, jedziesz?
Na chwilę w słuchawce zapadła cisza. Było wręcz niepodobne do niej. Nie ukrywam, ta cisza trochę mnie zdezorientowała.
-Kocham cię Len wiesz? Pewnie ,że jadę!-prawie ,że krzyknęła z radości- Kto jeszcze jedzie?
-Prócz naszej dwójki i ciebie jeszcze Piotrek, potem możliwe ,że Michał z Monią dojadą.-odparłam.
Omówiłyśmy jeszcze przez chwilę szczegóły wyjazdu i za kilka chwil zakończyłyśmy rozmowę. Zbyszek jeszcze rozmawiał, więc nie chciałam mu przeszkadzać i wzięłam się za pakowanie rzeczy. Nazajutrz jechałam do Warszawy, co prawda dwa dni wcześniej, ale musiałam pomóc w domu w przygotowaniach. Nazajutrz wraz ze Zbyszkiem udaliśmy się do Warszawy do swoich rodziców. Podwiózł mnie pod mój rodzinny dom, pomógł mi z walizkami i na pożegnanie pocałował.
Uwielbiałam tą świąteczną atmosferę w domu. Ubieranie choinki, zapach pierników i innych wypieków roznoszący się po całym domu, dźwięk kolęd. Nawet to ,że prawie nie odzywałam się z mamą nie psuło mi nastroju. Dni przedświąteczne nawet nie wiedzieć kiedy minęły i wreszcie nadszedł upragniony wigilijny dzień. Od samego rana zjeżdżała się do nas rodzina, szły też ostatnie przygotowania w kuchni. Nadeszła też pora na wigilijną kolację, dzielenie się opłatkiem, wspólne śpiewanie kolęd, rozpakowywanie prezentów. Jak co roku z siostrą robiłyśmy sobie prezenty. W tym roku dostałam od niej perfumy Dolce&Gabanna i kremowy sweter z ćwiekami. Jak to zwykle bywało potem rodzina podzieliła się na dwa obozy - żeński i męski. Nie brałam zbyt aktywnego udziału w rozmowach ciotek z moją mamą na czele, rozmawiałam sobie spokojnie z Zuzą.
-Lena skarbie, a co u ciebie?-przerwała mi pytaniem rozmowę z siostrą jedna z ciotek
-Jakoś leci.-odparłam wzruszając ramionami
-Twoja mama coś wspominała ,że w drugi dzień świąt gdzieś zmykasz.
-No tak, jadę do Włoch z przyjaciółmi na narty.-odpowiedziałam
-A jakiegoś kawalera masz?
-Oczywiście ,że ma i to jakiego.-wtrąciła z uśmiechem Zuza
-O proszę.-pokiwała z uznaniem-To opowiadaj!-Popatrzyłam tylko na nią bezradnym spojrzeniem. Nie miałam ochoty opowiadać o naszym związku zwłaszcza ,że moja mama nie była zbyt z tego zadowolona i zapewne wtrąciłaby swoje przysłowiowe pięć groszy.
-No może ja mam mówić?-zaśmiała się Zuza
-Znasz go?-spytała ciotka
-Osobiście to jeszcze nie ,ale na internecie można sobie o nim poczytać.-wyszczerzyła się ,a ja zmierzyłam ją wzrokiem
-Na internecie?-powtórzyła-To kim on jest, jakimś słynnym piłkarzem?-zaśmiała się
-No prawie.-uśmiechnęła się-Jest siatkarzem i jednym z przystojniejszych sportowców.
-Zuza, mam powiedzieć Rafałowi?-spytałam ze śmiechem
-Dobra ja już nic nie mówię.-zaśmiała się-Ale ty poopowiadaj.
Jakże zbawienny okazał się w tejże chwili dzwonek do drzwi. Ruszyłam pośpiesznie żeby otworzyć. Spojrzałam przez wizjer. Widok osoby za nimi nie był dla mnie zbyt przyjemny, zwłaszcza w święta. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział XIV

ROZDZIAŁ XIV.
Czułam jego oddech na sobie. Byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam robić, czy krzyczeć czy uciekać. Stałam tam jak sparaliżowana. Z trudem łapałam oddech.
-Teraz jesteśmy tylko we dwoje.-szepnął mi do ucha i poczułam jego dotyk na swoich biodrach
-Zostaw mnie.-powiedziałam po czym strąciłam jego dłonie z siebie i chciałam odejść jednak szarpnął mnie za dłoń i z powrotem stałam przed nim.
-Tym razem nam nikt nie przeszkodzi moja droga.-uśmiechnął się szyderczo i chciał pogładzić swoją dłonią mój policzek, jednak odtrąciłam jego dłoń. W zamian poczułam uderzenie jego dłoni na swoim policzku. Z moich oczy popłynęły łzy.
-Nie dociera do ciebie ,że my już nigdy nie będziemy razem?-spytałam łamiącym się głosem
-Ależ się mylisz.-zakpił
-Nie, to ty się mylisz.-prawie ,że wykrzyczałam- Wbij sobie raz na zawsze do tej pustej głowy ,że nie chcę i nie będę z tobą, swoją szansę już miałeś.
-I tak wiem ,że cię do mnie ciągnie.-powiedział i zbliżył się do mnie. Próbowałam go odepchnąć, jednak był zbyt silny. Zaczął mnie obejmować. Momentalnie zaczęłam krzyczeć. Zakrył moje usta tak, że z trudem łapałam oddech. Chciał mnie pocałować, ale odepchnęłam go z całych sił od siebie.
-Tak się chcesz bawić?-parsknął śmiechem i zaczął podchodzić. Cofałam się dopóki nie poczułam za swoimi plecami ściany jednego z budynków.
-Zostaw mnie.-powiedziałam wręcz błagalnym tonem
-Ciebie? Nigdy. Mamy jeszcze pewną sprawę do załatwienia.-powiedział po czym zaczął zbliżać swoje usta do moich co wywołało grymas na moje twarzy i momentalnie ją odwróciłam. Zaśmiał się tylko. Mimo moich protestów odwrócił swoimi dłońmi moją twarz i złożył na niej pocałunek.
-Brzydzę się tobą.
-Przecież wiem ,że ci się podobało.-pogładził zewnętrzną częścią swojej dłoni mój policzek. Jeszcze raz z całych sił odepchnęłam go od siebie i zaczęłam uciekać. Nie dało to za dobrych rezultatów. Za chwilę szarpną mnie z całej siły za rękę i pchnął w ścianę. Osunęłam się bezwładnie po niej. Poczułam jak po moim policzku spływa strumyk krwi. Miałam rozbitą głowę. Podszedł do mnie z wielką furią i za ubrania podniósł do góry.
-Myślisz ,że z tobą skończyłem? Dopiero się rozkręcam.-powiedział ironicznie i uderzył mnie w twarz odpychając.
-Proszę, zostaw mnie.-powiedziałam łkając jednak moje prośby do niego nie docierały. Przykucnął przede mną. Byłam tak obolała i przerażona ,że nie miałam nawet siły krzyczeć. Chwilę patrzył na mnie wzrokiem pełnym gniewu. Następnie znacznie zbliżył się do mnie. Poczułam jego dłonie pod moją bluzką. Próbowałam się wyrwać, jednak to tylko pogorszyło sprawę. Zaczął mną potrząsać i ostatecznie znowu poczułam jego uderzenie na twarzy.
-Kochanie, nie ze mną te numery. Albo będę miał cię ja, albo nikt. Jak widzę ty wybrałaś tą drugą opcje.- Podniósł mnie do góry po czym z pełną nienawiścią pchnął na ziemię. Dotknęłam tylko swojej głowy. Na dłoni zobaczyłam czerwoną maź. Resztkami sił po prostu zaczęłam krzyczeć. Zaraz znalazł się koło mnie i zakrył mi twarz.
-Nie krzycz, to i tak ci nic nie da bo nikt ci nie pomoże. Nikt.-przycisnął mnie tak mocno do siebie ,że z wielkim trudem łapałam oddech. Słyszałam czyjeś kroki. Widziałam ,że Marcin zaczął nerwowo spoglądać czy ten ktoś nie idzie przypadkiem w naszą stronę. Chciałam to wykorzystać. Ugryzłam go w rękę, momentalnie ja zabrał, i ostatkami sił zaczęłam krzyczeć. Popatrzył tylko na mnie przerażającym wzrokiem i powtórnie upadłam na ziemię. Widziałam ,że zbiera się aby jeszcze mnie uderzyć. Wyraźniej też było słychać czyjeś kroki. Po prostu schowałam twarz w dłonie i skuliłam się. Za dosłownie moment dało się usłyszeć przepychanki, wręcz początek bójki. Podniosłam się i oparłam o znajdującą się kilka centymetrów ode mnie ścianę z wielkim grymasem bólu. W pierwszej chwili nie widziałam kto szarpał się z Marcinem i za chwilę dosłownie powalił go na ziemię. Po sylwetce wywnioskowałam ,że to mężczyzna.
-Nie daruje ci tego!-krzyknął w kierunku Marcina. Wtedy już nie miałam wątpliwości kto to. Zaraz też Marcin nieco poobijany uciekł w popłochu wykrzykując.
-Jeszcze tego pożałujesz, a następnym razem już nikt ci nie pomoże.-krzyknął i za chwilę zniknął skręcając w boczną ulicę. Zaraz siatkarz znalazł się przy mnie.
-Co on ci zrobił?-spytał i objął mnie- Lena, ty krwawisz.-powiedział i zaraz przyłożył mi do głowy masę chusteczek żeby zatamować chociaż na chwilę cieknącą krew.
-Nic mi nie będzie.-powiedziała po czym próbowałam usilnie wstać, jednak moje nogi odmówiły posłuszeństwa i w porę zostałam złapana przez siatkarza.
-Właśnie widzę.-odparł- Jedziemy do szpitala.
-Nie.-zaprotestowałam
-Daj spokój, jesteś cała poobijana i ledwo trzymasz się na nogach, bez dyskusji.-powiedział stanowczo.

Za parę minut byliśmy w szpitalu. Akurat na moje szczęście na izbie przyjęć była moja koleżanka, w końcu tam też pracowałam. Zbyszek czekał na korytarzu.
-Ładnie cię ktoś poobijał. Wiesz ,że w takich przypadkach...-nie dokończyła
-Wiem, trzeba to zgłosić na policję. Nie zamierzam tak tego zostawić.-odparłam-I jak?-spytałam ją gdy opatrywała moją głowę
-Do szycia.
Byłam dosyć porządnie poobijana, więc na szyciu głowy się tylko nie skończyło. Po paru dobrych minutach opatrywania wypisała mi zwolnienie i za chwilę też zjawiła się policja ,której musiałam jeszcze raz wszystko powiedzieć. Nie było to za miłe, ale wiedziałam ,że muszę to zrobić.
-Na razie nie zostanie aresztowany bo nie mamy jeszcze wszystkich zeznań świadków i tym podobne, ale radzę pani stamtąd się wyprowadzić, bynajmniej do tego czasu. Jest pani wolna.-powiedział po czym w mgnieniu oka wyszłam z pomieszczenia, a siatkarz zerwał się na równe nogi i do razu mocno mnie objął.
-Już dobrze.-powiedział ciepło- Zabiorę cię do siebie, nie pozwolę ci mieszkać w jednym bloku z tym idiotą.
-Nie mogę ci siedzieć na głowie.
-Nie będziesz. Przyda mi się towarzystwo bo chyba nie sądzisz ,że pozwoliłbym ci tam samej mieszkać.-uśmiechnął się.
-Na pewno?-spytałam
-Na pewno. W końcu ktoś musi cię przypilnować.-zaśmiał się.
Wstąpiliśmy jeszcze do mojego mieszkania po moje rzeczy. Kiedy wjeżdżaliśmy windą ta zatrzymała się na drugim piętrze. Piętrze na którym mieszkał Marcin. Ścisnęłam mocniej dłoń siatkarza. Na całe szczęście to była jedna z sąsiadek. Dziwił mnie jej widok, zwłaszcza ,że było kilka minut pod siódmej.
-Pani Leno, słyszała pani? Tego nowego sąsiada odwiedziła policja dzisiaj. Ja od początku wiedziałam ,że to jakiś czubek.-powiedziała- Wygląda na takiego co ma nierówno pod sufitem.
Uśmiechnęłam się tylko do niej. Za chwilę winda zatrzymała się na moim piętrze po czym pożegnałam się z sąsiadką i za chwilę byliśmy w mieszkaniu. Zaczęłam pakować rzeczy, a Bartman cały czas bacznie mi się przyglądał.
-Będzie mi brakować tego miejsca.-westchnęłam
-Czemu?
-Tyle wspomnień z nim związanych. Gdyby nie to mieszkanie nie wiem czy bym poznała Maję, a co lepsze, nie wiem czy bym tu została.
-To chyba muszę przy następnej okazji jej podziękować.
-Za co?-spytałam zaskoczona
-Bo gdyby nie ta wariatka cię nie zaciągnęła siłą na nasze mecze to nie wiem czy byśmy się poznali.-powiedział i delikatni musnął mój policzek co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy.
-Dobra, to chyba wszystko.-powiedziałam i za parę minut opuściłam pewnie po raz ostatni progi tego mieszkania. Wraz z zamknięciem zamka zakończył się chyba jakiś etap w moim życiu i zaczął nowy. Czy lepszy? Miałam ogromną nadzieję ,że tak, ale trzeba było być przygotowanym na wszelkie ewentualności jakie podsunie życie. Za moment też byliśmy w mieszkaniu siatkarza. Ułożyłam swoje rzeczy na wolnych półkach i dołączyłam do siatkarza oglądającego coś w tv. Kiedy tylko się koło niego znalazłam od razu mnie objął.
-Powiedz mi, co ty tam właściwie robiłeś?
-Chłopaki mnie wyciągnęli, co prawda nie bardzo chciałem iść, ale coś mnie podkusiło.-odparł
-Ale jakim cudem akurat wtedy tamtędy szedłeś?
-Zauważyłem cię w klubie i tak jakoś wyszło ,że akurat widziałem jak wychodziłaś ,a za moment za tobą wybiegł ten kretyn.
-Gdyby nie ty, nie wiem co by się mogło stać...-przerwałam
-Ale nie stało i nie stanie to ci mogę obiecać.-powiedział i mocno mnie do siebie przytulił ,a jak mała dziewczynka wtuliłam się w niego.
-Dziękuję ,że jesteś.-wyszeptałam ,a on się tylko promiennie uśmiechnął.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę aż zrobiłam się strasznie senna. Co prawda było po ósmej, ale w końcu kolejną noc w ogóle nie spałam. Jak to Zbyszek, natychmiast to zauważył.
-No chodź, bo zaraz mi tu zaśniesz.
-Nie dasz rady.-zaprotestowałam- Mogę chodzić.
-A założysz się?-spytał i zaraz wziął mnie na ręce-Chyba żartujesz chudzino, więcej na siłowni podnoszę.
Zaraz też znalazłam się w łóżku.
-Proszę cię, nie idź.
-Na pewno?-spytał
-Nie chcę być sama.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaraz położył się koło mnie, a ja wtuliłam się w niego i za chwilę odpłynęłam.

Kiedy się obudziłam było po piętnastej. Od razu zauważyłam ,że siatkarz nie śpi tylko bacznie mi się przygląda.
-Długo już nie śpisz?
-Wystarczająco żeby stwierdzić ,że jesteś strasznie urocza kiedy śpisz.
-I niestety na tym kończy się mój urok.-zaśmiałam się
-Nie powiedziałbym.-odparł z uśmiechem- Głodna?
-Pytanie.-zaśmiałam się.
Bartman udał się do kuchni ,a ja poszłam pod prysznic. Ubrałam się i stanęłam przed lustrem odsłaniając część pleców żeby zobaczyć w jakim są stanie.
-Do wesela się zagoi.-powiedział opierając się o futrynę drzwi
-Puka się.-pokazałam mu język
-Tak jakby jestem u siebie.-zaśmiał się
-W takim układzie szybko się nie zagoi.
-A co planujesz nie wiem, pójść do zakonu?
-Nie, ale z moim charakterem nawet ty długo nie wytrzymasz.-zaśmiałam się
-Spokojnie, dam radę.-pocałował mnie w policzek-Ponoć byłaś głodna?
Nie musiał powtarzać, szybko znalazłam się w jadalni i z wielkim apetytem zjadłam obiad przyrządzony przez siatkarza. Nie spodziewałam się po nim ,że jest aż tak dobrym kucharzem, ale pewnie jeszcze nie jedną rzeczą mnie zaskoczy.
-Ja się będę zbierał na trening, będę koło siódmej. Bez szaleństw mi tu.
-Oczywiście.-powiedziałam i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.

Gdy siatkarz opuścił mieszkania wzięłam się za czytanie książki Sparks'a "List w butelce". Po jakichś trzydziestu minutach przerwał mi dzwonek do drzwi. Od razu ruszyłam je otworzyć. Spojrzałam przez wizjer. Byłam kompletnie zszokowana widokiem osoby za drzwiami, ale je otworzyłam.
-Co ty tutaj robisz?-spytałam z wyrzutem.

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział XIII

ROZDZIAŁ XIII.
-Co ty tu robisz?-spytałam
-Przyjechałam odwiedzić ukochaną, nie można?
-Ukochaną?-powtórzyłam z ironią ,a ten wręczył mi bukiet kwiatów
-Jesteś dalej dla mnie bardzo ważna.-powiedział przysuwając się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość co wywołało grymas na mojej twarzy.
-Zabieraj ode mnie te kwiaty i łaskawie zniknij raz na zawsze z mojego życia, dobrze?-spytałam z wyrzutem oddając mu wiązankę.
-Przyjechałam tu cię odzyskać i nie wyjadę póki tego nie zrobię.-powiedział łapiąc mnie za nadgarstki
-Miałeś swoją szansę, jedną, jedyną, zmarnowałeś ją.-powiedziała i próbowałam wyrwać ręce jednak skutecznie mi to uniemożliwił.
-Każdy zasługuje na drugą szansę, nawet jeśli popełni maleńki błąd.
-Maleńki?!-prawie ,że krzyknęłam- Zdrada tuż przed ślubem to maleńki błąd?
-Każdemu mogło się zdarzyć, nie byłem pewnie czy chce się wiązać na całe życie.-powiedział
-I od razu trzeba było mnie zdradzić?-pokręciłam głową zdumiona jego słowami
-Lenuś, kochanie, kocham tylko ciebie i wiem ,że ty mnie też.-powiedział głaszcząc swoją dłonią mój policzek.
-Nie mów do mnie kochanie.-warknęłam zabierając jego dłoń z mojego policzka-Nie kocham cię i chyba nigdy nie kochałam.
-Już się pocieszyłaś?-powiedział ironicznie- Przecież jemu nawet na tobie nie zależy.
-Skąd możesz to wiedzieć? Nie znasz go.
-Z tego co mówi twoja mama, to już cię zostawił...
-Obydwoje jesteście siebie warci.-rzuciłam
-Licz się ze słowami kochanie.-powiedział z szyderczym uśmiechem
-Nie jestem twoim kochaniem, więc daruj sobie dobrze?
-Byłaś, jesteś i zawsze nim będziesz.-powiedział i zbliżył się do mnie. Chciałam odwrócić twarz ,ale uniemożliwił mi to.
-Odsuń się.-skrzywiłam się i odepchnęłam go
-Tak się chcesz bawić?-spytał szyderczo i podniósł rękę. Zamknęłam oczy i schowałam twarz w ręce. Nie poczułam uderzenia na sobie, tylko słyszałam jakąś przepychankę i znajomy głos. Spojrzałam przez palce na to co się dzieje.
-Z ręką na kobietę gnoju?-odepchnął Marcina- Masz się do niej nie zbliżać, rozumiesz?
-Bo co?-spytał
-Bo nie ręczę za siebie.-odparł
-Z tobą jeszcze się policzę moja droga.-rzucił w moją stronę po czym odszedł, a siatkarz od razu mnie do siebie przytulił.
-Dziękuję.-szepnęłam wtulając się w niego.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam co by mogło się stać gdyby nie Zbyszek. Nie wiedziałam ,że Marcin jest zdolny do czegoś takiego. Zaczynałam się bać. Wiedziałam ,że on nie odpuści póki nie dopnie swego, a moja matka jeszcze mu w tym pomoże. Od samego początku kiedy z nim jeszcze byłam wmawiała mi jaki to idealny mężczyzna, że nie mam co się zastanawiać tylko brać z nim ślub. Była i dalej jest w niego strasznie zapatrzona i nie przyjmowała do wiadomości faktu ,że mnie zdradził na miesiąc przed ślubem. Dalej namawiała mnie żebym zapomniała o tym i po prostu mu wybaczyła i wróciła do niego bo to ponoć 'miłość mojego życia'. Teraz wiedziałam jedno. Wiedziałam ,że o mały włos nie popełniłabym największego błędu swojego życia pakując się w małżeństwo z tym osobnikiem.
-Już w porządku.-powiedział ciepło całując mnie w czubek głowy- Czego znowu chciał?
-Dalej nie może znieść faktu ,że do niego nie wrócę, a moja kochana rodzicielka jeszcze go nakręca.
-Ale dlaczego?-zmarszczył brwi
-A myślisz ,że ja to wiem? Jest w niego ślepo zapatrzona i trudno jej przyjąć do wiadomości ,że to już przeszłość.
-Ale on ci nic nie zrobił?-dopytywał
-Nie, na szczęście w porę się zjawiłeś.-odparłam
-Tym razem. Co jeśli on naprawdę będzie chciał ci coś zrobić?-spytał z troską w głosie
-Nie mam pojęcia, ale wyglądał całkiem poważnie mówiąc ,że nie odpuści.
-Pamiętaj, że jak tylko go zobaczysz i będziesz sama masz do mnie dzwonić, dobrze?-spytał ,a ja pokiwałam twierdząco głową -A tak w ogóle to co z naszym zakładem?
-No tak jakby wygrałeś.-uśmiechnęłam się nieśmiało
-A ty nie wierzyłaś ,że zdasz.
-No nie, tym bardziej ,że z jakichś siedemdziesięciu zdało dwanaście.-powiedziałam
-Wrodzony talent, bo inaczej nie wiem jak to wytłumaczyć.-uśmiechnął się-To można oblewać?
-Przypominam ci, że kierujesz.
-Samochód zawsze mogę odstawić.-wyszczerzył się
-Rano masz pewnie trening i musisz być trzeźwy.
-Pudło.-odparł- Trening mam dopiero pojutrze.
-No to chyba nie mam wyjścia.-zaśmiałam się.
Starałam się trzymać go na dystans, ale nie byłam już w stosunku do niego taka zimna. Co raz bardziej się do niego przekonywałam. Co prawda nie wróciliśmy oficjalnie do siebie, ale na pewno nasze relacje były o wiele lepsze niż parę tygodni czy dni temu. Siatkarz odstawił samochód i wpadł do mnie. Nawet cieszyłam się ,że nie będę znowu sama siedzieć przed ekranem komputera kolejny wieczór. Zjedliśmy razem kolację i usiedliśmy przy lampce wina na kanapie. Rozmawiało nam się tak dobrze jak za 'starych dobrych czasów'.
-Mogę cię o coś spytać?-zapytał ,a ja kiwnęłam głową-Byłaś z nim szczęśliwa?
-Co to za pytanie?
-Normalnie.-odparł
-Może parę miesięcy. Potem coś zaczęło się psuć między nami i nie wiem właściwie dlaczego zgodziłam się na ślub. Może dlatego ,że moja mama naciskała.-westchnęłam
-No ja nie wiem co taka dziewczyna jak ty widziała w tym palancie.
-No jaka?-spytałam uśmiechając się
-Taka mądra, piękna, zabawna.-wyliczał
-Dobra, dobra, tak naprawdę pewnie myślisz ,że jestem wredną babą udającą jakąś niedostępną.-pokazałam mu język
-W sumie tak jest.-zaśmiał się- Ale spokojnie, pracuję nad tym.-powiedziałam ,a ja dźgnęłam go palcem w bok, a ten natychmiastowo zaczął mnie łaskotać. Kto jak kto, ale on znał mój czuły punkt i perfidnie go wykorzystał. Przestał dopiero gdy znalazł się nade mną, a nasze twarze dzieliły centymetry. Ujęłam jego twarz w dłonie i zaraz nasze usta się złączyły. To było coś czego zdecydowanie mi brakowało. Brakowało mi go, jego bliskości. Po dłuższej chwili oderwał się ode mnie i cmoknął mnie w czoło podnosząc mnie do pozycji siedzącej. Objął mnie ramieniem.
-Brakowało mi tego, wiesz?-szepnął
-Ale czego?
-Ciebie.-powiedział i cmoknął mnie w policzek ,a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Przez resztę wieczoru oglądaliśmy filmy w tv. Po dwudziestej drugiej zrobiłam się strasznie senna, ale cóż się dziwić, nie spałam prawie w ogóle tej nocy. Co raz przymykały mi się oczy co siatkarz musiał zauważyć i wziął mnie na ręce niczym małą dziewczynkę i zaniósł do sypialni, po czym przykrył mnie kołdrą i pocałował na dobranoc. Zaraz też zasnęłam.


Wyspałam się jak nigdy. Gdy spojrzałam na zegarek widniała godzina dziesiąta minut dwanaście. Od razu poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, ubrałam się, nałożyłam delikatny makijaż, włosy spięłam w luźnego warkocza. Następnie skierowałam się do kuchni żeby zrobić sobie śniadania, a na stole zobaczyłam kartkę.
             "Mam nadzieję ,że się wyspałaś ;-) Jakbyś miała dzisiaj wolne, to wiesz gdzie dzwonić. 
                                                                         Całuję. Z."
Uśmiechnęłam się czytając bo od razu rozpoznałam charakter pisma. Czy my byliśmy znowu razem? Nie wiem. Może tak, może nie. Nie miałam czasu zastanawiać się nad tym. Zjadłam śniadania i udałam się na zakupy, a potem do mechanika. Musiałam zostawić auto na cały tydzień. Nie uśmiechało mi się to, ale jak mus to mus. W sklepie spotkałam koleżankę z roku.
-O Lena, dobrze ,że cię widzę.-powiedziała
-Coś się stało?-spytałam
-Nie, bo chciałam cię zaprosić dzisiaj do Live'a na dwudziestą.
-Jest jakaś okazja?
-W sumie dwie.-uśmiechnęła się- Pierwsza to oblewamy zdany egzamin ,a druga to się starzeję za dwa dni. I od razu mówię żadnych prezentów. To jak wpadniesz?
-Czemu nie.-uśmiechnęłam się.
Zrobiłam spokojnie zakupy i po trzynastej byłam w domu. Będąc pod blokiem zauważyłam ,że ktoś się wprowadza. Może by mnie to zbytnio nie przejęło gdy ujrzałam dobrze znajomą mi twarz. Chciałam przemknąć żeby mnie nie zauważył, niestety.
-Witam sąsiadkę.
-Żartujesz chyba?-spytałam
-Nigdy nie byłem tak poważny. Będę studiował od teraz też w Rzeszowie, więc będziemy bardzo blisko siebie.
-Akurat musiałeś wprowadzić się do tego bloku co ja?
-A jakby inaczej. Muszę cię mieć pod kontrolą kochaniutka.
Skrzywiłam się tylko na jego słowa i czym prędzej weszłam na górę do mieszkania. Zadzwoniłam do siatkarza z informacją ,że mam inne plany na wieczór oczywiście nie mówiąc mu nic ,a nic o nowym sąsiedzie. Zjadłam obiad, poszperałam po internecie i za chwilę zaczęłam się zbierać. Włosy rozpuściłam pozwalając opadać im na ramiona, oczy podkreśliłam nieco mocniej eyelinerem i rzecz jasna zmieniłam strój.
Przed dwudziestą wyszłam do klubu. Kiedy znalazłam się na miejscu większość znajomych już była. Zabawa z każdą minutą się rozkręcała, co za tym szło alkohol poszedł w ruch. Nigdy nie miałam zwyczaju za dużo pić, ale dzisiaj przyznaję, wypiłam nieco więcej niż powinnam. Zabawa była przednia. Humory dopisywały, wszyscy zgromadzeni dobrze się bawili. W klubie oczywiście było więcej ludzi niż ci zaproszeni przez Olę - moją koleżankę ze studiów. Towarzystwo nawet o drugiej nie miało dość, a ja przyznaję nieco wysiadałam już. Po trzeciej nie wytrzymałam i bocznym wyjściem wyszłam z klubu. Wychodziło akurat na boczną ulicę. Po dosłownie kilku krokach usłyszałam kroki za sobą. Myślałam ,że to jakiś imprezowicz po prostu wyszedł w tym samym czasie, więc nic sobie z tego nie robiłam do czasu. Do czasu gdy kroki za mną robiły się co raz wyraźniejsze, osoba ta była co raz bliżej. Aż wreszcie poczułam czyjeś dłonie na swoich oczach.
-Jak się bawiłaś?-szepnął ,a po moim całym ciele przeszły dreszcze. Przełknęłam ślinę. Czułam jak moje serce nierównomiernie bije.

Rozdział XII

ROZDZIAŁ XII.
-Nie otworzysz?-spytałam
-Może mam otworzyć, a ty mi uciekniesz?-spytał uśmiechając się.
To było dziwne. Z jednej strony tak strasznie za nim tęskniłam, za jego bliskością, dotykiem, pocałunkiem, a z drugiej chciałam po prostu jak najszybciej stamtąd wyjść, zapomnieć o tej znajomości. Nie chciałam mu dać tej satysfakcji i nagle wszystko mu wybaczyć i jak gdyby nigdy nic wpaść w jego ramiona.
Odgarnął swoją dłonią kosmyki moich włosów z twarzy i pogładził jej zewnętrzną stroną mój policzek.
-Powiedz słowo ,a przestanę.-szepnął i zaraz poczułam jego pocałunek na swoich ustach. Jego język delikatnie drażnił moje podniebienie. Na początku jego pocałunki były delikatne, jednak z czasem były co raz bardziej czułe, co raz bardziej namiętne. Czułam jak swoimi dłońmi błądzi po moim ciele. Nie miałam temu nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Jednak coś w podświadomości kazało mi przestać.
-Muszę naprawdę już iść. Mam jeszcze parę rzeczy do napisania, a jutro rano muszę być w szpitalu.-powiedziałam opierając dłonie o jego klatkę piersiową zupełnie nie okazując emocji.
-A mogę cię odprowadzić?-spytał
-Głowa nie boli?-spytałam ,a ten pokręcił głową. Było mi to obojętne czy będę wracać sama czy z kimś. Miałam niecałe dziesięć minut drogi przez którą głównie mówił siatkarz. Zagadywał mnie na milion możliwych sposobów. Wreszcie dotarliśmy na miejsce.
-Co dalej?-spytał patrząc mi prosto w oczy
-Z czym?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Z nami.-odparł
-Wiesz ,że niektórych rzeczy nie da się zapomnieć.-kiwnął głową nieco zrezygnowany- Niektórych ludzi też.-po tych słowach momentalnie szeroko się uśmiechną w moją stronę.
-Czyli inaczej mówiąc nie mówisz nie?
-Nie mówię też hop.-odparłam- Dobranoc.-powiedziałam po czym odwróciłam się i chciałam wejść do klatki schodowej, ale poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń.
-Tak bez pożegnania?-spytał uśmiechając się
-Pożegnałam się.-odparłam, a ten wskazał palcem na swój policzek
-Chyba sobie żartujesz.
-Nigdy nie byłem bardziej poważny.-wyszczerzył się
-Poszukaj innej koleżanki do tego zadania. Do widzenia.-powiedziałam lekko unosząc kąciki ust ku górze i odwróciłam się po czym udałam się w kierunku klatki schodowej.
-Widziałem!-krzyknął ,a ja tylko zaśmiałam się sama do siebie i po chwili byłam już w mieszkaniu. Od razu skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam długi prysznic. Nałożyłam na siebie piżamę po czym siadłam przed komputer. Po paru minutach z pracy wyrwała mnie dobijająca się do mnie Maja.
-Gdzie ty się podziewasz ,że dodzwonić się do ciebie nie można?-spytała, a ja spojrzałam na ekran telefonu, faktycznie. Miałam kilka nieodebranych połączeń.
-Przepraszam, ale dzisiaj nie miałam do tego głowy.
-A co takiego ciekawego robiłaś?-dopytywała
-Nie masz przypadkiem jakiejś kolacji czy coś?-próbowałam ją zbyć
-Jestem już po, a ty nie zmieniaj tematu, tylko opowiadaj bo coś czuję ,że mnie wiele ciekawego ominęło.-powiedziała zadowolona
-W sumie nic ciekawego.-odparłam wzruszając ramionami
-Ale kłaaamiesz. Skoro nie chcesz mówić to zgaduję ,że chodzi o pewnego pana, tak mniej więcej metr dziewięćdziesiąt osiem wzrostu, brunet, zielone oczy?-spytała uśmiechając się.
Mimo ,że próbowałam ją jakoś zbyć, ciągnęła mnie za język czym zmusiła mnie żebym opowiedziała jej o tym co dzisiaj miało miejsce.
-Czekaj bo ja czegoś nie rozumiem, mówiłaś dopiero ,że nie chcesz go znać i w ogóle, a to co ma znaczyć?
-Ja sama siebie już nie rozumiem.-odparłam
-Chyba znam na to wytłumaczenie.
-No wal.-powiedziałam
-Ty go po prostu kochasz i tyle.-powiedziała wyraźnie zadowolona z tej opcji
-Myślisz?-zapytałam
-Jestem pewna.-odparła-Więc nie zwódź go za długo, bo może w końcu przestać czekać i wtedy dopiero będziesz miała problem.
-Chyba nie sądzisz ,że powinnam mu od razu wpaść w ramiona? Pomyśli sobie wtedy ,że może wszystko. Niech się trochę postara, nie zaszkodzi mu.
-Tylko żeby nie było, że cię nie ostrzegałam.
Jak zwykle bywało, zeszło nam dosyć długo. Rozmowę skończyłyśmy dopiero po dwudziestej trzeciej.  Przejrzałam jeszcze swój notatnik żeby sprawdzić czy aby o czymś nie zapomniałam.
-O cholera.-powiedziałam sama do siebie. Miałam jutro do trzynastej dyżur, a o czternastej zaliczenie na uczelni o którym kompletnie zapomniałam. Zamiast spać postanowiłam chociaż trochę się pouczyć. Wyszło ,że tej nocy prawie w ogóle nie spałam. Jedyne co przysnęło mi się przy notatkach na jakieś półtorej godzinki. Za chwilę ze 'snu' wyrwał mnie budzik. Czym prędzej udałam się do łazienki aby się ubrać. Oczy podkreśliłam eyelinerem, włosy wyprostowałam pozwalając opaść im na ramiona. Spryskałam się perfumami po czym wyszłam z łazienki. Zgarnęłam z kuchni kanapki, wzięłam łyka kawy, pozbierałam notatki i torbę po czym wyszłam z mieszkania. Jeszcze jak na złość samochód nie chciał zapalić. Miałam piętnaście minut. Nie pozostało mi nic innego jak iść pieszo. Do szpitala wpadłam dosłownie na pięć minut przed rozpoczęciem dyżuru. Pierwsze trzy godziny minęły w mgnieniu oka. Nic ciekawego się nie działo, więc udałam się na króciutką przerwę i solidną kawę bo zasypiałam na stojąco. Nim się zorientowałam wybiła godzina trzynasta, co za tym szło, koniec mojego dyżuru. Kilka minut po pierwszej opuściłam budynek szpitala i ruszyłam w kierunku uczelni. Zahaczyłam pod drodze o Starbucks'a. Kolejka była niemiłosierna, ale bez kawy postanowiłam nie wychodzić. Nie rozglądałam się zbytnio, w oczekiwaniu na obsłużenie, czytałam jakieś notatki, nie odrywając od nich oczu przesunęłam się do przodu i przez nieuwagę weszłam w jakiegoś faceta.
-Przepraszam pana.-powiedziałam ,a nieznajomy odwrócił się i promiennie się uśmiechnął ,a także okazał się wcale nie taki nieznajomy.
-Aż tak źle między nami ,że wróciliśmy do pan i pani?-spytał śmiejąc się siatkarz
-Nie, przepraszam, nie zauważyłam cię.
-Wszystko w porządku?
-Nie.-odparłam wzdychając- Spałam dzisiaj jakieś półtorej godziny, zapomniałam o cholernym zaliczeniu, zaspałam do pracy i na domiar złego samochód odmówił posłuszeństwa, po prostu cudowny dzień.
-Na którą masz zaliczenie?
-Na czternastą.-odparłam
-Masz czterdzieści minut.
-Super.-odparłam z ironią- Jeszcze brakuje żebym się spóźniła.
-Mogę cię podrzucić jak chcesz.-uśmiechnął się
-Pewnie masz jakieś plany na dzisiaj, nie przejmuj się mną, dam sobie radę.
-Ale to nie było pytanie.-zaśmiał się-Dzisiaj mam wolne także chętnie ci potowarzyszę.
-Skoro nalegasz.-uniosłam kąciki ust lekko ku górze po czym wreszcie zamówiłam kawę i po chwili ją dostałam i mogłam opuścić kawiarnię. Miałam jeszcze jakieś dwadzieścia minut z hakiem. Postanowiłam w ramach odstresowania pójść do parku. Oczywiście Zbyszek nie odstępował mnie na krok. Zajęliśmy jakąś wolną ławkę w parku znajdującym się koło uczelni.
-Ja tego nie zdam.
-Zaliczysz, spokojnie.-uśmiechnął się
-Nie umiem kompletnie nic, jak będzie więcej niż jeden będzie dobrze.-skrzywiłam się i zaczęłam jeszcze raz przeglądać notatki
-Daj mi to. I tak już więcej się nie nauczysz, a tylko się nie potrzebnie stresujesz.-powiedział po czym zabrał mi kartki z rąk.
-Proszę cię, oddaj mi to.-powiedziałam ,a ten pokręcił tylko przecząco głową z uśmiechem-Jak obleje, to będzie twoja wina.
-A założysz się ,że nie oblejesz?-zapytał
-A o co się chcesz założyć?
-Jak wygram to cię porywam, ale gdzie to ci nie powiem.-uśmiechnął się szeroko
-W takim razie jak wygram ja, idziesz ze mną do kina na komedię romantyczną.
-Teraz tylko spróbuj specjalnie oblać.-zaśmiał się
-Kusząca propozycja.-wyszczerzyłam się-Ale teraz proszę cię, oddaj mi to.
-Oszalałaś?-zaśmiał się i zaczął uciekać.
Dogonienie go graniczyło z cudem, zwłaszcza w litach. Zrezygnowałam z pogoni za nim już po paru metrach. Szybko to zauważył bo się zatrzymał i poczekał aż do niego dojdę.
-Pani doktor, coś widzę słabo z kondycją.-zaśmiał się
-Zabawne, spróbuj sobie biegać w takich butach.
-Mojego rozmiaru raczej nie mają.-powiedział ,a ja wybuchnęłam śmiechem po czym spojrzałam na zegarek.
-Dobra, ja muszę iść bo się naprawdę spóźnię.-powiedziałam
-O której skończysz?-spytał
-Za godzinę, ale jeszcze będę musiała poczekać jakieś dwadzieścia minut na wyniki.
-Poczekam na ciebie.-odparł
-Naprawdę nie masz już co robić?
-Muszę się dowiedzieć czy wygrałem zakład w końcu nie?
Zaśmiałam się tylko po czym weszłam do budynku uczelni. Zajęłam miejsce w sali wykładowej i za chwilę wykładowca rozdał nam testy. Nie powiem, sprawił mi trochę problemów i oddałam równo z czasem. Potem nerwowo oczekiwała na wyniki. Modliłam się tylko żeby było to chociaż marne trzy. Po oczekiwaniach wykładowca wywiesił listę z nazwiskami tych ,którzy zdali.  Nie powiem, za długa to ona nie była. Było na niej dwanaście nazwisk z grupy blisko osiemdziesięciu osób. Dopchałam się wreszcie i przejrzałam listę. Nie spodziewałam się cudów. A jednak. Byłam w tej grupie dwunastu szczęśliwców. Cieszyłam się jak dziecko. Cała w skowronkach wyszłam z budynku uczelni. Dostrzegłam tam mężczyznę ukrywającego się za bukietem róż. Kiedy się ujawnił, uśmiech zszedł mi z twarzy.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział XI

ROZDZIAŁ XI.
Nie odwracałam się nawet. Po prostu zaczęłam biec. Doskonale wiedziałam kto mnie woła. Niestety był zdecydowanie za szybki. Zaraz znalazł się koło mnie.
-Zostaw mnie.-powiedziałam cały czas się nie zatrzymując, a ten zaraz mnie zatrzymał łapiąc za rękę
-Lena proszę cię.
-Nie.-odparłam stanowczo- Cały czas mnie okłamywałeś mówiąc ,że ona nic już dla ciebie nie znaczy.
-To nie tak.-odparł
-A jak?!-prawie ,że wykrzyczałam- Byłam taka naiwna. Wierzyłam w każde twoje słowa, w to ,że mówiłeś ,że mnie kochasz i jestem dla ciebie ważna.
-Nigdy nie kłamałem co do moich uczuć do ciebie.
-Nie wierzę ci.-odparłam cały czas czując spływające łzy po moich policzkach- Zapomnij o mnie.
-Nie chcę.-odparł cały czas patrząc mi w oczy
-Naprawdę chciałam ci to wybaczyć, żebyśmy znowu byli razem, ale teraz o tym zapomnij. Idź do swojej nowej dziewczyny.-powiedziałam po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Kiedy odeszłam już kawałek obejrzałam się. On dalej tam stał. Stał jak wmurowany w ziemię. Otarłam łzy z policzków. Przypominałam pewnie w tym momencie pandę z makijażem ,który spływał po moich policzkach. Wróciłam do mieszkania. Zmyłam resztki makijażu, zmieniłam ubranie na dresy, włosy spięłam w luźnego koka. Dalej nie mogłam uwierzyć w to co się wydarzyło. W to ,że mnie tak okłamał. A to bolało najbardziej. Doskonale wiedział co wcześniej przeszłam, obiecywał, a wyszło jak zawsze. Wydzwaniał do mnie chyba jeszcze kilkanaście jak nie kilkadziesiąt razy. Na próżno. Nie zamierzałam odbierać. Chciałam po prostu zapomnieć o tym wszystkim. A przede wszystkim zapomnieć o nim. To było prawie ,że nie wykonywalne, ale musiałam jakoś żyć dalej. Miałam studia, wymarzony staż, przyjaciół i rodzinę i to musiało mnie trzymać w kupie. Włączyłam muzykę prawie na cały regulator na komputerze, napisałam sprawozdanie z praktyk, a potem popisałam chwilę z Mają ,która była na obozie sportowym we Włoszech. Była taka zadowolona z wyjazdu ,że nie chciałam psuć jej humoru i nic jej nie mówiłam na temat tego co się wydarzyło.
-Len, na pewno wszystko okej?-spytała marszcząc brwi
-Tak, wszystko w porządku.-odparłam wymuszając uśmiech
-Kłamiesz.
-Nie.-odparłam
-Znam cię trochę i widzę ,że coś jest nie w porządku.-powiedziała z matczyną troską w głosie
-Ja nie chcę tym mówić. Nie przez skypa.-powiedziałam ,a w moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, które ledwo powstrzymywałam
-Nie pogodziliście się?-spytała
-Nie i nie zamierzamy, bynajmniej ja.
-A co się stało?-zapytała marszcząc brwi
-Szkoda gadać. Okazał się taki sam jak i cała reszta.
Porozmawiałyśmy jeszcze dosłownie chwilkę po czym Maja musiała zmykać na kolację. Ta krótka rozmowa z nią dużo mi dała, była i jest dla mnie wielkim wsparciem mimo ,że obecnie była daleko. Zajęłam się potem oglądanie jakichś głupich romansideł. Z oglądania wyrwało mnie pukanie do drzwi. Obawiałam się ,że może to być siatkarz, ale na moje szczęście myliłam się. Spoglądając w wizjer zobaczyłam swoją starszą siostrę. Wpuściłam ją do mieszkania.
-Zuza, co ty tu robisz?-spytałam wyraźnie zaskoczona jej widokiem
-Przyjechałam odwiedzić młodszą siostrę i widzę dobrze trafiłam. Wszystko okej mała?
-Tylko nie mała, jakbyś nie zauważyłam jestem od ciebie wyższa dobre siedem centymetrów.-zaśmiałam się
-Dobra, dobra. Ale brak makijażu, zaczerwienione oczy, romansidła w telewizji, zgaduję ,że chodzi o faceta.
-No dobrze zgadujesz.-odparłam
-No to opowiadaj.
-Szkoda gadać.-uśmiechnęłam się lekko-A ty nie powinnaś być czasem ze swoim ukochanym na Malediwach?
-Powinnam, ale okazał się cholernym ignorantem i obecnie jestem wolna.-odparła
-Widzę ,że nie tylko ja nie mam szczęścia w miłości.
-Chyba rodzinne.-zaśmiała się-Nie martw się słońce, jesteś młoda, piękna, jeszcze znajdziesz tego jedynego.
-Powiem ci ,że zaczynam w to szczerze wątpić.-odparłam. W tym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Na jego ekranie widniało zdjęcie Zbyszka. Od razu odrzuciłam połączenie i momentalnie moje oczy zaszkliły się. Chciałam go nienawidzić za to co mi zrobił, ale z drugiej strony nie wiedzieć czemu strasznie za nim tęskniłam.
-Musiał być dla ciebie bardzo ważny.-rzuciła uważnie mi się przyglądając i za chwilę objęła mnie ramieniem
-Bo był.-powiedziałam i po prostu łzy zaczęły spływać mi po policzku
-I chyba dalej jest.-powiedziała i objęła mnie tak jak robiła to kiedy jeszcze byłyśmy małe.
W sumie cieszyłam się ,że przyjechała mnie odwiedzić. Potrzebowałam kogoś, komu mogłabym się wygadać, wypłakać w ramię. Jak się okazało nie tylko ja jestem w tak beznadziejnym momencie swojego życia. Moja starsza, idealna według rodziców siostra ,z której powinnam brać przykład właśnie rozstała się ze swoim narzeczonym z którym była ponad siedem lat i jest w drugim miesiącu ciąży z nim właśnie. Pożaliłyśmy się sobie nawzajem, w końcu od czego siebie miałyśmy. Ona jako ,że była w stanie błogosławionym nie piła, ale ja nie odmówiłam sobie whisky. Oczywiście na jednej szklaneczce się nie skończyło. Trochę wypiłam, aczkolwiek nie tyle żeby nazajutrz mieć kaca. Zuza została u mnie na noc. Rano zrobiła pancakesy na śniadanie, a potem poszłyśmy na zakupy do Millenium. Jak to zwykle bywało Aśka przepadła w którymś ze sklepów i postanowiłam poczekać na nią w kawiarni na parterze galerii. Siedząc tam dostrzegłam kilku Resoviaków przechadzających się po galerii. Obawiałam się tylko żebym nie spotkała przypadkiem tam Bartmana. Dostrzegł mnie Piotrek ,który zaraz się do mnie przysiadł.
-Lena, coś cię nie widać na meczach.
-Nie miałam ostatnio czasu bo miałam dyżury w szpitalu.-odpowiedziałam
-Ale przyjdziesz dzisiaj na mecz?-zapytał środkowy
-Nie wiem, nie mam nawet biletu.
-No proszę cię, przyjdź. Jak chcesz mogę ci dać bo mam na zbyciu.-odpowiedział
-Nie obraź się, ale nie mam dzisiaj nastroju na mecz.
-Może raczej nastroju żeby go widzieć?-spytał
-Piotrek, ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.
-Bartman jest cholernym idiotą.-powiedział
-Przez grzeczność nie zaprzeczę.-uśmiechnęłam się
-No proszę cię, żeby taką fajną dziewczynę zostawić.-puścił mi oko-To jak, przyjdziesz dla mnie na mecz?
-No skoro tak ładnie prosisz, to postaram się wpaść.-uśmiechnęłam się po czym dostrzegłam swoją siostrę po czym pożegnałam się z siatkarzem i razem z siostrą udałyśmy się w kierunku mojego osiedla. Idąc jedną z rzeszowskich ulic dostrzegłam po drugiej stronie ulicy Bartmana. Zauważył mnie bo odprowadził mnie wzrokiem doki nie zniknęłyśmy skręcając w boczną ulicę. Pożegnałam się z siostrą pod blokiem, musiała wracać do pracy do Krakowa. Nie miałam najmniejszej ochoty na mecz, ale skoro obiecałam Nowakowskiemu to musiałam pójść. Weszłam na górę do mieszkania, przebrałam się, poprawiłam makijaż i za chwilę opuściłam mieszkanie i skierowałam się w stronę ulicy Podpromie 10. Dotarłam jakieś dziesięć minut przed początkiem meczu. Zajęłam wyznaczone miejsce na hali znajdujące się nieopodal boiska. Cały czas schodzili się kibice przyodziani w biało-czerwone barwy. Mecz trwał blisko dwie godziny, ale zakończył się zwycięstwem Resovii. Po meczu dostrzegł mnie Piotrek ,który zaczął mi machać i wołać, więc nie wiele myśląc podeszłam do niego i pogratulowałam mu zwycięstwa. Za chwilę ku braku mojej uciechy przypałętał się Bartman. Piotrek postał z nami jeszcze chwilę po czym zmył się do swojej dziewczyny zostawiając nas tylko we dwoje. Miałam w tym momencie ochotę go udusić.
-Ładnie wyglądasz.-rzucił nieśmiało uśmiechając się
-Zostaw te komplementy dla swojej nowej dziewczyny.
-Doskonale wiesz ,że nikogo nie mam.-odparł
-Mało obchodzi mnie twoje życie osobiste w tym momencie. Wybacz, ale muszę iść.-jak powiedziałam tak też zrobiłam, zaraz wyszłam z hali i wróciłam do siebie do mieszkania. Wzięłam się za czytanie książki Nicholas'a Sparks'a "Wciąż ją kocham". Jak na kobietę przystało, uwielbiałam tego typu książki. Miały coś w sobie specjalnego, coś co przyciągało czytelnika i nie pozwalało przerwać dopóki nie dowiemy się zakończenia. Trochę się zasiedziałam bo gdy skończyłam czytać, przysiadłam się do komputera i nim się spostrzegłam było po dwudziestej trzeciej. Poszłam od razu pod prysznic ,a potem położyłam się spać. Ze snu po trzeciej wyrwał mnie dzwoniący telefon.
-Czy ty wiesz ,która jest godzina?!-prawie ,że krzyknęłam
-Przepraszam cię ,że dzwonię o tej porze, ale musisz mi pomóc.-powiedział Nowakowski
-Z czym niby o tej porze mam ci pomóc?-spytałam
-Raczej z kim.-poprawił mnie
-No ty chyba sobie żartujesz jeśli chodzi o osobę ,którą mam na myśli.
-Jeśli myślisz o Zbychu to dobrze myślisz.-zaśmiał się
-Po tym jak mnie wczoraj z nim zostawiłeś mam ci pomóc?-spytałam z lekką ironią w głosie-A co niby znowu zrobił.
-No proszę cię, nie bądź zła.-powiedział ,a po chwili dorzucił- Poszliśmy po meczu świętować i ,że tak powiem nie jest w najlepszym stanie.
-A to nie ma kolegów ,że musisz dzwonić do jego byłej?-zapytałam
-No właśnie koledzy są w podobnym stanie.-zaśmiał się-Ja bym chętnie z nim został, ale rano muszę jechać do Kielc. Proszę cię, wpadnij do niego rano i sprawdź czy żyje.-zaśmiał się
-Dlaczego miałabym to zrobić?-spytałam
-Bo cię o to ładnie proszę?-odpowiedział pytaniem na pytanie
-A nie może mu pomóc jego nowa dziewczyna?
-No przecież wiesz ,że on nikogo nie ma.-odparł-To jak?
-Robię to tylko ze względu na ciebie.-odparłam-Ale jak to jakiś podstęp to przysięgam ,że tym razem cię uduszę gołymi rękami.
-Nie ryzykowałabym życiem dla niego, uwierz.-zaśmiał się po czym za chwilę się rozłączył i ponownie ułożyłam się do snu. Wstałam po ósmej. Od razu ruszyłam do kuchni, zjadłam śniadanie, po czym poszłam się ubrać, pomalowałam się, włosy splotłam w luźnego warkocza i za chwilę opuściłam łazienkę, a także mieszkanie zgarniając po drodze torebkę. Po jakichś dziesięciu minutach byłam na miejscu. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi. Poczekałam chwilę pod drzwiami i nacisnęłam dłonią na klamkę. Były otwarte. Weszłam do mieszkania, zdjęłam buty. Od razu domyśliłam się gdzie go szukać. W najlepsze wylegiwał się na łóżku. Czuć było alkohol.
-Ładnie się załatwiłeś.-powiedziałam cicho widząc jego stan
-Lena? Co ty tu robisz?-spytał podnosząc się z łóżka
-Piotrek prosił żebym sprawdziła czy żyjesz i widzę ,że z tym to tak średnio.
-No szału nie ma.-powiedział krzywiąc się
-Ogarnij się ,a ja poszukam czegoś żeby cię tak nie męczyło.-powiedziałam po czym skierowałam się do kuchni. Szkoda mi się go zrobiło widząc go w takim stanie,ale sam sobie winien. Znalazłam w kuchni 2kc , nalałam wody do szklanki i proszki położyłam koło niej. Z lodówki wyciągnęłam kefir, znalazłam też banana i bułkę, czyli jednym słowem sposób na kaca. Zaraz też do kuchni przyszedł siatkarz.
-Powiedz, dlaczego tu jesteś? Słyszałem ostatnio ,że mnie nienawidzisz i nie chcesz mnie znać.
-Mówiłam, Piotrek mnie o to poprosił.-odparłam opierając się o blat
-Przecież nie musiałaś.-powiedział cały czas przyglądając mi się
-Wiem to.-powiedziałam ,a on za chwilę stanął koło mnie
-Nie jesteś tu tylko dlatego ,że on cię o to poprosił prawda?-spytał nie odrywając ode mnie wzorku
-To według ciebie dlaczego?
-Ty mi powiedz.-powiedział po czym zaczął niebezpiecznie zbliżać się do mnie
-Odsuń się.-powiedziałam odwracając głowę
-Powiedz mi, dlaczego nie może być tak jak dawniej.
-Dlaczego?-zapytałam- Weź tą szklankę.
-Ale po co?-spytał
-Zrób to o co cię proszę.-powiedziałam po czym posłusznie zrobił to co nakazałam- Upuść ją.- tak też zrobił po czym szklanka roztrzaskała się w drobny mak na podłodze.
-I co teraz?
-Teraz ją przeproś i zobacz czy się pozbiera.-powiedziałam po czym minęłam szkło na podłodze i udałam się do przedpokoju. Zaczęłam nakładać buty. Nagle poczułam jego ręce na swoich biodrach.
-Przestań.-powiedziałam, ale on udawał ,że tego nie słyszał. Obrócił mnie do siebie i przycisnął do ściany przywierając swoim ciałem do mojego.
-Proszę cię, puść mnie. Muszę iść.
-Masz dyżur?-zapytał
-Nie, nie mam, ale mam parę spraw do załatwienia.-odparłam
-W takim razie nigdzie cię nie puszczę.-powiedział
-To nie jest zabawne, proszę cię, puść.
-Puszczę cię jak powiedz mi prosto w oczy ,że nic do mnie nie czujesz.-powiedział, a ja tylko popatrzyłam na niego i westchnęłam.
-Doskonale wiesz ,że tego nie powiem.
-Wiem.-odpowiedział zadowolony. Próbowałam wyrwać się z jego 'objęć' ,ale był zbyt silny. Oparł swoją głowę o moją.
-Len, zrozum kocham cię, naprawdę cię kocham.
-Kochasz mnie, ale obściskiwałeś się z jakąś blondyną i nie masz do mnie zaufania?-spytałam ironicznie
-Każdy popełnia błędy, a ja swoich bardzo żałuję. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cofnąć czas.
-Ale nie możesz. Trzeba płacić za swoje błędy.-odpowiedziałam, a ona popatrzył tylko na mnie i za chwilę wpił się w moje usta. Nie protestowałam, ale chciałam się od niego oderwać. Cały czas nie przestając mnie całować, przyciskał mnie kurczowo do siebie uniemożliwiając mi to. Oderwał się dopiero ode mnie kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Chciałam żeby tylko mnie puścił i otworzył te cholerne drzwi. Chciałam po prostu stamtąd jak najszybciej wyjść.

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział X

ROZDZIAŁ X.
-Co ty tu robisz?-spytał wyraźnie zaskoczony moim widokiem
-Gram w szachy.-odparłam z ironią-Jak widać pracuje. A ty co tu robisz? Badania macie dopiero za dwie godziny.
-Wiem, ale wysłali mnie żebym powiedział ,że reszta godzinę się spóźni.-powiedział atakujący
-Czyli jesteś tylko ty?-spytałam wzdychając. No tak, wielkie gwiazdy sportu nigdy nie mogą być na czas. Miałam jeszcze tysiąc innych spraw na głowie, ale niestety musiałam czekać na ich łaskawe przybycie.
-Na czas prócz mnie będzie jeszcze Piotrek, Krzysiek, Paul, Nikola i Rafał.-odparł
-Fantastycznie.-warknęłam i usiadłam przy biurku żeby wrócić do papierkowej roboty. Czułam wyraźnie jego wzrok na sobie.-Jeszcze tu jesteś?-spytałam oschle
-Czyżby powtórka z rozrywki?-spytał uśmiechając się atakujący
-Nie.-odparłam od razu
-Możemy porozmawiać?
-Jak widzisz, niektórzy muszą tutaj pracować.-odparłam
-Nie masz pacjentów z tego co wiem teraz.
-Może nie mam, ale mam sporo papierkowej roboty.-odpowiedziałam
-Nawet pięć minut nie znajdziesz?-spytał
-Miałeś swoje pięć minut, a teraz przepraszam pana, ale mam sporo pracy.-powiedziałam po czym podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Bartman podszedł tylko i je zamknął i stanął przede mną.
-Wiem jak było.-powiedział niepewnie-Przepraszam.
-Szkoda ,że dopiero teraz wiesz.-odparłam z wyrzutem- W dupę sobie wsadź swoje przepraszam teraz.
-Proszę cię, daj mi szansę.-powiedział błagalnym tonem. Złapał mnie za rękę, ale ja natychmiast ją cofnęłam.
-Miałeś swoją jedyną szansę, ale ją zmarnowałeś, więc żegnam.-powiedziałam odwracając wzrok i ponownie otwierając drzwi. Tym razem skutecznie, bo siatkarz opuścił pomieszczenie.
Gdy złapał mnie za rękę, nagle powróciły te dobre wspomnienia. Jakaś mała milionowa część mnie chciała po prostu wpaść w jego ramiona i z nich nie wychodzić. Ale zaraz stłumiłam tą chęć. Okazał się taki sam jak i większość facetów. Nie ufał mi i pod byle pretekstem mnie zostawił. Dla mnie to był definitywny koniec, bez możliwego szczęśliwego zakończenia jak w amerykańskich filmach. Po prostu chciałam wyrzucić go ze swojej głowy, a co najważniejsze ze swojego serca. Chciałam po prostu o nim zapomnieć, żyć tak jak gdyby nic się nie wydarzyło, jak gdybym go nigdy nie poznała. Dwie godziny minęły szybko i musiałam udać się na badania z Resoviakiami. Wchodzili po kolei, wykonywałam co miałam wykonać i wchodzili następni. Jako ostatni wszedł Bartman. Wszelkie badania wykonałam szybciej niż reszcie, po prostu chciałam żeby zniknął.
-Lena, proszę cię, porozmawiajmy.-powiedział błagając mnie, ale ja byłam nieugięta.
-Nie mamy wspólnych tematów do rozmowy. Skończyliśmy na dziś, więc proszę cię, wyjdź.-w tym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do mnie. Wiedziałam do czego zmierza. Natychmiast się odsunęłam.
-Proszę.-powiedział
-Nie, to ja cię proszę, wyjdź i raz na zawsze zniknij z mojego życia.
-Nie zniknę, zbyt wiele dla mnie znaczysz. Będę o ciebie walczył.
-To nie ma sensu, zakończyłam już ten rozdział.-odparłam oschle po czym opuściłam gabinet. Wołał mnie, ale nie odwróciłam się. Poszłam do gabinety lekarskiego, nałożyłam swoje ubrania i wyszłam ze szpitala. NA parkingu zobaczyłam osobę ,której na pewno w tym momencie towarzystwa miałam po dziurki w nosie. Zacisnęłam tylko zęby i chciałam go ominąć z nadzieję ,że nie czeka na mnie. Jednak myliłam się. W momencie gdy go mijałam złapał mnie za rękę po czym zwinnie przyciągnął do siebie i wpił się w moje usta. Nie protestowałam, ale nie odwzajemniałam pocałunku. Tęskniłam za tym, za jego bliskością, pocałunkiem. Natychmiast się od niego odsunęłam.
-Co ty robisz?!-prawie wykrzyczałam
-Lena zrozum, kocham cię.-powiedział spokojnie
-Ale ja ciebie już nie. Daj mi spokój.-odparłam
-Wiem ,że mnie kochasz, a ja kocham ciebie. Proszę cię, daj mi jeszcze ostatnią szansę. Nie karzę ci wpadać od razu w moje ramiona po prostu poznajmy się na nowo.
-I uważasz ,że co? Że nagle zgodzę się na twoje warunki?-spytałam ,a on popatrzył na mnie
-Błagam cię.
-Nie.-odparłam kategorycznie- Zapomnij o mnie.
-Nie chcę.
-Przykro mi, będziesz musiał.
-Jeszcze wszystko można naprawić.
-Uważasz ,że zapomnę o tym jak zwyzywałeś mnie od łatwych i stwierdziłeś,że jestem jak wszystkie i lecę do pierwszego lepszego i ,że cię zdradzam.-powiedziałam ,a po moim policzku zaczęły spływać łzy- Albo to ,że uwierzyłeś w jakieś pierwsze lepsze zdjęcie na którym nawet mnie nie było i od razu mnie zostawiłeś.
-Lena.-powiedział ciepło i mimo moich protestów objął mnie. Chciałam się wyrwać z jego uścisków jednak uniemożliwił mi to jeszcze mocniej mnie przytulając.
-Proszę cię, puść mnie.
-Nie. Nie chcę stracić, zrozum to.
-Już za późno.-powiedziałam ,a on otarł łzy z moich policzków
-Nigdy nie jest za późno.
-Nie potrafię ci zaufać zrozum.-odparłam
-Wiem ,że popełniłem błąd, ale chce go naprawić. Kocham cię.
-Ale ja ciebie nie.-powiedziałam nie patrząc na niego jak gdyby uciekając wzrokiem
-To powiedz mi to prosto w twarz.
Nie potrafiłam spojrzeć na niego i mu tego powiedzieć. Dlaczego? Bo to było kłamstwo. Popatrzyłam tylko na niego i nie mogłam nic z siebie wydusić. Mimowolnie po moim policzku znów spłynęła łza. Otarłam ją szybko.
-Nie chcę, nie potrafię.-wymamrotałam spuszczając wzrok na dół ,a on złapał mnie za rękę. Uniósł swoją dłonią mój podbródek ku górze.
-Przemyślisz temat?-spytał, a ja od niechcenia kiwnęłam głową.-W takim razie czekam na odpowiedź. Zadzwoń jak się zastanowisz. Będę czekał.-powiedział po czym delikatnie musnął mój policzek.
-Muszę iść.-rzuciłam i za chwilę odeszłam. Kiedy weszłam do mieszkania Maja siedziała przy jadalnianym stole i pisała coś na komputerze. Gdy podniosła wzrok i ujrzała w jakim stanie jestem od razu podbiegła do mnie i mnie przytuliła.
-Len, co jest?-spytała z troską
-On chce żebym do niego wróciła.-powiedziałam szlochając w ramię przyjaciółki
-Kto? Marcin?-spytała
-Oszalałaś? Żaden Marcin, Zbyszek.-otarłam łzy w policzka i usiadłam na kanapie
-W czym problem?
-Jak to w czym, mam do niego ot tak wrócić bo tym jak mnie potraktował wtedy w Londynie?
-Nie ładnie się zachował w stosunku do ciebie to fakt, ale każdy zasługuje na drugą szansę.
-To nie jest taki proste.-zaprotestowałam
-On cię kocha, a ty jego, więc jest.-uśmiechnęła się przyjaciółka.
Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy po czym poszłam do łazienki, zmyć resztki makijażu z twarzy i wziąć prysznic. Ubrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam nad tym wszystkim. Przewracałam się z boku na bok. W pewnej chwili wzięłam telefon do rąk.
                                                                   Przemyślałam.
Na odpowiedź nie czekałam długo. Co dziwne była druga z minutami, a on odpisał w ekspresowym tempie.
                                                                         Iiiiii? :)
                                                  To raczej nie jest rozmowa na telefon.
                                                   W takim razie może się spotkamy?
                            To tobie zależy na tym żeby dowiedzieć się o decyzji. Dostosuję się.
                                                  Sushibar w Millenium o trzynastej?
                                                                   Niech będzie.
Po długich namysłach wreszcie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nie wiem dlaczego sięgnęłam po ten telefon i do niego napisałam. Coś mnie do tego pchnęło.
Obudziłam się prawie o jedenastej. Tak się kończy późne chodzenie spać. Zastanawiałam się tylko gdzie podziała się moja współlokatorka. Przypomniało mi się ,że wyjechała na dwutygodniowy obóz. No tak, zostawiła mnie samą z tym wszystkim. Nie miałam jej za złe, miała to zaplanowane od dawna. Jakoś musiałam sama stawić temu czoła. Ubrałam się, oczy podkreśliłam eyelinerem, ciało spryskałam mgiełką po czym wyszłam z mieszkania. W centrum byłam o dwunastej. Chciałam wcześniej pochodzić jeszcze po sklepach no i jakoś przygotować się mentalnie na tą rozmowę. Kupiłam koszulę, dwie bluzki i kardigan. Byłam chwilę przed czasem więc zajęłam stolik. Z nudy, zaczęłam obserwować ludzi na ulicy. Moją uwagę przykuł brunet, dosyć wysoki. Stał z jakąś kobietą. Najpierw ją przytulił, a potem ona rzuciła się na niego z pocałunkiem. Odwróciłam natychmiast wzrok. Zebrałam torebkę i kurtkę i natychmiast wybiegłam z budynku. Łzy spływały ciurkiem po moich policzkach. Uspokoiłam się dopiero gdy byłam w parku.
-Lena!-usłyszałam wołanie za sobą.