-No to co tutaj robicie? Ponoć byliście na Kanarach.-rzucam
-Stęskniliśmy się za naszymi ulubionym przyjaciółmi nie widać?-pyta środkowy
-Uważaj bo ci uwierzę.-dodaje Zbyszek obejmując mnie ramieniem
-No dobra trochę nam się nudziło bez was.-wtrąciła Maja
-Nudziło?-drążę
-No dobra nie mogłam wytrzymać żeby się z wami nie zobaczyć moje wy szczęściarze.-odparła po czym momentalnie się na mnie rzuciła- Nawet nie wiecie jak strasznie się cieszę.
-Słyszałam to już milion razy przez telefon.-zaśmiałam się
-No wiem, ale ja już tak mam, zrozum.-uśmiechnęła się po czym wyściskała Zbyszka.
Jak się okazało wspomniana wyżej dwójka zamierzała spędzić w naszym towarzystwie następne dwa dni po czym mieli wracać do Rzeszowa. Reszta dnia minęła w naszym czeroosobowym gronie na tradycyjnie wygłupach, śmiechach i też nieco poważniejszych rozmowach. Zachwytów w związku ze zbliżającą się zmianą stanu nie było końca. Głównie wtórowała im Maja, chociaż trzeba przyznać ,że Piotrkowi też udzieliła się ta atmosfera. Jednak mogłam o tym rozmawiać godzinami, nie wspominając już o przyszłym panu młodym. Kiedy wracaliśmy do hotelu szłyśmy z Mają nieco z tyłu w porównaniu do chłopaków.
-Co jest?-zapytałam widząc minę Mai
-Nic.-wzrusza ramionami
-No przecież widzę ,że coś jest nie tak.-odpowiadam
-Zazdroszczę ci.
-A to niby czego?-pytam zdziwiona
-Jesteśmy z Piotrkiem już trochę razem, ani razu się nie pokłóciliśmy i nie jestem pewna czy on aby na pewno traktuje nas poważnie.-westchnęła
-Oszalałaś? On świata poza tobą nie widzi. Jak możesz się zastanawiać?
-Bo ostatnio między nami jest jakoś tak... dziwnie. Rutyna wzięła górę.
-W każdym związku musi nadejść kryzys, nawet w najlepszym. Chyba nie muszę przypominać ci ile my przeszliśmy.-uśmiecham się obejmując ją ramieniem
-Obyś miała rację.-uśmiecha się blado.
Za chwilę środkowy wraz z Mają znikają za drzwiami pokoju na pierwszym piętrze ,a my wędrujemy ku piętru drugiemu. Kiedy wchodzimy do pokoju siadam na sofie i myślę nad tym co powiedziała mi przyjaciółka. Czy to możliwe żeby tak idealny związek mógł chylić się ku upadkowi? Nawet nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli, jednak mina Mai i ton jej głosu nie napawał optymizmem.
-Nad czym tak myślisz?-wyrwał mnie z rozmyślań głos Zbyszka
-Nad tym co powiedziała mi Maja.
-Nie mów ,że kazała ci przemyśleć zaręczyny i całą kwestię ślubu?
-Zwariowałeś?-zapytałam śmiejąc się- Powiedziała ,że między nimi się nie układa ostatnio i nie jest pewna czy Piotrek traktuje ją na poważnie.
-To trochę pytanie retoryczne, oczywiście ,że ją tak traktuje. Planuje nawet się..-przerwał gryząc się w język
-Język za zębami nie potrafisz trzymać mój drogi przyszły mężu.-klepiesz go po ramieniu śmiejąc się i dając mu całusa w policzek przy tym
-Tylko błagam ani słowa Mai bo mnie Nowakowski zabije.
-Przecież jej nie powiem. Słowo harcerza.
-Byłaś kiedyś harcerzem?-pyta rozbawiony
-Raczej harcerką.-pokazujesz mu język
-Chętnie bym to zobaczył.-szepcze mi do ucha po czym składa pocałunki od mojej szyi poczynając na ustach kończąc. Z początku delikatne pocałunki przerodziły się w zachłanną walkę toczoną przez nasze języki. Za chwilę czułam jak ląduję na miękkiej kanapie ,a on znajduje się nade mną nieprzerwanie całując mnie. Czułam jak jego dłonie wędrują pod moim T-shirtem i za chwilę się go pozbywają. Nie jestem mu dłużna i za chwilę też zrzucam z niego jego bluzkę. Nawet nie zauważam kiedy bierze mnie na ręce i przenosi na łóżko. Chwilę mota się przy zapięciu moich spodni co wprawia mnie w śmiech. Za chwilę jednak pozbywa się ich równie prędko co koszulki. Całuje tak zachłannie jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć. Kiedy wydawać by się mogło ,że nic ani nikt nie może przerwać tego momentu myliłam się. Dosłownie za moment usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Zbyszek niechętnie oderwał się ode mnie i rzucił siarczyste przekleństwo w kierunku tego kto śmiał nam przeszkodzić. Dostrzegam w rogu jego przydużą koszulkę i niewiele myśląc wkładam ją na siebie i idę otworzyć drzwi. Lekko je uchylam żeby zobaczyć kto się dobija. Moim oczom ukazuje się ponad dwumetrowa postać.
-Przeszkadzam?-pyta widząc ,że ukrywam się za drzwiami
-Skłamałabym gdybym powiedziała ,że nie.-śmieję się
-Piotrek ty to masz wyczucie.-rzuca Bartman ,który pojawił się za mną bez koszulki
-Nie będę pytał co takiego wam przerwałem bo się domyślam.-zakrył oczy dłońmi- Ale Lena przyjaciółko moja, potrzebuję pogadać.
-Dasz mi pięć minut?-pytam
-Jasne.-mówi cały czas nie odkrywając oczu- A ty Bartman więcej tak nie rób bo mi życie niszczysz.
-Chyba dzieciństwo.-odgryza się na co ja wybucham śmiechem i zmykam w poszukiwaniu swoich ubrań. Szybko wrzucam na siebie bluzkę i spodenki. Zmierzam ku wyjściu jednak zatrzymuje mnie Zbyszek.
-Musisz iść?-pyta robiąc smutną minę
-Za moment wracam, tylko dowiem się o co im poszło.
-Myślisz ,że się pokłócili?
-Jestem niemal pewna.-odpowiadam i za chwilę wychodzę.
Na dole zastają Piotrka po czym wychodzimy z hotelu. Zatrzymujemy się przy ławce kawałek od naszej kwatery.
-Bardzo się pokłóciliście?-pytam
-Skąd wiesz?
-Znam was długo. Zwłaszcza ją. Więc o co wam poszło?
-Zaczęło się niewinnie, ale potem zaczęła robić wyrzuty ,że nie traktuję naszego związku poważnie, że nie wiem czego chce.-spochmurniał- Doskonale wiesz ,że jest dla mnie bardzo ważna i traktuję ten związek okrutnie poważnie, wiem ,że to jest kobieta z którą chce się zestarzeć, z którą chce mieć dzieci po prostu być szczęśliwym.
-To dlaczego jej tego nie powiesz?-pytam
-Mówiłem, nie słucha. Nie wiem co się z nią dzieje ostatnio. Jest strasznie drażliwa, robi awantury o nic.
Powoli zaczęłam kojarzyć fakty. Tysiące możliwości zaczęło rodzić się w głowie i ta jedna, której może poniekąd się obawiałam ,a poniekąd gdyby okazał się faktem cieszyłabym się. Przeprosiłam środkowego i pognałam w kierunku ich wspólnego pokoju. Zapukałam energicznie i zaraz drzwi otworzyła Maja. Nie spodziewała się mnie, ale to lepiej. Od razy weszłam do środka.
-Maja mam dwa przypuszczenia.
-Słucham.-odparła jakby od niechcenia
-Masz romans?
-Zgłupiałaś?-spytała oburzona
-Jesteś w ciąży?-spytałam i spojrzałam na nią, a ona momentalnie wybuchła płaczem.- Maja, odpowiedz.
Dalej nic nie mówiła tylko zalewała się łzami. Usiadła na kanapie, a ja tuż obok niej.
-Jesteś ostatnio drażliwa, nie pijesz alkoholu i ponoć nie chodzisz już na fitness.-rzuciłam- Mam rację?
-Masz.-pociągnęła nosem szlochając po czym jeszcze bardziej się rozpłakała
-Matko Maja przecież to cudownie.-mówiłam ciepłym głosem próbując ją uspokoić
-Cudownie? To tragedia.-szlochała
-Co ty mówisz? Przecież Piotrek się ucieszy, będziecie cudownymi rodzicami.
-Jestem na studiach, nawet ich nie skończę, a co potem? Nie będę pracować w sklepie. Za wcześnie jeszcze na to.
-Ty chyba nie chcesz...
-Nie wiem.-odparła pociągając nosem
-Błagam cię, naprawdę byłabyś zdolna do tego aby zabić własne dziecko?-pytam patrząc prosto w jej oczy
-Nie jestem gotowa na to by być matką.-niemalże krzyczy
-Uspokój się.-łapię ją z dłonie i usadawiam powtórnie na kanapie- Przede wszystkim musisz powiedzieć o tym Piotrkowi. Po drugie nie możesz podejmować decyzji pod wpływem emocji bo potem możesz tego żałować. Po trzecie, studia skończysz zanim urodzisz więc chyba lepiej trafić nie mogłaś.
-Boję się.-odparła drżącym głosem
-Nie masz czego. Masz Piotrka, kocha cię najbardziej na świecie i się o ciebie martwi.
-On mnie znienawidzi jeszcze bardziej. Pomyśli ,że robię to specjalnie żebyśmy wzięli ślub bo ci zazdroszczę.
-Maja gdybyś nie była w stanie błogosławionym uderzyłabym cię naprawdę.-odparłam- Piotrek cię kocha, zobaczysz ,że będzie się cieszył. Nie śmiesz mnie, specjalnie zaszłaś w ciążę akurat teraz?
-Lena jak ja mam mu to powiedzieć?-chlipała
-Najnormalniej w świecie.-uśmiecham się.
Za chwilę do pokoju wpada zaniepokojony Piotrek. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Ja was zostawiam bo Maja coś ci musi powiedzieć.-uśmiechnęłam się do niego i zostawiłam ich samych.
Piotrek od razu usiadł i przytulił Maję. Uśmiechnęłam się pod nosem i po cichu zamknęłam drzwi. Zmordowana rozwiązywaniem zagadek wróciłam do pokoju. Zastał tam mnie jakże uroczy widok. Mój ukochany spał rozpłaszczony na kanapie. Wyłączyłam telewizor i po cichu wyszłam na taras. Cieszyłam się udało mi się namówić Maję żeby wyznała Piotrkowi prawdę bo przecież nie mogła tego ukrywać w nieskończoność i miałam nadzieję ,że wybiłam jej z głowy przerwanie ciąży.
-Pogodziłaś Nowakowskich?-usłyszałam pytanie za sobą
-Mam taką nadzieję.-odpowiadam po czym tonę w jego objęciach
-O co im poszło?
-Wygląda na to ,że trzeba mój drogi na chrzciny musimy zbierać.
-Maja jest w ciąży?-zapytał zdumiony
-Jest.-uśmiechnęłam się
-To się nam Pit pośpieszył. A ze mnie się śmiał.-zaśmiał się.
Wieczór spędziliśmy dość leniwie, wylegując się na tarasie na kanapie i rozmyślając o przyszłości i zarysowując wizję tego najpiękniejszego dnia w życiu. Co prawda każde z nas widziało to nieco inaczej, ale mniej więcej doszliśmy do porozumienia. Oczyma wyobraźni widziałam już ten cudowny dzień, a potem piękny dom i cudowne dzieci na czele z ukochanym mężczyzną u boku. Wydawać by się mogło ,że nie może być już lepiej. Wszystko zaczęło się w moim życiu dziać po mojej myśli, to ja przejęłam stery w okręcie o nazwie życie i nie zamierzam ich oddać. Byłam naprawdę szczęśliwa i nie oddałabym tego za wszelkie skarby świata.
Przez następne dwa dni ,które spędziliśmy w towarzystwie Piotrka i Mai środkowy gadał jak najęty, ale też był niewyobrażalnie szczęśliwy. Również i jego wybrance udzieliła się ta atmosfera. Nie była już pochmurna i nieobecna jak wcześnie. Widać było ,że Nowakowski rozwiał jej wszelkie wątpliwości i po prostu była z nim szczęśliwa. Te czterdzieści osiem godzin w ich towarzystwie minęło tak niewyobrażalnie szybko ,że nim się zorientowaliśmy musieliśmy się już żegnać. Nasze ostatnie dwa dni na Teneryfie równie minęły okrutnie szybko. Nadszedł dzień wylotu, gdzie mieliśmy się po raz ostatni rozstać na kilka dni.
-Za tydzień się widzimy?-zapytał przytulając mnie
-Aż tydzień.-dodałam
-I tak będę tęsknić.
-Jak zwykle.-zaśmiałam się dając mu całusa na pożegnanie po czym po raz ostatni spojrzałam w jego stronę i zniknęłam na odprawie. Podróż minęła mi bardzo szybko o dziwo nie przespałam jej ,a słuchałam muzyki i przeglądałam zdjęcia ,które udało mi się zrobić. Z lotniska odebrała mnie rozanielona Iwona niezwykle podekscytowana faktem zaręczyn. Ten ostatni tydzień we Włoszech nie różnił się w zasadzie od innych. Ciągnął się niczym nudna, brazylijska telenowela. Nie zdążyło się przez ten okres czasu wydarzyć nic ciekawego, w szpitalu było aż za spokojnie, a Iwona zachowywała się jakbym wcale nigdzie się nie wybierała. Może i faktycznie ten ostatni tydzień zaliczyłabym do nudnych gdyby nie feralna wyprawa do rzekomo zaufanego fryzjera w przedostatni dzień mojego pobytu tutaj. Wydawać by się mogło nic prostszego niż jasne blond włosy zamienić w ciemny blond, jak się okazało nie lada wyzwanie. Tak z blondynki stałam się szatynką. Może inne kobiety na moim miejscu zaczęłyby karcić fryzjera, wrzeszczeć wniebogłosy ,ale ja zareagowałam inaczej. Wybuchłam głośnym, niepohamowanym śmiechem. Reakcja mojej ciotki nie była inna. Jedyne co wydusiła z siebie w napadach śmiechu było "Coś ty zrobiła z włosami dziecko?". Uroczych uszczypliwości z jej strony nie było końca, ale nie sposób było się na nią za nie gniewać. Ostatni wspólny wieczór spędziłyśmy przy lampce wytrawnego czerwonego wina wspominając cały mój spędzony tutaj czas. Mimo wszystko nie żałowałam go.
-Nawet nie wiesz jak mi cię tutaj będzie brakować, ale wiem ,że tam czeka na ciebie taki jeden co się tobą na pewno dobrze zaopiekuję.-rzuciła ściskając mnie na lotnisku
-Mi ciebie też będzie brakować.-odparłam- Dziękuję za wszystko.
-Słoneczko nie masz za co dziękować od tego mnie masz.-uśmiechnęła się- Pamiętaj, zaproszenie mi wysyłasz pierwszej!
-Zgoda.-zaśmiałam się. Jeszcze raz wtuliłam się w ciocine objęcia po czym machając jej na pożegnanie skierowałam się odprawie. Widziałam ,że ledwo powstrzymywała łzy. Ale ja sama również ledwo się hamowałam. Okropnie się z nią zżyłam, była dla mnie przez te kilka miesięcy jak matka. Znała mnie jak mało kto i zawsze potrafiła pomóc. Ogromnie wiele jej zawdzięczałam i dlatego tak trudno mi było ją tutaj zostawić. Cały lot przespałam. Ostatnimi czasy byłam ogromnie senna i wydawać by się mogło zmęczona. Nie zaprzątałam sobie tym głowy, myślałam ,że po prostu działała tak na mnie ta pogoda. Kiedy wysiadłam z samolotu i stałam na płycie lotniska gorączkowo rozglądałam się za zielonookim.
-Nie przypominam sobie żebym zaręczał się z szatynką.-wymruczał mi przyjemnie do ucha dobrze znany głos
-Nie przypominam sobie żebyś miał coś przeciwko szatynkom.-odpowiadam obracając się do niego i za chwilę lądując w jego ogromnych ramionach
-Ja? Skądże.-odparł- Skąd taka zmiana?
-Może lepiej nie pytaj?-śmieję się
-Tak czy siak i tak pięknie wyglądasz.-uśmiecha się całując mnie.
Za kilka minut znowu siedzę na kanapie w salonie jego rzeszowskiego mieszkania. Za chwilę znów siedzi obok i przytula mnie do siebie. Za chwilę znów jest jak dawniej, bez obawy ,że zaraz musimy się rozstać. Sielankę przerywa nam pukanie do drzwi. Idę otworzyć drzwi.
-A już miałem do ciebie dzwonić ,że sobie sprowadza tu nieznane kobiety.-zaśmiał się środkowy
-Słyszałem!-dało się usłyszeć krzyk Zbyszka dobiegający z salonu.
Gestem ręki zaprosiłam przyszłych rodziców do środka. Za moment siedzieli tuż obok na kanapie.
-Znając życie nie przychodzicie bezinteresownie.-rzuca atakujący
-Po prostu stęskniliśmy się za Leną.-pokazuje mu język Maja
-Dobra, lepiej mówcie o co chodzi.-odparłam po czym obydwoje spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wyciągnęli na stół kopertę. Od razu sięgnęłam aby ją otworzyć. Kiedy zobaczyłam jej zawartość od razu się uśmiechnęłam. Przeczytałam jej treść i podałam siedzącemu obok brunetowi.
-Szybcy jesteście.-skwitował atakujący widząc datę przypadającą na koniec sierpnia
-Nie chcę wyglądać jak słoń na własnym ślubie.-zaśmiała się Maja- No i mam nadzieję ,że ty moja droga zaszczycisz mnie i zostaniesz moją druhną.
-Pytasz jeszcze!-uśmiechnęłam się- A kto będzie moim towarzyszem?
-Odpowiedź masz na prawo.-odparł szczerząc się środkowy
-Żartujecie?-zaśmiałam się- Brać nas obydwoje na świadków to chyba nienajlepszy pomysł.
-Raz się żyję.-machnął ręką środkowy
-Dzięki.-odparł atakujący-Będziesz coś chciał to inaczej pogadamy.
-Zawsze mogę poprosić Krzysia.
-Może już lepiej zostaw jak jest.-zaśmiała się Maja.
Ogromnie cieszyłam się ich szczęściem oraz faktem ,że zdecydowali się na ślub zanim ich pociecha przyjdzie na świat. Po Mai wcale nie było widać jej stanu, była wesoła i jak zwykle gadatliwa. Chłopcy rozmarzali się ,że oczywiście owa para doczeka się potomka płci męskiej oraz ,że będzie równie genialnym siatkarzem co wujek i tata. Kiedy przyglądałam się ich rozmowom, przekomarzaniom, żartom zdałam sobie sprawę ,że te pół roku bez ich codziennego towarzystwa były straszne. Zwłaszcza bez osobnika kurczowo obejmującego mnie. Teraz czułam się naprawdę dobrze, wreszcie miałam ich przy sobie na stałe, nie na tydzień czy dwa. Wiedziałam ,że na każde z nich mogę liczyć o każdej porze dnia i nocy. I nie ważne co by się stało, to zawsze będziemy się trzymać razem. Nawet jeśli dzieliłyby nas powtórnie tysiące kilometrów.
Nazajutrz Maja wyciągnęła mnie na poszukiwania kreacji na ten wyjątkowy dzień zbliżający się nieubłaganie. Obeszłyśmy masę sklepów i przy okazji galerii handlowych. Miałyśmy zakończyć na salonie przy galerii rzeszowskiej. Jak to Maja znalazła tam masę sukienek ,które od razu musiała przymierzyć. Usiadłam na pufie i cierpliwie oczekiwałam pojawiania się jej w jednej z upatrzonych sukni. Od samego rana nie czułam się najlepiej, jednak nie wypadało mi jej odmówić. Siedziałam tam blada jak ściana czując się z minuty na minutę co raz gorzej. Nagle zaczęło mi się robić słabo i okropnie duszno. Głosy dookoła docierały do mnie jakby zza ściany. Nie zauważyłam Mai ,która wdzięczyła się przede mną. Za chwilę dostrzegła ,że coś jest nie tak. Uklęknęła koło mnie.
-Lena co się dzieje?-doszło do mnie- Lena!
Nagle wszystko zaczęło wirować i tracić barwy. Nie docierało do mnie już nic choć widziałam ,że Maja krzyczy. Nagle wszystko zniknęło, zupełna ciemność.
Wieczór spędziliśmy dość leniwie, wylegując się na tarasie na kanapie i rozmyślając o przyszłości i zarysowując wizję tego najpiękniejszego dnia w życiu. Co prawda każde z nas widziało to nieco inaczej, ale mniej więcej doszliśmy do porozumienia. Oczyma wyobraźni widziałam już ten cudowny dzień, a potem piękny dom i cudowne dzieci na czele z ukochanym mężczyzną u boku. Wydawać by się mogło ,że nie może być już lepiej. Wszystko zaczęło się w moim życiu dziać po mojej myśli, to ja przejęłam stery w okręcie o nazwie życie i nie zamierzam ich oddać. Byłam naprawdę szczęśliwa i nie oddałabym tego za wszelkie skarby świata.
Przez następne dwa dni ,które spędziliśmy w towarzystwie Piotrka i Mai środkowy gadał jak najęty, ale też był niewyobrażalnie szczęśliwy. Również i jego wybrance udzieliła się ta atmosfera. Nie była już pochmurna i nieobecna jak wcześnie. Widać było ,że Nowakowski rozwiał jej wszelkie wątpliwości i po prostu była z nim szczęśliwa. Te czterdzieści osiem godzin w ich towarzystwie minęło tak niewyobrażalnie szybko ,że nim się zorientowaliśmy musieliśmy się już żegnać. Nasze ostatnie dwa dni na Teneryfie równie minęły okrutnie szybko. Nadszedł dzień wylotu, gdzie mieliśmy się po raz ostatni rozstać na kilka dni.
-Za tydzień się widzimy?-zapytał przytulając mnie
-Aż tydzień.-dodałam
-I tak będę tęsknić.
-Jak zwykle.-zaśmiałam się dając mu całusa na pożegnanie po czym po raz ostatni spojrzałam w jego stronę i zniknęłam na odprawie. Podróż minęła mi bardzo szybko o dziwo nie przespałam jej ,a słuchałam muzyki i przeglądałam zdjęcia ,które udało mi się zrobić. Z lotniska odebrała mnie rozanielona Iwona niezwykle podekscytowana faktem zaręczyn. Ten ostatni tydzień we Włoszech nie różnił się w zasadzie od innych. Ciągnął się niczym nudna, brazylijska telenowela. Nie zdążyło się przez ten okres czasu wydarzyć nic ciekawego, w szpitalu było aż za spokojnie, a Iwona zachowywała się jakbym wcale nigdzie się nie wybierała. Może i faktycznie ten ostatni tydzień zaliczyłabym do nudnych gdyby nie feralna wyprawa do rzekomo zaufanego fryzjera w przedostatni dzień mojego pobytu tutaj. Wydawać by się mogło nic prostszego niż jasne blond włosy zamienić w ciemny blond, jak się okazało nie lada wyzwanie. Tak z blondynki stałam się szatynką. Może inne kobiety na moim miejscu zaczęłyby karcić fryzjera, wrzeszczeć wniebogłosy ,ale ja zareagowałam inaczej. Wybuchłam głośnym, niepohamowanym śmiechem. Reakcja mojej ciotki nie była inna. Jedyne co wydusiła z siebie w napadach śmiechu było "Coś ty zrobiła z włosami dziecko?". Uroczych uszczypliwości z jej strony nie było końca, ale nie sposób było się na nią za nie gniewać. Ostatni wspólny wieczór spędziłyśmy przy lampce wytrawnego czerwonego wina wspominając cały mój spędzony tutaj czas. Mimo wszystko nie żałowałam go.
-Nawet nie wiesz jak mi cię tutaj będzie brakować, ale wiem ,że tam czeka na ciebie taki jeden co się tobą na pewno dobrze zaopiekuję.-rzuciła ściskając mnie na lotnisku
-Mi ciebie też będzie brakować.-odparłam- Dziękuję za wszystko.
-Słoneczko nie masz za co dziękować od tego mnie masz.-uśmiechnęła się- Pamiętaj, zaproszenie mi wysyłasz pierwszej!
-Zgoda.-zaśmiałam się. Jeszcze raz wtuliłam się w ciocine objęcia po czym machając jej na pożegnanie skierowałam się odprawie. Widziałam ,że ledwo powstrzymywała łzy. Ale ja sama również ledwo się hamowałam. Okropnie się z nią zżyłam, była dla mnie przez te kilka miesięcy jak matka. Znała mnie jak mało kto i zawsze potrafiła pomóc. Ogromnie wiele jej zawdzięczałam i dlatego tak trudno mi było ją tutaj zostawić. Cały lot przespałam. Ostatnimi czasy byłam ogromnie senna i wydawać by się mogło zmęczona. Nie zaprzątałam sobie tym głowy, myślałam ,że po prostu działała tak na mnie ta pogoda. Kiedy wysiadłam z samolotu i stałam na płycie lotniska gorączkowo rozglądałam się za zielonookim.
-Nie przypominam sobie żebym zaręczał się z szatynką.-wymruczał mi przyjemnie do ucha dobrze znany głos
-Nie przypominam sobie żebyś miał coś przeciwko szatynkom.-odpowiadam obracając się do niego i za chwilę lądując w jego ogromnych ramionach
-Ja? Skądże.-odparł- Skąd taka zmiana?
-Może lepiej nie pytaj?-śmieję się
-Tak czy siak i tak pięknie wyglądasz.-uśmiecha się całując mnie.
Za kilka minut znowu siedzę na kanapie w salonie jego rzeszowskiego mieszkania. Za chwilę znów siedzi obok i przytula mnie do siebie. Za chwilę znów jest jak dawniej, bez obawy ,że zaraz musimy się rozstać. Sielankę przerywa nam pukanie do drzwi. Idę otworzyć drzwi.
-A już miałem do ciebie dzwonić ,że sobie sprowadza tu nieznane kobiety.-zaśmiał się środkowy
-Słyszałem!-dało się usłyszeć krzyk Zbyszka dobiegający z salonu.
Gestem ręki zaprosiłam przyszłych rodziców do środka. Za moment siedzieli tuż obok na kanapie.
-Znając życie nie przychodzicie bezinteresownie.-rzuca atakujący
-Po prostu stęskniliśmy się za Leną.-pokazuje mu język Maja
-Dobra, lepiej mówcie o co chodzi.-odparłam po czym obydwoje spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wyciągnęli na stół kopertę. Od razu sięgnęłam aby ją otworzyć. Kiedy zobaczyłam jej zawartość od razu się uśmiechnęłam. Przeczytałam jej treść i podałam siedzącemu obok brunetowi.
-Szybcy jesteście.-skwitował atakujący widząc datę przypadającą na koniec sierpnia
-Nie chcę wyglądać jak słoń na własnym ślubie.-zaśmiała się Maja- No i mam nadzieję ,że ty moja droga zaszczycisz mnie i zostaniesz moją druhną.
-Pytasz jeszcze!-uśmiechnęłam się- A kto będzie moim towarzyszem?
-Odpowiedź masz na prawo.-odparł szczerząc się środkowy
-Żartujecie?-zaśmiałam się- Brać nas obydwoje na świadków to chyba nienajlepszy pomysł.
-Raz się żyję.-machnął ręką środkowy
-Dzięki.-odparł atakujący-Będziesz coś chciał to inaczej pogadamy.
-Zawsze mogę poprosić Krzysia.
-Może już lepiej zostaw jak jest.-zaśmiała się Maja.
Ogromnie cieszyłam się ich szczęściem oraz faktem ,że zdecydowali się na ślub zanim ich pociecha przyjdzie na świat. Po Mai wcale nie było widać jej stanu, była wesoła i jak zwykle gadatliwa. Chłopcy rozmarzali się ,że oczywiście owa para doczeka się potomka płci męskiej oraz ,że będzie równie genialnym siatkarzem co wujek i tata. Kiedy przyglądałam się ich rozmowom, przekomarzaniom, żartom zdałam sobie sprawę ,że te pół roku bez ich codziennego towarzystwa były straszne. Zwłaszcza bez osobnika kurczowo obejmującego mnie. Teraz czułam się naprawdę dobrze, wreszcie miałam ich przy sobie na stałe, nie na tydzień czy dwa. Wiedziałam ,że na każde z nich mogę liczyć o każdej porze dnia i nocy. I nie ważne co by się stało, to zawsze będziemy się trzymać razem. Nawet jeśli dzieliłyby nas powtórnie tysiące kilometrów.
Nazajutrz Maja wyciągnęła mnie na poszukiwania kreacji na ten wyjątkowy dzień zbliżający się nieubłaganie. Obeszłyśmy masę sklepów i przy okazji galerii handlowych. Miałyśmy zakończyć na salonie przy galerii rzeszowskiej. Jak to Maja znalazła tam masę sukienek ,które od razu musiała przymierzyć. Usiadłam na pufie i cierpliwie oczekiwałam pojawiania się jej w jednej z upatrzonych sukni. Od samego rana nie czułam się najlepiej, jednak nie wypadało mi jej odmówić. Siedziałam tam blada jak ściana czując się z minuty na minutę co raz gorzej. Nagle zaczęło mi się robić słabo i okropnie duszno. Głosy dookoła docierały do mnie jakby zza ściany. Nie zauważyłam Mai ,która wdzięczyła się przede mną. Za chwilę dostrzegła ,że coś jest nie tak. Uklęknęła koło mnie.
-Lena co się dzieje?-doszło do mnie- Lena!
Nagle wszystko zaczęło wirować i tracić barwy. Nie docierało do mnie już nic choć widziałam ,że Maja krzyczy. Nagle wszystko zniknęło, zupełna ciemność.
_______________________________________________
To co misiaczki uwielbiają najbardziej ,czyli takie końcówki rozdziałów! Wiem, jestem okrutnym człowiekiem ,że tak kończę, ale takie były moje założenia co do niego i musiałam się ich trzymać. Pewnie macie swoje przypuszczenia co do powodu ostatniej akcji, a ja rzucę wam hasło "sen" ,który gościł ileś rozdziałów temu i nic więcej na ten temat nie powiem :) Rozdział wyszedł dłuższy niż zazwyczaj, ale myślę ,że akurat Wam to się spodoba ;)
Jutro Dzień Dziecka, więc już dziś życzę Wam niezależnie ile macie lat, czy te naście czy nieco więcej bo przecież każdy z nas gdzieś w środku jest jeszcze dzieckiem jak najlepszych prezentów i cudownego dnia :* Ja sama choć mam te kilkanaście wiosen obchodzę to święto i co roku mam jakieś widzimisię co do prezentu, ale w tym roku rodzice zaskakują twórczością i zobaczymy co wymyślili :)
Zapraszam na aska, możecie pytać o co tylko zechcecie, odpowiem na każdo pytanie czy stwierdzenie, nawet te najbardziej prywatne. Więc śmiało, nie gryzę ,a chętnie Was trochę poznam.
Jak na mnie długa notka odautorska, no nic zmykam wykonywać słynną samojebkę na konkurs ich mistrza- