piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział XXXIII.

 -Bo Maja ma niedługo urodziny i tak myślałem żeby może jak się skończy liga światowa i będziemy mieć chwilę przerwy zabrać ją na jakieś porządne wakacje tylko we dwoje. Myślisz spodoba jej się?
Przyznaję bez bici, po jego pytaniu ulżyło mi nieco. Dlaczego? Byłam święcie przekonana ,że będzie się chciał.. oświadczyć. Oczywiście bardzo im kibicuję, ale jeszcze za mało się znają. Na wszystko jest jeszcze czas i miejsce. Pomyślałam chwilę nad tym żeby podrzucić Piotrkowi pomysł na jakieś miejsce.
 -Oczywiście ,że jej się spodoba.-przytakuję- Myślałeś nad miejscem?
 -Właśnie dlatego chciałem się z tobą spotkać.-uśmiecha się
 -Wyspy Kanaryjskie na dwa tygodnie i będzie wniebowzięta.
 -Serio?-pyta
 -Serio. Ostatnio mówiła ,że chce tam pojechać, ale wy gracie teraz i takie tam.
 -No to pięknie.-klasną w dłonie-Tylko błagam, ani słowa Mai.
 -Wiadomo.-uśmiechnęłam się
 -Co u Bartmana?-wypalił nagle upijając łyk kawy.
Zmrużyłam oczy zdezorientowana. Czyżby wiedział o nas? Musiał coś wiedzieć, skoro o niego pytał.
 -Ty go widzisz częściej, może ty powiesz?-próbowałam wybrnąć
 -Lena, myślisz ,że ja jestem tak głupi na jakiego wyglądam?
Zaśmiałam się słysząc jego pytanie.
 -Nie wyglądasz na głupiego.-zaprzeczyłam ze śmiechem
 -Wiem o tych waszych tajnych schadzkach i o tym ,że się zeszliście znowu.
 -Skąd?-spytałam niepewnie ze zdziwieniem
 -Jak wyjechałaś Bartman chodził cały czas rozdrażniony wyżywając się głównie na mojej biednej osobie, nie miał humoru, bywał częściej w barach i tak przez pięć miesięcy, ale po tym zgrupowaniu we Włoszech jakoś się zmienił. Był weselszy i w ogóle bardziej życiowy. Raz też nie wrócił na noc. Skąd wiem? Chciałem go o coś zapytać i wpadłem do nich po dwudziestej trzeciej ,a Zbyszka ani widu ani słychu. Rucy mi powiedział ,że poszedł kogoś tam odwiedzić. Łatwo się było domyślić o kogo chodzi. Także uparciuchy trzymam za was kciuki.
 -Aż tak to było widać?
 -Nawet nie wiesz jak bardzo uszczęśliwiasz tego głupka.
 -I vice versa.-uśmiechnęłam się
 -Wy to się jednak dobraliście. I dalej obstaję przy tym co powiedziałem w Alpach.
 -Piotrek...
 -Nie Piotrkuj mi tutaj tylko do roboty.-puścił mi oczko.
Ogółem spotkanie i rozmowa z Piotrkiem dała mi sporo przede wszystkim do myślenia. On jeden domyślił się wszystkiego bez niczyjej pomocy, a moja najlepsza przyjaciółka nie potrafiła mnie rozgryźć. Nie bagatelnie był dla mnie ważny, był prawdziwym przyjacielem. Po tej rozmowie postanowiłam zebrać się na odwagę i powiedzieć o wszystkim Mai. Nie zasługiwała na to żeby ją dłużej tak okłamywać. Posiedziałam jeszcze ponad godzinę z Piotrkiem w Starbucks'ie i pognałam spotkać się z Mają. W drodze na spotkanie układałam w głowie plan tego co jej powiem. Kiedy dochodziłam na miejsce wydawać by się mogło ,że mam gotowy pełen plan działania. Ale kiedy weszłam do kawiarni i zobaczyłam uśmiechającą się na mój widok Mają wymiękłam i zapomniałam to co dopiero tak skrzętnie obmyślałam. Zajęłam miejsce naprzeciwko przyjaciółki. Splotłam swoje ręce głęboko przy tym wzdychając.
 -Majson, bo ja muszę ci coś powiedzieć.-powiedziałam z zupełną powagą w głosie
 -Hajtasz się? Ktoś umarł?
 -Dwa razy nie.-zaśmiałam się.
Po tym zaczęłam swoją opowieść. Dokładnie, z najdrobniejszymi szczegółami. Słuchała z wielką uwagą nie spuszczając wzroku z mojej osoby. Można było wyczytać z jej twarzy wyraźne zdziwienie.
 -Wiedziałam ,że nie mówisz mi prawdy, ale tego to bym się w życiu nie spodziewała.-zaśmiała się
 -Nie jesteś zła?-spytałam
 -Oj no jestem, ale nie tak bardzo bo wróciliście do siebie.-uśmiechnęła się- A to chyba najważniejsze prawda?- w odpowiedzi kiwam z uśmiechem twierdząco głową.
Można powiedzieć ,że wreszcie mi ulżyło. Wreszcie powiedziałam jej prawdę ,która już od dłuższego czasu cisnęła mi się na usta. Była tym faktem chyba jeszcze bardziej zachwycona niż ja sama. Gadała o tym fakcie jak najęta przez następne pół godziny dopóki nie spostrzegła się ,że mówi tylko ona. Cała Maja.
 -A kiedy zamierzasz wrócić na dobre do naszego pięknego kraju?
 -Teoretycznie we wrześniu w połowie.
 -A praktycznie?-pyta
 -Praktycznie jeśli wezmę nieco więcej dyżurów to wcześniej.-uśmiechnęłam się
 -I rozumiem ,że o tym niecnym planie mam nikomu nie mówić?
 -Jakbyś mogła.-odpowiedziałam
 -Będę milczeć jak grób. Masz to jak w banku.-klasnęła w dłonie.
Przez dłuższą chwilę tkwiłyśmy w milczeniu, ale Maja przyglądała mi się nieprzerwanie uśmiechając się.
 -Z czego się tak cieszysz?-zapytałam unosząc brew
 -Wróciliście do siebie.-wyszczerzyła się
 -I to jest powód twojej ogromnej ekscytacji?
 -W sumie to tak.-przytaknęła- Bo nie mogłam patrzeć jak dwoje tak samo upartych i tak zakochanych w sobie ludzi ze sobą nie jest. Wy jesteście dla siebie stworzeni.
 -Z tym uparciem to masz rację.-zaśmiałam się
 -Ale najważniejsze ,że się pogodziliście.-uśmiechnęła się- A co z mamą?-zapytała dość niepewnie
 -Pewnie cię zaskoczę. Pogodziłyśmy się.
W tej chwili jej mina była nie do opisania. Fakt, gdyby mi samej ktoś jeszcze kilka tygodni temu powiedział ,że dojdziemy do porozumienia to bym go szczerze wyśmiała. Obydwie byłyśmy zbyt dumne i pyszne żeby na spokojnie ze sobą porozmawiać. Swoją drogą chyba wiadomo było po kim odziedziczyłam charakterek.
 -To widzę nieźle się dzieje.-skwitowała wreszcie
 -Na nudę bynajmniej nie narzekam.-zaśmiałam się.
Dalszym tematem naszej rozmowy była głównie moja osoba. Przyznam szczerze ,że okropnie brakowało mi tej gaduły. Rozmawiałyśmy ze sobą bardzo często to fakt, ale rozmowa w cztery oczy to jednak co innego aniżeli rozmowa przez komputer. Po ponad dwugodzinnym spotkaniu rozeszłyśmy się. Powoli wracałam w kierunku domu aż dobiegł mnie dźwięk nowej wiadomości tekstowej.
"Bardzo zajęta jesteś? :)"
"Nie bardzo. A co?"
"To Cię porywam."
"Mam się bać?"
"Gdzie tam :P Gdzie jesteś?"
"Na parkowej."
"Za dziesięć minut jestem :)"
Usiadłam na pierwszej lepszej wolnej ławeczce w parku. Pogoda była wręcz idealna. Promienie słoneczne przyjemnie padały na moją twarz. Czerpałam słońca wygrzewając się w blasku słońca aż po kilku minutach pewna osoba odcięła dopływ promieni stając przede mną. 
 -Przepraszam panią, my to się chyba znamy.-rzucił z uśmiechem
 -Nie wiem, nie wiem.-odpowiedziałaś udając pełną powagę na twarzy
 -Nie jest pani przypadkiem dziewczyną tego siatkarza, jak mu tam było...-powiedział udając ,że się zastanawia po czym objął mnie w pasie
 -A taki jeden.-odpowiedziałam z uśmiechem
 -Przystojny chociaż?
 -Nawet bardzo.-wyszczerzyłam się oplatając swoimi dłońmi jego szyję
 -Musi być szczęściarzem.
 -Pewnie jest.-odparłam 
 -I to ogromnym.-uśmiechnął się po czym wpił się w moje usta. Z początku całował delikatnie jak gdyby nie bojąc się mojej reakcji, ale z każdą kolejną chwilą całował co raz bardziej zachłannie, co raz namiętniej.
 -Pamiętasz ,że jesteśmy w parku?-wyszeptałam odrywając od niego usta
 -Nic nie poradzę na to ,że tak na mnie działasz.-cmoknął mnie w czubek głowy
 -To gdzie chciałeś mnie porwać panie Bartman?
 -Tak w sumie to na randkę.
 -Randka?-zmrużyłam oczy
 -Randka.-powtórzył z szerokim uśmiechem łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą.
Co raz czymś mnie zaskakiwał, ciekawa byłam co wymyślił tym razem. Nakazał mi zasłonić oczy co posłusznie uczyniłam.
 -Nie bój się, nie wywiozę cię do żadnej Rosji ani nic takiego.-zaśmiał się usadawiając mnie w samochodzie.
Podróż minęła bardzo szybko, oczywiście cały czas pilnował mnie żeby tylko nie odsłoniła oczu. Po chwilach  domyślania się co też takiego wymyślił wreszcie pozwolił odsłonić mi oczy.
 -Piknik?-spytałam z uśmiechem.
Trzeba mu to oddać, wyszło mu to doskonale. Zarówno sceneria jak i jedzenie. O atmosferę zadbaliśmy sami. Jak się okazało potem, ta cudowna działka, znajdująca się pośród lasku ,a także nieopodal rzeki należy właśnie do siatkarza. Dostał ją w prezencie od rodziców. 
Kiedy siedzieliśmy wtuleni w siebie podziwiając zachód słońca myślałam nad tym jaką jestem szczęściarą. Szczęściarą bo go mam, mimo wszelkich przeciwności losu.
 -Jak wrócisz na dobre z tych Włoch, zamieszkajmy razem.-wyszeptał
 -Jesteś pewien?
 -Jak niczego innego.-uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek.
Ktoś nie głupio powiedział ,że jeśli w czyimś towarzystwie przyjemnie się milczy to można robić z nim wszystko. Każda chwila czy to w rozmowie czy w milczeniu w jego towarzystwie nabierała zupełnie innego kolorytu.
 -Lena.
 -Mhm?-wymruczałam
 -Wiesz ,że cię kocham?-spytał
 -Coś mi się obiło o uszy.-wyszczerzyłam się na co on zareagował śmiechem.
 -Wariatka.-zaczął mnie łaskotać. Doskonale znał mój czuły punkt. Wyłam wręcz ze śmiechu jak opętana.
Przez następną godzinę ,którą jeszcze tam spędziliśmy śmiechu było co nie miara. Przyznam ,że okropnie mi tego brakowało. Teraz jedyne czego chciałam to jak najszybciej zakończyć ten staż i wrócić do Polski na stałe. Wrócić do życia za którym tak tęskniłam, do życia z nim.

Tydzień w Polsce był jednym z najlepszych. Odkąd się znamy z Bartmanem chyba nigdy się jeszcze tak nie starał i nie zabiegał o mnie choć doskonale wiedział ,że nie musi. Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli ,że za chwilę będę musiała się z nim rozstać. Żyłam chwilą, cieszyłam się z tego co trwało. Przez ten czas czułam się jakbym na nowo obdarzała go tym uczuciem. Znowu czułam się jak zakochana nastolatka, a wszystko dzięki niemu. Dostarczał mi niewyobrażalną ilość szczęścia, mimo iż nie długie stażu to przeszliśmy razem już trochę. Mimo tych wielu prób losu nasze uczucie nie wygasło, wręcz przeciwnie. Wzrosło.
Chłopcy podczas pierwszego weekendu ligi światowej odbywającego się w Polsce dwukrotnie pokonali reprezentację Brazylii odpowiednio trzy do dwóch i trzy do jednego. Pokazali im swoją ogromną siłę i to ,że w tym roku są równie mocni. Cudownie było znów widzieć niektórych z nich. Móc znów zobaczyć w akcji tą wspaniałą biało-czerwoną drużynę. Oczywiście obydwa mecze wraz z Mają odziane w koszulki swoich mężczyzn podziwiałyśmy zza band reklamowych. Obydwaj zagrali fenomenalnie, z resztą jak cała reszta orłów.
Nadeszło też nieuniknione. Dzień wyjazdu do Włoch. Dopakowywałam resztę rzeczy w poniedziałkowe popołudnie.
 -Nie skaczesz z radości ,że wracasz.-zauważyła siadając koło mnie mama
 -Bo nie mam najmniejszej ochoty tam wracać.-westchnęłam- Najchętniej zostałabym tutaj.
 -Ale musisz wypełnić to do czego się zobowiązałaś. Nie martw się, czekał na ciebie tyle to poczeka następne kilka miesięcy.
 -Wiem o tym doskonale.-odparłam- Przeraża mnie sama myśl o tym ,że to jeszcze kilka miesięcy.
 -Dacie jakoś radę, musicie. Wiem ,że to nie będzie łatwe. Przetrwaliście już tyle rozłąk, tą też dacie radę.
Uśmiechnęłam się wtulając się w mamę tak jak to robiłam kiedy byłam o wiele młodsza. Za moment wraz z Iwoną musiałyśmy jechać na Okęcie. Wyściskałam rodziców na pożegnanie i za kilka minut siedziałyśmy na warszawskim lotnisku w oczekiwaniu na lot.
 -Lena.-rzuciła Iwona
 -No?-spytałam, jednak odpowiedzi nie uzyskałam. Ciocia wskazała na jakiś punkt za mną. Natychmiast się odwróciłam i pognałam w jego kierunku. Od razu wpadłam w jego silne i jakże bezpieczne ramiona.
 -Żegnaliśmy się już.
 -Wiem, ale musiałem się jeszcze z tobą zobaczyć.-odparł
Momentalnie do moich oczu napłynęły łzy. Nie chciałam znów się z nim rozstawać
 -Słońce nie płacz, bo ja też się rozkleję.
 -Chciałbym to zobaczyć.-zaśmiałam się tłumiąc łzy
 -Uwierz, nie chciałabyś.-odparł śmiejąc się
 -Ostatnio mi coś obiecywałeś, pamiętasz?
 -Pamiętam.-przytaknął
 -Teraz obiecaj mi ,że nie pokochasz innej...
 -Nie mogę.-odparł co wprawiło mnie w zupełne osłupienie
 -Dlaczego?-spytałam bojąc się odpowiedzi
 -Bo w moim życiu na pewno pojawi się inna...-przerwał po czym za chwilę dodał- Tyle ,że ona będzie do ciebie mówić 'mamusiu'.
Po jego ostatnich słowach wybuchłam płaczem po czym mocno wtuliłam się być może po raz ostatni na parę miesięcy w jego ramiona. Na parę miesięcy przez które stać może się wszystko...
____________________________________________________________________________
Witam serdecznie po dłuższej przerwie. Powody swojej absencji wyjaśniłam we wcześniejszym komunikacie. Już po testach co oznacza o wiele więcej czasu na blogi ;) Tym razem nie dozuje wam dawki napięcia i nerwów jak to mam w zwyczaju i rozdział kończy się zupełnie inaczej niż byście się tego zapewne spodziewały :) Nie jestem z niego do końca zadowolona, przyznam otwarcie, ale bywały chyba gorsze. Postaram się teraz nadrobić wszelakie zaległości na Waszych blogach i tu pojawia się prośba do Was. Jeśli nie skomentowałam rozdziału na blogu który odwiedzam dosyć regularnie to błagam wspomnijcie o tym w komentarzu bo nie mam zwyczaju czytać i nie skomentować. Z góry dziękuję i zapraszam również TUTAJ.
Pozdrawiam cieplusio, wingspiker.
PS.Jeśli czytasz zostaw nawet drobny komentarz, nie wiesz jak on motywuje! ;)

piątek, 19 kwietnia 2013

Komunikat

Chciałabym wyjaśnić swoją znów nieco dłuższą absencję. Mój laptop znów odmówił posłuszeństwa i nie miałam dostępu do komputera przez co zaniedbałam blogi. Biję się w pierś za to wszystko. Dajcie mi troszkę czasu na ogarnięcie wszelkich zaległości. Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, być może na tym weekendzie aczkolwiek nie obiecuję gdyż od wtorku czekają mnie egzaminy i muszę się jeszcze co nieco do nich przygotować. Przepraszam raz jeszcze za wszelkie zaległości, ale siła wyższa. Mam cichutką nadzieję ,że może komuś brakuje nowych rozdziałów c:

Trzymajcie się ciepło. 

wingspiker.
PS. Zapraszam na trójeczkę TUTAJ.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział XXXII.

ROZDZIAŁ XXXII.
-Bo przed chwilą taka jedna miała nadzieję ,że jesteś szczęśliwa.-uśmiechnął się
Patrzyłam na niego jak wryta w ziemie. W zupełnym szoku.
 -Naprawdę myślałaś ,że znalazłem sobie kogoś nowego?-zapytał śmiejąc się
 -A co byś pomyślał na moim miejscu?
 -Pewnie to samo.-wzruszył ramionami- Ale coś ci obiecałem i słowa dotrzymam.
 -Jesteś okropny.
 -Wiem to.-odparł z szelmowskim uśmiechem
 -I co ja mam z tobą zrobić?-zapytałam
 -Przytulić?-zapytał ze śmiechem
Zmierzyłam go wzrokiem uśmiechając się przy tym. Zaraz mocno mnie do siebie przytula.
 -Powiedz ,że będzie już dobrze, tylko dobrze.-mówię cicho
 -Będzie.-odpowiada całują mnie w czubek głowy
 -Więc kim była ta kobieta?-zapytałam uwalniając się z Bartmanowych objęć.
 -To moja siostra.
 -Twoja siostra nie była blondynką?-zmarszczyłam brwi
 -Była.-uśmiechnął się- Kobieta zmienną jest w końcu. Była u mnie na parę dni. Jeśli nie wierzysz spytaj Piotrka.
 -Wierzę.-skinęłam głową-Tylko nie rozstawajmy się już bo następnego razu nie wytrzymam.
 -A zamierzasz? Bo ja nie.-uśmiecha się
 -Brakowało mi cię. Okropnie.-szepczę będą ponownie w jego ramionach.
Tulę się do niego jakbyśmy nie widzieli się co najmniej rok. Znów czuję się bezpiecznie. Znów czuję ,że może jednak kariera starej panny mnie nie czeka. Znów czuję się szczęśliwa. Znów jest przy mnie.
 -Mówiłaś ,że miałaś zły sen?
I tak zaczynam opowieść o wszystkich rzeczach o których do tej pory nie miał pojęcia. Z uwagą słucha każdego mojego słowa. Potem on zaczyna opowieść o swoich poczynaniach. Głównie są one z udziałem Krzysia Ignaczaka i spółki. Śmieję się aż do rozpuku. Jest czwarta nad ranem ,a my siedzimy sobie w parku i jak gdyby nigdy nic rozmawiamy. W oddali wyłania się dwóch policjantów.
 -Cholera.-mówi cicho i łapie mnie za rękę- Chodź.
Zaczynami biec. Zupełnie jak para nastolatków. Zatrzymujemy się dopiero po paru metrach. Nie przestajemy się śmiać.
 -Czuję się jak prawdziwy uciekinier w tym momencie.-zaśmiałam się łapiąc oddech
 -Uciekinier ma jakieś plany na dzień dzisiejszy?
 -Wyspać się?
 -W takim razie zapraszam do siebie.-uśmiecha się nieśmiało oczekując na moją reakcję
 -Zaproszenie przyjęte.-odparłam. Znów złapał mnie za rękę i poszliśmy w kierunku osiedla na którym siatkarz miał mieszkanie.
 -Nie pytam co pijesz, stawiam na kawę.
Skinęłam głową i usiadłam na kanapie w salonie. Za chwilę podał mi kubek czarnego napoju i usiadł tuż obok. Rozmawiało nam się jak nigdy. Rozmowa kleiła się tak jak kiedyś. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim i dosłownie niczym. Po dłuższym czasie oparta o ramię Zbyszka zasnęłam. Czułam jak tylko bierze mnie na ręce i niesie. Położył mnie na łóżku i przykrył.
 -Zostań.-powiedziałam cicho
 -Na pewno?
 -Na pewno.-odparłam. Uśmiechnął się i zaraz położył się tuż obok obejmując mnie i całując na dobranoc.  Wtuliłam się w niego i za chwilę odpłynęłam. Obudziłam się w takiej samej pozycji w jakiej zasnęłam. Z tym szczegółem ,że siatkarz już nie spał. Wydawało mi się ,że śnie, a jednak, był tutaj. Odgarnął kosmyk moich włosów z twarzy.
 -Chyba muszę częściej zostawać tutaj na noc bo ten przeklęty sen mi się nie śnił.
 -Ewentualnie z moją osobą.-wyszczerzył się- Jakieś specjalne życzenia co do śniadania?
 -Zdaję się na ciebie.
Za chwilę ja powędrowałam do łazienki żeby się odświeżyć, a Bartman królował w kuchni. Kiedy po krótkiej chwili usiadłam po cichu przy kuchennej wysepce siatkarz w najlepsze zajął się kucharzeniem podśpiewując dobrze mi znany "Wehikuł czasu", a dokładniej fragment 'Pamiętam dobrze ideał swój
Marzeniami żyłem jak król. Siódma rano - to dla mnie noc. Pracować nie chciałem, włóczyłem się..."
 -Idealna piosenka dla ciebie.-zaśmiałam się przerywając mu 'występ'.
 -Myślisz?-uśmiechnął się
 -A jaki jest ideał pana Bartmana?
 -Mój ideał? Właśnie siedzi przede mną.-cmoknął.
Chwilę poprzyglądałam się jak siatkarz zwinnie przemieszcza się po kuchni. Za chwilę skończył kucharzenie i postawił przede mną talerz z naleśnikami z bitą śmietaną.
 -Chcesz mnie utuczyć?-zaśmiałam się
Rozmowę przerwał nam mój dzwoniący telefon. Natychmiast odebrałam dokańczając naleśnika. Z uwagą słuchałam tego co miał do powiedzenie Michał. Mówił jednym ciągiem, trochę niezrozumiale.
 -Będę za pół godziny.-rzuciłam na koniec rozmowy.
Wsunęłam telefon do kieszenie spodni. Widziałam ,że siatkarz lustruje mnie wzrokiem.
 -Świadczę wysoko wykwalifikowane usługi podwózkowe, skorzystasz?
 -Myślę ,że będę miała tą przyjemność i skorzystam.-zaśmiałam się.
Podwiózł mnie pod dom. Skoczyłam do środka przebrać się, włosy zaplotłam w luźnego warkocza, nieco się odświeżyłam i ponownie byłam w audi atakującego. Podwiózł mnie pod szpital.
 -Jakieś plany na popołudnie?
 -Nic konkretnego.-odparłam
 -To ja cię porywam.
 -Mam się bać?-zapytałam ze śmiechem
 -Raczej.. nie.-wyszczerzył się- Najpierw małe zakupy, a potem..
 -Potem?
 -Niespodzianka.-uśmiechnął się-Szesnasta?
 -Niech będzie.-odparłam po czym na pożegnanie wpił się w moje usta.
 -Muszę iść.-powiedziałam odrywając się od niego
 -Dokończymy potem.
Uśmiechnęłam się i za chwilę wysiadłam z auta i skierowałam się ku budynkowi szpitala, a dokładniej oddziałowi ginekologii. Na korytarzu siedział niezmiennie Michał ,a także mama. Przywitałam się z nimi.
 -Obudziła się.-uśmiechnął się Michał
Ulżyło mi. Ucieszyłam się ,że wreszcie będę mogła ją zobaczyć. Pielęgniarka za chwilę poprosiła Michał do środka sali. Zostałyśmy we dwie na korytarzu.
 -Wróciliście do siebie.-rzuciła z uśmiechem mama
 -Skąd wiesz?-zapytałam
 -Widziałam was przed szpitalem.-uśmiechnęła się- Mam co liczyć na to ,że to będzie mój zięć?
 -Maaaamo.-zaśmiałam się
 -Ale ja pytam całkiem poważnie. Pięknie razem wyglądacie.
 -Jeszcze za wcześnie na takie pytania.
 -Ale kochasz go?
 -Nie potrafię bez niego żyć.-odparłam
 -I na taką odpowiedź liczyłam.-uśmiechnęła się.
Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy, oczywiście głównym tematem był nasz związek. Potem Michał wyszedł z sali i zawołała nas do środka. Na szpitalnym łóżku siedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Zuzia trzymająca małą na rękach. Mama była zachwycona wnuczką. Z resztą wszyscy byliśmy nią oczarowani. Spędziliśmy blisko dwie godziny w szpitalu u Zuzi. Mama musiała uciekać do pracy, Michał pojechał do domu się przespać, a mnie niestety wyprosiła pielęgniarką twierdząc ,że Zuza musi odpoczywać. Wróciłam do domu. Obejrzałam 'Och życie' i odpisałam na zaległe e-maile.
 -Puk, puk. Można?-zapytała pojawiając się w progu mojego pokoju Iwona
 -Jasne.
 -Słyszałam dobre wieści.-uśmiechnęła się
 -Zależy co przez to rozumiesz.
 -Już ty dobrze wiesz.-puściła mi oczko-Jednak ciocia dobra rada wiedziała co mówi.
Tak pochłonęłam się rozmową z Iwoną ,że nie zauważyłam ,że jest już po piętnastej. Przebrałam się, odświeżyłam makijaż. Kilka minut po szesnastej witam się z siatkarzem i po krótkiej chwili jesteśmy w Promenadzie. Po blisko dwugodzinnych obfitych zakupach udaliśmy się do Cinema City.
 -A teraz czas na niespodziankę.-uśmiechnął się kiedy wychodziliśmy z kina.
Przez całą drogą nie pozwolił mi odsłonić oczu. Byłam ogromnie ciekawa co takiego wymyślił. Zaprowadził mnie do jakiegoś budynku cały czas skrzętnie pilnując czy aby nie podglądam. Było tam dosyć głośno. Słychać było jak gdyby odgłosy silników.
 -Możesz odsłonić oczy.
 -Gdzie my jesteśmy?-zapytałam
 -To kartingowy.-uśmiechnął się
 -Żartujesz?
 -A wyglądam?-zaśmiał się- No chodź.
Za kilka minut stałam tuż przy torze ubrana w kombinezon w kasku pod ręką.
 -Przegrany stawia kolację?
 -Niech będzie.-odparłam z uśmiechem.
Bawiliśmy się jak dzieci. Przyznam nawet ,że brakowało mi czegoś takiego. Takiej adrenaliny i ducha rywalizacji. Mimo iż po raz pierwszy siedziałam w gokarcie poradziłam sobie całkiem przyzwoicie. Przyzwoicie na tyle by prześcignąć Bartmana o dosłownie ułamek sekundy
 -Dałem ci fory.
 -Jasne, po prostu przyznaj ,że przegrałeś z kobietą.-zaśmiałam się
 -Dobra, ostatni raz tym razem już całkiem na poważnie.
 -A przegrany stawia...
 -Śniadanie.-rzucił co wywołało u mnie śmiech.
Za chwilę znów byliśmy na torze. Tym razem walka była równie zażarta co poprzednio bo żadne z nas nie zamierzało przegrać. Jednak ktoś musiał. I tym razem.. znowu to był siatkarz.
 -Mam już składać zamówienie co do śniadania?-zaśmiałam się kiedy zeszliśmy z toru
Zmierzył mnie złowieszczym wzrokiem jednak jego powaga za długo nie trwała i roześmiał się. Zakład to zakład i oczywiście musiał go skrzętnie wypełnić.
Po dwudziestej pierwszej na moi telefonie widniała koperta z widniejącym nadawcą 'Pit'.
"Znalazłabyś jutro czas dla swojego ulubionego środkowego? ;-)"
"Zawsze i wszędzie ;) "
"Dwunasta w Starbucksie na mokotowskiej?"
"To do jutra :))"
 -Mam się czuć zazdrosny?
 -To Piotrek.-odparłam
 -Żadna konkurencja. Cofam to.-zaśmiał się-Co Cichy tak w ogóle chce? Ploteczki.
 -Wiesz takie tam pogaduszki.
 -Twoja psiapsióła Pit.-zaśmiał się
 -Już zostaw tego Piotrka co on biedny ci zrobił?-zapytałam śmiejąc się.
Wieczór minął dosyć szybko. Koło północy byłam już w domu mimo drobnych protestów siatkarza. Nazajutrz wstałam po dziesiątej. Tradycyjnie rodzice od blisko dwóch godzin pracowali, kochana ciocia zmyła się odwiedzić dawno niewidzianą rodzinę. Tym ,że sposobem w zupełnej samotności pochłaniałam płatki. Po skończonym posiłku i pozmywaniu ubrałam się. Po jedenastej opuściłam dom i skierowałam się ku ulicy Mokotowskiej. Niemalże równo o dwunastej byłam w Starbcuks'ie gdzie czekał już na mnie środkowy. Wyściskał mnie na przywitanie. Musiałam mu opowiedzieć trochę o ostatnim miesiącu przez który się nie widzieliśmy choć znał go niemalże doskonale bo często rozmawialiśmy.
 -Ale chyba nie po to mnie tutaj zaprosiłeś?
 -Za dobrze mnie znasz.-uśmiechnął się
 -W takim razie mów co wymyśliłeś.
 -Chodzi o Maję..-zaczął niepewnie
Zmarszczyłam oczekując na jego dalszą wypowiedź.
 -Bo pomyślisz może ,że to głupie i możesz się śmiać, ale..
 -Jakie ,ale Piotrek? No mów bo mnie tu ciekawość zżera. A śmiać się nie zamierzam, słowo harcerza.
Uśmiechnął się kiwając głową i kontynuował to co mu przerwałam chwilkę temu.
 -Więc....
________________________________________________________________ 
Dodaję dzisiaj bo wczoraj nie było czasu. Może i nienajlepszy w moim skromnym wykonaniu, ale sięgająca blisko trzydziestodziudziewięciu gorączka nie ułatwia pisania jednak jak postanowiłam tak też dodaję. Słoneczko za oknem, lepsze pogoda ,a mnie tradycyjnie dopada chorubsko. Herbatka i kocyk i powinno być dobrze. Następny pojawi się na dniach jednak nie jestem w stanie przewidzieć konkretnego terminu.
 Z racji iż pierwsze z moich opowiadań jest na wykończeniu ,zapraszam na nowe Od pierwszego wejrzenia

Na kogo dzisiaj stawiacie? Ja całym serduchem jestem za SOVIĄ <3
Pozdrawiam cieplusio.

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział XXXI.

ROZDZIAŁ XXXI.
 -Oczywiście dziecko jest całe i zdrowe, otrzymało dziesięć punktów w skali Apgara.-rzuciła- Jeśli chodzi o matkę to sprawa jest poważniejsza. W czasie porodu nastąpił krwotok co spowodowało utratę przytomności.  W tej chwili jest operowana i to na razie tyle co mogę państwu powiedzieć.
 -Przeżyje?-zapytał wyraźnie podłamany Michał
 -Nie jestem w stanie tego państwu powiedzieć. Trzeba czekać.-odparła i za chwilę zniknęła za rogiem gabinetu lekarskiego.
Nikt z nas nie odzywał się. Z resztą w tej sytuacji trudno było cokolwiek powiedzieć. W oczach mamy momentalnie pojawiły się łzy. Momentalnie tata objął ją i zaczął coś tłumaczyć. Sama ledwo siedziałam w kącie skulona na krześle tłumiąc łzy. Nie mogłam płakać, przecież ona żyła. I innego scenariusza nie przyjmowałam do wiadomości. Kolejne minuty dłużyły się niemiłosiernie. Mijały godziny. Po dwudziestej trzeciej rodzice pojechali do domu. Zostałam razem z Michałem.
 -Jedź do domu, prześpij się.-wymruczał
 -Nie zostawię jej.-zaprotestowałam
 -Myślę ,że wolałaby zobaczyć się wypoczętą i wyspaną, a nie ledwo przytomną.-położył dłoń na moim ramieniu- Jeśli tylko się czegoś dowiem to zadzwonię.
Dosyć niechętnie ,ale opuściłam szpital. Za dziesięć minut byłam w domu. Wzięłam szybki prysznic. Osuszyłam mokre ciało ręcznikiem i włożyłam pidżamę. Spojrzałam w lustro. Faktycznie, nie wyglądałam najlepiej. Miałam podkrążone oczy, bladą twarz z wyraźnym grymasem zmęczenia. Od razu skierowałam się ku łóżku na które runęłam ze zmęczenia. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się po piątej. Na dworze robiło się widno. Znowu miałam ten przeklęty sen. Znowu. Nogi przysunęłam do siebie. Wiedziałam ,że już nie zasnę. Zeszłam po cichu na dół do kuchni. Mimo kilku godzin snu byłam zupełnie wyczerpana może o tyle fizycznie co psychicznie. Zrobiłam sobie mocnej kawy. Wypiłam ją niemal duszkiem. Wtedy nie wiedzieć skąd naszła mnie ogromna ochota żeby pobiegać. Chociaż w ten sposób mogłam odreagować. Po chichu zebrałam się i bez zbędnego hałasu wyszłam z domu zostawiając na kuchenny blacie informację rodzicom gdzie jestem. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam spokojnym truchtem biec w kierunku parku. Mimo wcześniej godziny można było dostrzec ludzi pośpiesznie zmierzających zapewne o tej porze do pracy. Zatrzymałam się dopiero po dobiegnięciu do parku na jednej z ławek. Zawiązałam rozwiązanego buta i ruszyłam w dalszą podróż. Żeby nie zasnąć za chwilę wstąpiłam do niedużego marketu. Nie było wielkiego ruchu. Skierowałam się ku działowi z napojami. Sięgnęłam po dwie puszki RedBull'a i skierowałam się do kasy.
 -Red Bull? Serio?-usłyszałam pytanie znajomego głosu. Natychmiast odwróciłam się. Wzruszyłam tylko ramionami. Za moment zapłaciłam i wyszłam ze sklepu powolnym krokiem udając się w drogę powrotną.
 -Stało się coś.-nie dawał za wygraną pojawiając się koło mnie
 -Nie.-odparłam
 -Trochę cię znam i widzę ,że coś nie tak.
 -Nagle cię to tak obchodzi?-zapytałam
 -Zawsze mnie obchodziło.-odparł dotrzymując mi kroku
 -Nie ważna, nie twoja sprawa.-wybąkałam- Z resztą co robisz tutaj przed ósmą?
 -Nie chcesz mówić to nie. Nie bój się, nie śledzę cię.
 -To co tutaj robisz o tej porze?-zapytałam
 -Zakupy bo jak się okazało moja warszawska lodówka za pełna nie jest.-uśmiechnął się. Doszliśmy do parku w milczeniu. Dopiero kiedy skierowałam się w kierunku swojego osiedla odezwał się.
 -Zastanowiłaś się?
 -Nie ma nad czym, z resztą mam teraz poważniejsze problemy.-odparłam i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Kiedy weszłam do środka rodzice już nie spali, jedli śniadanie. Pożyczyłam im smacznego i wskoczyłam na górę wziąć prysznic. Osuszyłam dokładnie ciało ręcznikiem i nałożyłam ubranie. Zeszłam na dół, zgarnęłam jabłko z koszyka z owocami i wyszłam z domu. Odpaliłam samochód i udałam się w kierunku szpitala. Wypiłam duszkiem po drodze jedną puszką zakupionego rano napoju. Rodzice nie mogli wymigać się od pracy ,więc jechałam sama.
Gdy dotarłam do korytarza na którym spędziła poprzednio kilka godzin Michał dalej tkwił w tym samym miejscu.
 -Michał!-natychmiast odwrócił się na dźwięk swojego imienia- Wiadomo coś?
 -Zabieg się udał tyle ,że jeszcze się nie obudziła.
 -Tyle dobrze.-odparłam z ulgą-Widziałeś małą?-zapytałam, a on od razu rozpromieniał i pokiwał twierdząco głową.
 -Jako przyszłą chrzestna też powinnaś.
Nie miałam w zasadzie nic przeciwko i zaraz stałam pod salą dla noworodków. Niektóre płakały, inne smacznie spały. Ogólnie ich widok strasznie mnie rozczulił. Michał z dumą pokazał swoją córkę ,która w najlepsze spała.
 -Jaka ona śliczna.-powiedziałam z zachwytem.
Za chwilę pielęgniarka grzecznie nas wyprosiła gdyż zbliżała się pora mycia. Widać było ,że Michał jest strasznie dumny ,że ma córkę, ale jednocześnie obawiał się o Zuzię.
Podziwiałam ich. Przeszli ze sobą bardzo dużo. Mimo iż ilość ich rozstań i powrotów była dosyć spora to potrafili się ostatecznie zejść bo się kochali. A teraz tak jak kiedyś marzyli założyli prawdziwą rodzinę i byli szczęśliwi. Mieli cudowną córkę, czego chcieć więcej? Oboje byli ogromnym szczęściarzami ,że siebie mają.   Może po cichu zazdrościłam siostrze ,ale równocześnie cieszyłam się jej ogromnym szczęściem ,które jakoś nie mogło mnie spotkać.
Następne godziny oczekiwania mijały, lekarze rozkładali ręce w odpowiedzi na pytanie kiedy siostra się obudzi. Kazali czekać, a to czekanie było najgorsze. Mimo wypitych dwóch Red Bull'ach i trzech kawach czułam się wyczerpana. Siedziałam na krześle z opartą o ścianę głową. Moje powieki robiły się co raz cięższe.
 -Lena, wracaj do domu. Nie chciałbym być nie miły ,ale wyglądasz okropnie.
 -Nie, wypiję kawę i wytrzymam.-zaprotestowałam chyba wbrew samej sobie
 -Ledwo siedzisz. Samej ci nie pozwolę wrócić. Może zadzwonisz po rodziców?
 -Pewnie śpią, nie chce ich budzić.-odparłam
 -To może po...
 -Zapomnij.-przerwałam mu wiedząc o kogo mu chodzi
 -Masz lepszy pomysł?
 -Tak. Zostanę tutaj.
 -To u was chyba rodzinne.-rzucił
 -Ale co?-zapytałam
 -Ta upartość.-zaśmiał się- Idę po kawę, tobie nie proponuje bo ci już wystarczy na dzisiaj.
Ledwo zdążył odejść ,a moje powieki znów zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Walczyłam sama z sobą, ale niestety przegrałam. Odpłynęłam osuwając się na drugie krzesło. Za wygodnie nie było. Po dłuższej chwili poczułam jak ktoś delikatnie mną potrząsa.
 -Ja się zmywam pogadać z lekarzem bo ona mnie zabije.-dało się usłyszeć głos Michała jak przez mgłę. Więc kto mógł mnie budzić?
 -Lena.-wymówił znajomy głos.
Czy mi się to śni? Przecież to niemożliwe, a jeśli jednak to Michał ma u mnie mało mówiąc przerąbane... Otworzyłam zaspane powieki. A jednak, to był on. Podniosłam się przecierając i ziewając przy tym.
 -Co tu robisz?-zapytałam zaspanym głosem
 -Michał zadzwonił i powiedział ,że potrzebujesz podwózki do domu.
 -Miło, ale nie potrzebuję.-odparłam
 -Jasne, a ja sprzedaje kebaby za rogiem.-zaśmiał się cicho- Na kawie i napojach energetycznych nie da się funkcjonować. Przyznaj ile spałaś poprzedniej nocy?
 -Z pięć godzin.-ziewnęłam
 -To bez dyskusji.-uśmiechnął się.
Skrzywiłam się na jego ostatnie słowa, ale z nim dyskutować nie można było. Jak coś sobie już postanowił to musiał to zrobić. Mimo moich protestów i zapewnień ,że nie potrzebuję snu przerzucił mnie sobie przez ramię niczym małą dziewczynkę.
 -Mógłbyś mnie puścić?
 -Żebyś znowu mi uciekła?-zapytał stawiając mnie koło samochodu.
 -To nie moje auto.
 -Myślisz ,że pozwoliłbym ci w takim stanie prowadzić?
Wywróciłam oczami, a on niczym prawdziwy gentleman otworzył drzwi swojego samochodu od strony kierowcy pozwalając mi wsiąść. Za jakieś dziesięć minut zatrzymał auto na podjeździe mojego domu. Tak jak i poprzednim razem otworzył mi drzwi pozwalają wysiąść.
 -Dziękuję.-powiedziałam
 -Nie masz za co.-uniósł kąciki ust delikatnie ku górze- Do zobaczenia?
Nie odpowiedziałam. Wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się i skierowałam się ku drzwiom wejściowym.
 -Dobranoc.
 -Dobranoc.-odpowiedziałam odwracając się po raz ostatni w jego kierunku nieznacznie się uśmiechając. Za chwilę zniknęłam za drzwiami. Po cichu ściągnęłam buty i skierowałam się ku swojemu pokojowi.
 -To był on?-usłyszałam nagle pytanie mamy stojącej w szlafroku zupełnie jak miałam te kilka lat mniej i wracałam grubo po wyznaczonej godzinie.
 -Zależy kogo masz na myśli.
 -Wiesz kogo.-puściła mi oczko- Dlaczego nie zadzwoniłaś, zabrałabym cię?
 -Nie ja po niego zadzwoniłam, tylko Michał.
Ledwo stałam na nogach. Marzyłam tylko żeby znaleźć się w swoim łóżku. Nie męczyła mnie dalej dalszą rozmową, tylko od razu wysłała do pokoju. Wzięłam szybki prysznic i od razu wskoczyłam do łóżka.

Znowu ten okropny sen. Znowu obudziłam się w środku nocy zupełnie wystraszona. Dopiero po dłuższej chwili zdołałam się uspokoić. Dokładnie ten sam sen śnił mi się od ładnych paru dni. Za każdym razem był co raz bardziej dokładny, co raz więcej szczegółów się w nim pojawiało. Musiałam komuś wreszcie o nim powiedzieć. Nie mogłam dalej tylko sama z tym walczyć. Nie wiedziałam co on miał znaczyć zupełnie. Wiedziałam ,że nie będę już w stanie zasnąć. Wzięłam komputer i zalogowałam się na znanym portalu społecznościowym. Tylko nieliczni tzw. nocne marki przesiadywali o tak nieludzkiej porze na facebook'u. Moją uwagę przykuła zielona kropka przy imieniu i nazwisku jednej osoby. Otworzyłam okienko rozmowy. Napisałam. Po chwili to skasowałam i zamknęłam okno. Biłam się sama ze sobą. Potrzebowałam z kimś pogadać. W domu nie chciałam nikogo budzić z resztą nie wiem czy by mnie zrozumieli. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na czacie.
-Nie śpisz?
-Jakoś nie mogę...
-Koszmary?
-Tak jakby.
Znał mnie za dobrze. Zdecydowanie.
-Z resztą... Mówiłeś ,że mogę dzwonić o każdej porze dnia i nocy..
-Tak mówiłem i to dalej aktualne ;)
-Potrzebuję pogadać.
-Kiedy?
-Teraz, zaraz.
-Będę za dziesięć minut, pasuje?
-Pasuje.
Za chwilkę zniknął z czatu. Co mnie podkusiło? Sama nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Nałożyłam bluzę, naciągnęłam na siebie pierwsze lepsze jeansy. Zeszłam na palcach na dół. Zawiązałam buty i równie cicho zamknęłam drzwi.
*MUZYKA*
Siedział na schodach. Gdy usłyszał zbliżające się kroki od razu zerwał się na równe nogi. Uśmiechnął się na mój widok. Bez słowa ruszyliśmy po prostu przed siebie.
 -Chciałaś pogadać...-rzucił niepewnie
 -Chciałam.-odparłam głęboko wzdychając- Chyba powinniśmy dać sobie spokój.
Zmarszczył brwi.
 -To nie ma sensu, do siebie wracać i się rozstawać niezliczoną ilość razy. Z resztą podstawą każdego związku jest zaufanie, a ja nie jestem pewna czy jestem w stanie ci jeszcze zaufać.
 -Wiem ,że jestem największym idiotą świata, ale cholernie mi na tobie zależy.-odparł
 -Tak po prostu będzie lepiej.-ciągnęłam
 -Dla kogo? Dla ciebie?-zapytał z nutką ironii
 -A czy według ciebie to wszystko ma jakikolwiek sens?-poniosłam głos
 -W przeciwieństwie do ciebie uważam ,że jakiś ma.
 -Przecież kogoś masz.
 -Mam.-odparł bez większych emocji, a ja popatrzyłam zupełnie zdziwiona lekkością jego odpowiedzi.
 -To jej powiedz te cudowne formułki o tym ,że ci zależy.-rzuciłam ,a po dłuższej chwili zapytałam- Długo ją znasz?
 -Dłuższą chwilę.
 -Zależy ci chociaż na znajomości z nią?-kontynuowałam
 -Jak na żadnej innej.
 -Jesteś chociaż z nią szczęśliwy?-zapytałam wyczuwają łamiący głos. Nagle łzy zaczęły napływać do moich oczu. Dzielnie powstrzymywałam je od wypłynięcia i pojawienia się na policzkach.
 -Chyba jak nigdy.-odparł wędrując gdzieś wzrokiem i uśmiechają się.
Ja dalej walczyłam ze sobą. A jednak, był szczęśliwy z inną.
 -Mam nadzieję ,że jest naprawdę tak jak mówisz i ona z tobą też jest szczęśliwa.-powiedziałam i obróciłam się na pięcie ruszając po prostu przed siebie zostawiając go za sobą. Już nie hamowałam łez. Spłynęły ciurkiem po moich policzkach. Cicho zaczęłam szlochać.
 -Lena!-słyszałam nawoływanie za sobą jednak nie odwracałam się. Za chwilę dogonił mnie pojawiając się obok.
 -Czego chcesz?-zapytałam pociągając nosem
 -Nie dałaś mi dokończyć.
 -Co ci miałam dać dokończyć? Miałam słuchać jak opowiadasz jaki to jesteś szczęśliwy? Nie dziękuję.-odparłam
Westchnął tylko wywracając oczami.
 -Jesteś szczęśliwa?
 -Słucham?-zapytałam nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. Co mu strzeliło do głowy żeby wyskoczyć z takim pytaniem?
-...................
________________________________________________________________
Dzisiaj Was i wasze nerwy oszczędzę po trochu, zakończenie do końca co prawda może być jasne, ale bez większej dramaturgi jak to bywało dotychczas ;) Ostatnio przyszedł mi pomysł na nowe opowiadanie, jednak nie jestem pewna czy zaczynać nowe, ale jednego możecie być pewne, tego jeszcze w najbliższej przyszłości nie planuję kończyć c: Jak myślicie? Niedługo pierwsze się zakończy, będzie czas na nowe oczywiście nie zaniedbując tego :)
Tymczasem kibicujemy kadetkom
+Z góry przepraszam za nienajlepszy rozdział, ale gorączka dopadła :<
Pozdrawiam i miłego wieczorku :*
PS. Zapraszam na nowego bloga Od pierwszego wejrzenia.

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział XXX.

ROZDZIAŁ XXX.
Czułam jego przeszywający wzrok na sobie. Przełknęłam głośno ślinę.
 -Co tu robisz?-wydukałam- Skąd w ogóle wiedziałeś kiedy przyjeżdżam?
 -Piotrek mi powiedział.-odparł niewzruszony
 -A gdzie on jest?
 -Musiał pojechać do rodziców do Żyrardowa.
 -A Maja?
 -Ma dwa projekty do oddania na jutro.-odparł
 -To oddelegowali ciebie mam rozumieć?
 -Nie do końca.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc do końca sytuacji.
 -Mogli powiedzieć ,że nie mogą.-zauważyłam- Zadzwoniłabym po ojca.
 -Mogli, ale tego nie zrobili.
 -Następny genialny pomysł na pogodzenie.-rzuciłam z przekąsem
 -Inaczej byś nie zamieniła ze mną słowa.
 -Raczej nie.-odparłam
 -Nie chciałem tego mówić. W nerwach bywa ,że ludzie mówią rzeczy ,których potem się żałuję.
 -W nerwach zazwyczaj ludzie mówią zazwyczaj co tak naprawdę myślą.-odparłam
 -Ja tak nie myślę...
 -Ale nie zmienia to faktu ,że powiedziałeś co powiedziałeś. Czasu nie cofniesz.
 -Chciałbym. Naprawdę żałuję.
 -Słyszałam to już parę razy z twoich ust.-rzuciłam nieco ironicznie- Myślałeś ,że co, wpadnę nagle w toje ramiona i będzie zupełnie normalnie?
 -Nie, nie myślałem tak. Miałam jedynie nadzieję na rozmowę.
 -Nadzieja matką głupich jak mówią.-ciągnęłam z ironią w głosie
 -Dlaczego jesteś aż tak uparta? Może czasem trzeba schować dumę do kieszeni?
 -A co przyzwyczaiłeś się do łatwych dziewczyn ulegających od razu?!-podniosłam głos, a on patrzył na mnie niedowierzając słowom ,które wypuściłam właśnie ze swoich ust. Nie wiedziałam czemu właściwie to powiedziałam. Może po prostu dlatego ,że byłam na niego wściekła za to co wtedy powiedział? Smaczku dodawał fakt o jego rzekomo nowej dziewczynie.
 -Nie.-wydusił z siebie po dłuższej chwili osłupienia- Z tobą nigdy nie było i nie jest łatwo.
 -I nie będzie.-dodałam
Skinął głową jak gdyby tylko przytakując dla świętego spokoju.
 -Chcę porozmawiać.
 -Nie mogę. Mam rodzinne spotkanie za jakieś półgodziny.
 -Zależy mi na tym.
 -Dlaczego?-zapytałam
 -Bo zależy mi na tobie.-odrzekł
 -Tak bardzo ci zależy na mnie i spotykasz się z inną?
Trafiłam chyba w sedno. Spuścił wzrok na dół i głęboko westchnął.
 -Skąd masz takie informacje?
 -Myślisz ,że nie czytam prasy?
 -Wyolbrzymiają jak zwykle.
 -Odpowiedz mi w prost. Spotykasz się z kimś?
 -Czysto towarzysko, nic poważnego.
 -Wystarczy.-odparłam po czym odwróciłam się na pięcie i obrałam kierunek ku oczekującej na mnie Iwonie.
 -Jeśli zdecydujesz się ze mną porozmawiać możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy.-rzucił łapiąc mnie za dłoń ,którą natychmiastowo wyswobodziłam z jego uścisku i za moment znalazłam się koło cioci.
 -Zadzwoniłam po Marka.-rzuciła- Wszystko w porządku słońce?
 -W najlepszym.-odparłam siadając wymuszając uśmiech
 -Dlaczego go tak potraktowałaś?
 -Nie zasłużył na inne traktowanie.-odparłam
 -Nie wiem o wam poszło, więc nie wnikam.
Po kilku dłuższych chwilach w milczeniu przyjechał po nas wreszcie mój tata. Wyściskał mnie jak gdyby nie widział mnie dobrych kilka lat. Za moment też byłam w swoim rodzinnym domu w Wilanowie. Przywitałam się z Zuzią ,która akurat wraz z Michałem była w domu. Mimo zbliżającego się rozwiązania wyglądała na zupełnie spokojną i niemal podekscytowaną tym faktem. Po krótkiej rozmowie wraz z walizką udałam się do swojego dawnego pokoju. Rozpakowałam swoje rzeczy układając je na półkach w szafie.
 -Mama wraca za niecałą godzinę z kancelarii.-rzuciła pojawiając się w moim pokoju Zuza
 -Wiem o tym.-westchnęłam
 -To nie będzie łatwa rozmowa.
 -Jeśli w ogóle do niej dojdzie.
 -Musicie ze sobą porozmawiać bo to robi się nie do zniesienia. Zróbcie to dla mnie.-uśmiechnęła się klepiąc mnie po ramieniu, zupełnie tak samo jak robiła to kiedy byłyśmy młodsze i próbowała mnie pocieszyć.
 -A teraz przyznaj się starszej siostrze znalazłaś sobie tam jakiegoś kolegę?
 -Mam mnóstwo kolegów.-zaśmiałam się
 -Wiesz w jakim sensie.-puściła mi oczko
 -W tym sensie to nie. Nie mam czasu na głupoty.
 -Głupoty.-powtórzyła przedrzeźniając mnie
 -Teraz tak mówisz, z resztą w twoim wieku też tak mówiłam.
 -Mówisz jakbyś była starsza ode mnie co najmniej dziesięć lat.-odparłam
 -Może cztery lata to nie dużo, ale jednak trochę. Powoli trzeba myśleć o ustatkowaniu się.
 -Nigdzie jak na razie mi się nie śpieszy.
 -Tak, teraz najważniejsza kariera. Posłuchaj rady starszej bardziej doświadczonej siostry.-przerwała na chwilę spoglądając mi w oczy- Nie można uciekać od uczucia. Ono prędzej czy później wróci.
Po tych słowach zostawiła mnie samą w pokoju dając chwilę na przetrawienie słów ,które przed momentem wypowiedziała. Jedyne co teraz miałam to mętlik w głowie. Wszyscy w koło zabawiają się w życiowych doradców próbując ukierunkować moje za mnie. Przyznaję, powoli staje się to męczące. Bo przecież wydaję mi się ,że panuję nad tym co robię.. No właśnie, może mi się tak tylko wydaję? Tak naprawdę popadłam chyba w paranoję. Zagubiłam się zupełnie, nie odróżniam tego co czuje od tego co myślę.
Na dole usłyszałam jakże znany mi głos. Głos ,który przez kilka lat mojego życia czytał mi bajki na dobranoc, głos ,który gdy wchodziłam w okres dojrzewania radził, pouczał, a także karcił za złe zachowanie. Ciepły głos ,który koił ból gdy tylko byłam smutna. Głos ,którego tak naprawdę okropnie mi brakuje.
Zeszłam na dół. Gdy tylko mama mnie zobaczyła uśmiechnęła się. I nie był to uśmiech wymuszony. Był pełen ciepła i tęsknoty. Uśmiech ,którego nie widziałam już dawno na jej twarzy.
 -Mamo.-przechodzi przez gardło- Porozmawiajmy.
Skinięciem głowy wyraża pełną aprobatę. Siadamy w salonie na kanapie. Reszta rodziny zostawia nas zupełnie same i znika w innych zakątkach domu.
 -Wiem ,że ta sytuacja ,która zaszła między nami to tylko i wyłącznie moja wina. Byłam głupia, ślepa i do tego ogromnie zadufana w sobie. Spytasz pewnie dlaczego zadufana? Szczyciłam się przed koleżankami ,że moja córka znalazła sobie fantastycznego, ułożonego i pochodzącego z dobrego domu chłopaka. Byłam przekonana ,że to partner idealny dla ciebie. Gdy na miesiąc przed ślubem, dowiedziałam się o tym co zrobił nie ukrywam, ogromnie uraziło moją dumę. To była po części moja porażka bo to ja popychałam cię ku związkowi z nim. Teraz biję się w pierś za swoje postępowanie potem. Robiłam to bo byłam ogromnie zapatrzona w niego, marzyłam żeby mieć takiego syna i nie mogłam zrozumieć jego czynu. Nie chciałam cię zranić słoneczko, jak każda matka pragnę dobra i szczęścia swojego dziecka. Teraz już wiem, że moja mała córeczka nie jest już taka mała i ona sama będzie potrafiła odnaleźć to szczęście, a ja mogę co najwyżej jej kibicować i wspierać. Przepraszam, bardzo przepraszam.-przerwała.
 Można było dostrzec jak w jej oczach pojawiają się łzy. Nie odpowiedziałam nic. Jednym tchem wysłuchałam co miała mi do powiedzenia nie spuszczając z niej wzroku. Mówiła to zupełnie szczerze, widać było ogromny żal i pokorę w tym co mówiła, a także w emocjach pojawiających się na jej zatroskanej matczynej twarzy.
 -Masz prawo być na mnie wściekła i mieć mi to za złe. Zrozumiem.-dodała po chwili
 -Byłam zła, wściekła i rozgoryczona. Ale to już mam za sobą.-odparłam nieznacznie się uśmiechając. Nie odpowiedziała nic tylko przytuliła mnie najmocniej jak tylko potrafiła. Poczułam się wtedy zupełnie jakbym znów miała kilka lat. Długo jeszcze rozmawiałyśmy, w końcu miałyśmy kilka ładnych miesięcy do nadrobienia. Nie miałam oporów żeby powiedzieć jej o wszystkim co w moim życiu miało miejsce. Znowu mogłam w niej mieć oparcie. Widać było w jej minie ,że nie spodziewała się ,że aż tyle się działo.
 -Chociaż z nim rozmawiałaś?
 -Nie, nie zamierzam.-odparłam
 -Chyba jednak powinnaś.
 -Maaamo.-popatrzyłam na nią- Przypominam, raczej powinnaś być po mojej stronie.
 -I jestem.-uśmiechnęła się- Gdybym ja po każdej kłótni z twoim ojcem tak postępowała to małżeństwem dawno byśmy już nie byli.
 -Co chcesz przez to powiedzieć?
 -To ,że jestem strasznym uparciuchem.-zaśmiała się- Po prostu to ,że czasem jeśli ktoś jest dla ciebie ważny trzeba dumę schować do kieszeni bo potem można głęboko żałować pewnych decyzji.
 -Może i w pewnych przypadkach można tak postąpić, ale nie tutaj.
 -Decyzja należy do ciebie.
Rozmawiałyśmy jeszcze dosłownie chwilę. Mama musiała zająć się jakimiś papierkowymi sprawami, a ja postanowiłam się przejść.
Mijałam dobrze znane mi budynki, ulice i twarze. Wracały wspomnienia. To wszystko właśnie tutaj się zaczęło. Tutaj się urodziłam, stawiałam pierwsze kroki, uczyłam się, poznawałam ludzi ,którzy stali się dla mnie ważni, tutaj po raz pierwszy doznałam zauroczenia ,a także znaczenie kłamstwa, tutaj dorastałam. Tutaj się wszystko zaczęło i zarazem skończyło. Przechadzając się pewnymi uliczkami, czy koło pewnych miejsc wracały wspomnienia z nimi związane. Miło było wracać wspomnieniami do czasu kiedy żyło się beztrosko, bez obawy o dzień następny, bez tylu rozterek. Po prostu żyło się na całego nie martwiąc się o nic, a dzisiaj? Dzisiaj życie to nieustanna pogoń, pogoń za własnymi ambicjami, pracą i pieniędzmi. Górę biorą rzeczy materialne i nic nie możemy na to poradzić. W dzisiejszych czasach życie to nieustanna gonitwa, trwająca dopóty, dopóki i kresu dobiegnie nasze ziemskie życie.
Nim się zorientowałam byłam pod domem. Zjadłam w spokoju sałatkę warzywną ,której resztki wydobyłam z lodówki. W domu wszyscy gorączkowo gdzieś biegali.
 -Pali się?-zapytałam mamę przechadzającą koło kuchni
 -Prawie.-zaśmiała się- Jedziemy w odwiedziny do ciotki Eli. Jedziesz z nami?
 -A muszę?-skrzywiłam się na myśl o ciotce. Jak to mówią rodziny się nie wybiera. Była ogromnie ciekawska, wszędzie musiała wsadzić nos.
 -Nie musisz. Zuza też zostaje, jakby się coś działo dzwoń.
Za jakieś pół godziny dom wręcz opustoszał. Zostałyśmy tylko we dwie. Każda z nas zajęła się czym innym. Zuzia czytała jakiś poradnik dla przyszłych matek, ja zaszyłam się w swoim pokoju i wzięłam za oglądanie "Igrzysk śmierci". Po obejrzeniu filmu przysnęło mi się. Za długo nie było danie mi pospać, zwłaszcza ,że ostatnio marnie sypiałam.
 -Lena, obudź się.-szturchała mnie gorączkowo
 -Co jest?-zapytałam jeszcze nieco zaspana
 -Chyba już czas.
 -Jak to, już?-zapytałam zupełnie się rozbudzając
 -Mam skurcze co osiem minut.-zakomunikowała
 -O cholera. Gdzie masz rzeczy?
Wskazała na swój pokój. Migiem zgarnęłam jej zapakowaną od bliska miesiąca torbę ,którą zabierała ze sobą wszędzie. Szybko zmieniłam strój na bardziej wyjściowy.
 -Nie panikuj tak. W końcu to ja rodzę.-zaśmiała się widząc moje zachowanie.
Zgarnęłam po drodze klucze do samochodu mamy. Widziałam ,że Zuza krzywi się z bólu. Pośpiesznie zapakowałam torbę jak i siostrę do samochodu. Włożyłam kluczyk do stacyjki i czym prędzej ruszyłam w kierunku szpitala.
 -Zwolnij trochę, chcę jeszcze trochę pożyć.-powiedziała widząc na liczniku ponad sto dziesięć kilometrów na godzinę. Nigdy nie stroniłam od szybkiej jazdy, ale zwolniłam nieznacznie. Jak na złość na każdych światłach na których się znalazłyśmy w danym momencie było czerwone. Widziałam ,że siostra co raz częściej skręca się wręcz z bólu i ma wielki grymas na twarzy. Na całe szczęście byłyśmy dosłownie za moment w szpitalu. Od razu lekarze zajęli się rodzącą Zuzią, a mi kazali czekać. Dałam znać rodzinie ,że właśnie się zaczęło. Dosłownie za dziesięć minut byli wszyscy, Michał chodził nerwowo w tą i z powrotem.
 -Spokojnie.-rzuciłam
 -Jak mam być spokojny w takim momencie? Za chwilę będę ojcem.-odparł- A co jeśli sobie nie poradzę?
 -Będziesz wspaniałym ojcem, tak jak Zuzia mamą.
Moje słowa nie uspokoiły go, a wręcz przeciwnie. Posłał tylko w moim kierunku uśmiech i dalej nerwowo przechadzał się po szpitalny korytarzy na oddziale położniczym. Minęła dobra godzina. Z sali wyszła pielęgniarka.
 -Nastąpiły drobne komplikacje.
 -Jak to? Jakie komplikacje?!-zapytał zdenerwowany Michał. Wszyscy zgromadzeni przenieśli wzrok na pielęgniarkę.
W tym samym momencie w głowie pojawiło się pytanie- jak to możliwe ,że coś się stało? Czy coś się stało? Ogarnął mnie niekontrolowany strach. Strasznie bałam się o siostrę. Jak to możliwe żeby były jakieś problemy jak Zuza przechodziła wręcz książkowo ciążę? Setki pytań w głowie bez odpowiedzi. Po dłuższej chwili gdy fala pytań ze strony Michała i mamy ustała pielęgniarka po wzięciu głębokiego oddechu. Wszyscy zamarli oczekując odpowiedzi. Z jej miny można było wyczytać wszystko..
 -...........
______________________________________________________________
Przepraszam za poślizg :< rozdział wyszedł nijaki i nudny jak flaki z olejem, za to przepraszam. Mam nadzieję ,że następny ,który jest na ukończeniu okaże się ciekawszy aniżeli ten. 
I mamy już 30 epizodów. Ktoś pytał mnie ile planuję rozdziałów tutaj napisać. Powiem tak, koniec jest jeszcze w dalekiej perspektywie bo bardzo dobrze mi sie piszę tą historię i pomysły są rozpisane. Ale nie zdradzę konkretnej liczby, jak to mówią nie znacie dnia ani godziny:P Według mnie najlepsze są epilogi kiedy nikt ich się zupełnie nie spodziewa, ale spokojnie, jeszcze trochę moich wypocin się tutaj ukaże :)
Teraz zmykam na zajęcia, miłego popołudnia kochane :*

PS.Jeśli czytasz zostaw nawet drobny komentarz, nie wiesz jak on motywuje! ;)

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział XXIX.

ROZDZIAŁ XXIX.
-Rozmawiałam z szefem. Na początku jak usłyszał o urlopie i jego powodzie myślałam ,że mnie zje na miejscu. Za szczęśliwy nie był nie ukrywam. Obiecywałam cuda, że nadrobię wszystko, że będę dłużej siedzieć...
-Błagam cię, tylko mi nie mów ,że nie możesz jechać..
-Daj mi skończyć złotko.-skinęłam głową- Powiedział mimo moich wysiłków ,że czwarty czerwca kategorycznie odpada. Spytałam o powód.
-Czyli nie jedziemy?-skrzywiłam się
-Nie skończyłam.-odparła- Powiedział ,że owszem puści mnie, ale w innym terminie.
-Znając realia, miesiąc później.-powiedziałam zrezygnowana i już udawałam się w stronę swojego pokoju
-A ten termin to pierwszy czerwca.-rzuciła, a ja momentalnie odwróciłam się i ruszyłam w jej kierunku
-Jesteś okropna!-krzyknęłam i wyściskałam ją
-U nas to rodzinne, nie wiedziałaś?-zaśmiała się.
Następny tydzień minął w zawrotnym tempie. Moje życie dzieliło się między dyżurami w szpitalu, a studiami. Dopadła mnie cała masa zaliczeń ,a także praca w dłuższym wymiarze w szpitalu. Wracałam do domu późnymi wieczorami zupełnie wykończona bez większej ochoty na nic. Życie w szalonym tempie i ogromne upały ,które nastały w Italii wcale nie sprzyjały. Nie zaniechałam oczywiście swojego nawyku i codziennie rankiem biegałam. A jak było między mną ,a atakującym? On w ciągłych rozjazdach, ja ledwo wyrabiałam na życiowych zakrętach i chcąc nie chcąc rzadko rozmawialiśmy, jeśli w ogóle to rozmową nazwać można było. Zazwyczaj taka 'rozmowa' trwała góra do dziesięciu minut, mniej więcej raz na tydzień. Nikt głupi nie powiedział tego ,że kłótnia to najprostszy i najgłupszy sposób na powiedzenie prawdy. Pokłóciliśmy się. O co? O totalną głupotę. Każde z nas w nerwach wypowiedziało o kilka słów za dużo co przelało czarę goryczy. Co raz bliżej wyjazdu, a ja nie cieszę się już tak bardzo. Nie rozmawiamy ze sobą. Zupełnie jak przed kilku miesiącami. Jak obcy ludzie. Może i smutne lecz prawdziwe.
Szalone tempo życia ustało, nazajutrz o godzinie ósmej minut dziesięć z Rzymu mamy lot do Warszawy. Wyciągnęłam walizkę i pomału zaczęłam pakować potrzebne rzeczy. Czekał mnie cały tydzień w Polsce za którą jeszcze niedawno bardzo tęskniłam. A teraz? Teraz tylko trzeba odbębnić ten tydzień, na jego koniec pójść na mecz i byłoby na tyle.
-Dopiero skakałaś na myśl o wyjeździe do Polski, a teraz co? Z wielkim wysiłkiem się pakujesz. Stało się coś?-zapytała pojawiając się koło mnie Iwona
-Nie, wszystko dobrze.-odparłam beznamiętnie nie przerywając poprzedniej czynności
-Przecież widzę ,że coś jest nie tak.
-Nic czym warto byłoby się przejmować.-odparłam
-Pokłóciliście się?
-My?-spytałam unosząc brew
-Proszę cię, wiem o tym ,że pogodziłaś się z Bartmanem.
-Skąd?
-Ciocine sposoby moja droga oraz moja niezawodna intuicja.-uśmiechnęła się
-Nie wiem czy to zgodą można nazwać bo dalej nie jestem w stanie do końca mu zaufać i do tego się pokłóciliśmy.
-Wrócisz do Polski i wszystko się ułoży, zobaczysz.
-Wątpię w to.
-Trzeba być dobrej myśli.-poklepała mnie po ramieniu
-Zawsze musisz być taka pozytywna?
-Zawsze.-odparła z uśmieszkiem
-Czasem żałuję ,że nie jesteś moją matką.
-Masz mamę, może i coś jej tam w tej prawniczej głowie się chwilowo poprzestawiało, ale ona cię kocha i chce dla ciebie jak najlepiej.
-Wątpię w to. Ostatni raz zadzwoniła do mnie kilka miesięcy temu jak gdyby w ogóle nie interesowała się moją osobą.
-Musicie porozmawiać na spokojnie bez zbędnych emocji. Taki już wasz urok ,że obydwie jesteście strasznie uparte.
-Żeby to było tak proste jak mówisz.
-Ależ jest, wystarczy tylko chcieć.-puściła mi oczko i za chwilę opuściła mój pokój. Dokończyłam pakowanie. Ledwo domknęłam walizkę. Usiadłam na niej głęboko wzdychając. Może i Iwona miała rację, trzeba było wreszcie schować dumę do kieszenie i porozmawiać z mamą. Z resztą nie tylko z nią. Trzeba zrobić ten pierwszy krok bo można potem długo żałować ,że się go nie wykonało. Ten pierwszy, najtrudniejszy, ale ktoś musi się przełamać i najwyraźniej muszę to być ja.
-Lena, ktoś do ciebie.-przerwał mi głos cioci dobiegający z mieszkania. Natychmiast się zerwałam i udałam zobaczyć kogo przyniosło. Ujrzałam uśmiechniętą od ucha do ucha twarz Travicy. Przez te kilka spotkań poznałam go dosyć dobrze. Można by powiedzieć ,że się zakumplowaliśmy. Miał w sobie coś takiego ,że ludzie lgnęli do niego i to ,że aż chciało się być w jego towarzystwie. A Giulio? Po tym wszystkim owszem kontaktował się ze mną, spotykaliśmy się od czasu do czasu ,ale nie było to taka częstotliwość jak kiedyś. W sumie nie przeszkadzało mi to, nie miałam nawet czasu.
-Streszczaj się Travica bo jutro rano trzeba wstać.-wymamrotała Iwona i zaszyła się w swoim pokoju
-Coś ty jej zrobił ,że ona cię tak lubi?
-Może ona nam to powie bo ja nie mam zielonego pojęcia.-wzruszył ramionami, a ja tylko po cichu się zaśmiałam
-Coś się stało?
-Coś się musi stać żebym odwiedził kumpelę?
-A przyszedłeś bez żadnej nowiny?
-No dobra masz mnie.-odparł ze śmiechem
-Mam kumpla ,który jest w jednej grupie z tym całym Giuliem i ogółem się z nim od czasu do czasu widuje na jakichś prywatkach. Ponoć dostał się na staż przy Resovii od października.
-To pewne?
-Nie mówiłbym ci tego gdybym tego nie sprawdził.-odparł. Nie ukrywam, ta informacja zupełnie wprawiła mnie w stan osłupienia. Rozumiem, mógłby wyjechać do Polski, ale Rzeszów? Powód był dla mnie jasny jak słońce. Dragan posiedział jeszcze chwilę u mnie po czym musiał zmykać bo obiecał wpaść do Michaeli i Cristiana na kolację. Chciał mnie zabrać ze sobą ,ale potrzebowała oswoić się z otrzymaną od niego informacją. Niektórzy ludzie w momentach kryzysu, smutku zajadali go czekoladą, inni brali żyletkę i kończyli definitywnie ze wszystkim włącznie z życiem, inni pisali ,a ja także miałam swój odmienny sposób na radzenie sobie z tym. Biegałam. To pozwalało mi na chwilę odejść od otaczającego mnie świata. Pobyć sam na sam ze sobą, ze swoim myślami. W trybie natychmiastowym ubrałam się, wzięłam ipoda i za moment wybiegłam z mieszkania ignorując wręcz pytania Iwony o cel mojej podróży. Byłam w swoim żywiole. Bieganie dawało mi o tyle satysfakcję co dostarczało w pewnym stopniu adrenaliny ,której ostatnimi dniami brakowało mojemu organizmowi. Nie przebiegłam standardowo pięciu kilometrów, dzisiaj było to blisko dziesięć. Jak zwykle dużo myślałam nad swoim życiem w tle słysząc głos Jona Bon Jovi. To był zdecydowanie lek na wszystko. Pasja. Dzięki niej zapominałam o całym świecie i zagłębiałam się w jakby odległym, nie rzeczywistym świecie. Życie staję się z nią zdecydowanie przyjemniejsze, nabiera kolorów, to jest coś co daje pozytywnego kopniaka. Ludzie mogą odejść, ale pasja zostaje choćby nie wiem co. Z dnia na dzień nie ustanie. Jest z nią tak samo jak z zakochaniem. Jeśli zakochasz się raz, zupełnie się w tym zatracasz. Rzeczy materialne i mało istotne jak gdyby przestają mieć znaczenie. Liczy się tu i teraz.
Nim się zorientowałam byłam pod drzwiami mieszkania. Od razu poszłam do łazienki. Wzięłam długi,zimny prysznic. Dokładnie osuszyłam swoje ciało ręcznikiem po czym włożyłam stary t-shirt z królikiem Bugsem i leginsy trzy czwarte. Mokre włosy owinęłam ręcznikiem i szybko przemknęłam do swojego pokoju. Jak co wieczór wzięłam laptop na kolana i zaczęłam przeglądać różne strony internetowe od facebooka zaczynając. Po jakiejś godzince zatrzymałam wzrok na artykule o rzekomo nowej dziewczynie atakującego Resovii i reprezentacji Polski. Spojrzałam jeszcze raz na datę artykułu z nadzieję ,że pochodzi on sprzed kilku miesięcy. Niestety, a może stety był jak najbardziej aktualny. Zaczęłam lekturę do której załączone była spora liczba zdjęć. Wtedy w głowie pojawiło się pytanie. Wierzyć czy nie wierzyć w to co zobaczyłam? Łudzić się ,że to jakieś stare zdjęcie wyciągnięte sprzed kilku miesięcy tudzież lat, a może pogodzić się z tym co było widoczne? I czy właściwie tam było widać ,że to mogła być jego nowa wybranka? Setki pytań, jak na razie odpowiedzi brak. Nie dawało mi to zbytniego spokoju, postanowiłam zapytać wiarygodnego źródła.    Weszłam na komunikator zwany skypem. Była dostępna. Natychmiast połączyłam. Niemalże natychmiast odebrała.
-Majson bądź ze mną szczera dobrze?
-Kiedyś cię okłamałam?-zaśmiała się- Mów.
-Czy on kogoś ma?-spytałam jakby nie do końca pewna swojego pytania
-Miałam być szczera do bólu ,więc będę. Z tego co wiem niby nie ma nikogo, ale przyznam ,że widziałam go kilka razy z jakąś dziewczyną.
-Dlaczego nic nie mówiłaś?
-A mało masz na głowie? Z resztą on powiedział ,że to nikt dla niego ważny po co miałam cię nie potrzebnie martwić?
-Może i masz rację.-westchnęłam
-Dlaczego cię on tak interesuje?-zapytała nagle. No tak, nic nie wiedziała o pewnych wydarzeniach z Maceraty sprzed blisko miesiąca. Nie zdążyłam się ugryźć w język w odpowiednim momencie.
-Tak po prostu, widziałam na jakimś portalu wieści o nowej dziewczynie.-wybrnęłam
-Skoro tak mówisz.-uśmiechnęła się- Na którą jutro będziesz?
-Jak się nic nie opóźni to koło jedenastej.
-To albo ja albo Piotrek wpadniemy po ciebie.
-Nie musicie.-odparłam
-Wiem, a co nie chcesz nas zobaczyć?
-Oszalałaś? Pewnie ,że chcę.
-Spróbowałabyś nie!-prawie ,że krzyknęła po czym zaśmiała się.
Jak to Maja wypytywała o wszystkie możliwe rzeczy. Musiała wiedzieć wszystko, więc jak cierpliwie odpowiadałam na jej wszystkie pytania.
-Kiedy wracasz na stałe?
-Koło października.-odparłam
-Dopiero?-skrzywiła się
-A co, stęskniłaś się za mną?
-Nawet nie wiesz jak mi cię tutaj brakuje.
-Nie przesadzaj.
-Nie widzę w żadnym momencie przesady moja droga. Nie gadaj tylko mi tutaj wracaj do Rzeszowa łajzo.
-Piotrek nie wystarcza?-zapytałam z uśmiechem
-Nie o to chodzi. Czasem potrzebuję tylko babskiego towarzystwa. Żeby nie było mam koleżanki.-zaśmiała się- Ale wiesz, to nie to samo co z tobą.
-Szybko minie, jeszcze tylko parę miesięcy.
-Łatwo mówić.-fuknęła- Dlaczego ja ci dałam wyjechać? Dlaczego on ci dał wyjechać? Jakie to wszystko...
-Popieprzone?-dokończyłam za nią
-Nawet bardzo. Nie możemy patrzeć jak dwójka naszych przyjaciół zachowuje się jak dzieci.
-A ty dalej o tym samym...
-Dobra, w takim razie pomęczę cię jutro w drodze z Okęcia.-pokazała język-Muszę iść bo mam dwa projekty do zrobienia. Do jutra brzydoto!
-Do jutra zołzo kochana.-uśmiechnęłam się.
Głupio czułam się nie mówiąc jej do końca prawdy. Obiecałam sobie w tym momencie ,że jak tylko wrócę do Polski powiem jej o wszystkim. Pewnie i tak obrazi się za to ,że nie powiedziałam jej wcześniej, ale lepiej późno niż wcale. Następne dwie godziny spędziłam na oglądaniu "Incepcji" wraz z ciocią w salonie. Film skończył się grubo po dwudziestej drugiej. Iwona pognała od razu do sypialni ziewając przy tym. Ja jeszcze posiedziałam chwilę przeskakując z kanału na kanał po czym po dwudziestej trzeciej położyłam się spać.
Nazajutrz obudziłam się kilka minut po szóstej. Przeciągnęłam się ziewając przy tym. Z kuchni czuć było zapachy śniadania ,a także świeżo zaparzonej kawy. Powolnie skierowałam się ku kuchni. Ciocia powitała mnie promiennie uśmiechem i standardowym 'Dzień dobry śpiochu'. Od razu podstawiła mi pod nos talerz z górą kanapek i szklankę pomarańczowego soku. Posłusznie skonsumowałam posiłek, wypiłam duszkiem szklankę soku i pognałam zająć łazienkę przed ciotką. Ubrałam się, delikatnie podkreśliłam oczy eyelinerem oraz tuszem, włosy zostawiłam rozpuszczone. W rekordowym czasie opuściłam łazienkę bo nie bagatela, w piętnaście minut byłam gotowa. Zaraz po mnie do łazienki wcisnęła się Iwona. Poszłam do pokoju sprawdzić czy aby na pewno zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy. Wzięłam swoją walizkę i pociągnęłam ją ku korytarzowi. Usiadłam na niej w oczekiwaniu na ciocię. Za jakieś dziesięć minut była w pełni gotowa i za jakieś dwadzieścia minut byłyśmy w drodze na rzymskie lotnisko. Podróż minęła zastraszająco szybko i  nim się spostrzegłam byłyśmy na lotnisku oczekując na lot. Na całe szczęście się nie opóźnił, Rzym opuściłyśmy planowo o ósmej trzydzieści dwie. Jak to miałam w zwyczaju ledwo samolot uniósł się nad ziemię ja już wpadłam w objęcia Morfeusza.
*WŁĄCZ MUZYKĘ*
Budzę się w jakimś sterylnym pomieszczeniu gdzie dominuje biel. Zaczynam rozglądać się gorączkowo  po pokoju. Mój wzrok zatrzymuje się na łóżku na którym... widzę siebie. Siebie podłączoną do różnych aparatur ,które podtrzymują funkcje życiowe. Czuję się jak w jakieś mało śmiesznej komedii. Za chwilę do pomieszczenia wchodzi lekarz, tak zgaduję po białym kitlu. Sprawdza coś przy aparaturach skrzętnie wszystko notując. Za chwilę znika za drzwiami na których dostrzegłam swoje nazwisko oraz imię. Podchodzę bliżej łóżka. Wyglądam jak roślina. Zupełnie blada, twarz nie wyraża żadnych emocji. Wyglądam jak własny cień. Jestem przeraźliwie chuda. Odwracam się. Za szybą widzę lekarza rozmawiającego z moimi rodzicami. Mama płaczę. Za moment zjawia się koło niej Zuzia i przytula ją. Po jej zwykle radosnych policzkach spływając duże jak groch łzy. Lekarz odchodzi. Ojciec znika z pola widzenia, tak samo mama i Zuzia. Za chwilę widzę znajome twarze. Nie są to te same, jak zwykle radosne twarze. Na nich maluje się ogromny smutek, żal i przerażenie. Można dostrzec łzy. Nie mam pojęcia o co chodzi. Nagle coś zaczyna niemiłosiernie piszczeć. To jedna z apratur. Do sali wbiega dwóch lekarz, jedna pielęgniarka. Coś krzyczą i uniemożliwiają mi zobaczenie co robią. Boję się tam podejść. Ogarnia mnie dziwny strach. Spoglądam z przerażeniem na znajomych ,którzy wbili swój wzrok przez szybę chcąc wiedzieć co dzieje się na sali. Wyglądają jak własne cienie. Widzę łzy ściekające po policzku. 
Budzę się zupełnie przerażona. Z trudem przychodzi mi złapanie oddechu. Po chwili uspokajam się. Iwona nie widzi tego, śpi. Ten sen nie daje mi spokoju. Próbuje o nim nie myśleć, ale to wraca jeszcze ze zdwojoną siłą. Jestem nim przerażona. Co on miał oznaczać? Znowu robię się nie spokojna. Tym razem widzi to ciocia. Pyta czy wszystko w porządku. Kłamię i kiwam twierdząco głową. Za chwilę stewardess oznajmia ,że za dziesięć minut wylądujemy na warszawskim Okęciu. To dziesięć minut mija jak godzina. Wreszcie można odpiąć pasy. Pośpiesznie je odpinam i czym prędzej opuszczam samolot. Iwona ledwo za mną nadąża. Odbieram nasze bagaże z luku.
-Lena, spójrz.-mówi ,a ja zaraz odwracam wzrok w wyznaczonym kierunku. Nie wierzę w to co widzę. Najpierw ten sen ,a teraz ta osoba. Stoję w bezruchu nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Po prostu patrzę. Wreszcie moje nogi jak gdyby zupełnie bez mojej kontroli ruszają w tym kierunku. Najpierw metry, potem centymetry nas dzielą.
_____________________________________________________________________
Przepraszam ,że dopiero dzisiaj ,ale wiecie, święta i nie wypadało mi odejść od stołu i pójść na komputer pisać, zwłaszcza ,że z rodzinką widzę się zaledwie dwa razy do roku :) Troszkę pobawiłam się ze zmianą pewnych detali na blogu, mam nadzieję ,że mogą być.  Następny rozdział prawdopodobnie w czwartek. Trochę długo mi się go pisało, ale to jak wypadł oddaję waszej ocenie, enjoy ;)
pozdrawiam :*