sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział XXXIX.

Otwieram oczy i miejsca w którym się znajduje bynajmniej nie przypomina salonu sukni ślubnych. Białe, sterylne pomieszczenie i rażące w oczy światło. Nie do końca wiem dlaczego tu jestem jednak po chwili przypominam sobie. Kiedy się podnoszę widzę zatroskaną twarz Mai, która natychmiast się ożywia widząc mnie. Rzuca mi się na szyję po czym wychodzi by zawołać lekarza. Wchodzi dobrze znany mi doktor Zaniewski. Standardowo, sprawdza reakcję moich tęczówek na światło, sprawdza puls i bicie serca.
 -Podejrzewam anemię. Jestem prawie pewien, jednak to drugie omdlenie, wiec zrobiliśmy szczegółowe badania. Wyniki będą dopiero za trzy tygodnie. Do tego czasu masz się oszczędzać. Żadnej pracy, tylko leniuchowanie, jasne?-zapytał po czym pokiwałam posłusznie głową. Jeszcze przez chwilę instruował mnie co do lekarstw ,które mi przypisał i ogólnego zarysu anemii. Po piętnastu minutach wyszedł mijając się w drzwiach z dobrze znaną mi postacią. Usiadł na krześle obok i lustrował mnie wzrokiem.
 -Też się cieszę ,że cię widzę.-rzucam lekko rozbawiona jego powagą
 -Naprawdę cię to bawi? Wystraszyłaś mnie.-dodał udając obrażonego
 -Przepraszam.-dodaję po czym za chwilę tkwię w jego objęciach.
Spędzam jeszcze jedną, jedyną noc w szpitalu. Niewyspana i lekko połamana przez niewygodne łóżko opuszczam muru dobrze znanego budynku. Zielonooki nie odstępował mnie przez kolejne dni ani na krok i traktował wręcz jak obłożnie chorą co momentami doprowadzało mnie do szału. Choć w zasadzie nic poważnego mi nie było, nie pozwalał mi nawet pójść na drobne zakupy. Traktował mnie momentami jak dziecko, jednak wiedziałam ,że po prostu się o mnie troszczy i wszelakie komentarze pozostawiłam dla siebie. Po usilnych błaganiach, małych sprzeczkach wreszcie wypuścił mnie na zakupy. Wypuścił to może za duże słowo, bo oczywiście sam mi towarzyszył. Musiałam w końcu coś ubrać na zbliżające się wielkimi krokami wesele Piotrka i Mai. Nie spuszczał mnie nawet na moment z oka. Pilnował mnie niesamowicie. Jednak muszę przyznać ,że to jego pilnowanie miało dobre strony bo muszę mu przyznać gust miał doskonały. I przyznam szczerze ,że chyba wolę na zakupy chodzić właśnie z nim nie z Mają, z którą nie raz zdarzyło nam się posprzeczać w kwestiach mody. Ze Zbyszkiem owszem zdarza mi się podyskutować na pewne tematy, jednak udaje nam się dojść do porozumienia. Tak też było w tym wypadku. Jego gustowi nie umknęła przepiękna sukienka w odcieniu fioletu ,a także śnieżnobiała. Po zakupowym maratonie na którym i siatkarzowi udało się upolować dopasowany garnitur udaliśmy się na zasłużone lody.
 -Nie patrz tak na mnie.-rzucasz widząc jego wzrok na sobie
 -Ale jak?
 -Jak na obłożnie chorą sierotę.-dodajesz, a on wybucha śmiechem
 -Ale ja naprawdę się martwię.
 -Nie musisz, nic mi nie jest.-odpierasz
 -Masz anemię.-marszczy brwi
 -Na to się nie umiera.-śmiejesz się
 -Mimo wszystko wolę żebyś nie była pierwsza.-uśmiecha się
 -Chyba ,że uprzedzą to twoje ciotki.-dodajesz na co on o mało co nie pozbywa się całej zawartości lodów będących w jego jamie ustnej przy wybuchu niepohamowanego śmiechu.
Następne kilka dni mija bardzo spokojnie. Nadchodzi wreszcie dzień naszego wyjazdu do Warszawy, gdzie mam poznać resztę familii Bartmanów. Stresuję się jak nigdy. Wiem ,że muszę dobrze wypaść.
 -Stresujesz się?-pyta widząc mnie krążącą nerwowo między pokojem, a łazienką jego warszawskiego mieszkania
 -Jeśli miałaby skłamać to nie w ogóle.
 -Nie są tacy straszni. Może poza dwoma ciotkami, ale do nich lepiej się nie zbliżaj bo jak porwą cię w swoje sidła to szybko z tobą nie skończą.-zaśmiał się
 -Pocieszyłeś mnie.-odparłam, po czym on sadza mnie sobie na kolanach.
 -Będzie dobrze, na pewno cię polubią. Moja mama cię uwielbia, dlaczego reszta miałaby tego nie zrobić?
Jego słowa uspokoiły mnie na tyle ,że byłam w stanie nie stresować się choć na czas przygotowania. Włożyłam na siebie sukienkę w odcieniach fioletu, na nogi wsunęłam szpilki w kolorze nude. Oczy podkreśliłam nieco mocniejszymi liniami eyelinera, moje czekoladowe włosy pofalowała pozwalając opaść im swobodnie na ramiona. Kiedy tylko wyszłaś opuściliście mieszkanie po czym skierowaliście się w kierunku kościoła świętej Anny gdzie miała odbyć się pierwsza część uroczystości. Poszło dość sprawnie i po niespełna godzinie wszyscy zebrania goście zabrali się za składanie nowożeńcom życzeń po czym wszyscy udali się do podwarszawskiego dworku gdzie miała odbyć się uroczystość. Z minuty na minutę zabawa się rozkręcała. Z początku Zbyszek próbował mnie chronić przed swoimi ciekawskimi ciotkami, jednak nie na długo się to zdało, bo gdy tylko porwał swoją siostrę do tańca zostałam przez nie zaatakowana.
 -Zbyszek mówił ,że jego narzeczona jest blondynką.-zmarszczyła czoło jedna z nich
 -Przecież nie zmieniłby dziewczyny.-wtrąciła druga, co wprawiało mnie w lekkie rozbawienie
 -Jesteś Lena tak? Tylko nie mów ,że masz inaczej na imię.
 -Po prostu zmieniłam kolor włosów.-odparłam ze śmiechem
 -Dużo o tobie słyszałyśmy moja droga.-dosiadły się tuż obok.
Przez następne kilka minut zadręczały mnie masą pytań na które odpowiadałam dość pobłażliwie. Jak na złość mój ukochany wpadł w sidła żeńskiej części rodziny i musiał po kolei z ogromną cierpliwością odbyć taniec z każdą z nich. Nie które z nas posyłało w kierunku drugiego bardziej błagające spojrzenie. Już nawet nie słuchałam gadania jakże gadatliwych ciotek Zbyszka tylko bacznie z wielkim rozbawieniem obserwowałam jak zalicza taniec ze swoją jakże nielubianą i wścibską chrzestną. Nie mogąc już patrzeć na jego męki przeprosiłam grzecznie swoje towarzyszki i skierowałam się w kierunku zielonookiego.
 -Odbijany!-rzuciłaś z uśmiechem po czym niechętnie kobieta oddała ci dłoń bruneta ,któremu wyraźnie ulżyło na twój widok.
 -Wybawczyni ty moja.-zaśmiał się
 -I vice versa mój drogi.
 -Czyżby Renata i Anna nie przypadły ci do gustu?-spytał ze śmiechem
 -Pośmiejemy się jak zaliczysz imprezę rodzinną u mnie.-dodałam z przekąsem
 -Już się boję.
 -Bój się bój. Mam dwie wielkie fanki siatkówki w rodzinie i wcale nie mówię tu o sobie czy Zuzi.-zaśmiałam się.
Choć nie mogłam się za bardzo przemęczać nie mogłam sobie odmówić tańca z brunetem. Po raz kolejny muszę mu oddać ,że tancerzem jest wybornym i nie dziwiłam się czemu wszystkie kobiety chciały z nim tańczyć. Z resztą podczas każdego tańca mogłam obserwować zazdrosne spojrzenia żeńskiej części sali kierowane właśnie ku niemu. Niektóre wręcz pożerały go wzrokiem coś usilnie dyskutując. Wcale im się nie dziwiłam bo sama nie mogłam oderwać od niego wzroku wyglądającego zniewalająco w dopasowanym granatowym garniturze. Kiedy wracaliście do swojego stolika Zbyszka zajęła jakaś blondyna ,która była jedną z 'pożeraczek' , a mnie przejęła jego siostra.
 -To kiedy mój brat będzie zaobrączkowany?-pyta wesoło
 -Tak właściwie to jeszcze nie wiem.-śmieję się
 -Powiem ci jedną rzecz tak między nami. Owszem, Zbyszek był okropnym kobieciarzem, dziewczyny zmieniał dość często, ale jak cię poznał to się zupełnie zmienił. Nie poznają go normalnie. Nie pamiętam żeby wytrwał dłużej w związku z jedną kobietą niż miesiąc. Co lepsze, nigdy nie widziałam go tak zakochanego. Nie będę mówić ,że z ciebie jest szczęściara, ale z niego to dopiero szczęściarz mając taka narzeczoną jak ty.
 -To fakt, zmienił się.-przytaknęłam- No proszę cię, bo się zarumienię.
 -Ale taka prawda.-uśmiechnęła się- Aż nie mogę się doczekać waszego weselicha.-zaśmiała się.
Muszę przyznać ,że choć byli rodzeństwem diametralnie się od siebie różnili. Aśka była zupełnym przeciwieństwem Zbyszka. Mimo to od razu złapałam z nią wyśmienity kontakt. Naprawdę dobrze nam się rozmawiało, jednak mojej uwadze nie uszła rozmowa atakującego z nachalną blondyną pożerającą go wręcz wzrokiem. We mnie się aż zagotowało.
 -A teraz patrz jak się takie spławia.-zachichotała Aśka wskazując na ową dwójkę. Miała rację bo za chwilę  zielonooki dwumetrowiec wędrował z wyraźnie zadowoloną miną w naszą stronę. Usiadł tuż obok mnie po czym objął mnie ramieniem i cmoknął w policzek.
 -Ty to umiesz spławiać blondyny.-rzuciła Aśka
 -Błagam cię, ostatnimi czasy przerzuciłem się na szatynki.-zaśmiał się i powtórnie sprzedał mi soczystego buziaka.
Zabawa trwała w najlepsze. Nawet się nie zorientowaliśmy zanim nim nastała północ. Zabawa oczepinowa należała do dość oryginalnych, ale tradycyjnie było przy niej kupę śmiechu. Salę opuściliśmy po drugiej w nocy. Po kilku godzinach snu udaliśmy się na poprawiny na których było znacznie mniej tłoczno. Było dość miło. Jednak nie zapomnę z nich jednej rzeczy. Nie zapomnę min większości tych ,które wzdychały do bruneta gdy Leon oznajmił wszystkim zebranym ,że musi zacząć zbierać na kolejne wesele bo jego syn się żeni. Ledwo powstrzymywałam śmiech, nie wspominając o Zbyszku czy Aśce, która parsknęła śmiechem.
Kilka dni później zaliczyliśmy wizytę na chrzcinach córki Zuzi na których miałam zaszczytną rolę chrzestnej. Myślałam ,że ja denerwowałam się przed spotkaniem z jego rodziną, to on dopiero się denerwował. Jednak nie potrzebnie bo wszyscy go od razu polubili. Od razy zjednał sobie wszystkich wujków i męską część rodziny swoją znajomością nowinek technicznych w zakresie motoryzacji, a o żeńskiej już nie wspomnę bo one od razu zachwyciły się jego osobą. Choć obawiałam się tego spotkania to wyszło one nadspodziewanie dobrze. Mała zdążyła już podrosnąć. Była okrutnie rozkosznym dzieckiem. Nie mogłam się aż nią nacieszyć i robiłam tegoż dnia za nianię.
 -Ciocia pełną gębą.-dodał Zbyszek pojawiając się obok mnie
 -No może nie powiesz mi ,że ona nie jest rozkoszna?
 -Nie tylko ona.-wymruczał mi do ucha
 -Aż nie wierzę w to co powiem, ale jak już będziemy po ślubie to musimy sobie taką małą kruszynkę sprawić.-zaśmiałam się
 -Mówisz masz.-powtórował mi śmiejąc się po czym przejął małą. Wyglądał strasznie uroczo z nią na rękach. Przy nim wydawała się jeszcze mniejszą kruszynką. Smykałkę do dzieci również miał bo mała aż zachodziła się ze śmiechu. Byłam niemal pewna ,że ojcem na pewno będzie cudownym bo z Olą radził sobie wyśmienicie. Mała ani razu nie zapłakała. Po dwudziestej drugiej opuściliśmy spęd rodziny Nowakowskich i wróciliśmy do zbyszkowego mieszkania.
Zmęczona wydarzeniami całego dnia, ściągam niebotyczne obcasy. Ściągam wszelaką biżuterię i zaczynam rozpinać sukienkę. Jednak coś, a raczej ktoś zaczyna mi to uniemożliwiać całując mnie.
 -Mówiłam po ślubie.-zaśmiałam się jednak on nie reagował na moje prośby. Szybko pozbył się mojej sukienki. Zaś ja po nieco dłuższym czasie pozbawiłam go koszuli. Dosłownie za kilka minut poczułam pod sobą miękki materac i jego nad sobą. Ta chwila jest tylko i wyłącznie dla nas. Rozkoszujemy się sobą będąc spójną całością. Za kilka minut układasz wygodnie głowę na jego torsie po czym odpływasz w krainę snu. Kiedy budzę się rano nie widzę go obok siebie jednak dobiegające z kuchni cudowne zapachy doskonale demaskują jego obecne miejsce pobytu.. Leniwie przeciągam się po czym wkładam za dużą zbyszkową koszulę i krótkie spodenki i wędruję ku kuchni. Wita mnie cudownym, promiennym uśmiechem i uroczym "Dzień dobry". W spokoju zjadamy śniadanie. Tegoż samego dnia opuściliśmy stolicę i wróciliśmy do Rzeszowa na kilka dni przez zbliżającym się ślubem Mai i Piotrka ,który miał odbyć się już za trzy dni. Jak to Maja panikowała okropnie przez te dni, nie wspominając już samego dnia tego cudownego dnia. Jako główna druhna miałaś pomóc pannie młodej w przygotowaniach. Msza w kościele miała odbyć się o godzinie czternastej. O dwunastej wpadłaś do domu Mai. Wraz z jej mamą cierpliwie czekałyście aż doprowadzi się do odpowiedniego stanu bo nie pozwoliła nikomu wchodzić do pokoju. Po trzynastej zaniepokojona pani Teresa poszła na górę. Po piętnastu minutach wróciła z dość niewyraźną miną.
 -Co się stało?-pytam
 -Nie chce wyjść.
Nie wiele myśląc pognałam na górę. Zaczęłam dobijać się do drzwi pokoju w którym przebywała.
 -Maja, jeśli nie otworzysz tych cholernych drzwi to je wyważę i nie żartuję!
 -To sobie wyważaj.-usłyszałam.
Wywróciłam oczami i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer Bartmana i połączyłam.
 -Co jest?
 -Spróbujcie to jakoś przeciągnąć.
 -Coś się stało?-spytał
 -Maja coś sobie ubzdurała i nie chce wyjść. Tylko błagam nie mów Piotrkowi.
 -Dobra postaram się, jakby coś trzeba było z nią pomóc to dzwoń.-odparł po czym zakończyliśmy połączenie. Ja w dalszym ciągu dobijałam się do drzwi przyszłej panny Nowakowskiej. Krzyczałam, groziłam, szantażowałam, ale nic nie przyniosło efektu.
 -Jesteś głupia. Naprawdę chcesz zrobić to Piotrkowi? Co ci strzeliło do tego głupiego łba żeby odwalać coś takiego? To nienormalne, boże mam nienormalną przyjaciółkę.-prowadziłam monolog siedząc pod jej drzwiami. Niemiłosierne zła wstałam i jeszcze raz zdrowo łupnęłam w drzwi. Ani ruszyły.
 -Jeśli to zrobisz to będzie największą kretynką na świecie uwierz! Masz piętnaście minut albo sobie idę i wszystko odwołuję.
Zdenerwowana zeszłam na dół gdzie oczekiwała na mnie mama Mai. Usiadłam obok niej i splotłam ręce.
 -Ja nie wiem dlaczego nagle coś sobie ubzdurała.
 -Jeszcze dziś rano nie mogła doczekać się ślubu ,a teraz...-westchnęła i schowała twarz w dłoniach.
Za jakieś dziesięć minut zaczął się do mnie dobijać Piotrek. Bałam się od niego odebrać bo nie nie miałam zielonego pojęcia co mu powiem bo gdybym powiedziała prawdę na pewno zaraz by tu przyjechał. Po raz ostatni zerwałam się i poszłam na górę.
 -Maja błagam cię. Przecież go kochasz. On się do mnie dobija, więc jeśli nie chcesz słuchać mnie to zaraz będziesz musiała słuchać jego.
Mam ochotę w tym momencie ją rozszarpać. Nie rozumiem kompletnie dlaczego zachowuje się jak obrażone dziecko i to jeszcze w tak ważnym dniu. Nie rozumiem tym bardziej ,że wręcz odliczała do tej chwili, a teraz? Teraz siedzi zamknięta w swoim pokoju.
 -Maaaaaaaaaaaja.-błagałam- Nie popełniaj największego błędu w swoim życiu. Możesz się stresować, ale nie rób czegoś czego byś potem żałowała. Wójcik cholero!-podnoszę ton głosu bezskutecznie. Zrezygnowana sięgam po telefon i wybieram numer Piotrka. Kiedy przykładam telefon do ucha dzieje się wreszcie to czego dopraszałam się od blisko dwóch godzin.
 -Czy ty do reszty zgłupiałaś?!
____________________________________________________
Ktoś spytał mnie ile jeszcze rozdziałów ukażę się tutaj. Otóż do pięćdziesięciu. Nie powiem Wam jednak ile dokładnie. Już bliżej jak dalej końca, jednak on jest jeszcze w dalszej perspektywie, więc spokojnie. Przepraszam ,że tak rozciągnęła się w czasie publikacja, ale jak już wspomniałam na innych blogach, szkoła nie daje żyć, a trzeba walczyć o jak najlepsze oceny na koniec szkoły :)
Mam nadzieję ,że choć trochę rozdział się podoba :) Dziś znikoma nota odautorska bo późna godzina już :) Dobrej nocy,
Ściskam, wingspiker.
PS. Po 28 czerwca zapraszam TU, na razie tylko bohaterowie.

21 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba! Czyli to anemia? A już myślałam o małym Bartmaniątku. Strasznie mnie ciekawi, co odwala Mai? Dlaczego nie chce wyjść z tego pokoju?
    Pozdrawiam
    [volleyball-and-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. super! :D
    czekam na nowy post ;)
    a ja zapraszam do siebie, nowy blog ;)
    http://siatkarskielovestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na XI http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/ Muszę u cb nadrobić zaległości;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie dlaczego Maja nie chce wyjść z tego pokoju ... czekam na kolejny :)

    Pozdrawiam :)
    http://zwyklyczas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ufff, całe szczęści to "tylko" anemia, nic poważniejszego.
    Kurde, Majka! Co ty odwalasz?! :C Ciekawa jestem, może ma jakieś wątpliwości? Przecież Pit kocha ją, ona kocha Pita, więc jej nie rozumiem. :<
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślę że Maja w tym momencie uświadomiła sobie nadmierny pośpiech związku z Pitem. I chyba właśnie o to tu chodzi- teraz zrozumiała, że taki szybki ślub, to jednak trochę zbyt zawrotne tępo. Kurcze, przecież nie mają się z czym śpieszyć, wszystko w swoim czasie. Mogą przesunąć ślub, odroczyć w terminie i tyle. Powinna dać sobie czas i nie robić niczego na siłę.
    Anemia, nie ciąża. Mimo wszystko, trochę mi ulżyło :) Lena nie ma teraz czasu na dziecko. Związek z Bartmanem już i tak zabiera jej zdecydowanie więcej czasu niż powinien, w końcu studia a potem bycie lekarzem to ciężka harówa od rana do nocy, więc i tak się dziwię że ma tyle wolnego :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy co też siedzi w głowie Mai, co do Leny zgadzam się w stu procentach ;)

      Usuń
  7. i co ta Majka wykombinowała hę? Pewnie sie spanikowała :DD anemia? to ja poczekam na wyniki bo to za proste jak na ciebie :DD


    gatsoncaged

    OdpowiedzUsuń
  8. mam jakieś złe przeczucia co do tej anemii:/ oby jednak nie skończyło się to jakąś groźniejszą chorobą:)
    Maję naszły wątpliwości...oby tylko nie zostawiła Piotrusia przed ołtarzem:/

    pozdrawiam
    http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. tak fajnie wszytsko a tu Maja nagle bum ;/

    OdpowiedzUsuń
  10. wiesz, ile ja tu nadrobiłam?! genialny blog, nic więcej nie powiem :D back-to-love-one-step.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń