piątek, 29 marca 2013

Rozdział XXVIII.

ROZDZIAŁ XXVIII.
-Kto to?-zapytał ,a ja natychmiast uciszyłam go przykładając palec do ust. Za moment gestem dłoni wygoniłam go z powrotem do sypialni.
-Powiesz mi kto to czy mam sam iść sprawdzić?
-Maja...-rzuciłam
-Skąd wie gdzie mieszkasz?-zapytał zupełnie zaskoczony
-Myślisz ,że wiem? Nie mam zielonego pojęcia.
-Zamierzasz udawać ,że nikogo nie ma w mieszkaniu rozumiem?
-A widzisz jakieś inne wyjście z tej kretyńskiej sytuacji?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Zawsze mogę pójść otworzyć.-zaśmiał się
-Tą opcję sobie raczej odpuścimy.-poklepałam go po ramieniu.
Pukani nie ustawało, wręcz przeciwnie. Dobijała się niemiłosiernie. Musiała najzwyczajniej w świecie nas usłyszeć, bynajmniej Bartmana.
-Dobra mam pomysł, ale musisz być cicho.
-Zamierzasz ją wpuścić?
-Tak, ale powiem ,że mam za godzinę dyżur czy coś w tym rodzaju. Ty tylko spróbuj się odezwać słowem to nie wiem co ci zrobię.
-Już się boję.-wyszczerzył się
-Co ja z tobą mam...-pokręciłam głową.
Za chwilę opuściłam swojego towarzysza szczelnie zamykając drzwi. Podeszłam do wyjściowych i otworzyłam je.
-Ileż można czekać?
-Przepraszam, nie słyszałam.-odparłam- Skąd wiesz gdzie mieszkam?
-Wysyłałaś mi kiedyś kartkę pamiętasz? To stąd.
Faktycznie, brawo Nowakowska.
-Nie chciałabym cię wyganiać, ale mam za godzinę dyżur i muszę się ogarnąć.
-Nie przeszkadzaj sobie.-odparła.
Tego mogłam się spodziewać. Za łatwo nie da się jej zbyć. Twardo siedziała i rozglądała się po mieszkaniu. No to spróbujmy jeszcze raz.
-Maja, spotkajmy się popołudniu co? Teraz naprawdę nie mam czasu.
-Przyznaj, po prostu gdzieś tam chowasz jakiegoś przystojniaka?
Wójcik, jak ty mnie dobrze znasz. Ale przecież nie powiem jej prawdy. Bynajmniej nie teraz.
-Na pewno.-odparłam zmieszana co zauważyła
-Może mi powiesz ,że zgadłam?-zaśmiała się
-Oszalałaś? A teraz wynocha mi stąd. Do czternastej?
-No już dobra wredoto, idę już. Pozdrów tego co go przede mną ukrywasz.-zaśmiała się i wyszła za moment z mieszkania.
Odetchnęłam z ulgą. Nie spodziewałam się ,że tak szybko ulegnie i się zmyje. Na całe szczęście się udało.
-Szybko.-odparł pojawiając się koło mnie ,a ja aż podskoczyłam
-Nie strasz mnie.
-Myślałaś ,że kto to, czekaj jak mu tam było?
-Grabisz sobie mój drogi.-odparłam z przekąsem- Będziesz chciał śniadanie.
-Będę chciał.
-To zrób sobie sam.-udawałam obrażoną
-Mówiłem ,że strasznie uroczo wyglądasz jak się złościsz?
-Nie podlizuj się bo i tak nic nie dostaniesz.
-To sam sobie zrobię.-uśmiechnął się i zabrał się do kuchni. Usiadłam przy kuchennej wysepce i obserwowałam siatkarza zwinnie poruszającego się po kuchni. O jego talencie wiedziałam doskonale, ciekawa byłam tylko co wymyśli. Po kilkunastu minutach postawił przede mną na talerzu nie dość ,że cudownie pachnący to jeszcze tak samo wyglądający omlet z jagodami i malinami.
-Bon apetit!
W mgnieniu oka pochłonęłam to co przygotował. Następnie zaparzyłam kawy.
-Czyżby przeprosiny przyjęte?
-Moooże.-odparłam - Na którą masz trening?
-Na jedenastą.
-Jak nie chcesz się spóźnić to ruchy. Masz czterdzieści minut.
Dwa razy powtarzać nie trzeba było. W ekspresowym tempie wypił kawę i się zebrał. Ja również duszkiem wypiłam kawę i skierowałam się ku łazience. Ubrałam się, włosy rozczesałam pozostawiając rozpuszczone, oczy podkreśliłam delikatną kreską eyelinera, a ciało spryskałam perfumami.
-A ty dokąd?
-Na trening.
-Odwiozę cię. Chyba nie myślisz ,że pozwolę ci się zgubić w Maceracie.
-Z tą twarzą bym nie zginął.-wyszczerzył się
-Byś się zdziwił.-prychnęłam i zgarnęłam kluczyki od samochodu cioci Iwony. Za moment byliśmy na parkingu i zapakowaliśmy się do samochodu.
-Land Rover Evoque?
-Nie jest mój.
-A już miałem nadzieję.
-Na co?
-Że dasz się przejechać. Ja ci to mówię, to mój następny samochód.-odparł z pełnym zachwytem. No tak, mężczyźni tak mają. Samochody to ich druga wielka miłość, niektórzy potrafili mieć na tym punkcie hopla, przykład takowego siedział koło mnie.
-W tym temacie u ciebie wszystko po staremu widzę.
-No co? Lepsze to niż granie godzinami w Word od Warcraft.
-Albo w fifę.-zaśmiałam się
-A fifa to już zupełnie inna sprawa.
-Gra jak gra.-odparłam
-To jest dopiero gra, ale to tylko zrozumie facet.
-Przypominam ci ,że ograłam was wszystkich po kolei w Londynie i nie jestem facetem.
-Wypadek przy pracy.-uśmiechnął się ,a ja tylko się zaśmiałam. Za dosłownie moment byliśmy już pod hotelem zajmowany przez naszych siatkarzy.
-Do potem?
-Do potem.-podał mi rękę jak gdybyśmy się dopiero poznali przez co ledwo udało mi się zachować powagę. Już wychodził z auta gdy jednym zwinny obrotem za chwilę wpił się w moje usta. Na pożegnanie posłał mi jeszcze promienny uśmiech ukazując rząd swoich białych zębów po czym pognał do hotelu. Po drodze wstąpiłam jeszcze na drobne zakupy.
-Przepraszam.-rzuciłam przez nieuwagę w kogoś wchodząc
-Wybaczam.-odparł z uśmiechem znany osobnik- A my znowu się tutaj spotykamy, to jakiś znak.
-Albo pech, jak kto woli.-zaśmiałam się
-E tam pech.-machnął ręką-Byłaś na meczu.
-Spostrzegawczy jesteś.-odparłam- Z resztą nie masz co robić tylko rozglądasz się za kibickami?
-Tylko za tymi ładnymi.-wyszczerzył się Travica
-Uznam to za komplement.
-I trafnie.-odparł- Robisz coś ciekawego dzisiaj?
-Umówiłam się z przyjaciółką.
-A już miałem nadzieję na jakąś kawę...-odparł-Może pojutrze?
-Skoro nalegasz, zgoda.-uśmiechnęłam się- A teraz wybacz, muszę lecieć.
Grzecznie się pożegnał po czym zniknęłam udając się w kierunku kasy. Zapłaciłam po dłuższym staniu w kolejce i w pośpiechu ruszyłam ku samochodowi. Nawet nie rozpakowywałam zakupów, tylko wrzuciłam je do kuchni i pognałam na spotkanie z Mają.
-To powiesz mi dlaczego tak usilnie mnie wyganiałaś dzisiaj rano?
-Mówiłam, miałam dyżur.
-A ja jestem Teresa.-odparła- Przecież wiesz ,że mnie łatwo nie oszukasz Len.
-O, zmieniłaś imię?-zaśmiałam się
-Po prostu oczekuję prostego tak lub nie i nie będę drążyć tematu. Był ktoś rano u ciebie?
-Tak.-odparłam natychmiast co wywołało nie małe zdziwienie na twarzy Mai.
-Nie drążę tematu, chociaż korci.
-I prawidłowo.
-Dobra, jedno malutkie pytanko, Włoch czy Polak?
-Zgadnij.-odparłam dość zagadkowo
-No mogłaś wyrwać jakiegoś Włocha.
-Pudło.-odparłam triumfalnie
-To może powiesz mi coś więcej?-ciągnęła
-Nie.-odparłam
-Ale jesteś rozmowna dzisiaj.
-Chętnie posłucham co ty ciekawego powiesz.-uśmiechnęłam się.
Długo namawiać jej nie trzeba było. Gadała jak najęta gdzieś przez dwie godziny. Nie wiem czy pozwoliła mi dojść do słowa ze dwa razy. Ale przyznam ,że brakowało mi tego jej gadania. W ogóle po ich wizycie zaczęło mi cholernie brakować życia w Polsce. Może i byliśmy w ciągłym kontakcie, ale jednak rozmowa przez internet to diametralnie inna rzecz niż rozmowa w cztery oczy.
Po piętnastej wracałam spokojnym tempem do domu. Jak to miałam w zwyczaju dużo myślałam nad wszystkim. I jak to zwykle bywało ktoś wyrwał mnie z moich zamyśleń.
-Chciałem cię przeprosić.
-Przeprosiłeś.-odparłam bez większych emocji
-Wiem, ale nie powinienem był tego robić. To twoje życie i będziesz z nim robić co chcesz. A ja sobie ubzdurałem coś nierealnego i zachowywałem się jak zwykły szczeniak. Jeśli ty będziesz z nim szczęśliwa albo jesteś to jakoś to przeboleję. Nie chcę psuć tej przyjaźni.
-Ja też tego nie chcę.
-Wybaczysz chwilowy brak szarych komórek?
-Wybaczę.-odparłam z uśmiechem.
Każdy zasługuję na drugą szansę. Skoro dałam ją Bartmanowi, to dlaczego miałabym jej nie dać jemu? Był moim przyjacielem, pomógł mi tu się zaaklimatyzować, pomógł mi stanąć na nogi. Był niebagatelnie osobą ważną w moim życiu, lecz tylko i wyłącznie jako przyjaciel.

Następne dwa dni minęły w takim szalonym tempie ,że nawet nie jestem w stanie powiedzieć kiedy przeminęły. Nadeszło wreszcie nieuniknione. Rozstanie. Co prawda na niecały miesiąc, ale zawsze rozstanie. Odprowadziłam atakującego na lotnisko.
-Tylko mi tutaj nie płacz, bo sam będę.
-Chciałabym to zobaczyć.-uśmiechnęłam się
-Nie chciałabyś.-zaprzeczył obejmując mnie- I co teraz?
-Teraz wracamy do rzeczywistości, tej szarej. Wracamy do swojego życia, ty w Polsce, ja zostaję tutaj. Trzeba żyć po staremu jak gdyby nic się tutaj nigdy nie wydarzyło.
-Ale wydarzyło, i to sporo. Ten miesiąc będzie beznadziejny.
-Czemu? Będziecie grać ligę światową.
-Bo nie będzie ciebie koło mnie.-przycisnął mnie do siebie
-To tylko miesiąc, w dodatku niecały.
-Teraz owszem, sporo wyjazdów i jakoś może dam radę. A potem? Trzy calutkie miesiące.
-Pamiętaj zawsze o obietnicy.
-Pamiętam, a ty pamiętaj o mojej.-puścił mi oczko.-Ale nie martw się, choćby nie wiem ile miał czekać to poczekam.
-O to się najbardziej martwię.
-Słońce, nie ma i nie będzie nikogo ważniejszego niż ty.
-Mam nadzieję.-odparłam
-Muszę lecieć.-skrzywił się-Nie płacz.
-Będzie mi ciebie brakować.-powiedziałam czując łzy na policzkach
-Mi ciebie też.-odparł ciepło po czym wtuliłam się w jego ramiona, po raz ostatni. Bynajmniej na jakiś czas. Chciałam żeby ten uścisk trwał i trwał. Niestety, nie mógł. Po raz ostatni też mogłam poczuć na sobie smak jego ust. Całował tak jakbyśmy mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć. Odchodząc pomachał mi na pożegnanie, odwrócił się kilka razy posyłając ciepły choć nieco smutny uśmiech.
Teraz tylko przeżyć tak jak dotychczas te kilka tygodni. Nie czekałam w tym momencie bardziej na nic jak tylko 4 czerwca i lot w kierunku Warszawy. To trzymało mnie na duchu, a nie jak powinno, zbliżające się rozwiązanie mojej siostry ,którym wszyscy w rodzinie żyli. Miałam być chrzestną, a mimo to jak okrutna czekałam na spotkanie z nim. Uświadomiłam sobie wtedy ,że te następne miesiące będą katorgą. Może nie fizycznie, ale duchowo. Jednak nie zadręczałam się tym. Wpadłam w wir obowiązków, studiów, pracy. Bartman dzwonił niemalże codziennie. Potrafiliśmy rozmawiać godzinami. Zupełnie tak jakbyśmy się dopiero co poznali. Tak właśnie się czułam. Czułam jakbym od nowa się w nim zakochiwała, na nowo poznawała.
Wreszcie czułam się ,że żyję, że jestem szczęśliwa. Chyba pierwszy raz od dawna.
-Coś się stało?-zapytałam wchodząc do kuchni i widząc zamyśloną, nieobecną Iwonę
-Właściwie to chyba tak.
-Powaga?
-U mnie jak nigdy.-zaśmiała się lekko-Ale tak, trudna sprawa.
-Dasz radę, kto jak nie ty?
-Właściwie ta sprawa dotyczy nas obydwu.
Spojrzałam na nią przerażonym wzrokiem.
-Spokojnie, nikt nie umarł, nie patrz tak.
-No mów co się stało jak nie chcesz mnie za chwilę reanimować.-odparłam oczekując w napięciu o co chodzi
-Chodzi o wyjazd...
-Nie..
___________________________________________________________________
Przepraszam ,że tak późno dodaję, ale wcześniej pochłonął mnie świąteczny szał, rozumiecie :< Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy dodam coś nowego, wyjeżdżam jutro do rodziny na święta, komputera raczej mieć nie będę, ale rozdział obiecuję dodać jak tylko wrócę, czyli poniedziałek wieczór, ew. jak wcześniej dorwę komputer. Już dzisiaj chciałbym Wam życzyć moje drogie czytelniczki zdrowych, wesołych i pogodnych świąt Wielkiej Nocy, wesołego jajka, mokrego Dyngusa nie będę życzyć bo pogoda za oknem iście zimowa, ale przede wszystkim rodzinnego ciepełka podczas śniadania Wielkanocnego! :*

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział XXVII.

ROZDZIAŁ XXVII.
-Chciałem ci coś powiedzieć, ale widzę ,że jesteś zajęta...-rzucił oschle mierząc wzrokiem siatkarza
-To coś ważnego?- W odpowiedzi na moje pytanie zmusił się tylko do wzruszenia ramionami.- O co ci chodzi?
-Wiesz jaki jest dzisiaj dzień?-spytał po chwili namysłu
-Czwartek?
-Co masz dzisiaj za jakąś godzinę?-ciągnął
-O cholera...-rzuciłam po chwili namysłów
Zaliczenie. Zupełnie wyleciało mi z głowy. Jedno z ważniejszych w semestrze, a ja nie umiem na nie prawie nic.
-Dziękuję.-wydukałam co nie zrobiło na niego większego znaczenia i odszedł za chwilę bez słowa. Dlaczego nagle zaczął się tak zachowywać? Czyżby naprawdę czuł do mnie coś więcej i był po prostu o mnie zazdrosny? Jego zachowanie było ostatnimi czasy nie do wytrzymania, więc postanowiłam wreszcie wyjaśnić z nim tą sytuację proponując spotkanie po egzaminie. Zgodził się mimo niechęci.
-Przepraszam cię, ale muszę już iść.-skrzywiłam się- Za godzinę mam egzamin.
-Skoro musisz.-uniósł kąciki ust lekko ku górze-Widzimy się na meczu?
Skinęłam głową po czym pożegnałam się z atakującym bez większych czułości trzymając go nieco na dystans i truchtem wróciłam do mieszkania. W mig wzięłam prysznic i zmieniłam ubranie. Włosy związałam w kitkę, a wychodząc z łazienki spryskałam się perfumami.
-A ty gdzie się znowu wybierasz?
-Na uczelnie.-wybąkałam łapiąc po drodze jabłko
-O której wrócisz?
-Nie wiem, pewnie dopiero po meczu.
-Wyjeżdżam po nim do Mediolanu.
-W celu?
-Sprawy zawodowe. No i przy okazji zostanę z Francescą w SPA na dwa dni. Poradzisz sobie?
-A mam wyjście?-spytałam
-Zuch dziewczyna.-odparła- A teraz leć bo się spóźnisz doktorzyno na egzamin.
Dwa razy powtarzać nie musiała. Pognałam czym prędzej w kierunku uczelni pokonując parę ulic. Mniej więcej za piętnaście minut zaspana byłam pod salą w której miał odbyć się egzamin. Za jakieś minut siedziałam w małej pojedynczej ławeczce tak jak i około pięćdziesięciu towarzyszy mojej niedoli. Zaraz też rozdano nam egzaminy i do dzieła. Czytam pierwsze pytanie i kompletnie nie wiem co napisać.
-Skup się Nowakowska.-mówiłam sama do siebie w myślach- Przecież to nie może być trudne.
Egzamin przeznaczony na sześćdziesiąt minut ukończyłam w jakieś pół godziny z haczkiem. Wyszłam jako jedna z pierwszych. Przysłowiowe trzy powinno być. W miarę zadowolona wyszłam z sali i zmierzałam ku wyjściu. Nagle ni stąd ni zowąd koło mnie wyrósł Giulio.
-Nie strasz mnie tak więcej.-zaśmiałam się
-Nie zamierzam.-odparł- Nie mam za wiele czasu, mam wykłady.
-Ostatnio bardzo dziwnie się zachowujesz, zdradzisz mi przyczynę?
-Dziwnie? Normalnie.
-No właśnie nie.-odparłam- Wymagasz od mnie czegoś więcej?
-Nie. Po prostu nie mogę patrzeć jak pchasz się w to bagno.
-Jakie znowu bagno?-zapytałam
-Chcesz znowu popełnić ten sam błąd wracając do niego.
-Nie wróciłam do niego.-przerwałam
-Na pewno? Dzisiaj rano wyglądało to trochę inaczej...
-Jesteś zazdrosny?-wypaliłam
-Tak, jestem zazdrosny.-odparł zupełnie stanowczo. Zamurowało mnie. Najzwyczajniej w świecie.
-Giulio, wymagasz ode mnie czegoś czego nie jestem w stanie ci zaoferować.-wydusiłam z siebie
-Wcale nie. Zanim on się tu zjawił było zupełnie inaczej między nami.
-Jeśli dałam ci jakikolwiek powód żebyś tak myślał to przepraszam, ale dla mnie byłeś i będziesz tylko przyjacielem.
Moje ostatnie słowa musiały go zaboleć. Widziałam to w jego oczach. Ale taka była prawda. Choć czasem trudno się z nią pogodzić, trzeba ją przyjąć do wiadomości. Nie chciałam żeby dalej wmawiał sobie ,że ja coś do niego czuję. Tak było po prostu lepiej dla niego choć wiedziałam ,że po tych słowach może być koniec przyjaźni.
-Przepraszam.-rzucił
-Ale za co?-spytałam zdziwiona
-Za to.-odparł i mnie... pocałował. Po tym czynie odszedł zupełnie bez słowa znikając za rogiem uczelnianego korytarza. Stałam jak wmurowana. W życiu bym się nie spodziewała po nim czegoś takiego. Wróciłam do mieszkania dosłownie na pięć minut żeby się przebrać po czym udałam się do hali gdzie miał być rozgrywany mecz. Zajęłam wyznaczone miejsce i w spokoju oczekiwałam na rozpoczęcie meczu. Nieopodal mnie usiadł Giulio i z wielką uwagą przyglądał się mojej osobie. Byłam na niego może i troszeczkę zła, ale chyba miałam prawo. Uciekałam wzrokiem tylko żeby nasze spojrzenia się nie spotkały. Wreszcie zaczął się mecz. Standardowo odegrano hymny narodowe, przedstawiono pierwsze szóstki obydwu zespołów po czym zaczął się mecz. Jak też dnia ubiegłego mecz był bardzo zacięty, mimo iż było to towarzyskie spotkanie żadna z drużyn nie zamierzała odpuszczać. Spotkanie zakończyło się wynikiem trzy do dwóch dla reprezentacji Polski. Po meczu zauważyłam ,że Bartman mnie dostrzegł i dyskretnie przywoływał do siebie. Zaczęłam zmierzać w jego kierunku dopóki Piotrek skutecznie mi to uniemożliwił.
-Tym razem mam dla ciebie niespodziankę i to przy sobie.-powiedział uradowany ,a w tym samym momencie ktoś zakrył mi dłońmi oczy. Od razu rozpoznałam ,że muszą należeć do kobiety. Po chwili doszłam też do jakiej.
-Maja!-pisnęłam, w tej chwili zdjęła dłonie z moich oczu i wyściskałam ją.-Co ty tutaj robisz?
-Przyjechałam odwiedzić przyjaciółkę głuptasie.
-Ej, a mi mówiłaś ,że na mecz przyjechałaś.-odparł ze smutkiem Piotrek, a my się zaśmiałyśmy
-Jeśli zadowolę was obydwoje, w obydwu celach tutaj jestem.-uśmiechnęła się- A my moja droga idziemy teraz na kawę bo mamy tyle do obgadania.
Kiwnęłam z wymuszonym uśmiechem głową. Nie tak planowałam spędzić to popołudnie, ale nie mogłam odmówić i wyjawić swoich prawdziwych planów. Poszłyśmy razem z Mają do małej knajpki nieopodal hali. Zamówiłyśmy po kawie.
-Ale się zmieniłaś.-powiedziała nieodrywając ode mnie wzroku
-W jakim sensie?
-Z wyglądu i charakteru. Nie poznaję cię normalnie.
-Ale to dobrze czy źle bo nie wiem?-spytałam śmiejąc się
-Dobrze.-wyszczerzyła się- Piotrek mówił ,że rozmawiałaś ze Zbyszkiem...
-Rozmawiałam.-potwierdziłam
-I nic więcej mi nie powiesz?
-Rozmowa jak rozmowa.-wzruszyłam ramionami dopijając kawę ówcześnie przyniesioną przez kelnera
-Zwłaszcza gdy rozmawia dwójka dorosłych ludzi zachowujących się jak dzieci.
-Co masz na myśli?
-Może nie postąpił dobrze, nie wiem jakbym postąpiła na twoim miejscu, ale powinniście porozmawiać jak dorośli ludzie, wyjaśnić sobie wszystko. Przecież widać ,że obydwoje nie możecie bez siebie żyć.
Nie chciałam jej oszukiwać, ale też nie chciałam żeby dowiedziała się o naszych ustaleniach z Bartmanem. Miałam nieodpartą chęć jej powiedzieć, ale ugryzłam się w język.
-Ja jestem szczęśliwa tutaj, on w Polsce ,więc po co?-spytałam udając zupełną ignorancję co do osoby atakującego
-No jak dzieci.-zaśmiała się- Jeśli cię to uszczęśliwi on nikogo nie ma. Chyba ,że ty mi nie mówisz do końca prawdy i kogoś masz.
-Gdybym kogoś miała, wiedziałabyś o tym pierwsza.-odparłam
-A co z tym Giuliem?
Westchnęłam głośno. Trafiła z tematem, jakby coś wyczuwała.
-To mój przyjaciel.
-Przystojny przyjaciel.-dodała
-Mam powiedzieć Piotrkowi?-zapytałam z uśmiechem
-No co? Ja tylko stwierdzam fakty. A nie jest?
-No jest...-odparłam
-To w czym problem?
-W tym ,że nic do niego nie czuję, to mój przyjaciel i nikt więcej.
-Może po prostu boisz się mu zaufać do końca?
-To nie tak.-skrzywiłam się- Po prostu nie ma między nami tej chemii, dobrze się czuję w jego towarzystwie, ale to by było na tyle.
-Daj mu szansę.-wypaliła
-A ty co, jego adwokat?-zaśmiałam się
-Nie, ale pasujecie do siebie.
-Nie znasz go.-zaprotestowałam
-Znam z twoich opowieści wystarczy.-uśmiechnęła się- Albo nie chcesz dać mu się do siebie zbliżyć bo dalej czujesz coś do Bartmana.
-Proszę cię, daj spokój.
-Nie dam spokoju, po to tu jestem, myślisz po co bym przyjeżdżała? Muszę cię przywołać do porządku.
-A może po prostu mam być starą panną?
-No proszę cię, a ja zakonnicą w takim układzie.-zaśmiała się
-Dobra my tu o mnie, mów co tam u was?
-Co mam mówić? Dobrze, nawet bardzo. Ale wszystko w sumie wiesz.-uśmiechnęła się
-Jakieś poważniejsze plany?
-Mnie pytasz?-zaśmiała się
-W sumie racja. Muszę przeprowadzić męską rozmowę z Piotrkiem.
W tym momencie ktoś zaczął się do mnie dobijać. Nie wypadało mi wyjść, więc wyciszyłam telefon. Za chwilę dostałam sms'a.
                                          Jak się wyrwiesz Mai, daj znać :) ZB.
-Zgaduję ,że sms od jakiegoś przystojniaka bo się uśmiechasz od ucha do ucha.
-Ja? Gdzie tam.
-Nie mówisz mi wszystkiego przebrzydła kobieto.
-Nie chcę o tym mówić. Za wcześnie.
-Czyli mam rozumieć ,że jest jakiś amant?
-Można tak powiedzieć.-odparłam nieśmiało
-Ja osobiście popieram i nie popieram Zbyszka jako kandydata na twojego partnera, ale skoro kogoś innego masz to się cieszę.
-Nie będziesz mnie dopytywać kto to taki?
-Nie. Skoro mówisz ,że jest jeszcze na to za wcześnie to rozumiem.-odparła- Przystojny chociaż?
-I to jak.-uśmiechnęłam się na samą myśl o siatkarzu o którym rzecz jasna nie miała zielonego pojęcia
-Już widzę minę Bartmana jak się dowie ,że kogoś masz.-rzuciła triumfalnie.
Gdyby wiedziała, że o nim mowa... Cudem powstrzymywałam się od śmiechu co musiała zauważyć.
-Coś się stało?
-Właściwie to tak. Giulio jest zazdrosny.
-Zazdrosny?-powtórzyła- Widzę nie możesz się opędzić od adoratorów.
-Daj spokój. Na domiar złego jeszcze mnie pocałował.
Po moich słowach myślałam ,że zaraz będzie musiała zbierać szczękę z podłogi. Rzadko jej się to zdarzało bo aż zaniemówiła.
-I co, dałaś mu w twarz czy coś w tym stylu?
-Oszalałaś?-zaśmiałam się- Po prostu zaniemówiłam. Nawet nie pomyślałabym ,że mógłby to zrobić.
-Zwłaszcza ,że kogoś masz, bo to nie on?-skinęłam głową na potwierdzenie-Ciekawie tu masz.
-Czasami aż za bardzo.
-To wracaj do Polski. Bo planujesz wrócić prawda?-spytała niepewnie
-Pewnie ,że planuję. Już się doczekać nie mogę.
-Zakupy bez ciebie czy popołudniowa kawa to nie to samo.
-Jeszcze cztery miesiące, jakoś wytrzymasz.
-No nie wiem jak Piotrek, bo zakupy to nie jego ulubione zajęcie.-zaśmiała się
-Przy tobie to on cierpliwości nauczy się w mig. Jak już tego nie zrobił.
Zeszło nam jeszcze jakąś godzinę. Mimo iż bardzo często ze sobą rozmawiałyśmy musiałyśmy omówić dosłownie wszystko. Odprowadziłam Maję pod sam hotel w którym  się zatrzymała.
-Do kiedy tutaj jesteś?
-Jeszcze dwa dni.-odparła-Byłabym zapomniała, za miesiąc w Warszawie chłopaki grają z Brazylią.
-I co w związku z tym?
-Mam wolny bilet. Wiesz o co mi chodzi.
-Wiem. Muszę zapytać czy dostanę wolne, akurat wtedy chyba Zuza ma termin to trzymaj bilet dla mnie.-uśmiechnęłam się. Za moment pożegnałam się z nią i udałam się w drogę powrotną do domu informując przy tym atakującego ,że uwolniłam się od Mai.
Było po dziewiętnastej, mnóstwo ludzi przechadzało się ulicami Maceraty. Wstąpiłam na drobne zakupy do osiedlowego marketu. Szłam w spokoju w kierunku osiedla zamieszkałego przeze mnie i ciocię.
-Może pomogę?-dało się usłyszeć za plecami
-Oczywiście.-podałam mu zakupy ,który chwycił w jedną rękę, a drugą ujął moją dłoń
-Trener wie ,że szlajasz się tak po mieście?
-Powiedzmy.-wyszczerzył się
-O której musisz być z powrotem?
-Na poranny trening.-uśmiechnął się łobuzersko ,a ja tylko zaśmiałam się kręcąc głową. Za chwilę dotarliśmy do mieszkania. Ja zajęłam się rozpakowywaniem zakupów, a siatkarz penetrowaniem mieszkania.
-Pomóc?
-Nie, poradzę sobie.-odparłam-Głodny?
-Jak wilk.-uśmiechnął się- Mówiłaś ,że mieszkasz z ciotką.
-Tak, nie ma jej. Jest w Mediolanie, ma jakieś sprawy zawodowe ,a potem SPA z przyjaciółką.
-Czyli masz wolną chatę.
-Można tak powiedzieć.-zaśmiałam się i wzięłam się za przygotowywanie kolacji. Po pół godziny gniazdka ze szpinakiem były gotowe do konsumpcji za którą zaraz się zabraliśmy. Po skończonym posiłku siedliśmy w salonie z lampką półwytrawnego wina.
-Wydusiła coś z ciebie?
-O nas? Nic kompletnie. Wie tylko tyle ,że kogoś mam na oku.
-A kogo to? Czyżby jakiegoś Włocha?
-A czyżbyś był zazdrosny?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Ja? Gdzie tam. Ale kolega mi się nie podoba.
-Zazdrośnik.-pokazałam mu język
-Proszę cię, jak widziałem jak na ciebie patrzył...
-To co?-zapytałam przekomarzając się z nim
-Nawiasem mówiąc nie lubię gościa.
-Nie znasz go.-zaprotestowałam
-Wystarczy ,że do ciebie się przywala.
-Ojojo jaki zazdrośnik. Jeśli cię to uspokoi jedyny facet do którego coś czuję siedzie teraz koło mnie.
-No powiedzmy.
-Powiedzmy?
-Nie przekonałaś mnie za bardzo.-wyszczerzył się
-A to już twój problem mój drogi.-uśmiechnęłam się i chciałam wstać jednak skutecznie mi to uniemożliwił jednocześnie przyciągając do siebie. Objął mnie swoimi silnymi ramionami. Czułam każdy jego oddech, każde bicie serca. Zapach perfum drażnił moje nozdrza. W pewnym momencie wpił się w moje usta. Nie całował delikatnie, całował bardzo namiętnie błądząc swoimi dłońmi po moim ciele. I znów poczułam ten przyjemny dreszcz. Znów był blisko, tak blisko jak mi tego brakowało przez ostatnie miesiące. Czułam jak jego dłonie powoli wędrują pod moją koszulką.
-Nie musisz wracać dzisiaj?-spytałam w przerwie między pocałunkami
-Jeśli chcesz..
-Nie wracaj.-odparłam cicho po czym wróciliśmy do poprzedniej czynności.
Z wielką zwinnością pozbył się mojego t-shirtu. Czy protestowałam? Nie, nie chciałam protestować. Było tak cudownie jak kiedyś. Wszystko wróciło, wszystkie uczucia i wspomnienia odżyły w jednym momencie. Czułam jego ciepło, jego dotyk. Cała aż drżałam. Pierwszy raz od blisko sześciu miesięcy kochaliśmy się. Pierwszy raz od tegoż też czasu usłyszałam od mężczyzny dwa magiczne słowa. Poczułam się wtedy naprawdę szczęśliwa, czułam ,że znowu kocham i jestem kochana, po prostu ,że mam dla kogo wrócić do Polski.
Nazajutrz obudziłam się wtulona w silne bartmanowe ramiona. Wszystko to wydawało mi się snem, a jednak nie śniło to mi się. Naprawdę tutaj był. Zdałam sobie sprawę z tego ,że przez ostatnie miesiące nie dość ,że oszukiwałam wszystkich dookoła to jeszcze samą siebie twierdząc ,że to skończone.
-Długo już nie śpisz?-wyrwało mnie z zamyśleń pytanie
-Wystarczająco długo żeby stwierdzić ,że wyglądasz strasznie niewinnie jak śpisz.
-I kto to mówi.-pokazał język- Jeszcze dwa dni.-dodał odgarniając kosmyk moich włosów z twarzy
-A potem widzimy się za miesiąc.
-Za miesiąc?-spytał zaskoczony
-Będę wtedy w Warszawie bo Zuza ma termin, a z Mają wybieramy się na wasz mecz.-po moich ostatnich słowach aż rozpromieniał i w odpowiedzi mocno mnie przytulił. Wspomniane zajęcie przerwał dzwonek do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś?-pokręciłam głową w odpowiedzi na jego pytanie. Po cichu zerwałam się z łóżka narzucając sobie jego koszulką i łapiąc z łazienki szlafrok na palcach podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez wizjer.
-O cholera...-zaklęłam po cichu.
_____________________________________________________________________
Przepraszam za zwłokę z dodaniem rozdziału, ale w poniedziałek byłby już dodany gdyby nie pewnie zbieżności czy raczej złośliwości losu. We wtorek miałam przyjemność być na stadionie narodowym na meczu eliminacyjnym MŚ w piłkę nożną naszych orłów i przyznam ,że jestem naprawdę zadowolona z wyjazdu. Hymn odśpiewany przez ponad 42tys. robi wrażenie, tak samo sam obiekt, z grą nieco gorzej, ale zwycięstwo jest ;-) Dzisiaj trzeci mecz JW-Zaksa, komu kibicujecie? Ja osobiście nie mam tu faworyta choć marzy mi się finał Sovia-Jw ;) Nowy rozdział dzisiaj już zaczęłam pisać, najprawdopodobniej jutro ;>
pozdrawiam i zmykam do kuchni bo szał świąteczny czas zacząć :*
EDIT: Ktoś kiedyś zarzucił temat aska blogowego, więc proszę KLIK. Kierujcie tu wszelkie pytanie o bloga i nie tylko :)

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział XXVI.

ROZDZIAŁ XXVI.
-Lena...-zawiesił głos głęboko wzdychając.
Znów zapadała głucha cisza. Cały czas lustrował mnie swoim wzrokiem. Wiedziałam ,że jeśli się złamię i popatrzę w jego oczy to przepadnę. Z jednej strony chciałam wpaść w jego ramiona, żeby było jak dawniej ,a z drugiej wygarnąć mu to wszystko. Ja biłam się dalej z tym co myślałam ,a z tym co czułam ,a on dalej stał sobie i wpatrywał się we mnie. Po dłuższej chwili delikatnie wziął mnie za rękę. Kurczowo ją zaciskał gładząc ją wewnętrzną częścią swojego kciuka. Przez to przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Podniosłam wzrok, złamałam się. Zatrzymałam się na jego wielkich, zielonych oczach. Na zewnątrz może nie okazywałam żadnych emocji to wewnątrz toczyłam wielką walkę z samą sobą.
-Wiem ,że nie można być większym idiotą ode mnie.-kontynuował
-Raczej nie.-wreszcie wydusiłam z siebie co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy
-Te miesiące bez ciebie były okropne.
-A myślisz ,że mi było łatwo?-spytałam unosząc nieco jego głos, a on dalej ściskał moją dłoń
-Wiem ,że to wszystko moja wina. Możesz mi nie wierzyć, ale to nie było tak jak wydawać się mogło. Dopiero po blisko miesiącu dowiedziałem się dlaczego wyjechałaś. Nie myśl ,że nie próbowałem cię znaleźć czy skontaktować z tobą. Zwłaszcza ,że ani Piotrek ani Maja nie ułatwiali mi tego.
-Wiesz ,że teraz mogłabym ci za to wszystko wygarnąć i zwyzywać?-spytałam cały czas nie okazując większych emocji siedzących we mnie w środku.
-Wiem, zasłużyłem sobie na to.-odparł- I dziwię ci się ,że tak spokojnie tutaj stoisz.
-Te pięć miesięcy dało mi dużo do myślenia.
W tym momencie przerwał nam znajomy mi głos. Dlaczego dopiero teraz kiedy nie chciałam żeby nam przerywano?
-Lena, idziesz?-zapytał Włoch stojący w drzwiach prowadzących na halę
-Idź sam, za chwilę cię dogonię.
-Na pewno?
-Na pewno. Idź.- odparłam. Za chwilę zniknął za drzwiami. A ja znów przeniosłam wzrok na swojego rozmówcę, który nie dość ,że cały czas nie wypuszczał mojej dłoni to lustrował mnie wzrokiem.
-Znajomy?
-Znajomy.-odparłam- Muszę za chwilę iść.
-Nie porozmawialiśmy jeszcze.-odparł ujmując moją drugą dłoń i przysuwając mnie bliżej do siebie tak ,że odległość nas dzielącą można było liczyć nie w centymetrach ,a w milimetrach.
-No dobrze.-westchnęłam- Codziennie rano o siódmej biegam tą trasą ,którą pewnie już zauważyłeś.
-O siódmej?-lekko się skrzywił na dźwięk tak wczesnej godziny
-Siódma, albo wcale.
-Niech będzie.-odparł. Uwolniłam swoje dłonie i skierowałam się ku wyjściu, jednak w pewnej chwili skutecznie uniemożliwił mi to łapiąc mnie za dłoń.
-Proszę cię...-wydukałam.
Nie zważał na moje prośby. Jednym zwinnym ruchem pociągnął mnie do siebie tak ,że za chwilę byłam w jego objęciach.
-Przestań.-ciągnęłam dalej, na marne.
Nie słuchał mnie, dalej robił swoje. Odgarnął kosmyk moich włosów z twarzy, dokładnie tak samo jak kiedyś. Poczułam się wtedy właśnie tak jak kiedyś. Najpierw pogładził swoją dłonią mój policzek co wywołało u mnie znowu przyjemny dreszcz przeszywający całe ciało. Zaniechałam protestów, oddałam się chwili w zupełności. Za chwilę znów poczułam smak jego ust. Po tylu miesiącach nie zapomniałam. Całował delikatnie zupełnie jakby bał się mojej reakcji. Za chwilę kiedy skończył jeszcze mocno mnie objął, czułam się wtedy tak bezpiecznie, jak przed kilku miesiącami. Za moment wyrwałam się z jego objęć i odeszłam kierując się do wyjścia.
-Do jutra?-spytał niepewnie oczekując odpowiedzi. Nie odpowiedziałam nic, skinęłam głową twierdząco nawet nieznacznie unosząc przy tym kąciki swoich ust ku górze.
Cała mój pogląd na tą sprawę w tejże chwili legł w gruzach. Miałabym być silna, stanowcza, nie dać mu się. Mimo to uległam. Gryzłam się z samą sobą. Przed innymi zgrywałam niezależną, pewną i przekonującą do swoich racji w tej sprawie. Aż tu nagle przyszło co do czego i znalazłam się w jego ramionach. Silnych, bezpiecznych... Znowu wpadłam. W jakimkolwiek tego słowa znaczeniu. Nie chciałam wierzyć w to co mówił, aż zżerała mnie ciekawość jego jutrzejszych argumentów i to czy w ogóle przyjdzie.
-I jak było?-przerwał mi Giulio znajdując się ni stąd ni zowąd przy mnie ,a ja wysiliłam się tylko na wzruszenie bezradne ramionami- Wróciłaś do niego?
-Nie.-odparłam
-On trzymał cię za rękę...-rzucił
-Trzymał.-przytaknęłam oschle
-Nie chcesz mówić to nie mów.-odparł jakby obrażony i resztę drogi spędziliśmy na milczeniu. Przy pożegnaniu wysilił się tylko na tradycyjne "Dobranoc." i zniknął. Dlaczego tak zareagował? No tak. Biedak wymagał ode mnie czegoś czego dać mu nie mogłam. Dla mnie był tylko i wyłącznie przyjacielem, ja dla niego najwidoczniej kimś więcej. Nic mu nie obiecywałam. Z resztą nie zamierzałam przejmować się jego zachowaniem.
 Otworzyłam drzwi mieszkania. Zdjęłam buty i od razu udałam się w kierunku łazienki. Nalałam całą wannę gorącej wody. Zanurzyłam się w niej i siedziałam dopóki woda nie zrobiła się zimna. Potrzebowałam zmyć to wszystko z siebie. Po ponad godzinie  wyszłam z wanny i okryłam się puchowym ręcznikiem. Włosy związałam w niedbałego koczka. Otarłam zaparowane lustro i stanęłam przed nim.
-Boże, ja go chyba nadal kocham.-powiedziałam sama do siebie a za chwilę zaśmiałam się z samej siebie.
Za chwilkę odziana w piżamę opuściłam łazienkę i rzuciłam się na łóżko w swoim pokoju.
-Widziałaś się z nim.-powiedziała siadając nagle koło mnie Iwona ,a ja pokiwałam głową.-Wspomnienia wróciły, co?
-Wróciły, z wielką siłą. Ale wiesz co jest najgorsze? Obiecywałam sobie ,że nie ugnę się przed nim jeśli tylko go spotkam ,a nic z tego nie wyszło.
-Zmiękły ci kolana, serce waliło jak głupie?
-Skąd wiesz?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-To oczywiste.
-Dlaczego?
-To proste. Bo go kochasz.-powiedziała obejmując mnie ramieniem
-Sama nie wiem...
-Ale ja to wiem. To widać. Z resztą uśmiechnęłaś się mówiąc o nim.-odparła
-Mam się jutro z nim spotkać...-zawiesiłam głos i przełknęłam ślinę obserwując jej reakcję
-Mówi się ,że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, ale jak się kogoś kocha można do tej rzeki wchodzić miliony razy.
-Ty jesteś dyrektorem sportowym? Powinnaś być psychologiem.-odparłam uśmiechając się
-Sama się sobie dziwię.-zaśmiała się- Wracając do sprawy. Nie karzę ci do niego wracać, ale musisz przemyśleć i to bardzo dokładnie to wszystko. Zaczynając od tego co czujesz, kończąc na tym co myślisz. Ja ci mogę ewentualnie coś doradzić, podzielić się swoimi doświadczeniami w tych sprawach, ale tą najważniejszą decyzję musisz podjąć sama słońce.-poklepała mnie po ramieniu promiennie przy tym się uśmiechając- Teraz spróbuj zasnąć bo jak mniemam jutro rano idziesz znowu biegać.
Po tych słowach opuściła mój pokój zostawiając mnie samą. Nie była to za spokojna noc. Dużo myślałam, głównie nad tym co jutro mu powiem, jak się zachowam. Przez to wszystko zasnęłam dopiero grubo po czwartej. Wstałam tradycyjnie kilka minut po szóstej. Zjadłam spokojnie śniadanie i udałam się do łazienki. Nałożyłam t-shirt, spodenki, zapięłam bluzę, włosy zaplotłam w warkocza. Stanęłam przed lustrem.
-Dasz radę, wiesz co robić.-dodawałam sama sobie otuchy.
Zawiązałam buty no i ruszyłam przed siebie. Im bliżej trasy, tym bardziej ogarniał mnie nie wiedzieć czemu strach. Chyba mniejszy miałam nawet podczas rocznego zaliczenia na studiach. Nim się zorientowałam byłam na wysokości hotelu. Nie zatrzymywałam się. W tej samej chwili usłyszałam za sobą wołanie. Zatrzymałam się. Wzięłam głęboki oddech. Odwróciłam się. To był on. Podszedł do mnie. Usiedliśmy na jednej z ławek.
-Pozwól ,że ja będę mówił.-przytaknęłam na jego słowa po czym kontynuował- Miałem wyrzuty sumienia za to co się stało, jednym słowem nie radziłem sobie z tym wszystkim. Zupełnie mnie to przerosło. Nie dostrzegałem tego ,że swoimi szczeniackimi decyzjami i słowami ranię tych ,których kocham. Kiedy się wyprowadziłaś, to był ogromny kopniak dla mnie, ale należał mi się. Nie chciałaś rozmawiać. Nie umiałem sobie poradzić z tym wszystkim co mnie otaczało. Aż wreszcie jak ostatni idiota poszedłem z Kosą i Lotmanem do baru. Wypiliśmy, sporo. Oczywiście oni bawili się w najlepsze, a ja siedziałem przy barowym stole topiąc wszystko w alkoholu. Nie wiem jakim cudem ,ale ona znalazła się akurat wtedy w tym barze. Zaczęła się do mnie przystawiać, kokietować. Nie, nie uległem jej. Poinformowałem kolegów, że już idę i wyszedłem stamtąd. Szła za mną. Była bardzo nachalna. Dałem jej do zrozumienia ,że nie jestem zainteresowany, ale ona nie odpuszczała. Dzielnie dotrzymywała ku mojej niechęci mi kroku. Kiedy spytałem czemu zawdzięczam zainteresowanie z jej strony prosto z mostu walnęła ,że z pokłóciła się z narzeczonym czy z kimś tam i nie ma gdzie się podziać. Sam nie wiem czemu, zlitowałem się nad nią. Pozwoliłem jej zostać. Rano obudziłem się z potwornym kacem. Poszedłem pod prysznic. Słyszałem ,że ktoś się dobijał do drzwi. Kiedy wyszedłem i spytałem kto to, powiedziała ,że ktoś się pomylił. Całą resztę już znasz...
-Skąd mam mieć pewność ,że między wami naprawdę do niczego nie doszło? Byłeś wstawiony.-odparłam bez większych emocji
-Zgoda, byłam pijany, ale nie na tyle żeby nie pamiętać takich rzeczy.
-Dlaczego miałabym wierzyć w twoją wersję zdarzeń?
-Zrozum, nigdy bym cię nie okłamał. Jesteś dla mnie zbyt ważna.-ujął moją dłoń w swoją nie odrywając ode mnie wzroku.
-Nie wiem czy ci wierzyć...-westchnęłam- Z resztą jak ty to sobie wyobrażasz?
-Nas?-zapytał, a ja skinęłam niepewnie głową
-Nawet jeśli to nie ma sensu. Ja jeszcze muszę tutaj zostać kilka miesięcy, ty jesteś w Polsce.
-Wszystko da się pogodzić, jeśli tylko się chce.
-Zwłaszcza dzielące nas tysiące kilometrów.-powiedziałam nieco ironicznie- Zrozum, po prostu przejechałam się już parę razy, boję się ,że to stanie się znowu.
-Nie stanie się.-odparł stanowczo przysuwając się do mnie
-Nie obiecuj. Już to robiłeś...-zawiesiłam głos- Nie wiem czy ma to sens.
-Spróbować zawsze można.-kontynuował
-Ile razy jeszcze?-zapytałam czując napływające łzy do oczu
-Ostatni.-odparł przytulając mnie do siebie, nie protestowałam.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Co ja właściwie robiłam? Sama nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
-Dlaczego to wszystko musi być takie popieprzone?
-Ale co?-spytał
-Życie.-odparłam.
Cały czas mnie obejmował. Czułam się znowu tak dobrze jak kiedyś. Nie chciałam wychodzić z jego objęć. Trzeba było jednak wrócić do rzeczywistości, do szarej i nudnej rzeczywistości.
-Wyjeżdżasz za parę dni. Mi zostaje tutaj jeszcze cztery miesiące. Czy to ma jakikolwiek sens, powiedz?
-Z teoretycznego punktu widzenia najmniejszego.-odparł
-Widzisz.
-Z praktycznego jakiś ma.
-Chyba żadnego.-skwitowałam
-Pesymistka.-dźgnął mnie między żebra
-Mam pomysł. Szalony, ale zawsze jakiś.
-Mów.-rzucił bacznie mi się przyglądając
-Nie zmieniajmy na razie nic, bycie ze sobą na odległość nie ma żadnych szans, najmniejszych. Wrócę do Polski za jakiś czas. Wtedy pomyślimy.
-Czyli mamy się zachowywać dalej jak obcy sobie ludzie? Zrozum, nie potrafię.-odparł- Nie chcę tracić znowu z tobą kontaktu bo tego nie wytrzymam.
-Nie. Ja też nie chcę tyle czasu nie odzywać się, udawać ,że nie jesteś dla mnie ważny bo to nieprawda. Zupełna.
Uśmiechnął się. Patrzył na mnie z wielką czułością i uczuciem, zupełnie jak kiedyś. Gładził dłonią mój policzek.
-Ty też jesteś dla mnie ważna. Jak nikt inny.-wyszeptał zatapiając się w moich ustach. Znowu. Nie był to tak delikatny pocałunek jak wczoraj. Był o wiele bardziej czuły. I znowu to zrobił. Przełamał mnie. Z resztą nie opierałam mu się. Bardzo mi go brakowało.
-Chcę żeby to były najdłuższe cztery dni mojego życia.
-Czemu?-zapytałam
-Bo w końcu cię mam koło siebie.-odparł
-To tylko cztery dni, a potem się rozstajemy.-dodałam bolesną prawdę- Każde z na potem wróci do swojego życia. Obiecaj mi tylko jedną jedyną rzecz.
-Dla ciebie wszystko.-obdarował mnie uśmiechem
-Jeśli przez te cztery miesiące spotkasz kogoś wyjątkowego to proszę zapomnij o mnie i bądź szczęśliwy.
-Nie ma mowy.
-Obiecaj.
-Nie mogę, bo nikogo takiego nie spotkam.Ty jesteś dla mnie wyjątkowa.-odrzekł
-Po prostu mi to obiecaj.-po policzku spłynęła łza, którą otarł
-Obiecuję.-odparł-Obiecuję ,że nie będę musiał dotrzymywać tej obietnicy.
Znowu tonęłam w jego objęciach. Znowu napawałam się wonią jego perfum ,którą tak dobrze znałam. Znowu czułam się kochana. Choć na chwilę mogłam się tak poczuć. Choć na te cztery dni mogło być jak dawniej. Cieszyłam się? Naprawdę się cieszyłam. Nie bardzo wiedziałam czy mu wierzę, ale to było mniej istotne w tym momencie. Był tutaj razem ze mną. Chciałoby się rzec, chwilo trwaj.
-Przepraszam ,że musiała przez mnie cierpieć.-wyszeptał- Nie chciałem cię skrzywdzić.
Nie odpowiedziałam tylko jeszcze bardziej się w niego wtuliłam chowając twarz w jego torsie. Delikatnie pocałował mnie we włosy. Gładził moje plecy swoją ręką.
-Trochę dziwny ten nasz układ.
-A to niby czemu?
-Bo niby nie jesteśmy razem, ale jednak...
-Bez zobowiązań, bynajmniej do czasu.-odparłam
-Tylko nie zmieniaj już numeru, dobrze?-dodał po chwili
-Nie zmienię.-zaśmiałam się
-Tęskniłem za twoim uśmiechem.-odparł
-Tylko za uśmiechem?-ciągnęłam
-Nie.-uśmiechnął się.
Zaczął zbliżać się do mnie. Dzieliły nas centymetry, jak nie milimetry. Ktoś musiał przerwać. Nie byle kto z resztą.
-Ekhm...
Momentalnie odskoczyłam. Kiedy ujrzałam tą osobę nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Jak nigdy.
____________________________________________________________
Jakoś dałam radę i oddaję waszej opinii następny rozdział. Przyznam osobiście ,że poprzedni był chyba lepszy, ale następny myślę będzie ciekawszy niż ten. Następny epizod nie wiem kiedy się pojawi, może jutro, najpóźniej w środę :) Teraz w przypływie weny może i się ucieszycie może nie, będą miały standardowo taką długość jak ten powyżej. Może niewielka różnica, ale zawsze coś :) Pewne rzeczy się nieco wyjaśniły, może i skomplikowały. Co sądzicie o układzie jaki zawarli? Sądzicie ,że dobrze postąpiła, i kto mógł im przerwać? :) 
Pozdrawiam ciepło z Syberii(lubelskiego)!

PS. Dziękuję za wszystkie komentarze, nie wiecie jak one motywują!

PS2. Jeśli chcecie być informowane o nowym rozdziale na gg, zostawcie swoje gg pod tym rozdziałem ,albo w zakładce informowani :)

sobota, 23 marca 2013

Rozdział XXV.

ROZDZIAŁ XXV.
-Mówiłem ,że się znowu spotkamy.-uśmiechnął się ten sam mężczyzna na którego natrafiłam w supermarkecie dzień wcześniej.
-Śledzi mnie pan?
-Chciałbym.-zaśmiał się- Przyszedłem do Iwony, jest może?
-Nie, nie ma jej, jest na jakiejś konferencji w Rzymie. Coś jej przekazać?
-Tylko żeby oddzwoniła do swojego ulubieńca.-uśmiechnął się- Jesteś jej rodziną prawda?
-Tak, siostrzenicą.
-Uderzająco podobne i urocze, ale nie mów jej jesteś ładniejsza.-wyszczerzył się
-Zastanowię się.
-Gdzie moje maniery, Dragan.-podał mi rękę, po czym odwzajemniłam gest
-Lena.
-To ja więcej nie zajmuję czasu, do zobaczenia kiedyś tam.
-Do zobaczenia.-posłałam uśmiech w jego kierunku po czym zniknął na schodach ,a ja zamknęłam drzwi.
Pomogłam mojemu towarzyszowi w zmywaniu co nie zajęło nam sporo czasu.
-Miło było, ale teraz znikaj mój drogi bo przez ciebie się zaniedbam w nauce.
Mimo drobnych protestów, pożegnał się ze mną i zostałam sama. Za chwilę jak na złość odezwała się Iwona.
-Żyjesz?
-Nie. Rozmawiasz z moją sekretarką.-zaśmiałam się
-Cieszę się ,że jakoś przetrwałaś. Już jestem w drodze powrotnej. Także wyganiaj tam kawalerów powoli.
-Już wygnany.-odparłam ze śmiechem
-Ah ta kobieca intuicja. Coś ciekawego się działo jak mnie nie było?
-W zasadzie to nie, ale miałaś gościa.
-Kogo?-zapytała zaciekawiona
-Zaraz, jak on miał na imię.-pogłówkowałam chwilę bo niestety nie miałam pamięci do zwłaszcza włoskich imion-Dragan.
-A Drago, mówił co chciał?
-Nie, prosił żebyś do niego zadzwoniła.
-Z kim ja się muszę użerać, ale cóż, taka praca moja droga. Ja zjeżdżam na kawkę, ty tam sprzątaj.-zaśmiała się po czym za chwilę się rozłączyła.

Dwa miesiące później...
*WŁĄCZ MUZYKĘ*
Czas mijały tutaj w zastraszającym tempie. Moje życie dzieliło się na czas między szpitalem i uczelnią. Miałam ogrom zajęć, do tego nauki na zaliczenia. Był maj, mimo ,że we Włoszech teoretycznie cały czas było ciepło pogoda nie rozpieszczała. Góra kilkanaście stopni. Postanowiłam też wziąć się porządnie za siebie i znalazłam sobie hobby na jakie chyba nigdy wcześniej bym się nie zdecydowała. Codziennie rano o siódmej biegałam. Z początku krótkie odcinki gdzieś w parku czy wzdłuż rzeki przepływającej wzdłuż jednej z ulic, z czasem biegałam co raz więcej aż wreszcie biegałam po specjalnie wyznaczonej pięciokilometrowej trasie wzdłuż drugiej z rzek. Ogólnie rzecz biorąc przerzuciłam się na bardziej zdrowy tryb życia. Jadłam trzy posiłku składające się głównie z owoców, warzyw i naturalnych składników. Poważnie się też zastanawiałam nad specjalizacją z diabetologii. Bartman jak też obiecał tak też robił, po jednym miesiącu głuchej ciszy, dobijał się do mnie niemiłosiernie. Doprowadził do tego ,że zmieniłam numer, który z czasem i tak dorwał. Oczywiście Piotrek z Mają zarzekali się ,że to nie oni. Ich związek kwitł z czego ogromnie się cieszyłam. Resovia ze znajomymi siatkarzami w składzie sięgnęła po złoto Plusligi ogrywając w finale Jastrzębski Węgiel. Nastał też czas reprezentacji ,której tak wszyscy wyczekiwali co dało się odczuć w mieście bo co najmniej trzy czwarte mieszkańców było zagorzałymi kibicami reprezentacji narodowej Italii.
Ja jak co dzień, wstałam kilka minut po szóstej. Zjadłam śniadanie, związałam włosy w kłosa. Ubrałam legginsy, nałożyłam bluzkę po czym bluzę, zasznurowałam buty.
-A ty znowu ranny ptaszku idziesz biegać?-spytała ziewając
-A jakby inaczej. Trzeba dbać o kondycję.
-I figurę.-dorzuciła poklepując się po brzuchu-Leć, nie zatrzymuję.
Uśmiechnęłam się i zaraz zniknęłam za drzwiami mieszkania. Będąc już na świeżym powietrzu założyłam słuchawki na uszy i odpaliłam swojego ipoda włączając piosenkę po czym ruszyłam. Podczas każdego biegania dużo rozmyślałam. Głównie nad swoim życiem, jak się ono dalej potoczy i co ze sobą zrobić w niedalekiej przyszłości. Wymiana w końcu dobiegnie końca i będę musiała wrócić do Rzeszowa. Nie wiedziałam czy dobrze robiąc wstępnie przedłużając pobyt tutaj o następne kilka miesięcy. Chociaż czułam się tutaj dobrze, zaaklimatyzowałam się i poznałam świetnych ludzi to brakowało mi Rzeszowa, rodziny, rozmów i zakupów z Mają, moich kochanych siatkarzy z Piotrkiem na czele i właśnie... Czy jeszcze kogoś mi brakowało? Sama nie wiem. Wewnątrz mnie kumulowały się różne uczucia i myśli. Przechodziły one ze skrajności w skrajność. Od szczęścia do wielkiego bólu. Od nienawiści do... miłości. Im więcej o tym myślałam tym co raz bardziej te wszystkie wspomnienia wracały z ogromną siłą. Nie tylko te złe. Także te piękne chwile. To było najboleśniejsze. To ,że zostały one nagle sprowadzone do parteru w jednej chwili i to ,że one już nie wrócą.
-Weź się w garść Nowakowska. Bądź silna.-mówiłam sama do siebie.
Musiałam coś zmienić w swoim życiu. Teraz, zaraz. Mimo iż tak wywróciłam je do góry nogami wyjeżdżając nagle do Włoch, ale miałam pewną potrzebę zmienienia czegoś. Z moich gorliwych zamyślań wyrwał mnie pewien widok. Przebiegając trasą obok jednego z miejscowych czterogwiazdkowych hoteli dostrzegłam dosyć sporą grupę mężczyzn. Widok jednego przyciągnął moją uwagę, ale zaraz odwróciłam wzrok bo wydawało mi się ,że patrz w moją stronę. Przyśpieszyłam biegu. Przecież to nie mógł być on. To niemożliwe. Zanim się obejrzałam byłam na naszym osiedlu. Za dosłownie moment też znalazłam się w mieszkaniu.
-A ty co, ducha zobaczyłaś?-spytała wychylając nos z gazety
-Prawie.-odparłam po czym podeszłam do kuchennej wysepki wlewając sobie do szklanki wody. Wypiłam ją duszkiem czemu bacznie przyglądała się Iwona.
-Powiesz mi co wprowadziło cię w taki stan?
-Jaki?-spytałam
-Otępienia bym powiedziała, ale się obrazisz.-zaśmiała się. No tak, cała ona. Jak nikt inny potrafiła rozładować napięciem żartując, ba, nikt inny nie żartowałby w takiej sytuacji.
-Nie co, kto.-odparłam
-No to słucham.
-Może ja miałam jakieś urojenia, ale ja go widziałam...-urwałam zawieszając głos
-Kochanie, wiesz jaki mamy miesiąc?
-Maj?
-Błąd. Miesiąc rozpoczynający przygotowania do ligi światowej.-poprawiła mnie
-Ale przecież co miałby robić we Włoszech?
-Czytasz ty informacje z Polski?-zapytała, a ja skinęłam głową na potwierdzenie- To chyba słabo. Reprezentacja przygotowuje się w Maceracie do początku rozgrywek. Mają zagrać dwa mecze towarzyskie i trzeci w ramach treningu z Drago i spółką.
Zrobiłam wielkie oczy. Nie miałam o tym zielonego pojęcia, a jak na złość ani Maja ani Piotrek się tym nie chwalili.
-Nie miałam żadnych urojeń.-mówiłam nie wierząc w to co właśnie usłyszałam
-Nie miałaś.
-Może to głupota, ale kiedy oni grają ten mecz?
-Za dwa dni. Jeśli chcesz...
-Chcę.-powiedziałam niepewnie- I to jest najgorsze bo nie wiem czemu.
-Chyba wiem czemu.-rzuciła ,a ja spojrzałam na nią pytająco- Nie chcesz się po prostu spotkać z Piotrkiem czy innymi chłopakami, chcesz go po prostu zobaczyć.
-Nie.-zaprzeczyłam choć nie wierzyła do końca w to co mówię
-Możesz mówić jedno, ale wszystko widać. Jak na kartce.
Nie odpowiedziałam tylko cicho westchnęłam. Schowałam twarz w dłoniach.
-Pogubiłam się już w tym wszystkim.
-Teraz ci się tak wydaje. Ten na górze daje ci niezłą próbę, ale jesteś silna. Tam wewnątrz siebie jest taki jeden narząd ,którym powinnaś pokierować się w tym wypadku.
-Nie masz na myśli rozumu?-zapytałam
-Nie. On ci podpowiada najgorsze z możliwych rozwiązań w takim momencie.
-Dziękuję, naprawdę.-uśmiechnęłam się w kierunku ukochanej ciotki- Ale teraz muszę naprawdę iść pobiegać.
-Nie przesadzaj z tym tylko.
Skinęłam głową i za chwilę ponownie znalazłam się na swojej codziennej trasie ze słuchawkami na uszach.
Po mniej więcej połowie zrobiłam przerwę. Dziwnym trafem, a może i nie wypadła w okolicach wspomnianego wcześniej hotelu. Oparłam się o barierkę odgradzającą trasę od wody. To co mnie tu przywiodło na pewno nie nazywało się rozumem. Można było za kimś tęsknić i jednocześnie chcieć go nienawidzić i o nim zapomnieć? Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Do głowy w mig przyszły różne myśli. Odwróciłam się. To był Giulio. Ulga.
-Nie przesadzasz z tym bieganiem? Rano też cię tutaj widziałem.
-Nie, po prostu potrzebowałam pomyśleć, pobyć sama.-odparłam
-Wybierasz się na mecz?-spytał niepewnie oczekując na moją reakcję
-Chyba tak.
-W takim razie pójdę z tobą.-rzucił uśmiechając się promiennie
-Tylko obiecaj mi jedną rzecz.
-Dla ciebie wszystko.-odparł
-Jeśli coś mnie podkusi żeby z nim porozmawiać, żeby w ogóle pójść w jego okolice błagam cię, masz mnie stamtąd natychmiast zabrać.
-Zgoda.
*WŁĄCZ MUZYKĘ*
Potrzebowałam wtedy czyjejś obecności, bliskości. Moje serce głupiało i nic nie mogłam na to poradzić. Stałam tam wpatrując się w przyjaciela. On w przeciwieństwie do mnie lepiej radził sobie z tym co go spotkało. Ja cierpiałam. Strasznie.
-Błagam, przytul mnie.-powiedziałam łamanym głosem. Nie trzeba było mu powtarzać. Zaraz objął mnie swoimi ramionami. Gładził mój policzek swoją dłonią. Był zupełnie inny niż ten którego imienia wolałabym nie pamiętać. Był o wiele spokojniejszy, bardziej otwarty, choć równie wesoły, ale przy nim nie bałam się niczego. Potrafiłam mu powiedzieć o sprawach o których nie wiem czy bym rozmawiała z Mają. Był moim przyjacielem i to dobrym, ale wydawało mi się ,że on inaczej to widzi.
-Przyjaźnimy się, pamiętaj.-wyrwałam się z jego objęć, a on skinął głową.
Za chwilę pożegnałam się z nim i pobiegłam w dalszą drogę. Biegłam i mimowolnie po policzku płynęły łzy. Miałam zupełny dołek. A wydawało mi się ,że mi przeszło. A jednak myliłam się. Samą siebie oszukiwałam. Może i cierpiałam, ale nie zamierzałam nikomu niczego wybaczać. Jednego byłam pewna. Wróciłam do mieszkania ówcześnie ocierając łzy. Zjadłam obiad przyrządzony przez ciocię po czym zaszyłam się w swoim pokoju z komputerem na kolanach, paczką chusteczek, czekoladą i jakimś romansidłem. Standardowy zestaw porzuconej, w stanie bliskiej depresji kobiety. Po pół godziny przerwał mi dźwięk wiadomości tekstowej.
Wydawało mi się ,że trochę mi przeszło. Zobaczyłem Cię i znowu zgłupiałem...
Od nieznanego numeru, ale nie trzeba było długo myśleć nad nadawcą. A jednak nie myliłam się myśląc ,że mnie widział. Miałam nieodpartą ochotę odpisać mu. Powstrzymałam się. Zaraz dostałam następną.
Nie proszę Cię o żadną rozmowę bo wiem ,że nie chcesz mnie słuchać, ale proszę, przyjdź na mecz. Którykolwiek. Błagam.
Długo biłam się z samą sobą żeby odpisać. Jednak ugięłam się, odpisałam. Krótko, zwięźle.
Będę. Na obydwu.
Oglądanie nie miało dalszego sensu. Dlaczego właściwie mu odpisałam? Mogłam zostawić to bez odpowiedzi. Mogłam. Ale tego nie zrobiłam. Leżałam na łóżku pogrążona w rozmyślaniach.
-Jak film?
-Nie obejrzałam do końca.-odparłam powtórnie łamiącym się głosem. Bez słowa siadła obok mnie po turecku na łóżku.
-Wnioskuję ,że znowu chodzi o to samo.
-Powiedz co ja mam robić? Obydwaj są ważni dla mnie, obydwaj oczekują ode mnie czegoś więcej niż w przypadku Giulia przyjaźni, a w przypadku tego drugiego rozmowy.
-Nie pomogę ci dokonać wyboru, przykro mi. Sama musisz go podjąć.
-Żeby to było tak łatwe jak mówisz.-westchnęłam i pokazałam jej sms'y.
-Dlaczego odpisałaś?
-Nie wiem.-odparłam
-Wiesz to i to dobrze. Niech to będzie odpowiedzią.-powiedziała poklepując mnie po ramieniu i wyszła.
Pół nocy nie spałam. Może i więcej. Zasnęłam dopiero przed piątą. Wstałam po siódmej. Zebrałam się czym prędzej i poszłam tradycyjnie biegać. Standardowa trasa. Biegłam pogrążona w muzyce i myślach. Na odcinku wymijającym hotel poczułam czyjś wzrok na sobie. Odwróciłam lekko głowę. Wzięłam głęboki oddech i ile sił w nogach pobiegłam przed siebie. Znowu pięć kilometrów przebiegłam w ekspresowym tempie. Dlaczego to znowu się dzieje? Dlaczego akurat ja? No dlaczego...
Ten dzień i jego następca minęły szybko. Za szybko. Nadszedł dzień meczu. Ciocia gorliwie zbierała się od samego rana odpowiednio wcześnie prasując reprezentacyjną koszulkę, dobierając do tego resztę zestawu. Jej zapał nie udzielił mi się. Jadłam dosyć długo śniadanie, a po nim sporo czasu wybierałam ubranie. Po jego wyborze udałam się do łazienki. Nałożyłam rzeczy na siebie, spryskałam się perfumami, delikatnie umalowałam, włosy zostawiłam rozpuszczone.
-Dasz radę.-powiedziałam cicho sama do siebie.
Ciocia ofiarowała mi bilety w miejscu vip i razem z Giuliem skierowaliśmy się ku hali. Nie rozmawialiśmy za wiele. Zajęliśmy swoje miejsca w milczeniu. Trwała rozgrzewka. Nagle serce przyśpieszyło rytmu, a na ciele poczułam gęsią skórkę. Nie, nie grali hymnu. Zobaczyłam go. Wpatrywał się we mnie. Byłam niemalże pewna. Uśmiechnął się, a w tym momencie miałam nogi i ręce jak z waty. Dlaczego to się ze mną działo? Wiem, pytanie retoryczne. Dobrze wiedziałam dlaczego. Uśmiechnęłam się nieznacznie w jego kierunku, może i na siłę. Zaraz wrócił do rozgrzewki. Widziałam wyraźnie ,że co raz spoglądał w moim kierunku. Podczas meczu to samo.
-On się cały czas na ciebie patrzy.-zauważył Giulio
-Zazdrosny jesteś?-spytałam zdumiona jego stwierdzeniem
-Może.-rzucił
-Giulio...
-Oglądaj mecz.-uśmiechnął się i zajął się widowiskiem.
Po dwóch godzinach Polska reprezentacja wygrała trzy do dwóch ku rozczarowaniu większości zgromadzonej publiki. Zaczął mnie nawoływać Piotrek ,który musiał mnie wypatrzyć wcześniej.
-Idź, poczekam.-rzucił i zajął się zaraz rozmową z jakimś włoskim siatkarzem.
Głęboki wdech i poszłam. Środkowy wyściskał mnie na przywitanie.
-Ale się zmieniłaś.
-Na gorsze?-spytałam ze śmiechem
-Gdzie tam.-powtórował mi- Zdecydowanie na plus. Ktoś może tylko zazdrościć.
-Ta..
-Zapomniałbym mam coś dla ciebie od Maji, podejdziesz ze mną do szatni?
-Pewnie.-odparłam po czym ruszyłam za środkowym w kierunku szatni.
*MUZYKA*
Przed pomieszczeniem usiadłam na krzesełku i cierpliwie czekałam na środkowego. Korytarz był zupełnie pusty. Nagle rozległo się trzaśnięcie drzwi prowadzących do hali. Słychać było kroki. Co raz wyraźniejsze. Zarys postaci też był co raz bardziej widoczny. Od razu ją rozpoznałam. Przełknęłam głośno ślinę.
-Piotrek, błagam cię, wyjdź z tej szatni.-mówiłam do siebie w myślach. Jak na złość. Siedział tam. Wiedziałam ,że zbliża się nie uniknione. Mogłam uciec, ale nie chciałam. Zerwałam się na równe nogi. Za moment stał przede mną. Oko w oko. Nie mówił nic. Patrzył na mnie bez słowa. Nie było to zwykłe spojrzenie. Było pełne ciepła, uczucia. Co ja wygaduję? W tym momencie miałam zupełną pustkę w głowie i łzy w oczach. Wreszcie przerwał ciszę.
-........
_______________________________________________________________________
Dzisiaj poszalałam z długością bo nie jestem pewna czy jutro dodam cokolwiek, chociaż obiecuję ,że się postaram :) Mam nadzieję ,że muzyka choć trochę odda nastrój panujących wydarzeń i nie będzie przeszkadzać w czytaniu. Jak widzicie sprawy się skomplikowały. Lena jest na rozstaju pewnych dróg. Po blisko pięciu miesiącach we Włoszech nie zrealizowała głównego celu w którym wyjechała, czy go zrealizuję? Ja już to wiem, wy dowiecie się czytając następne rozdziały :)
Pozdrawiam cieeeeeepło z żaśnieżonego przypominającego pod względem temperatury syberii lubelskiego!

PS.Jeśli już czytasz zostaw proszę choć krótki komentarz, nawet nie wiesz jak on motywuje! :)

piątek, 22 marca 2013

Rozdział XXIV.

ROZDZIAŁ XXIV.
-Mój ojciec jest trenerem waszej kadry.
-Żartujesz?-spytałam uderzając dłonią w czoło. Rzeczywiście, teraz skojarzyłam fakty. Był uderzająco podobny do swojego ojca. Nie miałam pojęcia jak mogłam tego nie zauważyć. Zaśmiałam się sama z siebie.
-Nie żartuję. W jednym powiem ci ojciec miał rację.
-W czym?-spytałam zaciekawiona
-Z tym ,że polskie kobiety są naprawdę piękne.-uśmiechnął się nieśmiało
-Nie przesadzaj.
-Ja nie widzę przesady.-uśmiechnął się.
Dalszą rozmowę za kilka minut przerwał nam telefon mojego towarzysza po którym musiał uciekać. Pożegnał się ze mną po czym w spokoju wracałam do domu. Otworzyłam drzwi mieszkania, a na stole czekała na mnie informacja od mojej kochanej ciotuni.
"Musiałam pilnie pojechać do Rzymu na jakąś konferencje sztywniaków. Będę za dwa dni. Mam nadzieję ,że nie zginiesz z głodu. W razie czego lista zakupów i drobne leżą na blacie. 
                                                    Kochająca ciotunia Iw."
I tym sposobem całe dwa dni miałam dla siebie. Niewiele myśląc zgarnęłam z blatu pieniądze i listę zakupów po czym udałam się do osiedlowego marketu. Jak to zwykle było po siedemnastej, był wielki tłok w tym nie za dużym sklepiku. Mimo swoich blisko stu osiemdziesięciu centymetrów ginęłam w tłumach przeciskających się między regałami. Nie bez wysiłku zgarnęłam prawie wszystkie rzeczy z listy. No właśnie, prawie. Zostały mi jeszcze przyprawy. Zwinnie przecisnęłam się między zagorzałymi kupującymi ku regałom z przyprawami. Został ostatni liść laurowy po który sięgnęłam, ale nie ja jedna. Od razu cofnęłam rękę kiedy sięgnął niemalże w tym samym czasie mężczyzna.
-Proszę, był pan pierwszy.-powiedziałam z nieco wymuszony uśmieszkiem po włosku ,którym już całkiem dobrze władałam
-Nie, aż tak bardzo go nie potrzebuję. Z resztą tak uroczej kobiecie nie mógłbym sprzątnąć go z przed nosa.
-Ale mówię serio, niech pan bierze.-odparłam
-Nie ma mowy.-odparł i podał mi ową przyprawę do ręki- Mieszkasz gdzieś tych okolicach?
-Skoro nalegasz.-uśmiechnęłam się- Tak, jakieś dwieście metrów stąd.
-W takim razie do zobaczenia, kiedyś tam.-odparł i za chwilę zniknął z pola widzenia.
Po tym skierowałam się do kasy, w kolejce postałam ponad dwadzieścia minut. Chwilę później byłam w mieszkaniu. Zrobiłam sobie jakąś kolację, i wzięłam się do nauki na zbliżające się zaliczenie. Po blisko dwóch godzinach zrobiłam sobie przerwę i wzięłam swojego macbooka na kolana i odpaliłam go. Sprawdziłam kilka stron aż wreszcie trafiłam na facebook'a. Przejrzałam znajomych na czacie z nadzieją ,że znajdę tam Maję. Niestety, nie było jej. Przejrzałam wszystkie powiadomienia kiedy dostałam wiadomość. Kiedy zobaczyłam od kogo mina mi zrzedła. Była od osoby o której wyraźnie wolałabym zapomnieć, wymazać ją z pamięci.
*WŁĄCZ MUZYKĘ*
-Porozmawiajmy...
-Nie mamy o czym. 
-Chyba jednak mamy. Proszę cię, daj mi wytłumaczyć to wszystko.
-Co chcesz mi tłumaczyć, i to jeszcze przez portal społecznościowy? Dla mnie wszystko jest jasne. WSZYSTKO.
-A gdzie niby mamy? Zmieniłaś numer, przepadałaś Bóg wie gdzie. To wcale nie było tak jak to wyglądało.
-Jakoś nie zamierzam słuchać twoich wyjaśnień.
-Masz coś do stracenia? Błagam cię..
-Mam, cenny czas ze swojego życia. Czemu miałabym wierzyć w twoje wytłumaczenia? Dla mnie wszystko jest jasne.
-A dlaczego nie? Nie wysłuchałaś mnie, tylko uciekłaś.
-Zaufałam ci już parę razy i się na tym przejechałam, wystarczy? Nie uciekłam, po prostu wyjechałam.
-Po prostu? 
-Najlepiej będzie jak zapomnisz o mnie. Raz na zawsze. Jak zapomnimy obydwoje. 
-Ja nie chcę zapominać...
-Twój problem.
-Nie wmawiaj mi ,że zapomniałaś.
-Nie, ale ty mi tylko w tym momencie to utrudniasz.
-Lena, wiesz ,że dalej jesteś dla mnie bardzo ważna. 
-Nie przekonuj mnie. Decyzję podjęłam wraz z wyjazdem z Polski.
-Powiedz mi chociaż gdzie jesteś.
-Wystarczająco daleko od ciebie. 
-Lena..
-Radzę zająć się nową znajomą.
-Wiem, jesteś zła, ale musisz dać mi to wszystko wytłumaczyć.
-Nic nie muszę. Po prostu daj mi spokój, tak jak robiłeś to przez ostatnie dwa miesiące. 
-Nie odpuszczę.
-To sobie nie odpuszczaj, możesz pisać, dzwonić ile wlezie. Mało mnie to obchodzi. Mam swoje życie tutaj, ty tam, tego się trzymajmy.
-Po prostu sobie kogoś znalazłaś i nie chcesz ze mną rozmawiać.
-Dwa razy nie. 
Po dłuższej chwili dorzuciłam:
-Życzę szczęścia z nową koleżanką, może z nią będziesz bardziej szczery...
Wyłączyłam czat. Zamknęłam klapę laptopa. Czułam spływające łzy po moich policzkach. Rozkleiłam się, totalnie. Płakałam. Sama nie wiedziałam dlaczego. Ogromny ból wrócił. Jak bumerang. Przyciągnęłam kolana do siebie i siedziałam tak płacząc jak małe dziecko dopóki nie przerwał mi dzwonek do drzwi. Miałam cichą nadzieję ,że to ciocia, nie miałam ochoty widzieć się w tym momencie z nikim innym. Nawet nie zaglądając kto to ani nie ocierając łez otworzyłam drzwi.
-Co się stało?-spytał Giulio zaraz wszedł do mieszkania zamykając za sobą drzwi i mocno mnie przytulając. Ja zamiast się uspokoić tylko bardziej się rozpłakałam.
-Już dobrze.-powiedział ciepło gładząc swoją dłonią moje plecy cały czas nie wypuszczając mnie z objęć.
Dopiero po dłuższej chwili uspokoiłam choć na chwilę łzy. Otarłam je.
-Przepraszam.
-Nie masz za co.-odparł-To przez niego?
Skinęłam tylko głową w odpowiedzi na pytanie. Usiadłam na salonowej kanapie ,a on zaraz obok mnie.
-Nie jest wart żadnej twojej łzy.
-Wiem to, ale nie potrafię się powstrzymać.-odparłam
-Może powiesz mi co takiego między wami zaszło, będzie łatwiej.
Wzięłam głęboki wdech. Ufałam mu, chciałam się też komuś wygadać, więc zaczęłam opowiadać. Historię wydawać by się mogło miłości, tej jedynej, ale bez happyendu. Brutalnie zdeptanej. Zakończonej, choć dalej coś we mnie było. Gdzieś głęboko zaraz po nienawiści. Czy można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić? To jakby umysł jedno, serce drugie. Na zewnątrz może i byłam silna, ale w środku cierpiałam. Tak bardzo. Ten ból tylko potęgował się we mnie. Po tej rozmowie, jeszcze bardziej się zwiększył. Myślałam ,że mi przeszło. Myliłam się. Dlaczego to tak bardzo zabolało? Dlaczego tak zareagowałam? Tyle pytań, a odpowiedzi brak.
-Trudno mi go oceniać bo nie znam go, ale zachował się jak ostatni...
-Nie kończ.-przerwałam mu pociągając nosem. Otarł swoją dłonią łzy z mojego policzka.
-Trzeba być kompletnym idiotą żeby zrobić coś takiego takiej dziewczynie jak ty.-posłał w moim kierunku ciepły uśmiech, a ja go mimowolnie odwzajemniłam.
-Dobra popłakane, ale może napijesz się czegoś mocniejszego?
-Nie mam nic przeciwko.-odparł.
Za chwilkę ruszyłam do kuchni. Znalazłam półsłodkie, czerwone wino. Za chwilę wróciłam do mojego towarzysza i rozlałam napój do dwóch lampek.
-Dziękuję ,że jesteś.-rzuciłam
-Do usług. Zawsze możesz mi się pożalić, ewentualnie wypłakać w ramię.
-Wolałabym już nie korzystać.-zaśmiałam się
-I tak ma być. Żebyś więcej nie musiała przez nikogo płakać.-stuknął swoją lampką o moją w ramach tzw. toastu.
Po chwili ciszy.
-Mogę cię o coś spytać, tylko tak szczerze?
-Jasne, wal.-odparłam
-Kochasz go dalej prawda?
-Giulio, ja..-przerwałam- Nie mam zielonego pojęcia. Nawet nie ma dnia żebym nie myślała o tym czy coś dalej czuję do tego osobnika. Do tej pory wydawało mi się ,że to definitywny koniec, ale po tej rozmowie... Zupełnie zgłupiałam.
-Z jednej strony go nienawidzisz, ale z drugiej dalej darzysz go uczuciem?
-Dokładnie.-odparłam-Skąd ty..
-Miałam podobnie.-odparł beznamiętnie ,a ja popatrzyłam zdumiona jego wyznaniem
-Ale nie wiem czy to odpowiedni moment żeby opowiadać.
-Skoro ja już się pożaliłam, twoja kolej. Pamiętaj zawsze możesz się wypłakać w moje ramię.-zacytowałam jego słowa po czym wybuchnęłam śmiechem
-No to dobrze. Tylko to też nie jest historia z happyendem. I wiedzą tylko o niej moi rodzice, brat i kumpel.
-Widzę zaszczyt mnie spotkał. Ale od czego ma się przyjaciół?-przytaknął i kontynuował.
-Poznałem ją jeszcze w gimnazjum. Byliśmy przyjaciółmi. W liceum ta przyjaźń stała się czymś więcej. Broniliśmy się przed tym nogami i rękami bo nie chcieliśmy niszczyć przyjaźni, jednak to było silniejsze. O wiele. Zaczęliśmy się spotykać. Z każdym spotkaniem to uczucie rosło. Wszystko było pięknie, ładnie. Zdaliśmy obydwoje maturę, poszliśmy na studia, na jedną uczelnię. Wtedy coś się zepsuło. Studiowaliśmy różne kierunku, czasu dla siebie było co raz mniej. Poznaliśmy dużo nowych ludzi. Mimo to ciągnęliśmy to, choć widać było ,że to nie jest to co kiedyś. Dlaczego to ciągnąłem? Może po prostu z przyzwyczajenia do niej. Kłóciliśmy się, co raz częściej. Kłótnie były na porządku dziennym. Potrafiliśmy się do siebie nie odzywać tygodniami, ale mimo to coś kazało nam do siebie wracać. To było bez sensu, teraz to wiem. Mimo wszystko dalej w to brnęliśmy choć to uczucie ,któro jeśli kiedykolwiek było między nami dawno się ulotniło. Zaczęła mówić o ślubie. Nie chciałem się spieszyć, byliśmy młodzi i między nami różnie bywało. Naciskała z dnia na dzień. Kiedy powiedziałam jej ,że chcę zwolnić zaczęła mnie oskarżać o to ,że znalazłem sobie kogoś innego. To nie była prawda. Była dla mnie ważna, ale nie na tyle żeby wiązać się z nią na całe życie. Rozstaliśmy się z tego powodu. Po jakimś czasie przeprosiła. I znowu brnęliśmy w ten związek bez przyszłości. Pewnego dnia oznajmiła mi ,że jest w ciąży. Byłem w zupełnym szoku. To nie było moje dziecko. Tego byłem pewny. Wmawiała mi oczywiście ,że było inaczej. Wtedy zrozumiałem ,że nasze drogi się rozeszły już dawno temu. Szantażowała mnie ,że jeśli zostawię ją to powie wszystkim ,że ono jest moje. Nie chciałem tego. Mimo bólu wewnątrz zostałem z nią. Do czasu aż wracając wcześniej z uczelni zastałem ją z jakimś kolegą z jej roku. Nie, nie grali w karty ani nie uczyli się do kolokwium. Byli w sypialni. Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Tyle ją widziałem.
Słuchałam z zapartym tchem jego opowieści. Z jego oczu można było wyczytać wielki ból i smutek. Aż trudno mi było uwierzyć ,że zrobiła to takiemu świetnemu facetowi. Nie mówiłam nic. Wiedziałam ,że słowa są tu zbędne. Bez słowa przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk mocno przyciskając mnie do siebie.
-Było minęło. Szkoda mówić o takich osobach.-powiedział wyswobadzając mnie ze swojego uścisku
-Rzeczywiście szkoda.-przytaknęłam-Nie spodziewałabym się takiej historii w życiorysie.
-Widzisz, nie tylko ty nie masz szczęścia w miłości.
-Założę się ,że nie jedna by chciała być panią Anastasi.-uśmiechnęłam się klepiąc go po ramieniu-To pijemy!-rzuciłam, a Giulio zaśmiał się i dolał nam wina.
Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając, oczywiście mój towarzysz mniej więcej po trzech kieliszkach wina zrezygnował z dalszego picia, a ja wręcz przeciwnie. Chciałam zatopić ten cały ból w lampce półsłodkiego czerwonego napoju.
-Pani już wystarczy.-powiedział odstawiając resztki wina w butelce i moją lampkę do kuchni- Wiesz ,że picie żeby zapomnieć nie jest dobre.
-Wiem.-westchnęłam. Mimo wypitej sporej ilości trunku, całkiem trzeźwo myślałam.
-Ale nie zamierzam popaść przez jakiegoś byle faceta w alkoholizm, co to to nie.-dodałam
-No ja myślę, z resztą nie dopuściłbym do tego.-uśmiechnął się.
Oglądaliśmy jakiś film w tv i nie wiedząc kiedy moje powieki zrobiły się strasznie ciężkie. Za dosłownie moment moja głowa wylądowała na ramieniu Giulia i odpłynęłam.
Nazajutrz obudziłam się o dziwo w swoim łóżku. Spojrzałam na zegarek ,który wskazywał dziewiątą minut osiemnaście. Wygramoliłam się z łóżka i skierowałam się ku kuchni. Z niej dostrzegłam dosyć uroczy widok. Na naszej salonowej kanapie spał sobie w najlepsze młodszy Anastasi. Nie powiem, widok urzekający. Nie chciałam go zbudzić, więc po cichu w kuchni wzięłam się za śniadanie. Po kilku minutach poczułam dłoń na swoim ramieniu. Aż podskoczyłam do góry.
-Spokojnie, to tylko ja.-zaśmiał się
-No bo już miałam zamiar znokautować włamywacza.
-To muszę zapamiętać żeby nie zachodzić cię od tyłu.-zaśmiał się-Daj ja się tym zajmę.
-Jesteś moim gościem, daj spokój.
-To ,że jestem facetem nie znaczy ,że nie potrafię gotować moja droga.
-Ale ja nie twierdzę...
-Dobra, dobra.-puścił mi oczko-Masz teraz jakieś pół godzinki na toaletę, a potem zapraszam na degustację.
-W takim razie jestem za pół godziny.-uśmiechnęłam się i za chwilę zaszyłam się w łazience. Wzięłam szybki prysznic, włosy spięłam w koka, lekko się umalowałam i ubrałam. Po ponad pół godziny, ogarnięta wyszłam z łazienki o d razu dopadły mnie rozkoszne zapachy dobiegające z kuchni. Usiadłam przy stole, zaraz podał mi to co przygotował. Nie ukrywam, było przepyszne! Omlety z szynką ,a nad deser cannoli.
-Przepraszam iż wątpiłam w twoje umiejętności kucharskie.
-Tutaj.-pokazał policzek ze śmiechem. Powtórowałam mu po czym dałam całusa w policzek. Za chwilę przerwało nam pukanie do drzwi.
Zajrzałam przez wizjer i zaraz otworzyłam drzwi. Nie spodziewałabym się tej osoby w tym momencie przed sobą, w ogóle bym się jej tutaj nie spodziewała. Po zdziwieniu, zaskoczoniu i tym podobnych wreszcie coś z siebie wydusiłam.
______________________________________________________________
Zacznę od słowa wyjaśnień. Miałam laptop w naprawie, blisko dwa tygodnie i dlatego nie było mnie tutaj tyle. Został mi tylko tablet i komórka, na dotykowym ekranie napisanie dłuższego tekstu trwało by wieki, rozumiecie :< Z waszymi opowiadaniami jestem w miarę na bieżąco, teraz staram się nadrobić resztę i pokomnetować. Dzisiaj troszkę dłużej i smętniej w ramach rekompensaty. Od dzisiaj będą ukazywać się regularnie nowe rozdziały, pomysł jest, dwa tygodnia prawie bez komputera i człowiek bierze się za pisanie ręcznie. Miałam tak ,że wenę potrafiłąm łapać w połowie matematyki czy angielskiego, więc brałam notatnik i pisałam. Mam materiał na mniej więcej siedem rozdziałów z czego jestem ogromnie zadowolona.Mam cichutką nadzieje ,że komuś brakowało peryferii Leny :) A teraz mam małą prośbę, podajcie mi jak możecie tytułu piosenek w klimacie Adele, Birdy, takich nieco ckliwych, szukam odpowiedniego podkładu do następnego rozdziału. Mam nadzieję ,że ta muzyka też wam pomoże bo ja pisząc miałam akurat włączony ten kawałek i pisanie szło jakoś lepiej.
Pozdrawiam i jeeszcze raz przepraszam buziaki! :*

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział XXIII.

ROZDZIAŁ XXIII.
To co czułam w tym momencie było nie do opisania. Byłam wściekła. Miałam ochotę mu wygarnąć, wrzeszczeć, nienawidzić, wszystko po trochu. Maja nie mówiła nic. Tutaj nie trzeba było nic mówić. Wszystko było widać jasno jak na obrazku. Nie wiedział ,że ich widziałyśmy. Jak wcześniej tak też i teraz wydzwaniał do mnie, pisał. Na próżno. Nie zamierzałam ani odbierać ani odpisywać. Postanowiłam zupełnie zerwać wszelkie kontakty, pozbyć się jego wszystkich rzeczy ,które by tylko mi przypominały o jego osobie.  Porządkując w mieszkaniu rzeczy znalazłam srebrną bransoletkę z charmsami ,którą od niego dostałam. Wróciły wszystkie wspomnienia niczym bumerang. Nie zamierzałam jej trzymać. Spakowałam do pudełeczka w którym ją dostałam i postanowiłam mu ją oddać. Nie chciałam robić tego przez Piotrka. Poszłam do jaskini lwa. Maja poczekała na mnie pod blokiem. Weszłam na górę. Wzięłam głęboki oddech. Zapukałam. Cisz. Zapukałam po raz drugi. Słychać było nadciągające kroki. Serce przyśpieszyło rytmu. Zatrzeszczał zamek. Drzwi się otworzyły. Nie otworzył mi wcale blisko dwumetrowy brunet. Otworzyła ONA. Ta sama z którą widziałam go kilka dni temu. Może nie potęgowałby we mnie złości sam jej widok, ale widok jej okrytej jedynie kołdrą z szelmowskim uśmiechem zabolał.
-Ty pewnie do Zbyszka? Przykro mi ,ale jeszcze śpi. Rozumiesz, ciężka noc. Przekazać mu coś?-spytała jak gdyby kpiąc.
Bez słowa podałam jej pudełeczko i czym prędzej zeszłam na dół.Zaczęłam biec, uciekać. Chciałam stamtąd zniknąć jak najszybciej. Zaraz dogoniła mnie Maja łapiąc mnie za ramię. Zdyszana nie potrafi na początku wypowiedzieć ani słowa.
-Co się stało?-wysapała jakby przebiegła właśnie co najmniej maraton
-Ona tam była.
-Jaka ona?-spytała
-Ta z którą go ostatnio widziałyśmy.-odparłam-I co tu dużo mówić, wieczór ,a raczej noc się udała.
-Przecież ona zrobiła to specjalnie.
-Nie obchodzi mnie to.Dla mnie to koniec.
-Proszę cię, nie mów tak.
-A jak mam do cholery mówić?-uniosłam głos ,a ona popatrzyła na mnie można by rzec z litością
-Co zamierzasz teraz zrobić?
-Skończę ten cholerny projekt i wyjadę.-odparłam
-Jak to wyjedziesz?-zapytała
-Tak po prostu, na wymianę studencką, jak najdalej stąd.-powiedziałam tłumiąc łzy napływające do oczu.
-Chcesz tak po prostu wyjechać, uciec od wszelkich problemów?
-Tak po prostu. Bynajmniej na jakiś czas bo to mnie przerasta.
-Lena, pomogę ci, damy jakoś radę.-odparła z nadzieją w głosie ,że mnie przekona
-Nie, ty masz swoje życie, swoje problemy nie chcę cię obarczać do tego swoimi.
-Ale twoje problemy to także moje problemy.-powiedziała łamiącym głosem i przerwała na chwilę po dłuższej chwili ciszy dodając-Już podjęłaś decyzję prawda?
-Podjęłam. Masz Piotrka, poradzisz sobie beze mnie.
-Błagam cię, nie wyjeżdżaj. To nie jest Lena ,którą znam, ona by nigdy nie uciekła od problemów tylko stawiłabym im czoła.-ciągnęła cały czas próbując mnie przekonać do zmiany decyzji
-Tak będzie lepiej, dla wszystkich.
-Dla wszystkich? Chyba tylko dla ciebie.-odparła z pełną desperacją
-A co mnie tutaj trzyma? Nic.
-A ja dla ciebie już nic nie znaczę?-spytała
-Przecież wiesz ,że tak i to bardzo dużo. Istnieje przecież internet i telefony.
-Widzę ,że cię nie przekonam.-westchnęła ze smutkiem- Gdzie zamierzasz wyjechać?
-Włochy. Moja ciotka mieszka w Maceracie, pomieszkam u niej.
-Proszę cię, przemyśl to jeszcze.
-Nie mam nad czym rozmyślać. To będzie najlepsze rozwiązanie.
                                                          ***
Nie wiem co mnie naszło z tym wyjazdem. Mój jak dotąd idealny świat ,który poukładałam po wielkiej burzy znowu legł w gruzach. Innej sensownej opcji w tym momencie nie widziałam. Wszystko mnie przerosło. Dlaczego musi być tak ,że wszystko nagle w jednej chwili wali się jak domek z kart? Wiedziałam ,że nie można uciekać od pewnych spraw, osób i rzeczy, ale wiedziałam ,że muszę to zrobić.
Tak jak planowałam skończyłam pracę na zaliczenie, wraz z jej skończeniem zerwałam kontakt z Patrykiem. Nie potrzebowałam jego osoby w zupełności. Dziekan nie robił mi większych problemów jeśli chodzi o wymianę, ba. Nawet żałował ,że tak dobra studentka chce wyjechać.
Wszystko postanowione. Za trzy dni wyjeżdżam. Zacznę tam z zupełnie czystą kartą zupełnie nowe życie. Czy lepsze? Dopiero się okaże. Wstępnie wymiana ma trwać pół roku, mogę ją przedłużyć. W dalszym ciągu Maja, ale tym razem z Piotrkiem namawiali mnie do zmiany decyzji. Byli moimi przyjaciółmi, nie chciałam ich zostawiać, ale jakaś część mnie kazała mi to zrobić. Mimo ich usilnych błagań nie złamałam się, choć nie ukrywam byłam blisko. Na dzień przed wyjazdem byłam już niemalże spakowana, wstąpiłam jeszcze do szpitala zabrać swoje rzeczy. Zgarnęłam je wszystkie w pudełko i wyszłam po raz ostatni z budynku szpitala. Zamurowało mnie kiedy zobaczyłam osobę stojącą przy moim samochodzie. Zacisnęłam żeby i nie okazując żadnych emocji podeszłam.
-Czego chcesz?-syknęłam
-Wyjeżdżasz.-rzucił smutno
-I co z tego?-spytałam wrzucając pudełko do bagażnika i trzaskając klapą zamykając go
-Nie rób tego.
-Nie mów mi co mam robić. Decyzję już podjęłam.-odparłam wciąż nie okazując żadnych emocji
-Wiem ,że to moja wina, ale nie uciekaj.
-Nie uciekam.-zaprotestowałam
-Uciekasz, bez większego powodu.
- Z nasz powód. I to doskonale. Ten powód ma blond włosy, koło metra osiemdziesiąt.- Popatrzył na mnie zdezorientowany.
-O czym ty mówisz?
-Widziałam wszystko. Widziałam ją wtedy u ciebie w mieszkaniu. Wy wszyscy jesteście tacy sami. Banda cholernych kretynów.
-Wiem ,że zasłużyłem sobie na te epitety, ale daj mi wszystko wyjaśnić.
-Nie ma co wyjaśniać. To koniec. Życzę wam szczęścia.-powiedziałam ironicznie i zostawiłam go wsiadając do samochodu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce. Czułam nie wiedzieć czemu łzę spływającą po moim policzku. Odjechałam. Widziałam ,że cały czas tam stał do czasu aż zniknął mi z horyzontu. Siedziałam w mieszkaniu płacząc, popijając lampkę wina. Z pewnością zakończył się pewien rozdział mojego życia. Pora rozpocząć kolejny. Oby tym razem lepszy. Rano sprawdziłam jeszcze czy wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy. Jeszcze raz przeszłam się po mieszkaniu. Po raz ostatni zamknęłam mieszkanie. Wzięłam walizki. Poczekałam chwilę na Maję ,która miała mnie odwieźć na lotnisko. Po drodze podwiozłyśmy jeszcze Piotrka na trening. Wyściskał mnie na pożegnanie i kazał jak najszybciej wracać. Cały on. Za kilka minut dotarłyśmy na lotnisko. Oddałam bagaże do depozytu. Dałam znać ciotce ,że za piętnaście minut mam samolot.
-Nie płacz głupia.-powiedziałam do Mai która mnie ściskała szlochając
-Będzie mi cię tak bardzo brakować.
-Mi ciebie też wariatko.-odparłam
-Wracaj szybko i od razu daj mi znać jak będziesz na miejscu.-kiwnęłam tylko głową. To było najgorsze. Pożegnanie z Mają. Nie ukrywam, uroniłam łzy. Zniknęła mi z pola widzenia dopiero kiedy poszłam na odprawę. Gdzieś tam jakaś mała cząstka mnie naiwnie łudziła się ,że on w ostatniej chwili wpadnie na lotnisko i na kolanach będzie błagał mnie żeby została. Łudziłam się jak skończona idiotka. Tylko w amerykańskich filmach istnieją takie ckliwe i nierealne rzeczy. Życie jest inne, jest o wiele bardziej brutalne. Lot minął szybko i bez problemów. Jak obiecałam Mai dałam jej znać ,że jestem cała i zdrowa. Była siostrą mamy, mieszkała sama. Z lotniska odebrała mnie moja ciotka. Była wdową, a jej córka z synem już dawno z nią nie mieszkali. Była strasznym wulkanem energii. Wręcz przeciwnie do mnie w tym momencie. Wskazała mi swój pokój. Miała czteropokojowe, ładne, zadbane mieszkanie w nowej dzielnicy Maceraty. Rozpakowałam rzeczy i przysiadłam się do niej, akurat oglądała jakiś serial. Oczywiście domyśliła się ,że nie przyjechałam do Włoch ot tak bo trafiła się szansa wyjazdu. Przejrzała mnie. Opowiedziałam jej o tym wszystkim co się stało.
-Czasem już tak bywa w życiu ,że trzeba dostać od życia porządnego kopniaka w d.. cztery litery żeby się podnieść i przygotować na powodzenie.
-Już nie wierzę ,że będzie cokolwiek dobrze.-odparłam
-Proszę cię moja droga. Nie bądź już taką pesymistką. Gdzie ta moja jak zwykle radosna Lena?
-Nie ma jej. Gdzieś tam się zgubiła i nie wróci. Teraz tylko realistka.
-Teraz jesteś tak pesymistycznie nastawiona do życia bo tym wszystkim, ale zobaczysz minie trochę czasu i będzie jak dawniej.
-Dobrze ,że chociaż ty w to wierzysz.-uśmiechnęłam się lekko-Powiedz mi, czym właściwie się zajmujesz tutaj? Bo wcześniej mieszkałaś w Rzymie.
-Tak bo zmieniłam pracę. Jestem dyrektorem sportowym.
-Lube?-zapytałam. Jakieś pojęcie miałam o zespołach, zwłaszcza ,że Resovia grała z nimi w tym sezonie w lidze mistrzów.
-Zgadza się. Świetne chłopaki. Musisz ich poznać.
-Jak na razie mam dosyć facetów.
-Nie karzę ci się z nim hajtać od razu.-zaśmiała się- Na którą jutro masz do szpitala?
-W każdym bądź razie i tak nie mam na razie ochoty na jakiekolwiek kontakty z płcią przeciwną.-odparłam- Na dziewiątą.
-W takim razie podrzucę cię i skoczę na trening do chłopaków.
Wiedziałam ,że jej praca związana jest z marketingiem ,ale w życiu nie spodziewałabym się ,że pracuje przy tej Maceracie. W sumie wszystko jedno mi było. Miałam chociaż do kogo otworzyć usta. Nazajutrz odwiozła mnie do szpitala. Obawiałam się trochę bo nie znałam języka. Na szczęście moje obawy były na próżne bo głównym językiem był tutaj angielski. Dostałam przydzielone zadania na dzień dzisiejszy i zabrałam się do pracy. Szpital był bardzo duży, a zarazem bardzo schludny i zadbany. Reszta moich współpracowników była bardzo sympatyczna i otwarta, więc szybko nawiązałam nowe znajomości.
-Wydaje mi się ,że gdzieś się już widzieliśmy.-rzucił mężczyzna mniej więcej w moim wieku
-Nie wydaje mi się.-odparłam
-Jesteś z Polski prawda?
-Tak, skąd wiedziałeś?-odparłam z uśmiechem zdumiona jego wiedzą na mój temat
-Tylko z Polski są tak ładne dziewczyny.-uśmiechnął się-Może byłaś na jakimś meczu reprezentacji?
-Nie przesadzaj, we Włoszech też są ładne kobiety.-odwzajemniłam uśmiech-Na siatkówce owszem.
-A może na Polska - Brazylia?
-Byłam na wszystkich w Polsce.-zaśmiałam się
-Tak mi się wydawało ,że skądś kojarzę.
-Byłeś aż w Polsce na meczu?-spytałam zaskoczona
-Tak jakoś wyszło. Z resztą gdzie moje maniery. Giulio.-podał mi rękę cały czas nieprzerwanie uśmiechając się.
-Lena.
-Może w ramach zawarcia nowej znajomości pójdziesz ze mną na kawę?
-Chętnie.-odparłam.
Wyraźnie mnie kokietował, ale nawet nie protestowałam. Miałam to głęboko w poważaniu ,że tak się wyrażę. Wydawał się sympatyczny, przydałby mi się tutaj jakiś znajomy, nie zamierzałam znowu być obrażona na całą rasę męską, ale też nie zamierzałam mieszać się w coś poważniejszego.
Następne tygodnie mijały szybko. Nim się zorientowałam byłam we Włoszech już dwa miesiące i dosyć dobrze znałam już miasto. Miałam już paru znajomych, ale oczywiście nie zaniedbywałam kontaktów z Mają i Piotrkiem i parę razy w tygodniu z nimi rozmawiałam. Zaprzyjaźniłam się z Giuliem. Im lepiej go poznawałam tym bardziej się do niego przekonywałam. Oczywiście jak do przyjaciela, ale moja kochana ciocia Iwona wiedziała lepiej. A co z Bartmanem? Odpuścił. Nie odzywał się do mnie od czasu kiedy wyjechałam. Dostałam to czego chciałam. Święty spokój z jego strony. Może i lepiej, bo gdyby tylko próbował się kontaktować to potęgowałoby ból jaki we mnie dalej siedział.
Jak to bywało często po dyżurze umówiłam się z Giuliem na spacer.
-Powiedz mi, skąd taka wiedza o siatkówce, zwłaszcza polskiej? Przecież włoska jest na równie wysokim poziomie.
-Po prostu mój ojciec jest związany z waszą reprezentacją.-odparł
-Naprawdę? Nie wiedziałam. Co właściwie robi?
-Widzę musisz wiedzieć wszystko.-zaśmiał się
-Absolutnie wszystko.-powtórowałam mu i również się zaśmiałam
-Więc, mój ojciec jest u was...
________________________________________________________________
Jak obiecałam, tak też oddaję w wasze ręce nowy rozdział. Nie jestem z niego tak do końca zadowolona bo wizja była nieco inna, ale ogólny zarys został zachowany. Spodziewałybyście się takiego obrotu spraw? I jak myślicie, kim jest ojciec nowego przyjaciela Leny? :-) Nowy rozdział jak dobrze pójdzie, we wtorek ;)
Delecta czy Sovia? Ja osobiście jestem za Sovią, a mój wymarzony finał to Sovia - JW! :D

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XXII.

ROZDZIAŁ XXII.
-Mi ciebie też miło widzieć.-odparła
-Po co tu przyjechałaś?
-Chciałam się z tobą zobaczyć.
-Zaraz po Marcinie?-spytałam ironicznie
-Przestań już.
-Ja mam przestać? Ty przestań udawać ,że nic takiego się nie stało.
-Nie możemy spokojnie porozmawiać?-zapytała
-Przecież rozmawiamy.
-Ale nie w ten sposób, bez żadnych zbędnych nerwów.-powiedziała spokojnie
Mimo iż była moją matką tak naprawdę czułam jakby była mi zupełnie obcą osobą. Była niby blisko, ale równocześnie tak strasznie daleko. Ostatni raz rozmawiałam z nią na święta jeśli można to nazwać rozmową. To okropne ,że przez przez jedną osobę stałyśmy się sobie zupełnie obce. Kiedyś była dla mnie jak przyjaciółka, potrafiłam powiedzieć jej wszystko, a teraz? Teraz nie chciałam i nie mówiłam jej praktycznie nic. Można rzec ,że mnie w ogóle nie znała, i vice versa.
-Przeprowadziłaś się?
-Nie miałam zamiaru mieszkać w jednym bloku z tym psycholem.-odparłam
-Psycholem?-spytała z lekkim niedowierzaniem w głosie
-A jak inaczej go nazwać po tych wszystkich wyczynach.
-To raczej przesada.-odparła
-Przesada?!-spytałam zdenerwowana- Przesadą jest to ,że tak ślepo wierzysz temu...
-Hamuj się moja panno.
-Ty dalej sądzisz ,że jest niczemu niewinny i jest ideałem faceta?-spytałam ze zdumieniem
-Każdy z nas może popełniać błędy, a tego co słyszałam trochę podkolororyzowałaś co nieco.
-Nie wierzę.-pokręciła głową-Może po prostu idź sobie do niego i najlepiej może go adoptuj?
-Dziecko, słyszysz co ty mówisz?-spytała
-A czy ty siebie słyszysz?-spytałam z łzami w oczach- Dlaczego wierzysz jemu ,a nie mi? Nie widzisz ,że on nas tylko poróżnił?
-Bardzo się zmieniłaś.
-Nie mamo, to ty się zmieniłaś.-odparłam stanowczo-Póki nie przejrzysz na oczy wybacz, ale nie zamierzam z tobą rozmawiać.
W tym momencie odwróciłam się i zamierzałam odejść.
-To on ma na ciebie taki wpływ?-usłyszałam
-On ma imię.-warknęłam
-Wiesz ,że to nie jest chłopak dla ciebie.
-Powiedziała ekspertka w poszukiwaniu mi chłopaka. Przypominam twój ostatni kandydat mnie pobił i ma sądowy zakaz zbliżania się do mnie.-powiedziałam ironicznie
-To sportowiec, jak ty to sobie wyobrażasz?
-Mamo zrozum, jestem dorosła i wiem co robię.
-No nie wydaję mi się.-odparła
-Ale ja jestem tego pewna. Po prostu nie wtrącaj się w moje życie bo za mnie go nie przeżyjesz.
Po moich ostatnich słowach nie powiedziała nic. Popatrzyła na mnie wzrokiem pełnym goryczy i rozczarowania. Może nie zachowałam się w stosunku do niej do końca dobrze, ale sama na to sobie zasłużyła swoim zachowaniem. Bolało mnie to ,że nasze relacje są tak złe. Chciałam ze wszelką cenę je zmienić, ale niestety skutecznie to uniemożliwiała.
Przez następne tygodnie cała ta rozmowa jeśli ją tak można nazwać nie dawała mi spokoju. Cała byłam w nerwach, nie potrafiłam się nad niczym skupić. Byłam wręcz nie do życia. Ogółem między nami nie było najlepiej. Cały czas się mijaliśmy przez co prawie w ogóle nie spędzaliśmy razem czasu. Zbyszek też nie był za rozmowy ostatnimi czasy bo przytrafiły mu się drobne kontuzje na rzecz ,których stracił miejsce w podstawowej szóstce. Może nie okazywał tego podczas meczy czy treningów, ale przebywając w jego towarzystwie dało się to odczuć. Przez to ,a także inne codzienne problemy dochodziło dosyć często do spięć między nami. Przyznam szczerze ,że nie wytrzymywałam tego. Była dla mnie bardzo ważny, ale wyraźnie ostatnio nie mogliśmy się dogadać nawet w tych najmniej ważnych kwestiach. Ostatnio też zaczął robić mi wyrzuty dlatego iż rzekomo spędzam więcej czasu z praktykantem niż z nim. Owszem do szpitala na praktyki przyszedł Patryk- był w moim wieku, przeniósł się z Krakowa i pracował na tym samym oddziale co ja. Na uczelni również byliśmy w tej samej grupie, a potem także przydzielono nas razem do grupy ćwiczeniowej przez co musieliśmy się od czasu do czasu spotkać poza szpitalem żeby zaliczyć ćwiczenia. Jego zazdrość momentami była nie do zniesienia. Ostatni kłótnia zaważyła o wszystkim.
-Zgaduję byłaś z Patrykiem?-spytał kiedy weszłam do mieszkania
-Daj już spokój co?
-Nie odpowiedziałaś.
-Pracujemy razem na jednym oddziale i jak dobrze wiesz chcę zaliczyć ten projekt ,więc chcąc nie chcąc muszę go widzieć.-odparłam
-Spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną.-kontynuował
-Nie ufasz mi?-zapytałam
-Ufam.-odparł nieco niepewnie patrząc na mnie jakbym zrobiła coś niewyobrażalnie złego
-Właśnie widzę.-powiedziałam i za chwilę wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami. Czym prędzej opuściłam osiedle. Nie chciałam żeby za mną szedł. Nie chciałam teraz nikogo widzieć. Chciałam być po prostu sama ze swoimi myślami. Usiadłam na parkowej ławce i przyciągnęłam kolana do siebie. Siatkarz dzwonił do mnie parę razy, ale nie zamierzałam odbierać. Posiedziałam tam jeszcze chwilę bijąc się z własnymi myślami, następnie wygrzebałam z torby klucze od starego mieszkania. Nie zamierzałam do niego wracać. Marcin już nie mieszkał na tym osiedlu gdzie wcześniej, więc bez zastanowienia tam poszłam. Znalazłam tam jakąś starą piżamę i ubrania ,które tam zostawiłam na czarną godzinę. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć przewracając się z boku na bok. Myślałam nad tym wszystkim, nad moim życiem. Znowu się wszystko za przeproszeniem spieprzyło. Z mamą jak nie rozmawiałam tak nie rozmawiam, z Bartmanem nie zamierzałam rozmawiać bo raczej nie doszlibyśmy do porozumienia bo wyraźnie musimy od siebie odpocząć, na studiach jedynie było w miarę przyzwoicie bo w szpitalu nie miałam nawet czasu żeby wypić kawę bo cały czas było coś do zrobienia. Nazajutrz zabrałam swoje rzeczy z jego mieszkania kiedy był na treningu. Potem od razu udałam się do szpitala na dyżur.
-Widzę najpiękniejsza pani doktor nie w sosie.-powiedział jak zwykle uśmiechnięty Patryk- Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku.-skłamał, ale nie zamierzałam mu się zwierzać
-Nie będę wnikał skoro nie chcesz mówić, ale może w przerwie pójdziesz ze mną na kawę?-zapytał z nadzieją w głosie
-Może być.-odparłam zupełnie obojętnie.
Następne trzy godziny dyżuru minęły bardzo szybko, głównie spędziłam je robiąc papierkową robotę.
-Lena ktoś do ciebie.-rzuciła moja koleżanka i wskazała na drzwi ,którymi właśnie weszła do gabinetu. Nie miałam pojęcia kto to, ale obawiałam się w tym wypadku najgorszego. Kiedy tylko ujrzałam tego osobnika cicho westchnęłam.
-Porozmawiamy?
-Mamy o czym?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a on popatrzył na mnie smutnym wzrokiem- Po postu na razie dajmy sobie spokój, może za jakiś czas kiedy emocje opadną i przemyślimy wszystko porozmawiamy tak na spokojnie?
Przystał na moją ofertę. Z resztą innego wyjścia nie miał. Jak na złość kiedy 'rozmawialiśmy' napatoczył się Patryk.
-Idziemy?-spytał, a atakujący popatrzył na mnie zdumiony
-Idź sam.-odparłam ,a Patryk za chwilę zniknął z pola widzenia. Widziałam po twarzy siatkarza ,że był wyraźnie zdegustowany całym tym zajściem.
-Chyba nie myślisz...
-Nie skąd.-odparł ironicznie i zaraz odwrócił się na pięcie i wyszedł. Jakaś mała cząstka kazała mi go wołać, biec za nim wytłumaczyć to wszystko, ale większa część mnie powstrzymała. Nie obchodziło mnie w tym momencie zupełnie co sobie pomyślał. Nie ufał mi, więc raczej moje tłumaczenia na nic by się zdały. Mój i tak nie najlepszy dzisiaj humor zmarniał do końca. Dyżur ciągnął się tak strasznie ,że każda kolejna godzina wydawała się wiecznością. Zbawienna godzina zwiastująca jego koniec wreszcie nadeszła i czym prędzej wyszłam z budynku. Po drodze postanowiłam wstąpić jeszcze do Piotrka i oddać mu klucze do Bartmanowego mieszkania żeby przekazał je właścicielowi. Kiedy drzwi do mieszkania środkowego się otworzyły nie ujrzałam ponad dwumetrowego mężczyzny tylko drobną brunetkę.
-Maja?-spytała zaskoczona-Z resztą nie ważne. Możesz to dać Piotrkowi?
-Dobrze, przekaże mu. Len co się stało?-spytała wyraźnie przyglądając mi się
-Spotkajmy się może jutro, nie chcę ci psuć wieczoru i obarczać moimi problemami.-odparłam ,a ona przytaknęła. Zdziwił mnie jej widok bo nie spodziewałabym się jej u Piotrka po dwudziestej drugiej, ale nie wnikałam, w końcu byli razem. Wróciłam zaraz do mieszkania, na kolację zjadłam marną zapiekankę po czym od razu poszłam się umyć i położyłam się spać. Jak zwykle miałam problem z zaśnięciem. Ta sztuka udała mi się dopiero po czwartej nad ranem. Za długo nie pospałam bo wstałam chwilę po ósmej. Już od samego rana nie miałam nastroju. Wypiłam jedynie mocną kawę. Chwilę pokrzątałam się po mieszkaniu i zaraz wyruszyłam na spotkanie z Mają. Cała aż promieniała, widać służył jej związek z Pitem. Z resztą im obydwojgu. Mimo braku chęci powiedziałam jej wszystko co do joty.
-Ja nie wiem co mam ci powiedzieć. Nie będę cie pocieszać bo to nie ma sensu.
-No dziwne ,że akurat ty nie masz nic do powiedzenia.-uśmiechnęłam się lekko- Zostanę najwyżej starą panną i otworzę hodowlę kotów.
-Przestań, jeszcze wszystko się ułoży.
-Tego nie wiem. Nie zamierzam jak na razie zaprzątać sobie tym głowy. Może po prostu tak musiało być?
-Nie mów tak.-odparła
-A jak mam mówić?-wzruszyłam ramionami
-Wszystko inne byle nie to.
Mimo iż ostatni mniej się widywałyśmy była i jest dla mnie wielkim wsparciem. Mogłam jej powiedzieć wszystko, nawet największe głupoty zawsze mnie wysłuchała i potrafiła pocieszyć. Cieszyłam się ,że chociaż na nią mogłam liczyć w tej chwili.
-Musisz być tak przesadną optymistką?
-Ktoś musi jak ty jesteś taką pesymistką.-odparła z uśmiechem
-Pesymistką? Raczej realistką.
-Cała ty.-zaśmiała się- Przecież wy poza sobą świata nie widzicie.
-Widzieliśmy.-poprawiłam
-Przecież to ,że się pokłóciliście nie musi oznaczać końca.
-Ale w każdym bądź razie może.-odparłam
-Ja w przeciwieństwie do ciebie wierzę ,że jeszcze między wami się ułoży.
-Dobrze ,że ty chociaż wierzysz.
-Nie tylko ja, wszyscy dookoła również.-posłała w moim kierunku ciepły uśmiech
-Pożyjemy, zobaczymy.-westchnęłam.
Czy to był koniec? Nie miałam zielonego pojęcia. Jakaś część mnie nie chciała końca, a druga uważała tą sprawę za skończoną. Co to za cząstki? Za pewne serce i rozum. Tylko ,które weźmie górę tym razem?  Jak na razie prowadzi rozum. A kto wygra tą batalię dopiero się okaże.
Jeszcze dobrą godzinę siedziałyśmy i rozmawiałyśmy popijając przy tym czekoladę w naszej ulubionej kawiarni. Dopiero koło trzynastej z minutami opuściłyśmy lokal. Spokojnym krokiem mijałyśmy zabudowania i weszłyśmy na zielony teren ,czyli park.
-Może pójdziemy tędy?
-Ale dlaczego...-to co zobaczyłam było odpowiedzią na moje pytanie.
Stanęłam jak wmurowana nie wierząc w to co widzę. Kręciłam głową niedowierzając. Wydawało mi się ,że śnie albo ,że to jakiś mało śmieszny żart. A jednak to była szara rzeczywistość.
-Proszę cię, idźmy stąd.-w tym momencie czułam napływające do oczy łzy.
_________________________________________________________________
Przepraszam ,że tak długo musieliście czekać na nowy rozdział, ale w szkole miałam masę sprawdzianów i kartkówek, ogółem rzecz biorąc ogrom nauki, mam nadzieję ,że wybaczycie :> Jutro w ramach rekompensaty postaram się dodać następny rozdział! W następny weekend od razu informuję nie wiem czy coś dodam bo czeka mnie arcyważny turniej mistrzostw Polski. 
Jak myślicie, co takiego zobaczyła nasza bohaterka? :>