sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział XL.

Kiedy weszłam do jej pokoju miałam ochotę ją udusić gołymi rękoma za ten cały cyrk. Posłałam jej mordercze spojrzenie, a ta po prostu się rozpłakała. Od razu znalazłam się przy niej przytulając ją i próbując ją uspokoić jednak wywołało to wręcz odwrotny skutek. Wyła jeszcze głośniej zalewając łzami twoją nową sukienkę.
 -Maja, co jest?
 -Ja.. Ja nie wiem czy.. to wszystko nie za szybko.-szlochała
 -Dopiero jeszcze mówiłaś ,że to przemyślana decyzja i chcesz tego.
 -To nie jest tak ,że się rozmyśliłam i nie kocham Piotrka. Po prostu czuję jakby on żenił się ze mną tylko dlatego ,że jestem w ciąży. To wszystko dzieje się zdecydowanie za szybko.-powiedziała uspokajając się odrobinę
 -Nie podejmę za ciebie decyzji, ale jeśli go kochasz to chociaż powiedz mu o tym wszystkim bo pewnie cały blady czeka na ciebie w tym kościele paląc się przy tym ze wstydu.
 -On mnie za to zabije.-dodała
 -Jesteś w ciąży to normalne ,że buzują ci hormony i masz milion zmian na minutę. Ale zastanów się czy aby na pewno chcesz mu to zrobić.-dodałam po czym wyszłam z jej pokoju zostawiając ją samą. Powtórnie wróciłam na dół do salonu gdzie zastałam całą w nerwach jej mamę. Usiadłam obok niej i wzruszyłam bezradnie ramionami. Miałam serdecznie dość całej tej kuriozalnej sytuacji. Nie mogłam tak siedzieć bezczynnie na kanapie. Wstałam i zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Po kilku minutach chwyciłam telefon. Wzięłam głęboki oddech i wybrałam numer swojego narzeczonego. Po zaledwie dwóch sygnałach odebrał. Już miałam mówić mu żeby wszystko odwołali jak w salonie stanęła przede mną Maja kiwając głową. Kazałam im poczekać pięć minut.
 -Zdecydowana?
 -Raczej.-odparła niepewnie
 -Maja cholero, albo tak albo nie!-podniosłam głos znużona jej humorami na co ona kiwnęła głową twierdząc po czym niemal wybiegłyśmy z domu. Po zaledwie kilku minutach szybkiej jazdy do kościoła. Przyjaciółkę zostawiłam przed wejściem do świątyni i lekkim truchtem pognałam w kierunku ołtarza przy którym widać było wyraźnie zrezygnowanego Nowakowskiego.
 -Piter wisisz mi flaszkę. Najlepiej z dziesięć. I uprzedzę pytania, obyło się bez przemocy choć było blisko.-powiedziałam zziajana na co blondyn wyraźnie się uśmiechnął. Za chwilę wreszcie wszyscy zgromadzeni usłyszeli dobrze znaną weselną pieśń i odwrócili wzrok ku wejściu. Pojawiła się w nim po blisko półgodzinnym opóźnieniu długo wyczekiwana panna młoda. Powoli prowadzona przez swojego tatę zmierzała ku środkowemu ,który wyraźnie rozpromieniał na jej widok. Wreszcie stanęła tuż obok niego cicho go przepraszając. Nie wiesz co byś zrobiła na jego miejscu, ale on załatwił to idealnie. Uśmiechnął się do niej zaciskając jej dłoń. Cała ceremonia przebiegła dość sprawnie. Zbliżał się też moment kulminacyjny ,czyli przysięga.
