niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział V.

ROZDZIAŁ V.
-Mógłbyś dać mi wreszcie święty spokój?-spytałam poddenerwowana widokiem nie kogo innego jak Marcina przed sobą
-Mówiłem ,że znalazłaś sobie jakiegoś nowego pocieszyciela.-powiedział ironicznie
-To jest moje życie i będę robić co mi się spodoba ,a tobie nic do tego.
-Żałosna jesteś.-rzucił
-Ja żałosna?-prawie,że krzyknęłam- Śmieszysz mnie. Żałosny jesteś ty tyle ci powiem.
-Prowadzaj się po mieście z nowym kochasiem, i tak prędzej czy później będziesz chciała do mnie wrócić.-atakujący przyglądał się naszej 'rozmowie' ,ale widziałam ,że w nim aż się gotuję
-Albo stąd odejdziesz kolego albo inaczej porozmawiamy.-powiedział siatkarz stając przed Marcinem
-Jeszcze śmiesz mi grozić marny siatkarzyku?-spytał z arogancją w głosie
-Odejdź bo nie ręczę za siebie.-warknął ,a Marcin odszedł w popłochu-Co ty widziałaś w ty gnoju?
-Szczerze mówiąc nie wiem.-odparłam roztrzęsiona- Dobrze ,że odkryłam to jaki jest przed ,a nie po ślubie.
-Lepiej późno niż wcale.-uśmiechnął się-Wracasz na noc do domu?
-Nie zamierzam. Chyba wrócę do Rzeszowa.-westchnęłam
-Nie pozwolę ci wracać do Rzeszowa o tej porze i w takim stanie.-zaprotestował-Zabiorę cię do siebie, zgoda?
-Nie chcę robić ci problemu.
-Przestań, żaden problem dla mnie, sama przyjemność.-uśmiechnął się.
Za parę minut byliśmy w mieszkaniu Zbyszka. Widać było w nim kobiecą rękę przy urządzeniu. Usiadłam na kanapie ,a za chwilę siatkarz przyniósł mi szklankę z sokiem i usiadł koło mnie.
-Widzę jakaś narzeczona była dekoratorką.
-Prawie.-zaśmiał się- Dokładnie to siostra. Tak ogólnie to nasze wspólne mieszkanie ,ale ona mieszka we Francji na stałe, więc zostało mi w przydziale.
Rozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę aż oczy zaczęły same mi się zamykać. Nie dziwne, było już grubo po dwudziestej trzeciej. Oparłam głowę i oparcie kanapy i zaczęłam przysypiać co zauważył siatkarz. Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni.
-A ty gdzie będziesz spał?-spytałam na wpół przytomna
-Przekimam się na kanapie, spokojnie.-odgarnął kosmyki moich włosów
-Nie, proszę cię zostań.-nie wiem czemu to powiedziałam, ale nie chciałam być sama, potrzebowałam po prostu kogoś no powiedzmy do towarzystwa, a siatkarz kiwnął tylko głową i ułożył się koło mnie i nieśmiało przytulił mnie do siebie tak ,że mogłam napawać się wonią jego perfum. Czy my byliśmy dalej tylko przyjaciółmi? Wiedziałam ,że mogę zawsze na niego liczyć, że pomoże mi z każdym problemem albo po prostu posiedzi ze mną tylko kiedy tego będę potrzebowała, tak samo jak dzisiaj. Dręczyło mnie to pytanie, nie mogłam wyrzucić go z głowy, ale nie chciałam na razie znać odpowiedzi. Gdy się obudziłam Zbyszka nie było już w pokoju ,a z kuchni dochodziły mnie zapachy śniadania. Uśmiechnął się tylko na mój widok i dalej kontynuował robienie śniadania.
-Głodna?-spytał z uśmiechem
-Jak nigdy.-powiedziałam, a ten za chwilę postawił przede mną talerz z naleśnikami z bitą śmietaną-Ale nie aż tak.-zaśmiałam się
-Spokojnie, pomogę ci.-uśmiechnął się i za chwilę postawił przede mną kubek latte.
Po kim jak po kim ,ale nie spodziewałabym się po Zbyszku ,że jest tak świetnym kucharzem. Ze smakiem zjadłam trzy naleśniki, a siatkarz dokończył resztę.
-Musisz dzisiaj wracać do Rzeszowa?-spytał
-Do Rzeszowa teoretycznie wrócić dopiero muszę w październiku.-uśmiechnęłam się
-W takim razie porywam cię na zakupy.-powiedział zadowolony
Poszłam się tylko odświeżyć i za jakieś pół godziny byliśmy w galerii handlowej. Zbyszek nie był jak stereotypowy facet, wręcz przeciwnie, uwielbiał chodzić po sklepach i na dodatek miał doskonałe wyczucie stylu. Po blisko dwóch godzinach mieliśmy wstąpić jeszcze do Reserveda a potem na obiad. Rozdzieliliśmy się będąc w sklepie, ale po jakichś parunastu minutach siatkarz był już koło mnie z zakupionymi rzeczami.
-Zakupoholik normalnie.-zaśmiałam się- Ja nawet nie przeszłam całego działu.
-W takim razie pomogę ci coś wybrać, zgoda?-spytał i nie czekając na moją odpowiedź zaczął przeglądać rzeczy ,a po kilku minutach podał mi parę rzeczy i nakazał iść z nimi do przymierzalni co posłusznie zrobiłam.
Nałożyłam najpierw pierwszą sukienkę i wyszłam się pokazać siatkarzowi ,który cierpliwie czekał.
-Ja to jednak mam gust.-powiedział z uśmiechem i obkręcił mnie wokół własnej osi-Pięknie wyglądasz.
-A ty masz świetny gust.-uśmiechnęłam się po czym poszłam przymierzać kolejne rzeczy znalezione przez siatkarza. Trochę się tego uzbierało, ostatecznie wzięłam parę rzeczy na czele z sukienką ,którą wybrał mi Zbyszek. Wstąpiliśmy też na mało sportowe jedzenie bo na gyrosa.
-Chodzić z tobą na zakupy to sama przyjemność, wiesz?-spytałam zajadając się ze smakiem 'obiadem'
-Szkoda ,że najczęściej chodzę sam.-westchnął
-Od teraz jak tylko idziesz na zakupy, idę z tobą.
-Z wielką przyjemnością, ale następnym razem ty coś wybierasz dla mnie.-wyszczerzył się
-Z przyjemnością.-uśmiechnęłam się- Kiedy musisz wrócić na kadrę?
-Za tydzień.-odparł
-Zostajesz teraz w Warszawie?-spytałam z nadzieję
-Raczej tak. Czemu pytasz?-spytał
-W takim razie ja też zostanę.-odparłam zadowolona
-Możesz nawet i u mnie.
-Nie chcę siedzieć ci na głowie. Zostanę u rodziców.
-Przecież to żaden problem, mi będzie raźniej bo moi staruszkowie są teraz u siostry we Francji i siedzę sam.-powiedział
Zgodziłam się, skoro nie widział żadnych przeszkód postanowiłam z nim pobyć dopóki znowu nie wyjedzie na kadrę. Korzystając z całkiem dobrej pogody postanowiliśmy się przespacerować parkiem. Gdy byliśmy już niedaleko mieszkania Zbyszka zaczął padać deszcz. Siatkarz zabrał ode mnie torby i nieśmiało złapał mnie za rękę po czym zaczęliśmy jak małe dzieci uciekać przed lejącym się strugami z nieba deszczem. Gdy weszliśmy do domu byliśmy cali przemoczeni. Od razu poszłam się przebrać, zgarnęłam po drodze jakąś koszulkę siatkarza i szorty i udałam się do łazienki zmienić przemoczone ubrania. Dosłownie za moment wyszłam, siatkarz najwyraźniej poszedł się przebrać więc nastawiłam wodę na herbatę i usiadłam na kanapie zawijając mokre włosy w ręcznik.
-A ja szukałem koszulki.-zaśmiał się siatkarz stając przede mną w samych spodniach
-Jak chcesz mogę ci ją oddać, nawet teraz zaraz.-wyszczerzyłam się
-Nie, pasuje ci.-uśmiechnął się i siadł koło mnie
-Ubrałbyś się Bartman.-powiedziałam śmiejąc się gdy ten przysunął się do mnie
-Przeszkadzam ci?-spytał zalotnie
-Czy ja wiem...-uśmiechnęłam się szeroko i znowu byliśmy tak blisko ,że nasze twarze dzieliły milimetry. W duchu modliłam się tylko żeby znowu nam nikt nie przerwał. Za dosłownie moment wpił swoje usta w moje. Nie protestowałam, oddałam się chwili napawając się zapachem jego perfum ,które drażniły moje nozdrza. Za chwilę oderwaliśmy się od siebie i nic nie mówiliśmy tylko szeroko się do siebie uśmiechnęliśmy po czym siatkarz mocno mnie objął. Zaczął się bawić moim jeszcze nieco mokrymi kosmykami włosów po czym delikatnie pocałował mnie w czubek głowy. Tą błogą chwilę przerwało pukanie do drzwi.

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział IV.

ROZDZIAŁ IV.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wydawało mi się ,że to jakiś mało śmieszny żart. Tak jak stałam miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami.
-Nie odpowiesz mi?-spytał z szyderczym uśmiechem
-Zostaw mnie.-odparłam zirytowana
-Nie takiego przywitania się spodziewałem od narzeczonej.
-Byłej narzeczonej. -poprawiłam go-Mam ci przypomnieć kto mnie zdradził z moją najlepszą przyjaciółką?
-Daj spokój, słońce, to był głupi błąd. Daj mi go naprawić.
-Chyba sobie kpisz. Żałuję ,że wcześniej nie przejrzałam na oczy, bynajmniej nie straciłabym trzech lat swojego życia.-powiedziałam poddenerwowana
-Przestań, głupio wyszło po prostu.-odparł jak gdyby nic nie robiąc sobie z tego co się stało rok temu
-Głupio wyszło?!-prawie ,że krzyknęłam- Nawet sobie nie wyobrażasz ile mnie to wszystko kosztowało.
-Skarbie, proszę cię.
-Nie skarbuj mi tu.-warknęłam
- A tak w ogóle co ty tu właściwie robisz? Stałaś się nagle fanką siatkówki i wyczekujesz na swoich bohaterów?-zaśmiał się zmieniając zupełnie temat
-Nie twoja sprawa.
-No już nie bądź taka zła. Chodź porozmawiamy w naszej ulubionej kawiarnii, wszystko będzie jak dawniej.
-Nie rozumiesz? Nie mamy o czym rozmawiać. Nie chcę do tego wracać, ułożyłam sobie na nowo życie i nie ma w nim miejsca na takich palantów jak ty.-odparłam ,a ten tylko parsknął śmiechem
-Już znalazłaś sobie pocieszyciela?-zakpił- I tak wrócisz do mnie, prędzej czy później.
-Nie twój interes.-odparłam oschle- Nawet gdybyś był ostatnim facetem na ziemii nie popełniłabym znowu tego samego błędu.- po tych słowach na lotnisku zaczęła się wrzawa i nie trudno było się domyślić ,że siatkarze byli już na warszawskim lotnisku. Chciałam odejść ,ale złapał mnie za rękę, którą momentalnie zabrałam.
-Gdzie się wybierasz?
-Nie muszę ci się z niczego spowiadać.-odparłam
-Jak to nie?-spytał wielce urażony
-Po prostu, nie jestem twoją własnością.
-Może jednak dasz mi szansę?-spytał potulnie
-Żarty sobie robisz? Miałeś swoją szansę, ale ją zmarnowałeś, więc żegnam.-powiedziałam i po chwili dodałam- Po prostu raz na zawsze zniknij z mojego życia.
-Ale nie chcę znikać, chcę być obecny w twoim życiu i żebyś ty była obecna w moim.
-Po tym wszystkim co mi zrobiłeś?-spytałam ze łzami w oczach
-Popełniłem błąd, każdemu się może zdarzyć.-powiedział zupełnie obojętnie
-Owszem, każdemu może się zdarzyć, ale nie coś takiego. Nawet nie wyobrażasz sobie ile zdrowia mnie to wszystko kosztowało.
-Skoro nie chcesz dać mi szansy, to może tak po prostu przejdziemy się żeby powspominać stare dobre czasy?-zaproponował
-Nie ma co wspominać.-rzuciłam- Po prostu zapomnij o mnie co?
-Nie potrafię.-odparł
-Jakoś będziesz musiał. Muszę iść.-po tych słowach odeszłam od niego, tym razem mnie nie zatrzymywał. Podeszłam do czekającej na mnie Mai.
-Zgaduję ,że to był niedoszły?-spytała
-Niestety.-odparłam i zaczęłam wypatrywać Zbyszka. Nijak nie mogłam go dostrzec przez te tłumy, a chyba nie darowałabym sobie jakbym się z nim nie spotkała.
-Widzisz go gdzieś?-spytałam przyjaciółki
-Wszystkich tylko nie jego.-zaśmiała się.
-No to pięknie.-odparłam i z niedowierzaniem pokręciłam głową i wyruszyłam razem z Mają do przodu w poszukiwaniu atakującego. Po dobrych paru minutach wyszukiwania postanowiłam się po prostu poddać. Stwierdziłam ,że musiał mi gdzieś umknąć na samym początku.
-No i chyba mi uciekł.-powiedziałam będąc w zupełności pewna ,że Maja stoi za mną i odwróciłam się. Ku mojemu zaskoczeniu za mną wcale nie stała szczupła szatynka, a blisko dwumetrowy uśmiechnięty od ucha do ucha siatkarz.
-Zbyszek!-prawie ,że krzyknęłam i szeroko się uśmiechnęłam na widok siatkarza ,który przytulił mnie do siebie -Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś.
-Przepraszam, już nie będę.-wyszczerzył się- Co to za facet był?
-Taki jeden przez którego zmarnowałam dobre trzy lata swojego życia.
-A to ten dupek..-nie dokończył bo skarciłam go wzrokiem
-Zbyszek...
-No co, źle mówię?-spytał uśmiechając się ,a ja tylko się uśmiechnęłam.
Obydwoje zostaliśmy w Warszawie u swoich rodziców. Poszliśmy na lody, oczywiście zeszło nam dosyć długo ,że do domu wróciłam dopiero po dwudziestej drugiej. Nazajutrz siatkarz miał wrócić do Jastrzębia spakować rzeczy i za tydzień miał być w Rzeszowie. Ja po dwóch dniach w rodzinnym gniazdku wróciłam do 'siebie'. Nie mogłam wytrzymać tych ciągłych błagań, zwłaszcza mamy o to żebym wróciła studiować do Warszawy, żebym dała szansę temu samemu mężczyźnie ,który parę miesięcy temu choć wiedział ,że za chwilę się żeni nie zawahał się zdradzić swojej narzeczonej z jej najlepszą przyjaciółką. Nie mogłam zrozumieć dlaczego mnie do tego namawiała skoro widziała ile to wszystko mnie kosztowało. Starała się przejąć kontrolę nad moim życiem, jakby zapomniała ,że za chwilę będę mieć dwadzieścia trzy lata i nie potrzebuję opieki mamy na każdym kroku. Była zdecydowanie nadopiekuńcza względem mnie co doprowadzało do różnych spięć między nami. Bez kłótni nie obyło się i tym razem.
-Może jeszcze to wszystko przemyślisz i wrócisz do domu, do Marcina?-spytała z troską kiedy zbierałam się już do wyjazdu
-Mamo, ile razy do jasnej cholery mam ci powtarzać ,że do niego już nigdy nie wrócę?!-prawie ,że krzyknęłam- Skrzywdził mnie i to bardzo i ty karzesz mi do niego wrócić?
-Każdy zasługuję na szansę.-ciągnęła
-Wy się zmówiliście czy co?-spytałam z pretensją- Zrozum wreszcie ,że ja do niego nigdy nie wrócę. Wyszłam na prostą i jestem szczęśliwa w Rzeszowie.
-Ale co cię tam trzyma, a właściwie kto? Na prawdę lepiej się tam czujesz niż w Warszawie?-zasypywała mnie masą pytań
-Mamuś, na prawdę jestem tam szczęśliwa, miasto jest piękne, mam tam znajomych, przyjaciół, dobre miejsce stażowe.
-Przyznaj, po prostu kogoś tam poznałaś i dlatego nie chcesz dać szansy biednemu Marcinowi.-powiedziała wręcz z wyrzutem
-Biednemu?!-krzyknęłam- Dlaczego nagle z niego robisz ofiarę? Chyba to on mnie skrzywdził , a nie na odwrót.
-Odpowiedz mi na pytanie.-powiedziała z surową miną
-Nie, nie mam nikogo, jestem sama. Zadowolona?
-A słyszałam ,że ostatnio na kogoś czekałaś na Okęciu.-rzuciła
-Nie twoja sprawa na kogo tam czekałam.-wrzasnęłam i za chwilę wzięłam torbę i trzaskając drzwiami wyszłam z domu. Po moim policzku spływały łzy. Nawet własna matka nie potrafiła mnie zrozumieć, tylko ślepo wierzyła w każde słowa Marcina. Wsiadłam do samochodu i rozpłakałam się jak małe dziecko. Z płaczu wyrwał mnie dźwięk smsa.
                                                    Jesteś jeszcze w Warszawie? ;-)
                                             - Jeszcze jestem, błagam powiedz ,że ty też.                                                       
                                                 Właśnie jestem, coś się stało?
                                            - Potrzebuję porozmawiać, masz chwilę?
                                  Dla ciebie zawsze. Powiedz gdzie jesteś i jestem za pięć minut.
Wysłałam siatkarzowi namiary na park ,który znajdował się kilka kroków od mojego osiedla i siadłam na parkowej ławce w oczekiwaniu na niego. Przyciągnęłam nogi do siebie i siedziałam i jak małe dziecko siedziałam czując spływające łzy po policzku. Za chwilę dostrzegłam Bartmana ,który od razu usiadł koło mnie i mnie objął.
-Co się stało?-spytał zaniepokojony
-Moja własna matka karze wrócić mi do Warszawy na studia i do niedoszłego narzeczonego bo ona tak sobie wymarzyła i koniec.-powiedziałam szlochając
-Przecież nie może decydować za ciebie o twoim życiu.-powiedział ciepło i mnie do siebie przytulił-Nie płacz już.
-Przepraszam ,że tak się rozkleiłam.-powiedziałam wycierając łzy
-Po to jestem, żebyś się wypłakała w moje ramię gdy potrzebujesz.-uśmiechnął się odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy
-Dziękuję ,że jesteś.-uśmiechnęłam się
-I taką cie lubię, uśmiechniętą.-powiedział ,a je jeszcze szerzej się uśmiechnęłam-Także piękna, pamiętaj złość piękności szkodzi.
-Zawsze musisz być taki?-spytałam z uwagą mu się przyglądając
-Jaki?-spytał
-Takim niepoprawnym optymistą?
-Ktoś musi.-wyszczerzył się
-Jednak to prawda ,że działasz na kobiety.-uśmiechnęłam się
-Ja?-spytał z aktorskim zdziwieniem
-Tak ty, panie Bartman. Przed chwilą jeszcze moje życie nie miało sensu i wylewałam litry łez, a teraz jednak ma ono sens.-zaśmiałam się
-No widzisz. Do usług
-Chętnie skorzystam.-uśmiechnęłam się cały czas patrząc w jego zielone oczy i przez chwilę zamilkliśmy i patrzyliśmy na siebie. Nasze twarze zaczęły zbliżać się ku sobie i wydawać się mogło ,że za chwilę wpije on swoje usta w moje, gdy jednak nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry ktoś nam przerwał.
-No proszę, a nie mówiłem?- a my zaraz odskoczyliśmy od siebie.

Rozdział III.

ROZDZIAŁ III.
Czas mijał w zastraszająco szybkim tempie. Nim się obejrzałam minęła jesień i był już koniec zimy. Zbyszek od czasu do czasu się do mnie odzywał, a to pisał, a to dzwonił, nasze relacje określały się do znajomości co bardzo mi odpowiadało. Na studiach wszystko było w jak najlepszym porządku, zaliczałam wszystko z nadmierną łatwością. Odbywałam też przy okazji staż w rzeszowskim szpitalu. Stawałam na nogi po tym wszystkim co mnie spotkało. Choć te niemiłe wspomnienia czasem wracały starałam się o nich nie myśleć. Po prostu było, minęło, życie toczy się dalej.  Rodziców odwiedzałam rzadko, dalej wypominali mi wydarzenia do których najchętniej bym nie wracała pamięcią. Znalazłam sobie też nowe hobby, kiedyś na ulicy zaczepiła mnie kobieta z agencji modelek i zaprosiła na sesję. Nie mając nic przeciwko zgodziłam się i tak też zaczęła się moja mała przygoda z fotomodelingiem. Nie traktowałam tego zbyt poważnie, po prostu jak dobrą zabawę czy dodatkowe hobby. Nie miałam prawie w ogóle wolnego czasu, ale to lepiej, nie miałam czasu myśleć nad tym wszystkim. Tak też upływały kolejne miesiące i zbliżał się czerwiec. A co za tym idzie rozgrywki reprezentacji w Katowicach, a dokładniej liga światowa. Zgodziłam się, gdzieś w duchu cieszyłam się ,że wreszcie zobaczę Zbyszka. Na miejscu byłyśmy pierwszego czerwca, nawet nie zdążyłyśmy dotrzeć do hotelu i musiałyśmy pędzić od razu na mecz. Polacy wygrali bez większych kłopotów z Finlandią. Nie pchałyśmy się do siatkarzy, nie miałyśmy najmniejszych szans z tym tłumem ,który się tam zebrał. Wyszłyśmy bocznym wyjściem. Powoli zmierzałyśmy w kierunku hotelu aż ktoś mnie zawołał. Momentalnie się obróciłam. Nie widziałam wyraźnie kto mnie wołał bo było już ciemno, ale widziałam ,że postać ta zbliża się moim kierunku. Maja stwierdziła ,że nie będzie przeszkadzać i poszła do hotelu.
-Pamiętasz jeszcze jak mam na imię.-powiedziałam widząc przed sobą Zbyszka
-Jakbym mógł nie pamiętać?-spytał obdarzając mnie promiennym uśmiechem
-No nie wiem, cały czas mecze, treningi, wywiady, fanki to mogłeś zapomnieć.-odparłam
-O tobie nigdy.-dodał-Przejdziemy się?
Wzruszyłam ramionami i ruszyliśmy przed siebie.
-Co słychać ogółem?-spytał
-Jakoś leci. Mam staż w szpitalu, na studiach wszystko pozaliczane.
-I do tego kariera modelki?-spytał z uśmiechem
-Skąd wiesz?-spytałam zaskoczona
-Co ty myślisz ,że nie mam konta na takim portalu jak facebook?-uśmiechnął się
-I wszystko jasne.-zaśmiałam się
-Widzę masz dobry humor.
-Zawsze taki mam.-odparłam
-Udam ,że tego nie słyszałem.-uniósł kącik ust ku górze, a ja parsknęłam śmiechem
-Po prostu uznałam ,że nie ma co rozpamiętywać tego co było kiedyś, po prostu trzeba iść do przodu.
-I bardzo dobrze. Przy okazji uznałaś ,że postawa feministki też nie jest dla ciebie.
-Zabawne.-pokazałam mu język. Chyba po raz pierwszy byłam tak otwarta wobec niego. Aż sama byłam zdziwiona swoją postawą.
-Wiesz co ci powiem?-spytał patrząc na mnie- Mimo ,że nie znamy się jakoś bardzo dobrze brakowało mi ciebie.
-Fanki nie wystarczające w Jastrzębiu?
-Na to wygląda.-uśmiechnął się-Zdecydowanie wolę te rzeszowskie.
-No wiesz, Maja jest do wzięcia.-odparłam
-Tylko ona?-spytał stając tak ,że nasze twarze dzieliły tylko centymetry ,a ja stałam wpatrując się w jego tęczówki.
-W Rzeszowie jest sporo fanek chętnych na partnerki Zbigniewa Bartmana.-odpowiedziałam unosząc lekko ku górze kąciki ust
-One mnie nie interesują.-odparł z szelmowskim uśmiechem
-W takim razie kto cię interesuje?
-Na przykład pewna piękna pani ,która teraz tutaj stoi.-powiedział po czym wyraźnie się do mnie zbliżył tak ,że nasze twarze dzieliły wręcz milimetry
-Co my robimy? Przecież się ledwo znamy.-rzuciłam przerywając błogą chwilę
-W takim razie poznajmy się lepiej.
-Ale to nie ma sensu. Ty jesteś sportowcem, co rok jesteś gdzie indziej, praktycznie nie bywasz w domu, to się po prostu nie uda.
-Przecież wszystko da się pogodzić.
-Nie zawsze.-odparłam nieco odsuwając się od niego
-Daj mi szansę.-powiedział wręcz błagalnym tonem i złapał mnie za rękę-Będę teraz grał w Rzeszowie.
-Mówisz to żeby mnie przekonać?-spytałam
-Trochę tak.-westchnął-Słuchaj, ja wiem jakie krążą o mnie opinie min., ale proszę cię, jedna, jedyna szansa.-powiedział wręcz błagalnym tonem
-Dlaczego ci tak strasznie na tym zależy?-spytałam siatkarza
-Bo na tobie mi zależy.-odparł
-Dobrze, jeden miesiąc.-powiedziałam ,a ten popatrzył na mnie nieco zdezorientowany- Na ten miesiąc zapominam o wszystkim, wszystkich urazach i całej przeszłości. Po prostu miesiąc żeby się lepiej poznać.
-A co potem?-spytał ,a ja bezradnie wzruszyłam ramionami
-Jak nic z tego nie wyjdzie to po prostu jak gdyby nigdy nic o sobie zapomnimy, zapomnimy o tym ,że się w ogóle poznaliśmy i każde wróci do swojego życia. Jakby nic nigdy się nie wydarzyło.-powiedziałam ,a siatkarz przytaknął
-Tylko ja mam teraz ligę światową...-wymamrotał
-W takim razie do sierpnia. Ni krócej ni dłużej.
-W takim razie zgoda.-uśmiechnął się szeroko i nieśmiało złapał mnie za dłoń- Trochę okrutne reguły wymyśliłaś.
-Życie.-odparłam krótko wymuszając uśmiech.
Weekend w Katowicach upłynął szybko. A to chodziłyśmy z Mają na mecze, a w wolnej chwili realizowałam plan i spotykałam się ze Zbyszkiem. Przyznam ,że gdy nie trzymałam już go na tak duży dystans i pozwoliłam mu się do siebie zbliżyć nasze relację zdecydowanie się zacieśniły. Dosyć dobrze się dogadywaliśmy, gdy siatkarz wyjeżdżał na rozgrywki ligi światowej czy do Brazylii czy gdzie indziej potrafiliśmy długim godzinami rozmawiać na skypie czy smsować. Dalej gdzieś w mojej podświadomości był ten strach, strach ,że znowu ktoś mnie skrzywdzi ,nijak nie potrafiłam go sobie wybić z głowy. Wiedziałam ,że istnieje taka możliwość, ale nawet nie wyobrażałam sobie żeby mógł to zrobić. Naprawdę zaczęło mi na nim zależeć. Nie mogłam się doczekać następnego spotkania, następnej rozmowy. Od weekendu w Katowicach widzieliśmy się raptem może trzy razy, dlatego tak czekałam na 19 czerwca. W ten dzień chłopaki wracali z Tampere do Warszawy. Postanowiłam nic nie mówiąc zrobić atakującemu niespodziankę i razem z Mają wybrałyśmy się na lotnisko. Gdy byłyśmy już w budynku, można było dostrzec dosyć sporą liczbę kibiców czekających na siatkarzy. Nie przeciskałyśmy się do przodu, cierpliwie czekałyśmy kilka metrów od kibiców.
-Proszę, proszę, kogo ja to spotykam.-usłyszałam za sobą dobrze mi znany męski głos.

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział II.

ROZDZIAŁ II.
Miesiące w Rzeszowie mijały szybko. Poznałam sporo nowych ludzi, nie tylko z mojego roku. Całkiem dobrze radziłam sobie na nowej uczelni. Nie miałam problemu z zawiązaniem nowych znajomości, była dosyć otwartym człowiekiem aczkolwiek facetów trzymałam na dystans. Może się powtórzę, ale nie chciałam się z nikim wiązać, ale cały czas miałam przed oczami Gdańsk, kawiarnię i Zbyszka. Chciałam się bronić przed tym rękami i nogami, ale nie potrafiłam. Byłam bezradna. Docierało do mnie ,że chyba najzwyczajniej w świecie się nim zauroczyłam. Jednak to było niemożliwe, nie znałam go prawie, on mieszkał gdzie indziej, co roku był w innym miejscu. Postanowiłam po prostu o nim zapomnieć. Chciałam się skupić na nauce, to był mój priorytet, żadnych mężczyzn. Wracając z uczelni natchnęłam się na bilboardy i inne miejsce szyldy z informacją o wielkim meczu z Jastrzębskim Węglem. Byłam niemal ,że pewna ,że zaraz Maja będzie mnie na niego wyciągać. Nie myliłam się. Ledwo weszłam do mieszkania, a ona już zasypała mnie pytaniami o to co robię jutro i czy z nią pójdę na mecz. Nie miałam wyjścia, musiałam się zgodzić. Zajrzałam do lodówki i się załamałam. Nie było tam kompletnie nic. Nie wiele myśląc włożyłam kurtkę i buty i wybrałam się do pobliskiego supermarketu. Spokojnie zrobiłam zakupy i powoli wracałam rzeszowskimi ulicami.
-Kogo to moje oczy widzą.-usłyszałam za sobą i natychmiast się odwróciłam, a widok tej osoby wywołał na mojej twarzy uśmiech-No nie przywitasz się ze mną?
-Gdzie ja bym śmiała.-lekko się uśmiechnęłam i lekko się zmusiłam do przytulenia siatkarza
-Zgaduję ,że będziesz jutro na meczu?
-Dobrze zgadujesz.-odparłam
-Widzę wielka fanka siatkówki nam wyrasta.-zaśmiał się
-Zabawne.-rzuciłam ironicznie
-Widzę ,że w stosunku dalej jesteś do mnie bardzo pokojowo nastawiona.-wyszczerzył się
-Mam powody.-wymusiłam uśmiech
-Jakie powody? Chętnie posłucham.
-Nie musisz wracać do hotelu na jakiś trening czy coś w tym rodzaju?-spytałam z nadzieją
-Jestem po treningu.-odparł zadowolony
-Mam zakupy.-rzuciłam szukając wymówki
-W takim razie mogę ci pomóc je zanieść i się przejdźmy.
-Albo ja sama pójdę je zanieść i za chwilę do ciebie zejdę, może być?-spytałam
-Pasuje. Tylko wróć, bo jak nie to cię znajdę.-zaśmiał się ,a ja wywróciłam oczami i poszłam zanieść zakupy. Wtargałam zakupy na drugie piętro z małymi problemami, ale jakoś dotarłam.
-Maja zrób sobie coś do jedzenia, ja wychodzę. Nie czekaj na mnie.-rzuciłam
-Dokąd to się idzie?-spytała opierając się o futrynę drzwi gdy nawilżałam usta balsamem- Założę się ,że wyrwałaś sobie jakiegoś przystojniaka.
Gdyby wzrok mógł zabijać, w tym momencie moja współlokatorka padła by na ziemie martwa. Nie odpowiedziałam nic tylko wyszłam z mieszkania. W duchu modliłam się żeby jednak sobie poszedł. Nie wyszło mi, bo dzielnie na mnie czekał ,a gdy mnie tylko dostrzegł promiennie się uśmiechnął. 
-To dokąd idziemy?-spytał
-Nie wiem, gdziekolwiek. Przed siebie.-odparłam obojętnie i poszliśmy przed siebie
-To powiesz mi, dlaczego tak mnie nie lubisz?
-To nie jest tak ,że cię nie lubię.-odpowiedziałam
-To jak?-zatrzymał się i usiedliśmy na parkowej ławce
-Po prostu mam pewną urazę do facetów.
-Ale wiesz ,że nie wszyscy są tacy sami?-spytał siatkarz
-Wiem to, ale boję się po tym zbliżyć do kogokolwiek...-przerwałam ,a w moich oczach pojawiły się łzy
-Boisz się po prostu ,że cię ktoś znowu skrzywdzi?-spytał i przysuną się do mnie i nieśmiało położył dłoń na moim ramieniu
-Chyba tak.-odparłam- Po prostu nie odbieraj tego tak jakbym cię nie lubiła bo tak nie jest.
-Czyli mnie jednak lubisz?-uśmiechnął się
-No tak trochę.-zaśmiałam się lekko
-Trochę?-spytał i zaczął mnie łaskotać ,a nasze twarze niebezpiecznie się zbliżyły. Dzieliło nas kilka centymetrów. Czułam bicie jego serca i oddech na sobie. Wiedziałam do czego to zmierza. Biłam się sama ze sobą. Z jednej strony tego chciałam ,z drugiej nie potrafiłam. W ostatnim momencie odwróciłam głowę.
-Chyba muszę już iść.-wypaliłam, nie wiem co mnie podkusiło ,a siatkarz kiwnął tylko głową
-Zobaczymy się jutro po meczu?-spytał ,a ja tylko przytaknęłam. Rozstaliśmy się na skrzyżowaniu, Zbyszek poszedł do hotelu, a ja do mieszkania. Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Osunęłam się wzdłuż nich tak ,że usiadłam na podłodze.
-Co ja wyrabiam?-spytałam samą siebie po cichu-Przecież to się nie dzieje.
Za chwilę pozbierałam się i weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i weszłam pod prysznic. To było coś czego mi trzeba było, długi prysznic. Chciałam zapomnieć o Zbyszku, o tym co było w Gdańsku ,a jak na złość przypomniał o sobie i mało co mnie nie pocałował. Z jednej strony żałowałam ,że uciekłam, a z drugiej wiedziałam ,że dobrze postąpiłam. To było straszne, bicie się z własnymi myślami, z tym co czuje ,a tym co myślę. To było okropne uczucie. Nazajutrz wstałam po dziesiątej. Maja jak zwykle poszła pobiegać. Zrobiłam sobie płatki na mleku i włączyłam telewizję. Po pół godziny włożyłam miskę do zmywarki i poszłam się ubrać. Kiedy wyszłam z łazienki współlokatorka już była w mieszkaniu.
-To powiesz mi z kim wczoraj byłaś?-rzuciła i wzięła się za picie soku
-Chyba tak.-odparłam niepewnie-Potrzebuję z kimś pogadać bo zaraz zabiją mnie własne myśli.
Kiedy skończyłam opowiadać o wszystkim co mnie trapi myślałam ,że oczy wyjdą jej na wierzch. Wyglądała jakbym naopowiadała jej bajek. Przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza, ale za chwilę Maja się odezwała.
-Ty najzwyczajniej w świecie się zakochałaś!-rzuciła triumfalnie
-Tylko tyle wymyśliłaś przez dziesięć minut?-skrzywiłam się
-Moja przyjaciółka dziewczyną Bartmana.-powiedziała całą w skowronkach
-Chyba jesteś chora.
-Dobra, dobra, wspomnisz moje słowa za pół roku. Chodź, idziemy na mecz.
Za dziesięć minut byłyśmy na hali. Mecz nie potrwał za długo, Resovia wygrała trzy do zera. Maja była niepocieszona bo jej ulubieniec przegrał. 
-Lena!-ktoś mnie zawołał z boiska
-No leć już!-popchnęła mnie Maja w kierunku boiska i zachichotała
-Przyszłaś.-powiedział uradowany
-Mówiłam ,że będę.-lekko wymusiłam uśmiech- Przegrałeś, dlaczego jesteś taki zadowolony?
-Mam swoje powody.-wyszczerzył się
-Faceci.
-A tym powodem jesteś ty.-uśmiechnął się
-Też mi powód.-prychnęłam
-Szybko się raczej nie zobaczymy.
-Nie znamy się.-odpowiedziałam chłodno
-A ty cały czas swoje.-pokręcił głową
-Fanki cię wołają, idź do nich.-szukałam byle pretekstu
-Tak szybko się mnie nie pozbędziesz.-uśmiechnął się-Może dasz mi chociaż swój numer?
Wzruszyłam ramionami po czym zapisałam swój numer telefonu na skrawku papieru i podałam siatkarzowi.
-Nie rozumiem cię wiesz.-po chwili dodał
-Dlaczego niby?-spytałam
-Wczoraj na spacerze nie byłaś taka.
-Mówiłam już, nie potrzebuję teraz nikogo.
-Ale czy ja od ciebie tego wymagam?-spytał-Możemy być przyjaciółmi.
-Nie wierzę w przyjaźń damsko-męską.-odparłam oschle
Dlaczego on tak na mnie działał? Nie mogłam oprzeć się jego urokowi, ale jakaś cząstka mnie kazała mi się zachowywać tak jak się zachowywałam w stosunku do niego. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam inaczej.
Dalej się bałam. Chciałam się przełamać, ale nie potrafiłam. 
-Skoro nie chcesz mnie znać to idę, do zobaczenia kiedyś tam.-lekko się uśmiechnął i zaczął udawać w kierunku wyjścia
-Zbyszek!-prawie ,że krzyknęłam, a on natychmiast się odwrócił. Dlaczego to zrobiłam? Nie mam zielonego pojęcia. -Spróbujmy.
-Czego?-spytał zaintrygowany
-Tej przyjaźni.-powiedziałam niepewnie
-Pewna jesteś?
-To szalone, ale tak.-uśmiechnęłam się mimowolnie
-Muszę już iść, zadzwonię.-rzucił i pomachał mi na pożegnanie.
Wykazałam się prawdziwym altruzimem wobec siebie samej. Nie wiedziałam co z tego będzie, ale przecież nie mogłam niczym feministka uciekać od kontaktów z mężczyznami. Przecież nie musiałam się z nim wiązać, to tylko przyjaźń. 

Rozdział I

ROZDZIAŁ I.
Nie wiem dlaczego byłam dla niego taka nieuprzejma i oschła. Może po prostu bałam się zbliżyć do mężczyzny po tym co zrobił mi mój niedoszły mąż? Ostatnie czego teraz potrzebowała to facet. Postanowiłam trzymać ich na dystans, bynajmniej do czasu kiedy ta cała kumulująca się we mnie złość opadnie. Nie chciałam się z nikim teraz wiązać, to wszystko było jeszcze zbyt świeże. Podczas tego spaceru tak się zagłębiłam w rozmyślaniu nad tym co dalej ,że o mało co byśmy się nie spóźniły na mecz. Mimo ,że byłam wręcz asportowa to hala wypełniona po brzegi kibicami w biało-czerwonych barwach i śpiewających hymn zrobiła na mnie wrażenie. Miałyśmy wyśmienite miejsca, jakimś cudem moja współlokatorka załatwiła nam vipowskie wejściówki na cały turniej. Gdy przyszłyśmy rozgrzewka dobiegała końcowi i Maja wielce podekscytowana zaczęła mi wskazywać po kolei wszystkich siatkarzy po drodze wygłaszając krótką notatkę biograficzną o każdym z nich. Siedziałam tylko i cierpliwie wysłuchiwałam. Jednego po tym monologu byłam pewna, tego ,że mój nowy znajomy był siatkarzem reprezentacji Polski. O dziwo mecz mnie wcale nie nudził, wręcz przeciwnie, byłam zadowolona gdy nasza reprezentacja wygrała trzy do dwóch z Bułgarami, ale niestety mój nowy znajomy doznał kontuzji co wywołało prawie łzy u Mai ,której był ulubieńcem. Tym razem nie dopchała się do żadnego siatkarza i wracała zrezygnowana do hotelowego pokoju. Jak co wieczór miałam w zwyczaju wyszłam przejść się plażą, było dosyć późno, więc za wiele osób na niej nie było. Dalej myślałam nad tym co się wydarzyło miesiąc temu, nie mogłam dalej zrozumieć jak on mógł mi to zrobić. Kochałam go, chciałam z nim spędzić resztę życia, niestety przeliczyłam się. Okazał się takim samym palantem jak większość facetów. Chciałam nienawidzić ich wszystkich za to, ale wiedziałam  ,że tak nie można. Wierzyłam ,że jeszcze kiedyś spotkam tego jedynego, tego ,któremu będę mogła zaufać, temu ,który mnie nie skrzywdzi. Wtedy mimowolnie z moich oczu popłynęły łzy.
-Nie płacz, nie warto przez takich jak on płakać.-powiedziałam cicho sama do siebie i otarłam łzy.
Dalej nie rozumiałam jak w jednej chwili mogłam tak wiele stracić. Tego ot tak zapomnieć się nie dało, zwłaszcza ,że zarówno on jak i moja była już najlepsza przyjaciółka wydzwaniali do mnie nawet kiedy zmieniłam numer. Jedyne czego chciałam w tym momencie to zacząć życie od nowa, w nowym miejscu, z nowymi ludźmi, z czystym kontem. I miałam nadzieję ,że w Rzeszowie ta sztuka mi się uda. Wróciłam powoli do hotelu. Nikt nie kręcił się po holu, był zupełnie pusty. Po cichu weszłam do pokoju. Od razu poszłam pod prysznic i spać. Nazajutrz wstałam ,a Mai już nie było, zostawiła jedynie karteczkę
       "Jestem na porannym joggingu. Nie czekaj na mnie ze śniadaniem, wrócę po południu ;)"
No tak, cała ona, sport miała we krwi. Po chwili namysłu narzuciłam na siebie sukienkę przed kolano w marynarski wzory, nałożyłam delikatny makijaż ,a włosy splotłam w luźnego koka. Jak zwykle na stołówce roiło się od siatkarzy. Udało mi się w spokoju zjeść śniadanie i opuściłam jadalnię. Wskoczyłam na górę po torebkę i planowałam wybrać się na małe zakupy.
-Mam wrażenie ,że mnie nie lubisz.-powiedział znajomy głos ,a ja momentalnie odwróciłam się i moim oczom ukazał się Zbyszek o kulach
-Wydaje ci się.-uśmiechnęłam się lekko
-Jeśli nie dałem ci jakiegoś autografu czy coś w tym stylu to przepraszam.-zaśmiał się ukazując rząd swoich białych zębów
-Nie jestem fanką siatkówki.-odparłam
-Ale na meczu wczoraj byłaś.
-A skąd wiesz?-spytałam zdumiona
-Widziałem cię, siedziałaś w sektorze vip.
-Byłam tylko ze względu na przyjaciółkę ,która jest osobiście twoją wielką fanką, więc może jej byś pozajmował czas?
-A śpieszysz się gdzieś?-spytał
-Tak konkretnie to nie.-odparłam.-Ale planowałam zakupy, więc cię przeproszę.
-Dlaczego jesteś taka?-spytał kiedy chciałam już odejść
-Ale jaka?-spytałam z lekkim wyrzutem
-Taka oschła w stosunku do mnie. Nie wszyscy faceci są tacy sami.
-A skąd wiesz ,że o faceta chodzi?
-No to o kogo, o psa?-spytał z lekkim śmiechem
-Po prostu ktoś bardzo bliski bardzo mnie skrzywdził.-posmutniałam mówiąc to-Nie chcę o tym rozmawiać, zwłaszcza z kimś kogo ledwo znam.
-W takim razie chodźmy na kawę.-zaproponował ,a ja tylko zmierzyłam go wzrokiem- Zwykła koleżeńska kawa, nie daj się prosić.
Wywróciłam tylko oczami i chcąc nie chcąc zgodziłam się. Wbrew moim oczekiwaniom całkiem miło spędziliśmy przedpołudnie. Zbyszek nie był takim typem sportowca jakim według mnie być powinien. Nie uważał się za żadną gwiazdę, był zwykłym facetem o wielkim poczuciu humoru i wielkim uroku osobistym ,któremu nie sposób było się oprzeć.
-Udało mi się.-powiedział triumfalnie
-Ale co?-spytałam zdezorientowana
-Wywołać uśmiech na twojej twarzy.-powiedział zadowolony ,a ja tylko się uśmiechnęłam ,a niedługo potem wróciliśmy do hotelu bo zbliżała się godzina meczu. Miło nam się spędziło czas, nawet na chwilę zapomniałam o tym wszystkim co mnie spotkało. Może byłam nim zauroczona? Nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli. Związek ze sportowcem to żaden związek. Z resztą o czym ja w ogóle myślałam? Nie chciałam się teraz z nikim wiązać ,a takimi myślami zaprzeczałam sama sobie.
-Coś ciekawego się wydarzyło jak mnie nie było?-spytała Maja
-Nic specjalnego.-odparłam obojętnie wzruszając ramionami-I dorwałaś tego Bartmana czy jak mu tam?
-Właściwie to go widziałam jak rozmawiał z Kubiakiem o jakiejś ładnej blondynce, ale nie miałam odwagi do nich podjeść. -po chwili namysłu dodała-Ty, a może oni o tobie rozmawiali?
-Żartujesz chyba, oni w życiu mnie nie widzieli na oczy, więc z czym do ludzi?
Zdąrzyłam odpisać na parę e-maili ,a Maja już wyciągnęła mnie z pokoju na mecz. Wręczyła mi też koszulkę ,którą kategorycznie kazała mi włożyć. Zwariować z nią można było, ale żeby już nie robić jej przykrości ku jej uciesze włożyłam ją. Po raz pierwszy w życiu miałam na sobie koszulkę reprezentacji, nie bagatela, bo z numerem dziewięć. Tak, baardzo ładnie. Mecz nasi siatkarze przegrali. Mimo to Maja kazała mi się przeciskać razem z nią po autografy i zdjęcia.
-A ty się nie przeciskasz po autograf?-spytał męski głos
-Jakoś to nie jest moim życiowym celem.-odparłam z pełną ignorancją w głosie
-Nawet ode mnie nie chcesz?-zaśmiał się i tym momencie dopiero zobaczyłam kto stał koło mnie
-Podziękuję.-odparłam-A ty przepraszam mnie śledzisz?
-Ja? Skąd, prędzej ciebie bym o to podejrzewał.-zaśmiał się
No tak miałam na sobie koszulkę reprezentacji i stałam jak głupia koło kłębiących się nieopodal fanek w celu zdobycia jakichkolwiek autografów.
-Już ci mówiłam, robię jej tylko przysługę ,że z nią przychodzę.
-Dobra, dobra, ja już wiem swoje.-uśmiechnął się.
Nasze dni w Gdańsku dobiegały końca. Jedyne co robiłam zamiast opalać się i chodzić na zakupy to latałam za siatkarzami. Brawo dla mnie. Siatkarze zajęli trzecie miejsce, Maja była prze szczęśliwa tak samo jak tysiące innych kibiców. Z trójmiasta wyjechałyśmy jedenastego lipca, po prostu jakby nic tam się nie wydarzyło, jakbym nikogo nie poznała, po prostu sobie wróciłyśmy do Rzeszowa. Kiedy weszłyśmy do naszego rzeszowskiego mieszkania od razu rzuciłam się na kanapę znajdującą się w salonie, a za chwilę usiadła koło mnie Maja.
-Len, to teraz mi powiesz co tam się właściwie wydarzyło?
-Nic się nie wydarzyło.-odparłam wzruszając ramionami
-Przecież widzę ,że jakoś inaczej się zachowujesz, już nie nienawidzisz całego świata w tym rasy męskiej.-powiedziała po czym dodała wyraźnie podekscytowana- A może ty tam po prostu kogoś poznałaś?
-Świętego Mikołaja, nie bądź śmieszna, po prostu minęło trochę czasu i pewne sprawy sobie już przemyślałam.
-A pomógł ci w tym jakiś nowy kolega!-dorzuciła triumfalnie
-A proszę cię...
-Tylko kto to może być? Pomyślmy.-i po chwili zaczęła wyliczać kogo mogłyśmy spotkać będąc w Gdańsku- Już wiem!-prawie ,że krzyknęła

Prolog.

PROLOG.
Mamy lipiec 2011. Dotychczas moje życie przypominało te bajkowe. Idealni rodzice, idealny dom, idealny narzeczony, idealna ja. Czasami wydawało mi się ,że to wszystko jest tak idealne ,że momentami wręcz nierealne, wydawało się być pięknym snem z którego za chwilę się obudzę i czar pryśnie. W tym momencie powinnam być szczęśliwą mężatką, studentką Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku medycyny i prawdopodobnie także szczęśliwą panią mieszkającą w pięknym domu wraz z kochającym mężem. Jakiś miesiąc temu ten piękny sen został brutalnie przerwany. Mój dotąd idealny świat legł w gruzach. Na równy miesiąc przed ślubem przyłapałam mojego dotąd idealnego narzeczonego na zdradzie, nie bagatela, z moją najlepszą przyjaciółką. Wiecie jak wtedy się czułam? Jakby potrącił mnie samochód ciężarowy ,a moje serce pękło na miliony małych kawałeczków. Nie przemawiały do mnie błagania rodziców żebym została w Warszawie, żebym dała mu szansę, po prostu spakowałam walizki i wyjechałam. Chciałam uciec jak najdalej. Mój wybór padł na Rzeszów, dlaczego? Sama zadaję sobie cały czas to pytanie. Mimo ,że rok akademicki rozpoczynał się w październiku, już pod koniec czerwca byłam w nowym mieście. Chciałam zacząć życie na nowo, z dala od tych ,którzy tak bardzo mnie skrzywdzili.Wynajęłam stancję razem z dziewczyną w moim wieku - Mają. Od pierwszego spotkania wiedziałam ,że się zaprzyjaźnimy, była bardzo otwarta i pogodna, można było z nią rozmawiać o wszystkim i niczym. Ale miała jedną maleńką wadę - była wielką fanką siatkówki. Nie było dnia ani godziny żeby o tym nie mówiła. Nie byłoby w tym nic złego tyle ,że kompletnie nie interesowałam się sportem i jedynymi siatkarzami jakich znałam to byli Paweł Zagumny i Sebastian Świderski. Miałam mieszkać w mieście gdzie króluje siatkówka, doskonale o tym wiedziałam ,ale nie pałam entuzjazmem kiedy Maja próbowała namówić mnie na wyjazd do Gdańska na ligę światową. Po jej usilnych błaganiach zgodziłam się, potrzebowałam chwilę wytchnienia, chwilę żeby przemyśleć co dalej zrobić ze swoim nędznym dwudziestodwuletnim życiem, które zostało zniszczone przez najbliższe dotąd mi osoby. Maja ekscytowała się wyjazdem przez całą drogę do trójmiasta.  Cały czas paplała o tym ,że wreszcie musi zrobić sobie zdjęcie z jakimś tam Bartmanem bo to jej ulubiony siatkarz i tym podobne. Nie wzruszały mnie jej wzdychania do siatkarzy, więc tak jakby mówiła do siebie. Zakwaterowałyśmy się w ładnym hotelu mieszczącym się kilka kroków od plaży i ku uciesze Mai, kilka kroków od hali. Ku jej namowom i błaganiom zgodziłam się pójść z nią na mecz. Cały czas też ekscytowała się ,że jesteśmy prawdopodobnie w tym samym hotelu co nasza reprezentacja, moi rodzice byli dosyć wpływowymi osobami i znali właściciela tego hotelu ,więc bez większych problemów dostałyśmy tutaj dwa pokoje. Miała chyba rację bo po hotelu kręcili się blisko dwumetrowi mężczyźni w reprezentacyjnych strojach. Następnego dnia rano wyszłam z pokoju i wcisnęłam przycisk windy i po chwilę zjechałam nią na dół aby udać się na śniadanie. Wychodząc przez przypadek weszłam w jakiegoś mężczyznę. Był to dobrze zbudowany, dosyć wysoki i przystojny brunet, wnioskował po wzroście i ubraniu ,że był to siatkarz.
-Przepraszam bardzo, nie chciałam.-rzuciłam w kierunku mężczyzny nieco wymuszając uśmiech
-Nie to ja przepraszam, powinien był bardziej uważać.-rzucił w moim kierunku promienny uśmiech po czym udałam się w kierunku hotelowej stołówki na której siedziała już Maja cała w skowronkach.
-A tobie co się stało ,że tak uradowana?-spytałam nieco obojętnie
-No głupio się pytasz!-rzuciła cała w euforii- Przecież wokoło kręcą się siatkarze, żyć nie umierać.
-A rzeczywiście, dla ciebie pełen luksus.-uśmiechnęłam się
-No chyba nie powiesz mi ,że żadne ci się nie podoba?
-Zacznijmy od tego ,że żadnego z nich nie znam.-powiedziałam z lekko zażenowaną miną
-A nie ma problemu moja droga, jeszcze ze mną trochę po przebywasz i będziesz ekspertem.-powiedziała triumfalnie
-Dobra, dobra o której jest ten mecz?-spytałam odchodząc od tematu
-O dwudziestej.-odparła już wyraźnie podekscytowana
Po dziesięciu minutach zjadłam już śniadanie, Maja nie tknęła ani kęsa bo cały czas się zastanawiała w którą koszulkę ubrać się na mecz. Kiedy wstałam była zdziwiona ,że tak szybko ją opuszczam.
-Spotkamy się przed meczem w pokoju okej? Idę się przejść.-rzuciłam w kierunku dziewczyny i wyszłam ze stołówki i wychodząc z hotelu znowu się na kogoś natknęłam.
-A my znowu na siebie wpadamy, czyżby to jakiś znak?-zaśmiał się, no tak, to był ten sam facet co wcześniej ,a ja tylko sztucznie się uśmiechnęłam i odpowiedziałam
-Czysty zbieg okoliczności.-odparłam i chciałam ruszyć na spacer ,ale nieznajomy mnie zatrzymał
-Mógłbym ci towarzyszyć? Bo wnioskuję ,że wybierasz się na spacer.
-Mógłbyś.-powiedziałam całkiem obojętnie
Po chwili marszu w milczeniu zaczął rozmowę
-Skąd właściwie jesteś?-spytał bacznie mi się przyglądając
-Pochodzę z Warszawy, ale od tego roku będę studiować w Rzeszowie.
-Skąd nagle taka zmiana?-dopytywał
-Długo by opowiadać.-odparłam wzruszając ramionami
-Mamy czas.-uśmiechnął się
-Nie znamy się, więc nie widzę powodu dla którego miałabym cię tym wszystkim zanudzać.-uniosłam kąciki ust lekko ku górze
-Zibi!-dało się usłyszeć wołanie za nami
-Przepraszam cię, ale muszę lecieć.-odparł nieco nie zadowolony z tego ,że ktoś nam przerwał- Zapomniałbym, jestem Zbyszek, a ty?
-Lena.-odpowiedziałam podając mu rękę
-Mam nadzieję ,że się jeszcze zobaczymy?
-Nie wiem, może.-odparłam zupełnie obojętnie ,a on za chwilę zniknął.