piątek, 31 maja 2013

Rozdział XXXVIII.

Nie wierzyłam własnym oczom w to co widzę, a właściwie kogo widzę. Nie zmieniało to faktu ,że okropnie cieszę się z ich widoku. Obydwoje staliśmy czekając na ich reakcję. Dłuższą chwilę zajęło im przeniesienie wzroku na nasze osoby. Momentalnie można było dostrzec ogromne uśmiechy na ich twarzach. Za chwilę z resztą znaleźli się koło nas.
 -No to co tutaj robicie? Ponoć byliście na Kanarach.-rzucam
 -Stęskniliśmy się za naszymi ulubionym przyjaciółmi nie widać?-pyta środkowy
 -Uważaj bo ci uwierzę.-dodaje Zbyszek obejmując mnie ramieniem
 -No dobra trochę nam się nudziło bez was.-wtrąciła Maja
 -Nudziło?-drążę
 -No dobra nie mogłam wytrzymać żeby się z wami nie zobaczyć moje wy szczęściarze.-odparła po czym momentalnie się na mnie rzuciła- Nawet nie wiecie jak strasznie się cieszę.
 -Słyszałam to już milion razy przez telefon.-zaśmiałam się
 -No wiem, ale ja już tak mam, zrozum.-uśmiechnęła się po czym wyściskała Zbyszka.
Jak się okazało wspomniana wyżej dwójka zamierzała spędzić w naszym towarzystwie następne dwa dni po czym mieli wracać do Rzeszowa. Reszta dnia minęła w naszym czeroosobowym gronie na tradycyjnie wygłupach, śmiechach i też nieco poważniejszych rozmowach. Zachwytów w związku ze zbliżającą się zmianą stanu nie było końca. Głównie wtórowała im Maja, chociaż trzeba przyznać ,że Piotrkowi też udzieliła się ta atmosfera. Jednak mogłam o tym rozmawiać godzinami, nie wspominając już o przyszłym panu młodym. Kiedy wracaliśmy do hotelu szłyśmy z Mają nieco z tyłu w porównaniu do chłopaków.
 -Co jest?-zapytałam widząc minę Mai
 -Nic.-wzrusza ramionami
 -No przecież widzę ,że coś jest nie tak.-odpowiadam
 -Zazdroszczę ci.
 -A to niby czego?-pytam zdziwiona
 -Jesteśmy z Piotrkiem już trochę razem, ani razu się nie pokłóciliśmy i nie jestem pewna czy on aby na pewno traktuje nas poważnie.-westchnęła 
 -Oszalałaś? On świata poza tobą nie widzi. Jak możesz się zastanawiać?
 -Bo ostatnio między nami jest jakoś tak... dziwnie. Rutyna wzięła górę.
 -W każdym związku musi nadejść kryzys, nawet w najlepszym. Chyba nie muszę przypominać ci ile my przeszliśmy.-uśmiecham się obejmując ją ramieniem
 -Obyś miała rację.-uśmiecha się blado.
Za chwilę środkowy wraz z Mają znikają za drzwiami pokoju na pierwszym piętrze ,a my wędrujemy ku piętru drugiemu. Kiedy wchodzimy do pokoju siadam na sofie i myślę nad tym co powiedziała mi przyjaciółka. Czy to możliwe żeby tak idealny związek mógł chylić się ku upadkowi? Nawet nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli, jednak mina Mai i ton jej głosu nie napawał optymizmem.
 -Nad czym tak myślisz?-wyrwał mnie z rozmyślań głos Zbyszka
 -Nad tym co powiedziała mi Maja.
 -Nie mów ,że kazała ci przemyśleć zaręczyny i całą kwestię ślubu?
 -Zwariowałeś?-zapytałam śmiejąc się- Powiedziała ,że między nimi się nie układa ostatnio i nie jest pewna czy Piotrek traktuje ją na poważnie.
 -To trochę pytanie retoryczne, oczywiście ,że ją tak traktuje. Planuje nawet się..-przerwał gryząc się w język
 -Język za zębami nie potrafisz trzymać mój drogi przyszły mężu.-klepiesz go po ramieniu śmiejąc się i dając mu całusa w policzek przy tym
 -Tylko błagam ani słowa Mai bo mnie Nowakowski zabije.
 -Przecież jej nie powiem. Słowo harcerza.
 -Byłaś kiedyś harcerzem?-pyta rozbawiony
 -Raczej harcerką.-pokazujesz mu język
 -Chętnie bym to zobaczył.-szepcze mi do ucha po czym składa pocałunki od mojej szyi poczynając na ustach kończąc. Z początku delikatne pocałunki przerodziły się w zachłanną walkę toczoną przez nasze języki. Za chwilę czułam jak ląduję na miękkiej kanapie ,a on znajduje się nade mną nieprzerwanie całując mnie. Czułam jak jego dłonie wędrują pod moim T-shirtem i za chwilę się go pozbywają. Nie jestem mu dłużna i za chwilę też zrzucam z niego jego bluzkę. Nawet nie zauważam kiedy bierze mnie na ręce i przenosi na łóżko. Chwilę mota się przy zapięciu moich spodni co wprawia mnie w śmiech. Za chwilę jednak pozbywa się ich równie prędko co koszulki. Całuje tak zachłannie jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć. Kiedy wydawać by się mogło ,że nic ani nikt nie może przerwać tego momentu myliłam się. Dosłownie za moment usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Zbyszek niechętnie oderwał się ode mnie i rzucił siarczyste przekleństwo w kierunku tego kto śmiał nam przeszkodzić. Dostrzegam w rogu jego przydużą koszulkę i niewiele myśląc wkładam ją na siebie i idę otworzyć drzwi. Lekko je uchylam żeby zobaczyć kto się dobija. Moim oczom ukazuje się ponad dwumetrowa postać.
 -Przeszkadzam?-pyta widząc ,że ukrywam się za drzwiami
 -Skłamałabym gdybym powiedziała ,że nie.-śmieję się
 -Piotrek ty to masz wyczucie.-rzuca Bartman ,który pojawił się za mną bez koszulki
 -Nie będę pytał co takiego wam przerwałem bo się domyślam.-zakrył oczy dłońmi- Ale Lena przyjaciółko moja, potrzebuję pogadać.
 -Dasz mi pięć minut?-pytam
 -Jasne.-mówi cały czas nie odkrywając oczu- A ty Bartman więcej tak nie rób bo mi życie niszczysz.
 -Chyba dzieciństwo.-odgryza się na co ja wybucham śmiechem i zmykam w poszukiwaniu swoich ubrań. Szybko wrzucam na siebie bluzkę i spodenki. Zmierzam ku wyjściu jednak zatrzymuje mnie Zbyszek.
 -Musisz iść?-pyta robiąc smutną minę
 -Za moment wracam, tylko dowiem się o co im poszło.
 -Myślisz ,że się pokłócili?
 -Jestem niemal pewna.-odpowiadam i za chwilę wychodzę. 
Na dole zastają Piotrka po czym wychodzimy z hotelu. Zatrzymujemy się przy ławce kawałek od naszej kwatery.
 -Bardzo się pokłóciliście?-pytam
 -Skąd wiesz?
 -Znam was długo. Zwłaszcza ją. Więc o co wam poszło?
 -Zaczęło się niewinnie, ale potem zaczęła robić wyrzuty ,że nie traktuję naszego związku poważnie, że nie wiem czego chce.-spochmurniał- Doskonale wiesz ,że jest dla mnie bardzo ważna i traktuję ten związek okrutnie poważnie, wiem ,że to jest kobieta z którą chce się zestarzeć, z którą chce mieć dzieci po prostu być szczęśliwym.
 -To dlaczego jej tego nie powiesz?-pytam
 -Mówiłem, nie słucha. Nie wiem co się z nią dzieje ostatnio. Jest strasznie drażliwa, robi awantury o nic.
Powoli zaczęłam kojarzyć fakty. Tysiące możliwości zaczęło rodzić się w głowie i ta jedna, której może poniekąd się obawiałam ,a poniekąd gdyby okazał się faktem cieszyłabym się. Przeprosiłam środkowego i pognałam w kierunku ich wspólnego pokoju. Zapukałam energicznie i zaraz drzwi otworzyła Maja. Nie spodziewała się mnie, ale to lepiej. Od razy weszłam do środka.
 -Maja mam dwa przypuszczenia.
 -Słucham.-odparła jakby od niechcenia
 -Masz romans?
 -Zgłupiałaś?-spytała oburzona
 -Jesteś w ciąży?-spytałam i spojrzałam na nią, a ona momentalnie wybuchła płaczem.- Maja, odpowiedz.
Dalej nic nie mówiła tylko zalewała się łzami. Usiadła na kanapie, a ja tuż obok niej.
 -Jesteś ostatnio drażliwa, nie pijesz alkoholu i ponoć nie chodzisz już na fitness.-rzuciłam- Mam rację?
 -Masz.-pociągnęła nosem szlochając po czym jeszcze bardziej się rozpłakała
 -Matko Maja przecież to cudownie.-mówiłam ciepłym głosem próbując ją uspokoić
 -Cudownie? To tragedia.-szlochała
 -Co ty mówisz? Przecież Piotrek się ucieszy, będziecie cudownymi rodzicami.
 -Jestem na studiach, nawet ich nie skończę, a co potem? Nie będę pracować w sklepie. Za wcześnie jeszcze na to.
 -Ty chyba nie chcesz...
 -Nie wiem.-odparła pociągając nosem
 -Błagam cię, naprawdę byłabyś zdolna do tego aby zabić własne dziecko?-pytam patrząc prosto w jej oczy
 -Nie jestem gotowa na to by być matką.-niemalże krzyczy
 -Uspokój się.-łapię ją z dłonie i usadawiam powtórnie na kanapie- Przede wszystkim musisz powiedzieć o tym Piotrkowi. Po drugie nie możesz podejmować decyzji pod wpływem emocji bo potem możesz tego żałować. Po trzecie, studia skończysz zanim urodzisz więc chyba lepiej trafić nie mogłaś.
 -Boję się.-odparła drżącym głosem
 -Nie masz czego. Masz Piotrka, kocha cię najbardziej na świecie i się o ciebie martwi.
 -On mnie znienawidzi jeszcze bardziej. Pomyśli ,że robię to specjalnie żebyśmy wzięli ślub bo ci zazdroszczę.
 -Maja gdybyś nie była w stanie błogosławionym uderzyłabym cię naprawdę.-odparłam- Piotrek cię kocha, zobaczysz ,że będzie się cieszył. Nie śmiesz mnie, specjalnie zaszłaś w ciążę akurat teraz?
 -Lena jak ja mam mu to powiedzieć?-chlipała
 -Najnormalniej w świecie.-uśmiecham się.
Za chwilę do pokoju wpada zaniepokojony Piotrek. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
 -Ja was zostawiam bo Maja coś ci musi powiedzieć.-uśmiechnęłam się do niego i zostawiłam ich samych.
Piotrek od razu usiadł i przytulił Maję. Uśmiechnęłam się pod nosem i po cichu zamknęłam drzwi. Zmordowana rozwiązywaniem zagadek wróciłam do pokoju. Zastał tam mnie jakże uroczy widok. Mój ukochany spał rozpłaszczony na kanapie. Wyłączyłam telewizor i po cichu wyszłam na taras. Cieszyłam się udało mi się namówić Maję żeby wyznała Piotrkowi prawdę bo przecież nie mogła tego ukrywać w nieskończoność i miałam nadzieję ,że wybiłam jej z głowy przerwanie ciąży. 
 -Pogodziłaś Nowakowskich?-usłyszałam pytanie za sobą
 -Mam taką nadzieję.-odpowiadam po czym tonę w jego objęciach
 -O co im poszło?
 -Wygląda na to ,że trzeba mój drogi na chrzciny musimy zbierać.
 -Maja jest w ciąży?-zapytał zdumiony
 -Jest.-uśmiechnęłam się
 -To się nam Pit pośpieszył. A ze mnie się śmiał.-zaśmiał się.
Wieczór spędziliśmy dość leniwie, wylegując się na tarasie na kanapie i rozmyślając o przyszłości i zarysowując wizję tego najpiękniejszego dnia w życiu. Co prawda każde z nas widziało to nieco inaczej, ale mniej więcej doszliśmy do porozumienia. Oczyma wyobraźni widziałam już ten cudowny dzień, a potem piękny dom i cudowne dzieci na czele z ukochanym mężczyzną u boku. Wydawać by się mogło ,że nie może być już lepiej. Wszystko zaczęło się w moim życiu dziać po mojej myśli, to ja przejęłam stery w okręcie o nazwie życie i nie zamierzam ich oddać. Byłam naprawdę szczęśliwa i nie oddałabym tego za wszelkie skarby świata.
Przez następne dwa dni ,które spędziliśmy w towarzystwie Piotrka i Mai środkowy gadał jak najęty, ale też był niewyobrażalnie szczęśliwy. Również i jego wybrance udzieliła się ta atmosfera. Nie była już pochmurna i nieobecna jak wcześnie. Widać było ,że Nowakowski rozwiał jej wszelkie wątpliwości i po prostu była z nim szczęśliwa. Te czterdzieści osiem godzin w ich towarzystwie minęło tak niewyobrażalnie szybko ,że nim się zorientowaliśmy musieliśmy się już żegnać. Nasze ostatnie dwa dni na Teneryfie równie minęły okrutnie szybko. Nadszedł dzień wylotu, gdzie mieliśmy się po raz ostatni rozstać na kilka dni.
 -Za tydzień się widzimy?-zapytał przytulając mnie
 -Aż tydzień.-dodałam
 -I tak będę tęsknić.
 -Jak zwykle.-zaśmiałam się dając mu całusa na pożegnanie po czym po raz ostatni spojrzałam w jego stronę i zniknęłam na odprawie. Podróż minęła mi bardzo szybko o dziwo nie przespałam jej ,a słuchałam muzyki i przeglądałam zdjęcia ,które udało mi się zrobić. Z lotniska odebrała mnie rozanielona Iwona niezwykle podekscytowana faktem zaręczyn. Ten ostatni tydzień we Włoszech nie różnił się w zasadzie od innych. Ciągnął się niczym nudna, brazylijska telenowela. Nie zdążyło się przez ten okres czasu wydarzyć nic ciekawego, w szpitalu było aż za spokojnie, a Iwona zachowywała się jakbym wcale nigdzie się nie wybierała. Może i faktycznie ten ostatni tydzień zaliczyłabym do nudnych gdyby nie feralna wyprawa do rzekomo zaufanego fryzjera w przedostatni dzień mojego pobytu tutaj. Wydawać by się mogło nic prostszego niż jasne blond włosy zamienić w ciemny blond, jak się okazało nie lada wyzwanie. Tak z blondynki stałam się szatynką. Może inne kobiety na moim miejscu zaczęłyby karcić fryzjera, wrzeszczeć wniebogłosy ,ale ja zareagowałam inaczej. Wybuchłam głośnym, niepohamowanym śmiechem. Reakcja mojej ciotki nie była inna. Jedyne co wydusiła z siebie w napadach śmiechu było "Coś ty zrobiła z włosami dziecko?". Uroczych uszczypliwości z jej strony nie było końca, ale nie sposób było się na nią za nie gniewać. Ostatni wspólny wieczór spędziłyśmy przy lampce wytrawnego czerwonego wina wspominając cały mój spędzony tutaj czas. Mimo wszystko nie żałowałam go.
 -Nawet nie wiesz jak mi cię tutaj będzie brakować, ale wiem ,że tam czeka na ciebie taki jeden co się tobą na pewno dobrze zaopiekuję.-rzuciła ściskając mnie na lotnisku
 -Mi ciebie też będzie brakować.-odparłam- Dziękuję za wszystko.
 -Słoneczko nie masz za co dziękować od tego mnie masz.-uśmiechnęła się- Pamiętaj, zaproszenie mi wysyłasz pierwszej!
 -Zgoda.-zaśmiałam się. Jeszcze raz wtuliłam się w ciocine objęcia po czym machając jej na pożegnanie skierowałam się odprawie. Widziałam ,że ledwo powstrzymywała łzy. Ale ja sama również ledwo się hamowałam. Okropnie się z nią zżyłam, była dla mnie przez te kilka miesięcy jak matka. Znała mnie jak mało kto i zawsze potrafiła pomóc. Ogromnie wiele jej zawdzięczałam i dlatego tak trudno mi było ją tutaj zostawić. Cały lot przespałam. Ostatnimi czasy byłam ogromnie senna i wydawać by się mogło zmęczona. Nie zaprzątałam sobie tym głowy, myślałam ,że po prostu działała tak na mnie ta pogoda. Kiedy wysiadłam z samolotu i stałam na płycie lotniska gorączkowo rozglądałam się za zielonookim.
 -Nie przypominam sobie żebym zaręczał się z szatynką.-wymruczał mi przyjemnie do ucha dobrze znany głos
 -Nie przypominam sobie żebyś miał coś przeciwko szatynkom.-odpowiadam obracając się do niego i za chwilę lądując w jego ogromnych ramionach
 -Ja? Skądże.-odparł- Skąd taka zmiana?
 -Może lepiej nie pytaj?-śmieję się
 -Tak czy siak i tak pięknie wyglądasz.-uśmiecha się całując mnie.
Za kilka minut znowu siedzę na kanapie w salonie jego rzeszowskiego mieszkania. Za chwilę znów siedzi obok i przytula mnie do siebie. Za chwilę znów jest jak dawniej, bez obawy ,że zaraz musimy się rozstać. Sielankę przerywa nam pukanie do drzwi. Idę otworzyć drzwi.
 -A już miałem do ciebie dzwonić ,że sobie sprowadza tu nieznane kobiety.-zaśmiał się środkowy
 -Słyszałem!-dało się usłyszeć krzyk Zbyszka dobiegający z salonu.
Gestem ręki zaprosiłam przyszłych rodziców do środka. Za moment siedzieli tuż obok na kanapie.
 -Znając życie nie przychodzicie bezinteresownie.-rzuca atakujący
 -Po prostu stęskniliśmy się za Leną.-pokazuje mu język Maja
 -Dobra, lepiej mówcie o co chodzi.-odparłam po czym obydwoje spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wyciągnęli na stół kopertę. Od razu sięgnęłam aby ją otworzyć. Kiedy zobaczyłam jej zawartość od razu się uśmiechnęłam. Przeczytałam jej treść i podałam siedzącemu obok brunetowi.
 -Szybcy jesteście.-skwitował atakujący widząc datę przypadającą na koniec sierpnia
 -Nie chcę wyglądać jak słoń na własnym ślubie.-zaśmiała się Maja- No i mam nadzieję ,że ty moja droga zaszczycisz mnie i zostaniesz moją druhną.
 -Pytasz jeszcze!-uśmiechnęłam się- A kto będzie moim towarzyszem?
 -Odpowiedź masz na prawo.-odparł szczerząc się środkowy
 -Żartujecie?-zaśmiałam się- Brać nas obydwoje na świadków to chyba nienajlepszy pomysł.
 -Raz się żyję.-machnął ręką środkowy
 -Dzięki.-odparł atakujący-Będziesz coś chciał to inaczej pogadamy.
 -Zawsze mogę poprosić Krzysia.
 -Może już lepiej zostaw jak jest.-zaśmiała się Maja.
Ogromnie cieszyłam się ich szczęściem oraz faktem ,że zdecydowali się na ślub zanim ich pociecha przyjdzie na świat. Po Mai wcale nie było widać jej stanu, była wesoła i jak zwykle gadatliwa. Chłopcy rozmarzali się ,że oczywiście owa para doczeka się potomka płci męskiej oraz ,że będzie równie genialnym siatkarzem co wujek i tata. Kiedy przyglądałam się ich rozmowom, przekomarzaniom, żartom zdałam sobie sprawę ,że te pół roku bez ich codziennego towarzystwa były straszne. Zwłaszcza bez osobnika kurczowo obejmującego mnie. Teraz czułam się naprawdę dobrze, wreszcie miałam ich przy sobie na stałe, nie na tydzień czy dwa. Wiedziałam ,że na każde z nich mogę liczyć o każdej porze dnia i nocy. I nie ważne co by się stało, to zawsze będziemy się trzymać razem. Nawet jeśli dzieliłyby nas powtórnie tysiące kilometrów.
Nazajutrz Maja wyciągnęła mnie na poszukiwania kreacji na ten wyjątkowy dzień zbliżający się nieubłaganie. Obeszłyśmy masę sklepów i przy okazji galerii handlowych. Miałyśmy zakończyć na salonie przy galerii rzeszowskiej. Jak to Maja znalazła tam masę sukienek ,które od razu musiała przymierzyć. Usiadłam na pufie i cierpliwie oczekiwałam pojawiania się jej w jednej z upatrzonych sukni. Od samego rana nie czułam się najlepiej, jednak nie wypadało mi jej odmówić. Siedziałam tam blada jak ściana czując się z minuty na minutę co raz gorzej. Nagle zaczęło mi się robić słabo i okropnie duszno. Głosy dookoła docierały do mnie jakby zza ściany. Nie zauważyłam Mai ,która wdzięczyła się przede mną. Za chwilę dostrzegła ,że coś jest nie tak. Uklęknęła koło mnie.
 -Lena co się dzieje?-doszło do mnie- Lena!
Nagle wszystko zaczęło wirować i tracić barwy. Nie docierało do mnie już nic choć widziałam ,że Maja krzyczy. Nagle wszystko zniknęło, zupełna ciemność.
_______________________________________________
To co misiaczki uwielbiają najbardziej ,czyli takie końcówki rozdziałów! Wiem, jestem okrutnym człowiekiem ,że tak kończę, ale takie były moje założenia co do niego i musiałam się ich trzymać. Pewnie macie swoje przypuszczenia co do powodu ostatniej akcji, a ja rzucę wam hasło "sen" ,który gościł ileś rozdziałów temu i nic więcej na ten temat nie powiem :) Rozdział wyszedł dłuższy niż zazwyczaj, ale myślę ,że akurat Wam to się spodoba ;)
Jutro Dzień Dziecka, więc już dziś życzę Wam niezależnie ile macie lat, czy te naście czy nieco więcej bo przecież każdy z nas gdzieś w środku jest jeszcze dzieckiem jak najlepszych prezentów i cudownego dnia :* Ja sama choć mam te kilkanaście wiosen obchodzę to święto i co roku mam jakieś widzimisię co do prezentu, ale w tym roku rodzice zaskakują twórczością i zobaczymy co wymyślili :)
Zapraszam na aska, możecie pytać o co tylko zechcecie, odpowiem na każdo pytanie czy stwierdzenie, nawet te najbardziej prywatne. Więc śmiało, nie gryzę ,a chętnie Was trochę poznam. 
Jak na mnie długa notka odautorska, no nic zmykam wykonywać słynną samojebkę na konkurs ich mistrza- Karola Kłosa!
Ściskam, wingspiker.

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział XXXVII.

Od razu rzuciłam mu się na szyję. Zupełnie mnie zaskoczył. W życiu nie spodziewałabym się ,że to się stanie właśnie dziś, właśnie tutaj.
 -To tak czy nie?-zapytał rozbawiony moją reakcją
 -Oczywiście ,że tak.-odparłam uśmiechnięta od ucha do ucha po czym za chwilę mogłam podziwiać cudowny pierścionek z białego złota na swoim palcu. Za moment też znów tonęłam w jego objęciach.
 -Sam to wszystko wymyśliłeś?-zapytałam spoglądając na napis "Wyjdziesz za mnie?" ułożony z czerwonych płatków róż.
 -Czyżbyś nie wierzyła w moją kreatywność?
 -Skądże.-odparłam z uśmiechem- Takie niespodzianki możesz robić zawsze.
 -Ale to nie koniec atrakcji na dziś.-wyszczerzył się ,a ja popatrzyłam na niego mrużąc oczy.
Wziął mnie za dłoń ówcześnie nakazując zamknięcie oczu. Posłusznie wykonałam to co nakazał i szłam w kierunku w którym mnie prowadził. Za kilka chwil pozwolił mi otworzyć oczy. Widok ,który zastałam również ogromnie mnie zaskoczył. Na niewielkich rozmiarów plażowym tarasie stał zastawiony stolik ,a wokół wszystko rozświetlały lampiony. Po jakże cudownej kolacji wróciliśmy do hotelowego pokoju gdzie na tarasie przy czerwonym winie dalej celebrowaliśmy ten cudowny dzień.
 -Pani Bartman.-powiedział zadowolony splatając nasze dłonie i przyglądając się pierścionkowi
 -Bo się jeszcze rozmyślę.-zaśmiałam się
 -Spróbowałabyś.-odparł po czym przytulił mnie do siebie-Wracaj już z tych Włoch do Rzeszowa co?
 -Jeszcze tylko tydzień. Czyżby się stęsknił?
 -Jak cholera.-odparł całując mnie w czubek głowy- Już nigdzie cię nie puszczam.
 -I ja też nigdzie się już nie wybieram.-uśmiechnęłam się
 -No chyba ,że ze mną.
 -A to już co innego.-zaśmiałam się.
Oparłam głowę o jego ramię. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Czułam się przy nim tak niewyobrażalnie dobrze i tak bezpiecznie. Gdyby ktoś po naszym pierwszym spotkaniu powiedziałby mi ,że będę z nim tak ogromnie szczęśliwa w życiu bym mu nie uwierzyła, ba, wyśmiałabym go pewnie. Po tym co spotkało mnie z Marcinem nie przypuszczałabym ,że jeszcze będę szczęśliwa, że znajdę tą właściwą osobę ,którą pokocham z całego serca, osobę z którą zechcę spędzić resztę życia. A jednak, myliłam się. Kiedy się rozstawaliśmy chociażby na jeden dzień, ja tylko odliczałam godziny kiedy znów go ujrzę. Każde rozstanie było katorgą, a każde kolejne spotkanie niewyobrażalnym szczęściem. Każda rozmowa, każdy gest był czymś wyjątkowym. A każdy kolejny dzień, tydzień, miesiąc spędzony wraz z nim był cudowny.
Nazajutrz otworzyłam oczy kilka minut przed dziewiątą. Nie chcąc budzić swojego już narzeczonego delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć i wymknęłam się po cichu na taras. Korzystając z wolnej chwili wybrałam numer Mai i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
 -Jak tam?-zapytała
 -Lepiej być nie mogło.-odpowiadam
 -Mogę już mówić pani Bartman?-zapytała wyraźnie zadowolona
 -Zaraz, zaraz to ty wiedziałaś?
 -Obydwoje wiedzieliśmy. Myślisz dlaczego Piotrkowi się tak dostało za wypaplanie części planów?-zaśmiała się
 -I nie powiedziałaś ani słowa, widzę postępy.
 -Miałabym ci zepsuć taki piękny dzień?-zapytała- W życiu! Co nie zmienia faktu ,że okropnie się cieszę i już od dawna mówię ,że jesteście dla siebie stworzeni.
 -Gratulacje Bartmany!-wtrącił Nowakowski
 -Dzięki Piotruś.-zaśmiałam się
 -Zgaduję ,że ten obibok zamiast pilnować swojej przyszłej żony śpi?
 -No wieeeesz.-roześmiałam się
 -Tak czy siak pozdrów go tam.-dodał
 -Pozdrowię.-odparłam- A u was coś ciekawego?
 -Trochę ciepło.-odparła Maja
 -Inaczej mówiąc jest tak gorąco ,że się żyć nie chce.-wtrącił Piotrek
 -Chciałeś wakacje to masz.-odparłam
 -Wakacje, a nie smażenie.
 -Ciesz się ,że w ogóle gdzieś pojechałeś bo równie dobrze mogłeś teraz siedzieć w Rzeszowie.-odparłam
 -Jak tak dalej będzie marudził to go do tego Rzeszowa wyślę.-westchnęła
 -Aż tak podpadł?-zaśmiałam się
 -Lepiej nie pytaj.
 -Spokojnie, może szykuje coś fajnego i to tylko taka aluzja.
 -Myślisz?-zapytała z nadzieją w głosie
 -Bo jak nie to ja sobie już z nim porozmawiam.
Z Mają rozmawiałyśmy jeszcze przez blisko pół godziny. Zdawała relację z wypoczynku na słonecznych Kanarach, a także wypytywała mnie o wszelkie szczegóły dnia wczorajszego. Była ogromnie podekscytowana tym faktem. Swoją rozmowę zakończyłyśmy w okolicach dziesiątej. Ledwo zdążyłam odłożyć telefon ,a ten znów zaczął dzwonić.
 -Cześć mamo.-przywitałam się
 -Cześć słoneczko, co tam słychać?
 -Wszystko w porządku.-odparłam
 -Coś się wydarzyło?-dociekała
 -W jakim sensie?
 -No nie wiem, może ty mi powiesz?-zapytała ,a w tle słychać było chichot Zuzi
 -No proszę was, to wy też wiedziałyście?-zaśmiałam się
 -No wieeesz.
 -Daj mi ją.-słychać było szept Zuzi- Cześć moja kochana młodsza siostrzyczko! Mam nadzieję ,że się zgodziłaś!
 -A jak myślisz?
 -Myślę ,że za niedługo będziesz panią Bartman.-odparła dumnie
 -Wyjątkowo dobrze myślisz.-zaśmiałam się
 -Nawet nie wiesz jak się cieszę. Z resztą nie tylko ja, cała familia.
 -No pięknie, wszyscy dookoła wiedzieli co się święci.
 -No może nie cała wiedziała, ale już wie.-zachichotała- Dobra ja lecę bo mała wzywa, ucałuj tam Zbyszka ode mnie.
 -Postaram się.-zaśmiałam się
Za chwilę słuchawkę powtórnie przejęła moja mama.
 -Wracając do tematu nawet nie wiesz jacy jesteśmy z tatą szczęśliwi.
 -Nie tylko wy.-odparłam
 -Pewnie zastanawiasz się skąd wiemy? Otóż Zbyszek był niedawno u nas.
 -Jak to?-zapytałam zdumiona
 -Normalnie.-zaśmiała się- I wedle zwyczaju poprosił nas o twoją rękę.
 -No ładnie.-skomentowałam ze śmiechem- Tata nie zjadł go wzrokiem jak Michała?
 -Sama jestem zdziwiona, ale nie.-zaśmiała się
 -Znając życie pewnie dostał reprymendę?
 -W porównaniu z tą ,którą dostał Michał to żadna reprymenda.
 -No nie wierzę.-śmiałam się
 -To uwierz, bo twój tatulo się doczekać nie może wesela.
 -Żartujesz?-zapytałam
 -Chciałabym, uwierz. Chyba ma kryzys wieku średniego.-śmiała się
 -No nie poznaję go normalnie.-odparłam
 -My z Zuzią dalej jesteśmy w szoku, ale chyba wreszcie zrozumiał ,że jego małe dziewczynki nie są już takie małe i już dawno uciekły z rodzinnego gniazdka.
 -I tak zawsze będziemy jego ukochanymi córeczkami i tego nic nie zmieni, nawet gdy będziemy mieć po czterdzieści lat.-odparłam
 -Wiemy to słońce. No nic, już nie przeszkadzam, miłego pobytu, ale pamiętaj babcią już jestem!
 -Maaamo.-zaśmiałam się
 -Ja tylko uprzedzam. Trzymajcie się i miłego wypoczynku.
Za chwilę zakończyłyśmy rozmowę. Oparłam się o barierkę tarasu i napawałam się cudownym widokiem jeszcze opustoszałej plaży i morskich fal uderzających o brzeg. Stałam tak dłuższą chwilę gdy nagle nie poczułam ciepłego pocałunku na swojej szyi i jego kilkudniowego zarostu drażniącego delikatnie moją skórę.
 -Dzień dobry.-wymruczał obejmując mnie od tyłu
 -Dzień dobry śpiochu.-odparłam z uśmiechem
 -To co dzisiaj robimy?
 -Nie wiem, jakieś pomysły?
 -Ja osobiście najchętniej zostałbym tutaj.-odparł zadowolony
 -I tak przez następne dziewięć dni?-zapytałam z uśmiechem
 -Mi tam pasuje.-zaśmiał się
 -Proszę cię, naprawdę nie zamierzasz przez te następne dni robić?
 -W ostateczności.
 -Droczysz się ze mną prawa?
 -Może troszeczkę.-wyszczerzył się całując mnie w czubek głowy
 -W takim razie co dzisiaj?
 -Dzisiaj się trochę pobawimy.
 -Już się boję.-zaśmiałam się.
 -Spokojnie, nie będzie tak źle.-zaśmiał się.
Jak się okazało było wręcz świetnie. Odwiedziliśmy Siam Park ,czyli największy tematyczny park wodny w Hiszpanii. Bawiliśmy się obydwoje jak dzieci, ale nie mogło być inaczej. Po ponad czterech godzinach zabawy naszym następnym celem podróży park zoobotaniczny Loro Park, a następnie Jungle Park. Dopiero późnym wieczorem wróciliśmy do hotelu gdzie padliśmy ze zmęczenia niemal od razu. Dnia następnego z łóżka podniosłam się dopiero po dziesiątej. Zjedliśmy w spokoju śniadanie. Tego nie nie sililiśmy się na zwiedzanie, wybraliśmy się na pobliską plażę. Dobrą zabawę i przede wszystkim opalanie zepsuł nam padający deszcz. Migiem zebraliśmy to co ze sobą mieliśmy i niczym małe dzieci biegliśmy chcąc schronić się przed deszczem pod dachem jednego z budynków.
 -Czemu mi się tak przyglądasz? Wiem ,że wyglądam jak zmokła kura.-zaśmiałam się
 -Nawet jeśli to i tak najpiękniejsza zmokła kura jaką w życiu widziałem.-uśmiechnął się obejmując mnie
 -Już się nie podlizuj.
 -Ja się podlizuję? W życiu.
 -Uważaj bo uwierzę.-zaśmiałam się
 -Tak odchodząc od tematu, co robisz pod koniec sierpnia?
 -Jeszcze nie wiem, czyżbyś miał jakieś plany?-zapytałam
 -W zasadzie to tak.-odparł- Nie wybrałabyś się ze mną na wesele?
 -Z ogromną przyjemnością.-uśmiechnęłam się- Który się żeni?
 -Proszę cię, naprawdę myślisz ,że któryś z nich wreszcie się ogarnął?-zaśmiał się- Moja siostra wychodzi za mąż.
 -Będzie okazja żeby w końcu ją poznać.
 -I wszystkie wścibskie ciotki.-dodał ze śmiechem
 -Chyba każdy takie ma.-zaśmiałam się-W takim razie ty mi potowarzyszy na chrzcinach Oli.-dodałam
 -Oli?-zmarszczył brwi
 -Córka Zuzi.-dodałam- W końcu jestem chrzestną i będziesz miał okazję poznać całą familię.
 -W takim razie zgoda.
Kiedy tylko przestało padać wróciliśmy do hotelu i praktycznie resztę dnia tam właśnie spędziliśmy. Nazajutrz wzięliśmy się za nurkowanie. Widoki pod wodą były równie nieziemskie, ogromne żółwie, skaliste jaskinie, zatopione wraki czy często przedziwna ,a zarazem ciekawa roślinność potrafiły wprawić w zachwyt. Dnia następnego zajęliśmy się windsurfingiem. O ile ja potrafię pływać na desce tak Zbyszek miał z tym trochę problemów co nie ukrywam rozbawiło mnie do łez. Mimo to kolejny dzień spędziliśmy na świetnej zabawie. W dniu kolejnym naszym celem był Monkey Park. Przyznam ,że w życiu nie widziałam pewnych gatunków tych zwierząt, co nie zmienia faktu ,że była to bardzo ciekawa wycieczka. Następne dwa dni spędziliśmy na słodkim nic nierobieniu i wylegiwaniu się na plaży. Po zaledwie sześciu dniach pobytu tutaj byłam wypoczęta jak nigdy, a do tego opalona w kolorze co najmniej mahoniu. Nazajutrz kiedy zeszłam na dół żeby dołączyć do Zbyszka na śniadaniu wydawało mi się ,że przez chwilę mignęła mi jakże znajoma postać. Myśląc ,że mi się przywidziało dotarłam na śniadanie. Po śniadaniu wybraliśmy się na spacer po przedmieściach malowniczej miejscowości.
 -No nie wierzę..-wycedziłam przez zęby
 -Co?-zapytał zdziwiony
 -Patrz!-wskazał palcem śmiejąc się.
Jak się okazało nie miałam zwidów. Znów dostrzegłam tą jakże znaną twarz, w jakże znajomym towarzystwie. W przypadki nigdy nie wierzyłam, na pewno nie w aż takie.
______________________________________________
Znowu mnie tu chwilę nie było, ale musicie wybaczyć, nadszedł taki okres w szkole ,że nagle wszyscy sobie przypomnieli ,że mamy mało ocen i dzień w dzień masa zaliczeń, kartkówek i sprawdzianów i nie sposób się nie uczyć. Trzeba jeszcze choć trochę powalczyć o tą średnią, choć pasek jest. 
Gratuluję, bezbłędnie zgadłyście zamiary naszego Zbyszka :) Ciekawa jestem kogo się spodziewacie tym razem? Znając życie znów bezbłędnie traficie. Rozdział może nie należy do najlepszych ,ale to tak zwany rozdział przejściowy, więc wybaczcie za długość, jego styl i jakość.
Mamy też za sobą dwa mecze reprezentacji, pierwszy dobry, przyznam ,że nie spodziewałam się takiej formy po chłopakach, zwłaszcza Bartek dzielił i rządził. W drugim spotkaniu choć przegranym widać było plusy, dobry mecz Wojtka Włodarczyka i Dawida, Fabian też kilka ciekawych rozwiązań nam zaprezentował. Teraz nic jak tylko czekać na mecz z Brazylią bo mimo wszystko to co chłopcy zaprezentowali napawa optymizmem :)

Pozdrawiam, wingspiker.
PS. Zapraszam TUTAJ.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział XXXVI.

W tym momencie zaciął się. Widziałam ,że próbuje zebrać myśli i jakoś ładnie wybrnąć z tej dość dziwnej sytuacji. Nie ponaglałam go, tylko bacznie mu się przyglądałam.
 -To miała być niespodzianka, ale chyba już mi nie odpuścisz?-zapytał
 -A jak myślisz?-zaśmiałam się- Nie odpuszczę.
 -Po lidze światowej chciałbym cię gdzieś zabrać.-powiedział 
 -Gdzie?-pytam oplatając swoimi dłońmi jego kark
 -To niech pozostanie niespodzianką.-uśmiecha się swoim najcudowniejszym uśmiechem
 -Mam się bać?
 -Skądże.-gładzi swoją dłonią twój policzek po czym składa delikatny pocałunek na moich ustach.
Potem zamyka mnie w swoim szczelnym uścisku. Nie chcę się z niego wyswabadzać. Czuje jego ciepło, czuję jego obecność. Czuję ,że to właśnie ten jedyny i nie mam już żadnych wątpliwości. W tym momencie chce jak najszybciej skończyć staż we Włoszech i wrócić do życia z nim. 
 -To jakie plany na jutro?-zapytała Maja kiedy tylko powróciliśmy do nich
 -Błagam nigdzie już nie jedźmy.-zaśmiałam się
 -W takim razie może..-zastanowiła się- Pójdziemy na plażę?
 -W sumie.-wzruszam ramionami
 -Co na to panowie?-szturcha siedzącego obok Piotrka
 -Panom pasuje.-odpowiada.
Przez następną godzinę delektujemy się włoskimi specjałami w kawiarni po czym powoli zmierzamy do końca naszej wyprawy. Po raz ostatni delektujemy się widokiem cudownych weneckich kanałów ,które są co roku oblegane przez setki tysięcy turystów z całego świata. Podróż powrotna mija równie spokojnie i bezproblemowo co poprzednia. Tradycyjnie chłopaki są duszami towarzystwa rozbawiając nas do łez. Na miejscu jesteśmy po dwudziestej pierwszej. Podrzucam Piotrka i Maję do hotelu po czym za kilka minut parkuję samochód na osiedlowym parkingu. Otwieram drzwi do mieszkania. Ściągam buty po czym czuję jego dłonie na swoich biodrach. Zwinny ruchem obraca mnie i przyciąga do siebie.
 -Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.-mówi patrząc w moje oczy
 -Ja ciebie też.-szepczę po czym wpija się w moje usta.
Rozpinam jego kraciastą koszulę nieprzerywając pocałunku. Za chwilę zajmuje się moją bluzką ,która zaraz ląduje gdzieś w kącie. Obdarowując się pocałunkami wędrujecie ku sypialni stopniowo pozbywając się swojej garderoby. Za chwilę ląduje na miękkim łóżku. Nie mija sekunda, a już jest nade mną patrząc swoimi zielonymi oczami prosto w moje. Wpija się powtórnie w moje usta by za chwilę stać się jednością. Błądzę swoim dłońmi po jego plecach zakreślając bliżej nie znane figury. W końcu po długich chwilach rozłąki znów byliśmy jednością czego tak bardzo obydwoje pragnęliśmy. Po błogich chwilach rozkoszy opada tuż obok i opuszkami palców gładzi moją dłoń. Po uspokojeniu się nierównomiernych oddechów znów czuję smak jego ust. Wygodnie układam swoją głowę a jego torsie i wtulona w swojego ukochanego zasypiam. 

Kiedy się budzę widzę zegarek wskazujący godzinę dziewiątą z minutami. Rozglądam się po pokoju, jestem sama. Wrzucam na siebie za dużą zbyszkową koszulkę i krótkie spodenki. Wędruję w kierunku kuchni z której dobiegają mnie niesamowite zapachy. Wychodzę na taras i do razu wita mnie swoim promiennym uśmiechem. 
 -Sam to wszystko zrobiłeś?-pytam
 -To ,że jestem facetem nie oznacza ,że nie umiem robić takich rzeczy.-uśmiecha się- Smacznego księżniczko.-całuję mnie w policzek.
Muszę mu oddać ,że gotował wyśmienicie. I nie mówię tego z obowiązku, po prostu tak było. Gotujący mężczyzna to marzenie każdej z nas. Moje się ziściło. Chciałabym aby każdy poranek tak wyglądał, aby każdy dzień był tak cudowny.
W okolicach dziesiątej zaczęła dobijać się do mnie Maja. Chcąc nie chcąc musieliśmy się pośpieszyć i wywiązać z obietnicy. Wskoczyłam do łazienki. Włożyłam strój, na niego przewiewną sukienkę. Włosy spięłam w luźnego koka, całość zwięczyłam delikatnym makijażem. Kiedy wyszłam z łazienki siatkarz czekał już w pełni gotowy na kanapie. Zebrałam jeszcze drobne i jakże potrzebne rzeczy do plażowania i przed dziesiątą wyszliśmy z domu. Po dziesiątej dotarliśmy na plaże gdzie zastaliśmy już dwójkę przyjaciół.
 -Ileż można, zgaduję ,że Bartman się wlókł?-spytał środkowy
 -Zabawne.-prychnął Bartman
 -Nie. Tym razem to ja.-zaśmiałam się
Chłopaki niczym mali chłopcy zajęli się zabawami w wodzie, a my z Mają wzięłyśmy się za opalanie.
 -Zdradził ci gdzie cię zabiera?-zapytała kiedy na nos wsunęłam swoje ukochane raybany
 -Nie, to ma być niespodzianka.-odparłam
 -Żeby Piotrek był takim romantykiem.-rozmarzyła się
 -Nie przesadzaj już. Źle ci?
 -Nie, wręcz przeciwnie. Momentami wydaje mi się ,że mi się to śni.
 -Wiedziałam kogo swatać.-szturchnęłam ją ramieniem ze śmiechem
 -Trzeba wam to przyznać obydwojgu, wiedzieliście.-uśmiechnęła się- W ogóle jak tak na was patrzę to po prostu..
 -No co?-pytam
 -Wyglądacie jakbyście się znali całe życie i po prosty byli dla siebie stworzeni.
 -I vice versa.-uśmiecham się
 -Przyznam ,że w życiu bym nie pomyślała ,że on przejdzie taką metamorfozę.-dodała
 -W jakim sensie?
 -Kiedyś miał opinię strasznego kobieciarza, casanovy wręcz, ale odkąd cię poznał zupełnie się zmienił. Widać ,że mu na tobie okropnie zależy. Chyba nie ma dnia żebym nie słyszała jak o tobie mówię.-zaśmiała się- Nasz pan Bartman wpadł po uszy.
 -Nie tylko on.-mówię uśmiechnięta spoglądając w jego kierunku.
Miło było patrzeć na nich obydwóch bawiących się niczym małe nieco przerośnięte dzieci. Po kilku minutach  wyszli z wody i zajęli miejsca koło nas.
 -Zamierzasz siedzieć tylko na ręczniku?-zapytał
 -Nigdzie się stąd nie ruszam.-odparłam
 -Pewna jesteś?-ciągnął
 -Jak nigdy.-zaśmiałam się.
 -No chodź.
 -Weź Piotrka.-odparłam
 -Skoro po dobroci nie chcesz..-przerwał po czym pomimo moich wrzasków i protestów żeby mnie zostawił wziął mnie na ręce i nim się obejrzałam wylądowałam w wodzie. 
 -Bartman niech cię dorwę!-krzyknęłam widząc jego wielce uradowaną minę
 -Co wtedy?-spytał z wyraźnym uśmiechem na twarzy
 -Nie chcesz wiedzieć.-odparłam.
Niemalże natychmiast rzuciłam się w pogoń za nim. Mimo iż biegałam szanse na jego dogonienie były raczej nikłe. Zatrzymałam się kiedy zniknął z mojego pola widzenia. Kiedy odwróciłam się i chciałam wrócić do Piotrka i Mai ,którzy ze śmiechem obserwowali całą tą farsę poczułam czyjeś pociągnięcie za ręke i zaraz wylądowałam w dobrze znanych mi objęciach.
 -Okropny jesteś.
 -Wiem.-wyszczerzył się- To czekam na karę.-powiedział po czym się zaśmiałam.
 -Pewien jesteś?-zapytałam przeczesując jego kruczoczarne włosy
 -Jak nigdy.-wyszczerzył się.
Nie wiem co takiego w sobie miał, ale nawet pięć minut nie potrafiłam być na niego zła. Od razu kiedy spoglądałam w jego zielone tęczówki zapominałam o wszelkich troskach i zmartwieniach i złościach. Był lekiem na wszystko. 
 -Nie chcę się znów rozstawać.-wyszeptałam tkwiąc w jego objęciach
 -Już niedługo.-powiedział gładząc mnie po policzku -Za trzy tygodnie się zobaczymy.
Ta myśl jedynie mnie pocieszała. Może trzy tygodnie nie były długim okresem czasu jednak i tak był to prawie miesiąc znowu przepełniony tęsknotą. Ostatnie trzy dni chciałam aby trwały wieczność. Jednak minęły tak niewyobrażalnie szybko ,że trudno powiedzieć kiedy. Nadszedł ten okrutny dzień kolejnego pożegnania.
Po raz ostatni na trzy tygodni zjedliśmy wspólnie śniadanie, po raz ostatni mogłam napawać się jego błogim widokiem. Choć wiedziałam ,że trzy tygodnie szybo miną i tak było mi smutno. Nie cierpiałam się z nim rozstawać, żegnać. To była najgorsza rzecz. Odprowadziłam swoją wspaniałą trójkę na lotnisko. Miałam łzy w oczach. Nie chciałam się z nimi żegnać choć wiedziałam ,że muszę, że czas zleci i znów się z nimi zobaczę.
 -Słońce nie płacz, zobaczymy się za chwilę.-przytulił mnie
 -Wiem, ale i tak nienawidzę się z tobą żegnać.-powiedziałam łamiącym się głosem
 -Damy radę.-powiedział ciepło-I za trzy tygodnie jestem tylko dla ciebie.
 -Powiesz mi chociaż na ile mam brać urlop?-zaśmiałam się cicho
 -Ile możesz?
 -Dziesięć dni?-zapytałam
 -W takim razie dziesięć dni.-uśmiechnął się
 -Trzy długie tygodnie.-skrzywiłam się
 -Mi też będzie okropnie ciężko bez ciebie, ale to szybko zleci.-mocno przycisnął mnie do siebie. Dałabym wiele żeby ten uścisk trwał wiecznie. Jednak jak to bywało za chwilę usłyszeliśmy informację ,że za piętnaście minut odlatuje samolot do Rzeszowa. Wyściskałam Piotrka z Mają na pożegnanie po czym wróciłam do swojego ukochanego.
 -Jak zawsze będę odliczał do naszego spotkania.
 -Gdzie się spotkamy?-zapytałam
 -Na miejscu.-wyszczerzył się- Wszelkie szczegóły ci podeśle.
 -Tylko nie Włochy błagam cię, mam już dość.-zaśmiałam się
 -Domyśliłem się. Mam nadzieję ,że ci się spodoba.-uśmiechnął się-Muszę już iść.
 -Będę okropnie tęsknić.-wtuliłam się w niego
 -Ja za tobą też.-powiedział po czym złożył pocałunek na moich ustach.
Stałam na płycie lotniska dopóki nie zniknęli z mojego pola widzenia. Z ogromny trudem wróciłam do swojej szarej rzeczywistości. Do pracy. Chyba nie było dnia żebym nie myślała o nich, w szczególności o nim. Każdy dzień wydawał się być taki sam. Każdy dzień ciągnął się niemiłosiernie. Kiedy wydawało mi się ,że minęła co najmniej godzina mijało pięć, dziesięć minut. Szczerze znienawidziłam pracę tutaj. Choć uwielbiałam Włochy było to wręcz cudownie to praca tutaj była co najmniej nużąca. Każdy dzień tak beznadziejnie przypominał następny i następny ,że trudno było odróżnić czy to poniedziałek czy czwartek. Niemal codziennie rozmawialiśmy. Chłopaki szli jak burza w lidze światowej gromiąc kolejnych przeciwników. Awansowali do turnieju głównego w Argentynie. Z całego serca kibicowałam im żeby obronili tytuł sprzed roku. Ogromnie przeżywałam każdy ich emocjonując się jakbym tam była razem z nimi. Zagrali fenomenalny turniej i w fantastycznym stylu odnieśli zwycięstwo broniąc tytułu pokonując Rosjan trzy do dwóch. Przypadło nam jak w ubiegłych dwóch latach kilka nagród indywidualnych. Nie kryłam radości widząc zawodnika w biało-czerwonej koszulce z numerem dziewiątym odbierającego nagrodę dla najlepszego atakującego. A już totalnie rozkleiłam się gdy podczas wywiadu dziennikarz zapytał go komu dedykuje nagrodę i zwycięstwo ,a ten odparł "Kobiecie mojego życia bez której nie byłbym pewnie w tym miejscu w którym teraz jestem i bynajmniej nie chodzi o mamę." Kilka godzin po ceremoni zadzwoniłam do niego z gratulacjami. Tak szczęśliwego dawno go nie widziałam, ale cieszyłam się razem z nim ,że spełnia się zawodowo. A jeszcze bardziej cieszyłam się kiedy nadszedł ten długo oczekiwany przez mnie dzień. Kiedy skreśliłam ostatni dzień w kalendarzu. Był dzień wyjazdu. Byłam spakowana na całe dziesięć dni. Jednak nie znałam dalej celu podróży. Zaplanował to sobie nieźle. Dopiero odbierając bilet na lotnisku poznałam prawdziwy cel podróży jakim była Teneryfa. Wsiadłam do samolotu kilka minut po dziewiątej. Jak miałam to w zwyczaju całą podróż przespałam. Po jedenastej stewardessa oznajmiła ,że za moment będziemy lądować. Kilka chwil przed dwunastą byłam nie miejscu. Stałam niemal na środku lotnika szukając wzrokiem zielonookiego i nijak nie mogłam go dostrzec. Wten poczułam jak czyjeś dłonie przesłaniają mi widok.

 -Zbyszek!-pisnęłam zgarniając jego dłonie ze swoich oczu po czym wpadłam w jego ramiona.
W drodze do hotelu podzielił się ze mną wrażeniami ze wszystkich wyjazdów z ligi światowej, oczywiście nie obyło się bez zabawnych sytuacji z Krzysiem na czele. Śmiechu było co nie miara. Okropnie cieszyłam się ,że znów go mam przy sobie. Na całe dziesięć dni. Nie myślałam o tym co będzie, cieszyłam się tym co tu i teraz. Wieczorem wybraliśmy się na spacer. Miejsce na wypoczynek wybrał idealne, widoki były nieziemskie. W pewnym momencie zatrzymał się.
 -Coś się stało?-zapytałam
 -Nie.-pokręcił głową.
 -Więc o co chodzi?
Stanął przede mną i wziął mnie za rękę.
 -Chcę z tobą być każdego dnia. Chcę przy tobie zasypiać i przy tobie się budzić. Chcę po wygranym czy przegranym meczu móc podejść do trybun i podziękować ci za to ,że mnie wspierasz i we mnie wierzyłaś. Może i jestem czasem nieco nierozgarnięty i zapominam o pewnych rzeczach, ale kocham cię jak wariat i nie chcę się z tobą rozstawać nawet na moment. Chcę być przy tobie kiedy będziesz mnie potrzebowała, chcę być twoim oparcie, chce razem z tobą cieszyć się i pocieszać kiedy będziesz miała chwile zwątpienia. Chcę dawać ci siłę jaką ty dajesz mi każdego dnia. Chce się cieszyć każdą chwilą razem z tobą, przeżywać każdą minutę jakby miała być moją ostatnią. Jesteś pierwszą osobą, którą naprawdę pokochałem i bez której nijak nie potrafię funkcjonować. Te ponad dwa lata pełne różnych zdarzeń, pełne miłości i ciepła, a także bolesnych rozstań uświadomiły mi ,że nie wyobrażam sobie życie bez ciebie u boku.-zakończył swój monolog przy którym niemalże się rozkleiłam i wskazał mi jakiś punkt na plaży. Kiedy odwróciłam wzrok i spojrzałam w tym kierunku aż zaniemówiłam. Nie powstrzymywałam łez, lały się ciurkiem. Aż nie wierzyłam w to co zobaczyłam. Popatrzyłam na swojego ukochanego ,który przypatrywał mi się oczekując mojej reakcji. Ale chyba w tym momencie nie mogła być inna..
_____________________________________________________
Tak oto mamy rozdział numer trzydzieści sześć jak obiecałam tak też szybko dodaję. Dzieje się w nim wiele, ale myślę ,ze spodoba wam się przebieg wydarzeń i pewnie domyślicie się tej nieco owianej zagadką końcówki. Myślę ,że wam się spodoba :) Następny tak myślę za minimum dwa do czterech dni.
Pozdrawiam ciepło, wingspiker.
PS. Zapraszam na nowość mojego autorstwa nieco inny od wszystkich BLOG.

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział XXXV.

Stałam wpatrując się ową postać dłuższą chwilę. Pokręciłam aż głową z niedowierzania. Myślałam ,że śnię i po prostu zaraz się obudzę w swoim łóżku spóźniona do pracy. Jednak to wszystko nie było snem. To była rzeczywistość. Za chwilę tkwiłam w jego szczelnym uścisku czując się bezpiecznie jak mała dziewczynka. Tak bardzo brakowało mi jego dotyku, zapachu, po prostu jego przy sobie.
 -Co ty tutaj robisz? Przecież mówiłeś ,że nie możesz przyjechać.-wreszcie wyduszam z siebie spoglądając w jego wielce uradowany zielone oczy
 -Niespodzianka by się nie udała gdyby nie to.-uśmiechnął się swoim firmowym uśmiechem na widok ,którego zawsze miękłam
 -Nieźle to wymyśliłeś muszę ci przyznać.
 -Gdyby nie Iwona i Maja nie wyszłoby.-wyszczerzył się cały czas nie wypuszczając mnie z objęć
 -Chyba będziesz musiał im wynagrodzić to spiskowanie bo w życiu bym się nie domyśliła.
 -O tym pomyślałem.-dodał- Iwona wybywa na kilka dni do Rzymu do spa, a Maja..
 -Co Maja? Odesłałeś ją do Polski?-zaśmiałam się
 -Nie.-parsknął śmiechem- Mai przywiozłem ponad dwumetrowy prezent.
 -Piotrek?
 -Zgadza się. Narzekała ,że się nie zobaczą to niech i oni skorzystają.-odparł z uśmiechem
 -Nie zmienia to faktu ,że mnie trochę okłamałeś. Ale tak kłamać możesz zawsze.-uśmiecham się gładząc dłonią jego policzek
 -Chętnie.-odpiera po czym wpija się w moje usta.
Oczywiście jego osoba nie była jedyną niespodzianką ,która mnie spotkała. Trzeba mu przyznać ,że postarał się i to bardzo. Zaplanował wszystko w każdym calu. Wybrał przy pomocy Iwony restauracje o której istnieniu nie miałam zielonego pojęcia. Do tego zaaranżował całą tą zabawę. Brak mi słów by opisać moje ogromne szczęście gdy go ujrzałam. Po przepysznej kolacji i kuchni francuskiej ,którą uwielbiam wybraliśmy się na spacer. Było już po dwudziestej. Mogliśmy podziwiać piękny widok zachodzącego słońca. Siatkarz złapał mnie za rękę i jednym zwinnym ruchem przyciągnął do siebie.
 -Pamiętasz co było dwa lat temu?-zapytał
 -Dwa lata temu?-zmarszczyłam brwi. W jednej chwili przypomniałam sobie o co mu chodziło.- Dwa lata temu pewien natrętny szatyn próbował skutecznie się ze mną umówić.
 -A pewna niczego sobie blondynka skutecznie dawała mi kosza.-kontynuował
 -Ale mimo paru koszy dalej próbował.-uśmiechnęłam się
 -Bo ona miała w sobie coś wyjątkowego. Przepraszam, ma to dalej.
 -Zawsze musisz mieć to czego chcesz?-pytam
 -Zawsze.-odpowiada ujmując moją twarz w dłonie i składając delikatny pocałunek na moich ustach.
Kto by pomyślał ,że już dwa lata. Dwa lata pełne wszystkiego. W zasadzie przeżyliśmy przez ten krótki okres można by rzec strasznie wiele. Było sporo kłótni, złości, rozstań, ale chyba jeszcze więcej tych dobrych chwil, spędzonych razem. To co nas łączyło było czymś wyjątkowym. Za każdym razem kiedy się pokłóciliśmy, rozstaliśmy czy po prostu byliśmy w rozjazdach ogromnie za nim tęskniłam. Choćbym była niemiłosiernie na niego wkurzona i tak gdy go zobaczę wymięknę, odejdą wszelkie złości. Ma on w sobie coś wyjątkowego. Coś co sprawia ,że z każdym dniem kocham go jeszcze bardziej.
 -To co, za następne, następne i następne lata?-zapytał podając mi kieliszek wina kiedy byliśmy już w moim mieszkaniu
 -Byle spokojniejsze.-uśmiechnęłam się
 -Byle razem.-dodał po czym stuknęliśmy się kieliszkami.
Wtulenie siedzieliśmy na tarasowej kanapie dopijając resztki wina. Mogłabym tak siedzieć w nieskończoność. Przy nim czułam się zupełnie bezpieczna i wyjątkowa. Kto by pomyślał ,że jedna osoba może dawać nam tak niewyobrażalnie dużo szczęścia kiedy jest obok.

Kiedy budzę się nazajutrz czuję ciepłe promienie słoneczne na twarzy ,które wpadają przez okno. Wszystko co wydarzyło się poprzedniego dnia wydaje mi się jakimś pięknym snem. Jednak odwracam się i moje wątpliwości zostają zupełnie rozwiane. Widzę obok siebie moje największe słodko śpiące największe szczęście. Uśmiecham się sama do siebie po czym delikatnie wyswabadzam się z jego objęć i po cichu udaję się do kuchni. Po znalezieniu mozzarelli, kilku pomidorów i zielonego pesto decyduję się przyrządzić grillowane kanapki caprese. W piętnaście minut uwijam się ze śniadaniem ,które rozstawiam na ogrodowym stoliku. Rozlewam sok do dwóch szklanek po czym przyrządzam macchiato. Za moment gdy kończę już swój posiłek w zasięgu wzroku pojawia się nieco nie wyspany zielonooki całujący mnie na powitanie. Przyglądam się mu z rozkoszą dopijając kawę. W pewnym momencie podnosi wzrok.
 -Stało się coś?-pyta nieco zachrypniętym głosem
 -Nie.-kręcę głową- Po prostu stęskniłam się za twoim widokiem.
 -A ja za porządnym śniadaniem.-śmieje się
 -Nie powiesz mi ,że stołujesz się w fastfoodzie?-pytam przerażona
 -Zdarzyło się raz czy dwa.
 -No nie wierzę.-zaśmiałam się-Jak wrócę porządnie się za ciebie biorę.-mówię
 -I vice versa.-szczerzy się.
W spokoju dokończyliśmy śniadanie. Jako ,że nie mieliśmy jakichś konkretniejszych planów na spędzenie tego dnia wybraliśmy się na spacer. Pogoda była idealna. Temperatura jak na tutejszy region była niższa niż zwykle, nie przekraczała dwudziestu pięciu stopni Celsjusza. W godzinach przedpołudniowych na próżno było szukać tłumu ludzie na mieście. Większość pracowała, druga część ukrywała się przed upałem w domu.
 -Jeszcze dwa miesiące?-pyta upewniając się
 -Niestety.
 -Wytrzymaliśmy już tyle, damy radę i te dwa miesiące.-uśmiecha się zaciskając swoją dłoń
Spokojnie spacerujemy wzdłuż linii brzegowej  morza zupełnie jak para nastolatków trzymając się za ręce.
 -Ej patrz to chyba jakiś siatkarz.-daje się usłyszeć znajome głosy za nami
 -No nie wiem, nie kojarzę gościa.-odpowiada
 -No mówię ci, chyba w Resovi gra.
 -Pewnie jakiś cienki.-słychać chichot i gdy odwracamy się widzimy dobrze znaną nam dwójkę.
 -Ja ci dam cienki.-mówi atakujący dając kuksańca w bok Nowakowskiemu ,który za raz wyściskał mnie za wszystkie czasy.
 -Ładnie tu. Nie dziwię się ,że ci się tu spodobało.-mówi przyjaciółka
 -Wszędzie ładnie, ale jednak w Rzeszowie najlepiej.-uśmiecham się
 -O i tu masz dużego plusa.
 -Ile jeszcze na obczyźnie?-pyta środkowy
 -Do września.-odpieram
 -Czyli na mistrzostwach Europy będziesz?-pyta z nadzieją
 -Oczywiście ,że będę. Nie przepuściłabym okazji żeby wam pokibicować chłopcy.
 -No ja myślę ,że nie bo z kim bym siedziała? I tak teraz na meczach siedziałam samotna.
 -Przecież siedziałaś z narzeczoną Tichacka kilka razy.-marszczy brwi środkowy
 -Tę kwestię przemilczę. Uwierzcie mi ,że ona przegadałaby samego diabła.-zaśmiała się.
Dopiero po dłuższej chwili rozmowy o urokach siedzenia przy nieznajomych partnerkach kolegów do rozmowy włączył się środkowy.
 -Lena nie zastanawiałaś się nigdy czy my nie jesteśmy jakąś rodziną?-zapytał
 -Gdybyś był moją rodziną wiedziałabym o tym.
 -Może dalsza?-dopytywał
 -Nadzieja matką głupich Piotruś.-poklepała go po ramieniu Maja.
 -Może ciotka Teresa?
 -Nie mam w rodzinie Teresy.-zaśmiałam się
 -Stryjek Stefan?
 -Pudło.
Resztę dnia spędziliśmy we czwórkę. Ogromnie brakowało mi towarzystwa tejże trójki. W ich towarzystwie czułam się wyśmienicie, nie musiałam nikogo udawać ani specjalnie się krępować. Znaliśmy się na wylot. Wiedziałam ,że zawsze znajdę w którymkolwiek z nich oparcie. Każde spotkanie z nimi przyprawiało mnie o ból brzucha bo żartów i śmiechów nie było końca. Wieczór spędziliśmy na grillowaniu w skromnym ogródku ciocinego mieszkania. Z zadowoleniem patrzyłam na Piotrka i Maję ,którzy wydawali się parą idealną dogadując się w każdej najdrobniejszej kwestii, a także na najważniejszą osobę w moim życiu siedzącą tuż obok.
 -Lena? Daleko stąd jest do Wenecji?-zapytała nagle Maja
 -Ze trzy godziny.-odparłam
 -W takim razie mam pomysł.-uśmiechnęła się- Zamiast siedzieć w Maceracie może wybierzemy się na wycieczkę do Wenecji?
Chłopaki spojrzeli na siebie wcale się nie porozumiewając po czym dodali:
 -My jesteśmy za.
 -Lena, nie daj się prosić.-rzuciła
 -Przecież ja nic nie powiedziałam.-zaśmiałam się- Zgoda, ale ja prowadzę.
 -Czemu ty?-zapytał Bartman
 -Bo nie chce umrzeć na zawał w drodze do Wenecji.-wyszczerzyłam się
 -Jeździsz niewiele wolniej od niego.-wskazał na atakującego Piotrek ze śmiechem
 -Tutaj jeżdżę zdecydowanie wolniej i znam drogę, więc bez dyskusji.-uśmiechnęłam się
 -To o której zbiórka?-zapytała Maja
 -Szósta rano i ani minuty dłużej.
 -Szósta?-zapytał przerażony środkowy
 -Jak chcemy zobaczyć wszystko lepiej być wcześniej.-odparłam.
Posiedzieliśmy jeszcze dłuższą chwilę, dopiero po dwudziestej drugiej Piotrek z Mają wrócili do hotelu choć namawiałam ich do zostania. Posprzątaliśmy po grillu i niemalże od razu udaliśmy się w krainę snu. Nazajutrz ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika zwiastujący godzinę piątą minut piętnaście. Niechętnie wstałam leniwie się przy tym przeciągając.
 -Wstawaj śpiochu.-mówię budząc Zbyszka
 -Jeszcze pięć minut.-mamrocze niewyspany
 -Mamy cię zostawić?-pytam ze śmiechem na co on niemalże od razu zrywa się z łóżka.
Po zjedzonym śniadaniu wskoczyłam do łazienki. W rekordowym tempie ubrałam się, delikatnie umalowałam i rozczesałam niesforne włosy pozostawiając je rozpuszczone. Ledwie zdążyłam wyjść z łazienki ,a już została zajęta przez mojego ukochanego. Spakowałam w międzyczasie potrzebne rzeczy jak aparat ,a także kilka przygotowanych przeze mnie przekąsek. Za pięć szósta zjawili się Piotrek z Mają i niemal równo o szóstej wyruszyliśmy w podróż.
 -Siedzisz więcej w łazience niż baba.-rzucił w kierunku atakującego
 -Akurat mnie jeszcze nie pobił więc chyba nie jest tak źle.-zaśmiałam się
 -No weź bo mi argumenty zabierasz.-oburzył się.
Panowie uwielbiali w ten sposób sobie docinać jednak nie były to specjalnie chamskie i mające na celu zrobienie przykrości docinki. Były to zupełnie przyjacielskie przekomarzania dostarczające nam przy okazji wiele śmiechu. Nawet ich okropnie mi brakowało, co tu dużo mówić brakowało mi wszystkiego co związane z krajem. W drodze nie obyło się bez popisów wokalnych dotrzymując kroku wykonawcom ,którzy utwory puszczała lokalna radiostacja. I tutaj nie obyło się bez kupy śmiechu. Tak też upłynęła nasza ponad trzy godzinna podróż. Kilka minut po dziewiątej byliśmy u celu. Maja przejęła rolę przewodnika wycieczki. Na początku spacerowaliśmy wzdłuż jednego z weneckich kanałów podziwiając malownicze widoki i uroki miasta. Oczywiście nie było się bez masy zdjęć zrobionych i wrzuconych na portale społecznościowe przez chłopaków. Naszym następnym celem był plac i bazylika świętego Marka. Korzystając z okazji zrobiliśmy sobie małą przerwę w jednej znajdujących się na placu kawiarni. Po ponad godzinnym staniu w kolejce zwiedziliśmy bazylikę i muszę przyznać stanie w kolejce się opłaciło. 
 -To teraz Most Westchnień!-rozporządziła Maja
 -W Wenecji jest około czterystu mostów, dlaczego akurat ten?-zapytałam
 -Dowiesz się w swoim czasie.-uśmiechnęła się.
Za kilka chwil płynęliśmy w gondoli kanałem prowadzącym do wspomnianego mostu. 
 -Przepraszam,  czy z tym mostem związana jest jakaś legenda?-zapytałam gondoliera w jego ojczystym języku
 -To pani nie wie?-uśmiechnął się- Według legendy prowadzeni tędy w dawnych wiekach skazańcy wzdychali, tęskniąc za wolnością stąd nazwa mostu. Podobno zakochani ,którzy pocałują się pod tym mostem, szybko wezmą ślub.
Obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem w reakcji na ostatnie zdanie. Trzeba było przyznać nieźle to sobie wymyśliła.
11:21, Ja:
Skąd ty bierzesz takie pomysły?
11:21, Maja:
Ten z przewodnika, ale czyż nie jest genialny?
11:21, Ja:
Pozwól ,że nie odpowiem :P
11:21, Maja:
No ,ale nie powiesz chyba ,że ci się nie podoba? No błagam cię.
11:22, Ja:
Tylko ty potrafisz coś takie wymyślić ;)
11:22, Maja: 
Koniec z gadaniem moja droga, głowa w górę! I do dzieła :)

W tym samym momencie podniosłam wzrok do góry i dosłownie kilka metrów przed sobą ujrzałam most.
 -Lena.-zawołała jednak nie zdążyłam wypowiedzieć ani słowa ,a ten wpił się w moje usta.
 -Wariat.-dodałam kiedy już się od siebie oderwaliśmy
 -Ale twój.-uśmiechnął się obejmując mnie.
Następnie zwiedziliśmy dawne weneckie getto któro wywarło na mnie ogromne wrażenie. Następnie zatrzymaliśmy się na deserze na Campo Santa Maria Formosa.
 -Ten wyjazd to był strzał w dziesiątkę.-dodałam
 -Mówiłam!-powiedziała uradowana
 -Nawet już nie pamiętam kiedy we czwórkę gdziekolwiek byliśmy.-dodał Nowakowski
 -Fakt, dawno temu.-przytaknęłam
 -Szkoda ,że nie możecie pojechać z nami na Wyspy Kanaryjskie.
 -A to niby czemu?-zapytałam
 -Piotrek..-wysyczał przez zęby Bartman
 -Nie powiedziałeś jej?-zapytał zaskoczony
 -Ale o czym?-ciągnęłam
 -Sam jesteś gorszy jak baba, na przyszłość jemu nic nie mówimy.-dorzuciła Maja
 -Powie mi ktoś o co chodzi?-wtrąciłam
 -Chodź.-wstał od stolika po czym podał mi swoją dłoń i odeszliśmy kawałek od kawiarni.
 -Dowiem się o co chodzi?
 -Piotrek trochę mi zepsuł plany.-odparł
 -Plany? Jakie plany?
 -Bo jakby to powiedzieć.-podrapał się po karku
 -No błagam cię mów bo umrę z ciekawości!-ponaglałam go
 -Dobra.-odparł- Chodzi o to ,że...
_________________________________________________________
Przerywam w momencie ,który lubicie najbardziej :P Dodaję ten rozdział po raz drugi bo dosięgnęła mnie złośliwość rzeczy martwych. Rozdział dodany przed 11 był mniej więcej do piętnastej ,a potem się usunął, ba, wrócił do wersji roboczych zapisany do.. połowy. Byłam okrutnie zła bo pisałam go dłuższą chwilę, ale mam nadzieje ,że ten choć pewnie nieco inny od tamtego sens ma taki sam jak poprzedni. Wenecja, wiecie dlaczego? Gdyż wybieram się tam z początkiem lipca! Ostatnio rozmyślam nad zaczęciem nowego projektu, a raczej kilkupartówek jednak to zostawię aż zakończę któreś z dwóch opowiadań co szybko się nie zanosi. Większość z Was zgadła, tajemniczą osobą był nie kto inny jak Zbyszek, a jak myślicie co tym razem wymyślił? :)
Następny na dniach ;)
Pozdrawiam, wingspiker.
PS. Zapraszam również tutaj.
Czytasz = skomentuj, nie wiesz jak to motywuje!
EDIT: Zapraszam na nowość w moim wykonaniu TUTAJ.

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział XXXIV.

<muzyka>
Najchętniej tkwiłabym w jego uścisku wieczność. Nie chciałam wyjeżdżać, nie chciałam się z nim rozstawać. Ale wiedziałam ,że muszę. Wiedziałam ,że to będę najtrudniejsze cztery miesiące mojego życia, ale nic nie mogłam poradzić. Sama się w to wpakowałam i musiałam teraz dotrzymać słowa i dokończyć to co zaczęłam.
 -Zobaczysz, szybko minie.-mówił nie wypuszczając mnie ze swoich objęć
 -Mam nadzieję.-odparłam smutno- Będę okropnie tęsknić.
 -Ja tak samo.-odpowiedział po czym po raz ostatni wpił się w moje usta. Po raz ostatni mogłam poczuć ich smak, jego czułość, jego dotyk. Za chwilę wraz z Iwoną tkwiłam przy odprawie cały czas szukając wzrokiem swojego ukochanego. Stał dokładnie w tym samym miejscu w którym się z nim rozstałam. Odwróciłam się po raz ostatni żeby go zobaczyć po czym weszłam do tunelu prowadzącego do samolotu i straciłam go z oczu. Dwugodzinny lot minął bardzo szybko. Mniej więcej o trzynastej byłyśmy już w mieszkaniu. Iwona krzątała się po kuchni, a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Robiłam dosłownie wszystko aby się czymś zająć jednak nic mi dzisiaj nie szło. Zupełnie zdesperowana przebrałam się, wsunęłam swoje buty do biegania na nogi, włożyłam słuchawki do uszu i poszłam się przebiec. Wiedziałam ,ze to dobrze mi zrobi. Byłam w swoim żywiole. Mimo iż figury faktycznie mogłabym mi nie jedna pozazdrościć to jednak nie chciałam przerywać biegania. Stało się ono moją zupełną codziennością, a zarazem ogromną przyjemnością. Kiedy szłam biegać nie traktowałam tego jako przykry obowiązek, wręcz przeciwnie. Jako ogromną frajdę i przyjemność. Jak to miałam w zwyczaju zatrzymałam się mniej więcej za połową mojej trasy. Blisko tydzień bez biegania zrobił swoje. Z trudem łapałam oddech. Nagle rozległ się dźwięk nowej wiadomości tekstowej.
14:32, Zbyszek:
Nie widzę Cię tylko kilka godzin ,a już nie mogę wytrzymać :(
14:33, Ja:
Myślisz ,że ja mam inaczej? Idź na trening, to Ci dobrze zrobi :)
14:33, Zbyszek:
Właśnie się zbieram. Zgaduję ,że ty pewnie biegasz?
14:34, Ja:
Dobrze zgadujesz. Inaczej bym zgłupiała w domu.
14:34, Zbyszek:
Tylko mi tam nie przesadzaj. Jak dobrze pójdzie może uda mi się za jakiś miesiąc urwać i Cię odwiedzę :) Teraz zmykam na trening. Zadzwonię potem.

Niby tylko kilka minut rozmowy i to przez wiadomość tekstową ,a i tak o wiele poprawiła mi humor. Za moment ruszyłam w dalszą drogę. Mniej więcej w okolicach szesnastej byłam z powrotem w mieszkaniu. Wzięłam szybki prysznic i razem z Iwoną usiadłam do stołu.
 -Masz po raz pierwszy dobry humor dzisiaj, niech zgadnę. Rozmawiałaś z Bartmanem?
 -Jak skończysz z tą fuchą w Maceracie powinnaś zostać jasnowidzem.-zaśmiałam się biorąc kęsa pieczeni którą przyrządziła.
 -Pomyślę nad tym.-uśmiechnęła się.
Po skończonym posiłku pomogłam pozmywać talerze po czym każda z nas zajęła się swoimi sprawami. Iwona papierkową robotą ,której nazbierało jej się dosyć sporo, a ja nauką do kolokwium. Masakrycznie trudno było mi się skupić, ale po wielkim wysiłku jakoś mi się tu udało. O dziwo nauka poszła mi tak sprawnie ,że zaledwie po dwóch i pół godzinach byłam wykuta na blachę. Korzystając z wolnego wieczoru odpaliłam komputer. Aż się uśmiechnęłam widząc tą małą niespodziankę na pulpicie. Od razu domyśliłam się czyj to sprawka. Na moim pulpicie widniało nasze wspólne zdjęcie z Sylwestra jako tapeta, a z boku przypięta wirtualna karteczka z napisem "To tak żebyś o mnie nie zapomniała. I mam nadzieję ,że nie będziesz zła. Z.". Z szerokim uśmiechem na twarzy przeglądałam wiadomości na skrzynce mailowej czy to na portalu społecznościowym. Przejrzałam na szybko wiadomości ze świata, jako ,że nie znalazłam nic interesującego za kilka minut zamknęłam klapę laptopa odkładając go na biurko. Nie mając nic lepszego do roboty włączyłam telewizję. Przeskakiwałam z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś wartego uwagi. Niestety, znalazłam tylko tysięczny odcinek jakiegoś mdłego tasiemca, entą powtórkę meczu piłki nożnej i poradnik dla otyłych. Zrezygnowana wyłączyłam telewizor i rozłożyłam się na łóżku. Wten rozległ się dźwięk nowej wiadomości.
19:46, Zuza:
Siostro mówię Ci, jak on nie będzie moim szwagrem to osobiście cię uduszę :>
19:46, Ja:
A z jakiej racji to nagłe wyznanie?
19:47, Zuza:
Wejdź leniwcu na facebook'a, wysłałam ci coś co powinno cię zainteresować tak samo jak mnie :)
19:47, Ja:
Ty byś się lepiej małą zajęła, a nie na internecie siedzisz matko :P
19:47, Zuza:
Mała śpi od kilku godzin, więc korzystam z chwili wolnego tak dla twojej ciekawości. Więc bez uszczypliwości mi tutaj, tylko włączaj komputer migiem!

Nie miałam ochoty ruszać się z kanapy, więc odpaliłam internet w telefonie. Weszłam na portal na który nakazała mi wejść siostra. Weszłam w link który wysłała mi w wiadomości. Wyświetliła mi się strona przeglądu sportowego i wywiad z moim ukochanym. Zuza w swojej wiadomości zaznaczyła żebym dokładnie przeczytała drugą stronę wywiadu. Od razu zainteresował mnie nagłówek widniejący na górze, a mianowicie "Kiedyś może nieco porywczy, dzisiaj stonowany i przede wszystkim.. szczęśliwy". Zaczęłam czytać wywiad od samego początku. Chyba pierwszy raz czytałam z nim wywiad w którym nie mówi tylko i wyłącznie o meczach. A druga strona była po prostu najlepsza. Uśmiechałam się jak nienormalna do ekranu komórki. Doczytałam do końca wywiad i niemalże od razu wybrałam jego numer. Odebrał natychmiast.
 -Czego się nie pochwaliłeś tym wywiadem?-spytałam od razu
 -Jakim?-zapytał nie wiedząc o co mi chodzi
 -Już ty dobrze wiesz jakim. Mam zacytować?
 -Jakbyś mogła.-odparł
 -"Kiedyś może i byłem wybuchowy, porywczy, ale to się zmieniło. A wszystko zawdzięczam komuś wyjątkowemu."-zacytowałam do słuchawki- Mówiłeś o mamie?-zaśmiałam się przekomarzając się z nim
 -O psie.-zaśmiał się
 -Co kto lubi.-odparłam rozbawiona
 -Oczywiście ,że o tobie głuptasie.
 -W życiu nie czytałam takiego wywiadu z tobą.-odparłam
 -Jakiego?-zapytał
 -Takiego.. odbiegającego od tematu siatkówki. A wiesz jakie słowa mi się najbardziej spodobały?
 -Domyślam się.-odparł
 -"Kiedyś siatkówka była na pierwszym miejscu w moim życiu, ale jakieś dwa lata temu pojawił się ktoś to przesunął ją na dalszy plan." Normalnie powieszę sobie ten cytat nad łóżkiem.-zaśmiałam się
 -Doceniłabyś ,że udzieliłem tak mądrego wywiadu.-powtórował mi śmiejąc się
 -Oczywiście ,że doceniam.
Skończyliśmy rozmawiać w okolicach pierwszej w nocy, a i tak nie mieliśmy dość rozmowy. Ale niestety musieliśmy ją zakończyć, on miał rano trening, a ja dyżur. Tradycyjnie już żegnaliśmy się z pół godziny. Od razu potem poszłam do łóżka po czym odpłynęłam w krainę snu. Mój następny dzień nie różnił się w zupełności niczym od poprzednich spędzanych tutaj. Poranna pobudka, następnie kilkukilometrowa przebieżka, szybki prysznic i śniadanie. Potem na rower i do pracy na dyżur. I tak mniej więcej wyglądał każdy kolejny dzień. Z tą różnicą ,że zajęcia popołudniowe były nieco rozmaitsze. Chcąc nieco przyśpieszyć swój powrót do kraju wzięłam nieco więcej dyżurów skracając swój dalszy pobyt we Włoszech do minimum. Oczywiście nic nie powiedziałam Zbyszkowi chcąc zrobić mu niespodziankę. Przez pierwszy tydzień muszę przyznać ledwo wiązałam koniec z końcem pod względem organizowania czasu, ale jakoś dałam radę. Harowałam jak głupia, ale wiedziałam dlaczego to robię. Ze Zbyszkiem może nie rozmawiałam codziennie bo jeździli teraz po świecie i grali ligę światową, ale dość często rozmawialiśmy. Nawet kilkuminutowa rozmowa z nim dawała mi pozytywnego kopniaka  i motywację. Pogoda nie rozpieszczała, choć uwielbiałam lato i słońce to czasem można było oszaleć z gorąca. Momentami można było się ugotować bo temperatury często przekraczały trzydzieści pięć stopni Celsjusza. 
 -Dobrze się czujesz?-spytała Iwona marszcząc czoło przy śniadaniu
 -Czemu pytasz?
 -Bo marnie wyglądasz.-odparła nieprzerwanie przyglądając mi się 
 -To przez tą pogodę. 
 -Może i masz rację. Ale myślę ,że powinnaś zwolnić z tymi dyżurami bo nikniesz w oczach.
 -Spokojnie, dam radę.-uśmiechnęłam się- A ty byś chciała żebym się utuczyła?
 -Skądże, ale błagam cię, zwolnij choć trochę.
 -Postaram się.-wzięłam kęsa kanapki po czym zaczęłam zbierać się do pracy.
Dzień był znów upalny. Na termometrze było ponad czterdzieści stopni. Taka temperatura aż zniechęcała do czegokolwiek. Tylko nieliczni odważni snuli się ulicami, pozostała część zapewne była na plaży, czy w domach ratując się wszelaką klimatyzacją czy wiatrakami. Kiedy dotarłam do szpitala byłam niemalże cała mokra. Przebrałam się i zaczęłam dyżur. Nie działo się nic ciekawego. Nawet klimatyzacja w szpitalu nie ratowała nas od wielkiego upału. Nagle zrobiło mi się okropnie słabo. Byłam przekonana ,że to z tego upału, więc upiłam łyka wody. Przestawałam nagle słyszeć co mówi do mnie siedząca obok Francesca. Za chwilę świat zawirował po czym urwał mi się film. Słyszałam gdzieś tylko wołanie koleżanki. Ocknęłam się z ogromnym bólem głowy na szpitalnym łóżku. Obok mnie siedziała zmartwiona Iwona.
 -Teraz tylko chce się powiedzieć a nie mówiłam.-powiedziała z wyraźną ulgą
 -Co się stało?-zapytałam nieco oszołomiona
 -Zemdlałaś.-odparła
Wtedy do sali wszedł dobrze znany mi lekarz , Stefano z kartą.
 -Zrobimy jeszcze badania na wszelki wypadek żeby wykluczyć jakąkolwiek chorobę.
 -Nie jestem chora.-dodałam natychmiast- To po prostu przez tą pogodę i za dużo pracy.
 -Jesteś pewna?-zapytał
 -Oczywiście.
 -W takim razie nie będziemy cię tu trzymać. Masz tydzień urlopu, nie martw się nie będziesz musiała odrabiać. Oszczędzaj się.-podał mi kartę z wypisem.
Za chwilę opuściłam szpital w towarzystwie Iwony. Po drodze zrobiłyśmy drobne zakupy i byłyśmy w domu w okolicach drugiej. Od razu poszłam się położyć. Sprawdziłam telefon czy aby nikt się do mnie nie dobijał. Miałam siedem nowych wiadomości w tym aż cztery do Zbyszka, reszta od mamy i Zuzi, a także dwanaście nieodebranych połączeń Od razu odczytałam treść wiadomości.

 12:13, Zbyszek:
Obraziłaś się ,że nie odbierasz?
12:30, Zbyszek:
Stało się coś?
12:45, Zuza:
Gałganie, co narobiłaś? Iwona napisała ,ze coś się stało. :(

13:17, Zbyszek
Lena, odezwij się bo zaczynam się martwić.
13:19, Mama:
Odezwij się słońce, Iwona dzwoniła. Nawet nie wiesz jak się martwię.

13:46, Zbyszek:
Mam dzwonić do Iwony?! Błagam cię, odezwij się.
14:03, Zuza:
Młoda, jak nie chcesz mieć kosy u starszej siostry daj jakiś znak życia bo się tu o ciebie martwimy :c

Rozczuliło mnie ,że tak się o mnie martwili. Bałam się powiedzieć Bartmanowi o tym co się stało bo zaraz by chciał tu przyjeżdżać, ale znał mnie za dobrze żeby nie wyczuć ,że coś się stało. Wzięłam się na odwagę biorąc głęboki oddech i zadzwoniłam do niego.
 -Rozmawiałem z twoją mamą.-rzucił nieco smutno
 -To już wiesz dlaczego się nie odzywałam.
 -Lena, nawet nie wiesz jak się o ciebie bałem.
 -Przepraszam.-odparłam
 -Ale najważniejsze ,że już jest okej. Żałuję ,że nie mogę być teraz z tobą.
 -Mam na szczęście Iwonę.
 -Już z nią rozmawiałem, ma cię przypilnować i to porządnie.-rzucił całkiem zadowolony 
 -Już spiskujecie przede mną?-zapytałam
 -Ktoś musi to zrobić za mnie.-odparł
 -Teraz masz tydzień odpoczywać, a potem masz kategorycznie zwolnić, zrozumiano?
 -Tak mamo.-zaśmiałam się
 -Ja nie żartuję.
 -Domyślam się.-odparłam.
Następny tydzień wolnego ciągnął się jak krew z nosa, aczkolwiek nie narzekałam na nudę. Dokończyłam pisać pracę zaliczeniową, a także semestralną, przeczytałam zaległe książki ,które miałam w planach przeczytać, doprowadziłam do ładu papierkową robotę. Wróciłam do pracy, tak jak obiecałam zwolniłam tempo pracy. Moje samopoczucie było wręcz wyśmienite. Inaczej być nie mogło kiedy bez przerwy ktoś do mnie wydzwaniał, a to z rodziny ,a to Maja, czy siatkarze. Ten miesiąc minął niesamowicie szybko. Jak się okazało z wypadu Zbyszka do mnie wyszły nici bo coś bardzo ważnego mu wypadło i musiał zostać w Polsce. Przyjechała za to do mnie Maja. Okropnie stęskniłam się za jej towarzystwem. Wygadałyśmy się za wszystkie czasy. Wstałam nazajutrz po dziewiątej, korzystałam z racji wolnego dnia od pracy. Przeszłam po mieszkaniu nikogo nie zastając. Gramoląc się przy śniadaniu dostrzegłam karteczkę na blacie z napisem "Lena :)". Od razu otworzyłam ją i uważnie przeczytałam jej zawartość.

 "Wiem ,ze mnie strasznie kochasz i nie zepsujesz mi tej zabawy. A więc pani Nowakowska. Krok pierwszy: Udaj się do łazienki i przy swoim ulubionym łazienkowym przyborze szukaj dalszych wskazówek. Maaaaaajek <3"

Niewiele myśląc dokończyłam czym prędzej śniadanie i pognałam do łazienki. Nie wiedziałam zbytnio gdzie szukać następnej, jednak po chwili znalazłam takową przy prostownicy.

"Braaaawo Lena :-) Jestem dumna. Krok drugi: W celu podwyższenia sobie samooceny, sekspilu i tych spraw proszę mi się tu zrobić na bóstwo.  Następnej karteczki szukaj przy miętowej 
niespodziance naprzeciwko łóżka. MWlove"

Zaśmiałam się z jej szalonego pomysłu, ale nie chciałam jej niszczyć zabawy więc zabrałam się do roboty. Oczy podkreśliłam linią eyelinera, rzęsy dokładnie wytuszowałam, a włosy pofalowałam pozwalając im opadać swobodnie na ramiona. Spryskałam się perfumami i poszłam do pokoju w poszukiwaniu następnej kartki. Była przypięta do ślicznej sukienki wiszącej na drzwiach od szafy.

"Niespodzianka znaleziona. Mamy nadzieję ,że się podoba :) Krok trzeci: Wsuwasz na siebie cudeńko i szpilki które dostałaś ostatnio o pana B. Następna instrukcja jest przy znienawidzonej przez ciebie lekturze szkolnej w salonie. Całusy MW<3"

Sukienka idealnie na mnie leżała, a całość świetnie uzupełniły moje ulubione szpilki. 
 -Wójcik, jesteś szalona.-powiedziałam sama do siebie po czym ruszyłam w poszukiwaniu jakże nie lubianej przeze mnie lektury szkolnej. Po kilku minutach poszukiwań znalazłam ją.

"Znając Ciebie przed chwilą pewnie stwierdziłaś ,że jestem wariatką i zachodzisz pewnie w głowę o co mi chodzi. Otóż moja droga.. Krok czwarty: Przed domem czeka na ciebie miły pan taksówkarz. Wszystko jest zapłacone, ty księżniczko musisz tylko wsiąść do środka. Nie pytaj go o drogę bo i tak nie powie ci gdzie jedziesz. To niespodzianka.
PS. Bez żadnego marudzenia mi tam :P Widzimy się za kilka minut. Majson."

Wyjrzałam przez okno. faktycznie, przed blokiem czekała taksówka. "Raz się żyję." pomyślałam po czym zamknęłam dom i wsiadłam za moment do taksówki. Kierowca grzecznie się ze mną przywitał po czym ruszył w drogę. Zatrzymał się po kilku minutach. Nie wiedziałam zbytnio gdzie jestem. Zaglądając do kopertówki ujrzałam kolejną karteczkę.

"Wiem ,że nie znasz tego miejsca, ale o to chodziło. Zapraszam do środka :D"

Niewiele myśląc otworzyłam drzwi lokalu. W środku było zupełnie pusto. Rozejrzałam się po sali. Mój wzrok od razu przykuła postać. Z początku nie wiedziałam kto to, bo posturą wcale, a wcale nie przypominała Mai. Kiedy już rozpoznałam ową postać zaśmiałam się.
 -No nie wierzę.-rzuciłam.
___________________________________________________________________________
Rozdziały myślę nieco dłuższy, ale przyjemny do czytania. Przepraszam ,że kazałam Wam tak długo czekać na nowy ,ale to nie ode mnie zależało. Teraz postaram się tutaj być częściej. Przyznam ,ze ten rozdział napisałam rekordowo szybko, ale wena była może dlatego.
Pozdrawiam i zapraszam również TU.