 -Masz obrączki?-zapytałam cicho szturchając stojącego obok Bartmana, który natychmiast zaczął gorączkowo ich poszukiwać. Kiedy widziałam jego zakłopotanie i gorliwe poszukiwania na usta cisnęły się jakże trafne i jakże polskie słowa doskonale określające każdą sytuację. Za chwilę jednak z uśmieszkiem zamachał małym pudełeczkiem. Za moment każde z dwójki przyjaciół wypowiedziało słowa przysięgi małżeńskiej. Maja niemal płakała ze szczęścia, a Piotrek po drobnych potknięciach w powtarzaniu słów także nieomieniał ze szczęścia. Patrząc na nich już oczyma wyobraźni widziałam nas za te kilka miesięcy. Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc siebie w cudownej białej sukni i swojego ukochanego w idealnie dopasowanym smokingu. Płaczące matki i niezmiernie dumnych ojców. I przede wszystkim obrączki na waszych palcach. Za moment przy akompaniamencie marszu Mendelsonha opuściliśmy obiekt świątyni. Tradycyjnie już młodzi zostali obsypani ryżem i pieniędzmi ,a następnie obdarowani licznymi prezentami ,które ledwo pomieściliście w bagażniku. Następnie wszyscy udali się do wyglądającego bajecznie domu weselnego. Tradycyjnie już młoda para odbyła pierwszy taniec jako małżeństwo, a potem reszta gości przystąpiła do zabawy.
 -Błagam cię, tylko ty mi nie wywiń takiego numeru.-powiedział brunet siadając obok mnie
 -Nie martw się, nie zamierzam.-zaśmiałam się- Oszczędzę ci stresu.
 -Mam nadzieję.-odparł- Na miejscu Piotrka nie wiem co bym zrobił.
 -Proszę cię, ja miałam szczerą ochotę jej coś zrobić. Ale tak już mają kobiety w ciąży.
 -Wszystkie?-skrzywił się, co wywołało u mnie śmiech
 -Nie wszystkie.-dodałam na co wyraźnie odetchnął z ulgą- Jednak Piotrkowi nie zazdroszczę.
 -Ja się może lepiej nie wypowiem bo nie wiem jak będzie z tobą.-wyszczerzył się dając mi przy tym soczystego buziaka w policzek. Dziś już mnie zbyt nie oszczędzał. Przy każdej możliwej okazji wręcz zaciągał mnie do tańca. Nie marudziłam, wolę żeby tańczył ze mną niż jakąś pożerającą go wzrokiem tlenioną blondyną. Chyba dawno się tak nie wybawiłam i tak dawno nie byłam tak zmęczona. Dopiero na oczepinach mogłam w spokoju usiąść i bacznie obserwować wszelakie zabawy. Śmiechu było co nie miara, nie było na sali osoby ,która by nie pękała ze śmiechu. Najwięcej śmiechu wywołała sztampowa konkurencja jaką było łapanie muchy i welonu. Po wojnie, wręcz małej szarpaninie welon przypadł... Krzysiowi ,który bacznie wszystko filmował i został zaskoczony przez lecący welon. Natomiast mucha Nowakowskiego przypadła... Grześkowi Łomaczowi ubiegającego wszystkich chętnych. Wszystko to przyprawiło mnie o ból brzucha, ale dopiero ich taniec wywołał u mnie łzy. Już dawno na oczepinach nie płakałam ze śmiechu. Zabawa trwała w najlepsze. Grubo po trzeciej tylko nieliczna grupa śmiałków z małym pociechami opuściła salę ,a reszta bawiła się w najlepsze.
 -Lena, dziękuję.-powiedziała Maja siadając tuż obok
 -Za co?
 -Za to ,że mnie porządnie ochrzaniłaś. Ja nie wiem co się ze mną dzieje. Nie potrafię nad sobą zapanować. Gdyby nie ty popełniłabym największy błąd swojego życia.-odparła
 -Od tego mnie masz.-uśmiechnęłam się po czym ją objęłam.
Z wielką uwagą i uśmiechami wymalowanymi na twarzy obserwowałyśmy poczynania dwumetrowców na czele z Krzysiem. Panowie po kilku głębszych byli główną atrakcją parkietu i dostarczali wszelakiej rozrywki. Wariowali niemożliwie, a mi momentami było wstyd ,że ich nie powstrzymuję, jednak nie zabierałam im tej przyjemności pobawienia się w swoim gronie. Z dziką rozkoszą i bólem brzucha patrzyłam na ich wyczyny. Byli niemożliwi, jednak mimo wszystko uwielbiałam ich towarzystwo. Zawsze potrafili porządnie rozbawić, jednak dzisiaj przechodzili samych siebie. Dopiero po piątej wszelkie towarzystwo zaczęło się rozchodzić, a zgraja wieżowców powoli wykruszała się. Również i ja przed szóstą skapitulowałam i lekko wstawionego atakującego zgarnęłam do domu. Nie miałam siły się z nim użerać ,więc zostawiłam go w nie za dobrym stanie w sypialni w garniturze ówcześnie z ogromnym trudem pozbywając się jego butów. Sama wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do łóżka momentalnie odpływając. Mój sen nie trwał za długo. Po dziesiątej odezwał się budzik. Niechętnie podniosłam się do góry. Za nic nie mogłam dobudzić szatyna, więc zaniechałam tej czynności i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie drobne śniadanie i w spokoju je skonsumowałam. Dopiero po kilku minutach ujrzałam atakującego człapiącego w kierunku łazienki. Dopiero po jakichś dwudziestu minutach wyszedł. Nie wyglądał może za dobrze, bynajmniej lepiej niż dnia poprzedniego.
 -Następnym razem jak się tak spije każ mi wracać samemu do domu.-usiadł obok
 -Aż taka okrutna nie będę.-zaśmiałam się- Mimo wszystko wasze występy całkiem miło się oglądało.
 -Występy? Ja pierdzielę, nie powiesz ,że coś zrobiliśmy?
 -Nie pamiętasz?-zaśmiałam się, a on pokręcił przecząco głową- Wszystko zostało uwiecznione spokojnie.
Z ogromnym rozbawieniem opowiedziałam mu o ich wyczynach, a na koniec wręcz skręcałam się ze śmiechu gdy widziałam jego minę gdy oglądał to wszystko uwiecznione na moim telefonie. Zanim mój ukochany zebrał się do ładu wskoczyłam do łazienki, założyłam sukienkę, włosy wyprostowałam pozwalając im swobodnie opadać na ramiona, a oczy podkreśliłam liniami eyelinera. W mgnieniu oka opuściłam owe pomieszczenie i z anielską cierpliwością oczekiwałam na zbierającego się bruneta dopijając resztki kawy. Po blisko dwudziestu minutach w końcu się doczekałam. Wyglądał o niebo lepiej niż kilka chwil wcześniej, jednak widać było po jego twarzy skutki wczorajszej nocy. Z resztą chyba po większości z nich było to widać, na czele z panem młodym. Nie umknęło to uwadze nikomu. Jednak najlepsze było to iż żaden z nich nie do końca pamiętał czym też zachwycili wczoraj wszystkich zgromadzonych. Poprawiny wbrew pozorom potrwały całkiem długo. Dopiero po dwudziestej wszyscy się rozeszli. I tu nie zabrakło dobrej zabawy ,którą już tradycyjnie zapewniali siatkarze. Gdy ta grupa spotykała się razem kupa śmiechu była gwarantowana.
Reszta sierpnia zleciała w bardzo szybkim tempie. Powoli wracałam do normalności. Zbliżał się kolejny rok akademicki, a także praca w szpitalu. Muszę przyznać ,że okropnie mi tego brakowało. Może te studia i praca były czasochłonnym zajęciem jednak to było coś co uwielbiałam robić i coś co sprawiało mi zupełną przyjemność. Tym bardziej ,że z początkiem dziewiątego miesiąca roku Bartman wyjechał do Spały na zgrupowanie poprzedzające mistrzostwa Europy. Nasz czas wolny został ograniczony do zupełnego minimum. Chłopaki ciężko harowali przed mistrzostwami i rzadko kiedy dostawali wolny weekend od Andrei. Jeśli już taki się pojawiał, spędzaliśmy go tylko i wyłącznie we dwoje. Może i było to zaledwie kilkanaście godzin jednak i tyle musiało nam wystarczyć. Doskonale wiedziałam ,że chłopaki marzą o tym by zdobyć złoto i nic ich przed tym nie powstrzyma, więc nawet nie narzekałam na brak choć odrobiny wolnego. Korzystając jeszcze z chwili wolnego wraz ze świeżo upieczoną panią Nowakowską udałyśmy się dzień przez rozpoczęciem imprezy w kierunku Gdańska gdzie rozgrywane miały być mecze fazy grupowej.  Po blisko ośmiogodzinnej podróży dotarłyśmy do celu. W spokoju rozpakowałyśmy swoje walizki i z powodu późnej pory za dosłownie moment obydwie odpłynęłyśmy. Rano udałyśmy się na śniadanie, po czym wybrałyśmy się na spacer po gdańskiej starówce.
 -Myślisz ,że wygrają?
 -Jestem niemalże pewna.-odparłam z uśmiechem.
Chłopaki fazę grupową przeszli jak burza gromiąc kolejno rywali. Jako jedyni nie stracili ani jednego seta i mogli się cieszyć z awansu do ćwierćfinałów z pierwszego miejsca. Ani Turcja, Słowacji i Francja nie zdołały zatrzymać rozpędzonych Polaków. Grali fenomenalnie, na twarzach każdego z nich można było wyczytać ogromne skupienie i wielką determinację. W ostatnim meczu rozgrywanym w naszym kraju ważącym o losach półfinały grali z Belgami ,którzy przebrnęli przez baraże. Nie mieli jednak oni w zupełności nic do powiedzenia. W każdym secie zostali niemalże sprowadzenie do parteru przez świetnie grających biało-czerwonych. Każdy z nich zagrał genialne spotkanie, jednak wielkie słowa uznania powędrowały w ręce Krzyśka Ignaczaka ,który zagrał fenomenalny mecz. Tak jak i cały zespół z każdym meczem. Z każdym meczem pociąg o nazwie Polska rozpędzał się do niemożliwych granic aby dotrzeć do stacji jaką był finał i dopiero na jego drodze stanęła przeszkoda jaką byli Bułgarzy. Drugą parę stanowili Włos i Rosjanie.
Wraz z Mają i innym partnerkami biało-czerwonych siedziałyśmy na hali w Kopenhadze przyodziane w barwy narodowe. Choć graliśmy w Dani, to i tu nie zabrakło fenomenalnych polskich kibiców ,którzy acapella odśpiewali hymn. Pierwszy set bardzo nerwowy po obydwu stronach. Na przewagi zwyciężyli Bułgarzy. Mimo przegranego seta w polskim obozie widać było ogromną mobilizację. W drugiego seta chłopaki weszli zdecydowanie pewniej. Wyszli na kilko punktowe prowadzenie, które utrzymali do końca seta wygrywając do siedemnastu. Trzecia parta była bardzo zacięta, grana punkt za punkt. Po dwóch prostych i niewymuszonych błędach ,które doprowadziły Andreę do wściekłości partię wygrali przeciwnicy. Trener zdrowo zbeształ swoich podopiecznych. Motywować ich do walki nie musiał bo było widać po niech nieodpartą chęć zwycięstwa i doprowadzenie do tie-breaka. Mimo chęci zaczęli fatalnie początek seta. Przegrywali już siedem do dwóch i wydawać się mogło ,że nic ani nikt nie powstrzyma rozpędzonych Bułgarów przed zwycięstwem. Przy stanie dziewiętnaście czternaście na zagrywkę za naszego kapitana wszedł Michał Ruciak. Wyrzucił piłkę w górę i.. as! Za chwilę te same czynności. Bułgarzy z ogromnym trudem przebijają piłkę. Szybka piłka posłana od Łukasza na prawe skrzydło do Bartmana na pojedynczy blok zakończony spektakularnym gwoździem w parkiet po stronie Bułgarów. Ponownie Michał wędruje na zagrywkę. Bułgarska ostoja jeśli chodzi o przyjęcie jaką jest Todor Aleksjew zupełnie radzi sobie z odrzucającym serwisem Ruciaka. Przy stanie dziewiętnaście siedemnaście trener Placci prosi o czas. Za chwilę obie drużyny ponownie wracają na plac gry. Ponownie Ruciak w polu serwisowym. Cała hala zamiera bo piłka zatrzymuje się na taśmie.. po czym przetacza na stronę bułgarską. Kolejne zagrywka bardziej asekuracyjna. Wydaje się ,że nic nie będzie w stanie zatrzymać akcji Bułgarów wyprowadzonej przez Bratojewa na pojedynczy blok Łukasza Żygadły. Ogromny cios jakim był atak Sokołowa fenomenalnie podbija Ignaczak. Kubiak sytuacyjnie rozgrywa do Kurka, a ten kończy akcję atakiem blok-aut. Od tego momentu mecz toczył się punkt za punkt. Żadna z drużyn nie zamierzała odpuścić, żadna też w żaden sposób nie mogła zdobyć drugiego punktu przewagi i zwyciężyć w partii. Przy stanie trzydzieści jeden do trzydziestu dla przeciwników na zagrywkę wędruje Nowakowski. Piłka wydaje się lecieć w aut, słychać już gdzie niegdzie jęki zawodu. Jednak dzieje się coś nieprawdopodobnego. Skrimov nie zauważa zmierzającej w aut piłki i stara się przyjąć ją na palce. Ta natomiast przełamuje jego palce i podąża w aut. Mimo starań nie udaje im się podbić. Ponownie środkowy na zagrywce. Tym razem ostry flot nie sprawia problemów bułgarskiemu libero. Po przypadkowej obronie piłki odbitej po bloku udaje nam się wyprowadzić kontrę. Pierwsza piłka posłana przez Łukasza wędruje na lewe skrzydło do Kubiaka. Ten nie przebija się przez bułgarski blok, jednak świetnie asekuruje Kurek. Następna piłka trafi do kapitana, który również nie jest w stanie przebić się przez blok. Trzecia i ostatnia piłka wędruje do szóstej strefy. Mimo potrójnego bloku Kurek obija bułgarską ścianę. Na tablicy widnieje wynik dwa do dwóch. Ogromne nerwy i na trybunach i na boisku.
 -Jak oni tego nie wygrają zejdę na zawał.-rzuciła poddenerwowana Maja
 -Spokojnie, wygrają. Muszą.-odparłam
 -Nawet jemu udziela się tam atmosfera.-głaska swój już nieco widoczny brzuch
 -On?-uśmiecham się
 -Ostatnio się dowiedziałam. Ale jak nie wygrają Piotrek będzie żył w nieświadomości za karę do samego końca.-zaśmiała się.
Za dosłownie moment obie ekipy powtórnie powędrowały na parkiet. Zacięta walka, spektakularne ataki, obrony. Po błędzie Bułgarów na zagrywce mamy piłkę meczową. Nikt ze zgromadzonych na hali nie siedzi. Wszyscy stoją i dopingują biało-czerwonych. Nie potrafimy jednak skończyć akcji. Tyczy to się również naszych przeciwników. W ostatniej akcji meczu dzieje się coś zupełnie kuriozalnego. Po ataku Sokołowa na którego lini stał Ignaczak piłka wraca dokładnie w sam róg boiska gdzie nikt z odzianych na zielono siatkarzy nie stoi. Wybucha wielka euforia na sali jak i na boisku. Polacy w wielkim finale zagrają z Rosją. Byłam z nich niesamowicie dumna. Jednak oni po chwili euforii ostudzili głowy. Zaczęli już się skupiać tylko i wyłącznie na jutrzejszym pojedynku. Nie zamierzali przegrać. Zamierzali wygrać, choćby mieli wydrzeć do zwycięstwo aktualnym mistrzom olimpijskim.
W meczu o trzecie miejsce zwyciężają po zaciętym pojedynku Włosi. Nadchodzi godzina prawdy. Chyba jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam, a przecież to nie ja grałam o swój wymarzony złoty krążek. Po pierwszym secie było trudno cokolwiek mówić. W kiepskim stylu ulegliśmy Rosjanom do siedemnastu. W drugim nasza gra wyglądała o niebo lepiej jednak nie przyniosło to oczekiwanego efektu i przegraliśmy do dwudziestu jeden. Trzeci set nie zaczął się również po naszej myśli. W porywach przegrywaliśmy pięciom punktami, które skrupulatnie starali się odrobić biało-czerwoni. Przy stanie dwadzieścia trzy do dwudziestu jeden dla Rosjan na zagrywkę po naszej stronie wchodzi Michał Ruciak. Cała hala zamiera. Jeśli zepsuje Rosjanie będą mogli już niemal świętować mistrzostwo. Jeśli zdobędzie asa będzie bohaterem. Wyrzuca piłkę w górę. Robi naskok. Na hali zupełna cisza. Piłka odbija się od Obmoczajewa i wychodzi w aut. Następna zagrywka równie świetna, nie radzi sobie z nią kapitan Rosjan Chtiej. Kolejną przyjmują bez zarzutów i kończą efektownie akcję przez środek. Na zagrywce rosyjski gigant Muserksij. Z ogromnym trudem piłkę utrzymuje Kubiak. Nie udaje nam się wyprowadzić akcję. Oddajemy piłkę praktycznie za darmo. Grankin posyła szybką piłkę do Michajłowa. A ten robi coś nieprawdopodobnego. Uderza piłką bezpośrednio w antenkę tym samym przedłużając ten mecz. Seta kończy asem serwisowym polski rozgrywający. Kolejna parta zagrana koncertowo. Rosjanie wyglądali na zupełnie rozbitych. Wygraliśmy pewnie do szesnastu dzięki fenomenalnym akcjom Kurka i Bartmana wspieranych przez Kubiaka i w mniejszym stopniu środkowych. Zaczyna się tie-break. Nikt nie siedzi na miejscu. Wszyscy stoją głośno dopingując Polaków. Chyba nawet mniej zdenerwowana byłam zaliczając najważniejszy semestr na studiach. Ręce bolały mnie od zaciskania kciuków, a gardło od krzyczenia. Grali świetnie. Nie popełniali błędów, a taki przytrafiały się Rosjanom. Polacy prowadzą czternaście do trzynastu. Wydawać się mogło ,że nic ich nie zatrzyma. Jednak gwóźdź Kurka zostaje podbity i Rosjanie doprowadzają za dosłownie moment do remisu. Zaczyna się nerwówka. Siedemnaście szesnaście dla wroga. Michajłow posyła bombę z zagrywki na polską stronę. Z trudem Łukasz Żygadło podbiega do piłki i wystawia ją na trzeci metr do Bartmana. Ten uderza piłką w blok. Ta szczęśliwie wychodzi w aut. Nie zadowala to Rosjan którzy nie zgadzają się z tą decyzją i dyskutują z sędzią. Zwłaszcza ich trener. Sędzia jest nieugięty i trener Rosjan otrzymuje żółty kartonik. W dalszym ciągu jednak wyraża swoje niezadowolenie w wyniku czego otrzymuję czerwoną kartkę i resztę meczu obserwuje z trybun. W wynik tego mamy meczbola. Rosjanie starają się być za dokładni w przyjęciu w wyniku czego po przyjęciu piłka wędruje nad górną taśmę. Wykorzystuje to Nowakowski w efektywny sposób kończąc akcję i cały mecz.
 -Jesteeeeeeeeśmy mistrzami Europy!-można słyszeć głos Marka Magiery.
Wielka wrzawa na hali. Łzy radości wygranych, łzy smutku pokonanych. Kibice szaleją z radości, tak samo jak mistrzowie. Jeszcze w życiu chyba nie widziałam tak szczęśliwego Krzyśka. Skakał i cieszył się jak małe dziecko. Za chwilę przyznawano nagrody indywidualne. Z ośmiu nagród nam przypadło cztery. Najlepszym libero został nie kto inny jak Ignaczak, najlepiej rozgrywającym Łukasz Żygadło, najlepiej punktującym Zbyszek, a najwartościowszym zawodnikiem imprezy bez większego zaskoczenia grający fenomenalny turniej Bartosz Kurek. Razem z Mają bacznie obserwowałyśmy dekorację zza band reklamowych. Tuż po niej podbiegł do nas uradowany Nowakowski. Od razu mu pogratulowałyśmy i oczekiwałyśmy na Bartmana ,który udzielał wywiadu. Maja za moment podzieliła się z przyszłym tatą dobrą nowiną. Wiadomość ta jeszcze bardziej go uszczęśliwiła. Wręcz skakał z radości.
-Cichy, dobrze się czujesz?-zapytał rozbawiony Bartman widząc środkowego
-Syna będę miał!-wydzierał się.
Pogratulowałam swoje ukochanemu po czym wszyscy udaliśmy się do hotelu gdzie miała odbyć się mała feta. Zebrało się na niej sporo osób. Chłopaki wręcz wariowali ze szczęścia, ale mieli do tego zupełne prawo. Nazajutrz wszyscy wracaliśmy do kraju. Dla chłopaków szykowało się wielkie powitanie na warszawskim okęciu i feta. Razem z Mają wróciłyśmy do Rzeszowa. Postanowiłam oszczędzić jej dodatkowych wrażeń, bo w tym stanie to nie wskazane. Gdy tylko dotarłam do domu zobaczyłam na ekranie telefonu kilka nieodebranych połączeń od Zaniewskiego. Niewiele myśląc od razu wykręciłam jego numer.
 -To nie rozmowa na telefon. Proszę, przyjedź, akurat nie mam teraz pacjentów.
Od razu zerwałam się i wyszłam z mieszkania uprzednio je dokładnie zamykając. Za jakieś piętnaście minut byłam w szpitalu. Zapukałam w drzwi gabinetu w którym przyjmował doktor i po usłyszeniu 'proszę' weszłam. Zajęłam miejsce naprzeciw niego.
 -Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą chcesz poznać najpierw?-zapytał
 -Dobrą proszę.-odparłam
 -To nie anemia. I od razu wyprzedzę twoje pytanie, nie ciąża.-odparł stanowczym głosem.
To co mówił do mnie przez następne kilkanaście minut ledwo do mnie docierało. Słyszałam co drugie słowo jakbym była za ścianą. Z niedowierzaniem spoglądałam tępo przed siebie. Zaczęło zbierać mi się na płacz, a zarazem miałam ochotę krzyczeć. Z trudem przychodziło nawet oddychanie, nie wspominając o reszcie. Dopiero po blisko godzinie wyszłam z jego gabinetu z plikiem kartek w dłoniach. W letargu powróciłam jakimś cudem do mieszkania. Gdy tylko zamknęłam drzwi i weszłam do kuchni po prostu się rozpłakałam. Osunęłam się po kuchennych meblach. Przyciągnęłam kolana do siebie i płakałam jak małe dziecko. Nie potrafiłam powstrzymać łez, ale też nawet nie próbowałam. Dopiero po dłuższym czasie usłyszałam przekręcany zamek w drzwiach. Spojrzałam na zegarek. Widniała na nim godzina dwudziesta z minutami. Usłyszałam zbyszkowe gramolenie w przedpokoju i jego wołanie.
 -Lena.-nawoływał, a ja nawet nie miałam siły czy też odwagi się odezwać. Dopiero po chwili stanął w kuchni. Gdy tylko zobaczył w jakim jestem stanie usiadł tuż obok obejmując. Choć nie wiedział o co chodzi próbował mnie uspokajać. Nie miałam pojęcia jak mam mu to powiedzieć. Nie miałam pojęcia co ze mną będzie.
 -Co się stało?-zapytał ciepło gdy tylko trochę się uspokoiłam
 -Ja.. Ja...-zaczęłam ,ale nie dokończyłam bo znowu się rozryczałam. Na dobre. A on cierpliwie siedział trzymając mnie w swoich objęciach. Nawet nie przeszkadzało mu ,że moczę słonymi łzami jego ulubioną koszulkę. Nie naciskał mnie. Po prostu siedział obok mnie uspokajając. 
____________________________________________________________
Rozdział w długości maksi mam nadzieję przypadnie do gustu. Troszkę przyśpieszyłam akcję, przepraszam, ale musiałam. Powoli, drobnymi kroczkami zbliżamy się do naturalnej śmierci końca. Jednak nie martwcie się, jeszcze się trochę wydarzy zanim to nastąpi. Następny chcę dodać jak najszybciej, więc nie zdziwcie się gdy zobaczycie go jutro czy w poniedziałek ;)
Po zakończeniu tego opowiadania zapraszam TU, na razie bohaterowie.
Ściskam, wingspiker.

22 komentarze:

  1. o matulo błagam cie powiedz ,że to nie jest ta choroba o której myślę! sen się spełnia? :<<<<<< boizu biedna Lena :c



    gatson

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby rak? Takie było moje pierwsze skojarzenie. Mam jednak nadzieję, że przeżyje i będą razem do końca.
    Pozdrawiam
    [volleyball-and-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. ojejciu biedna Lena :((

    OdpowiedzUsuń
  4. jak fajnie ze to tylko hormony u Mai i wzieli slub :))) chlopaki mnie kompletnie rozwalili musialo byc wesolo!! co do koncowki ,jeju wiedzialam ze cos bedzie nie tak ze to nie tylko anemia :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogo by nie rozbroili? :) A wszystko się okaże :)

      Usuń
  5. dawaj następny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze musisz dodać na sam koniec TAKICH emocji? :D Czekam na kolejny, może jeszcze dzisiaj będzie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. jak zwykle końcówa pożal się boże z zawałem. Błagam cię, szybko coś nowego :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Musisz mi wybaczyć, ale dziś zaczęłam czytać historię i jestem na XXV rozdziale;d Ale ten czytałam czyżby jak ja zaczęłam czytać historię zbliża się jej koniec? Boże tylko nie mów, że bohaterka nam umrze;( Ja się tu poryczę;( Pozdrawiam i czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd, nie gniewam się :) Niestety, zbliżamy się do nieuniknionego końca. Tego nei zdradzę.
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Ja się nie zgadzam na żadną chorobą, cokolwiek to jest. Tego tylko brakuje, żeby przyszła pani doktor, cierpiała na jakąś uciążliwą, albo nie daj Boże śmiertelną, chorobę. Nie teraz, kiedy planują ślub i wspólne życie! :( Dobrze że Zbyszek jest przy niej, mam nadzieję że przejdą przez to razem, ona potrzebuje teraz wsparcia.
    I właśnie, ten cudowny nastrój po weselisku i udanych poprawinach, zbiegł się w czasie z Mistrzostwami Europy, też wygranymi. A tu nagle bum. Nie spodziewałam się tego, myślałam że już będzie z górki.
    No ale cóż, taki już urok Twoich opowiadań że ciągle zaskakujesz i nie dajesz bohaterom spokoju ;p
    Czekam na następny, mam nadzieję, bardziej optymistyczny rozdział! :)
    Pozdrawiam, S.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzisiaj zaczęłam i od razu całą opowieść pochłonęłam!!!! Piękna historia, pięknie napisana ;) Masz wielki talent. Czekam niecierpliwie na nastepny rozdział, może coś z perspektywy Bartmana...? I nie zgadzam się na żadną śmierć!!!!
    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo i cieszę się z nowego czytelnika :) Właśnie taki planuję :)

      Ściskam.

      Usuń
  11. Żadnej śmierci ! Po prostu się nie zgadzam !
    Świetnie opisałaś emocje, będące na meczu, po prostu czułam się jakbym była tam na hali.
    Czekam na kolejny :)

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mówię nic na ten temat :P Dziękuję :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń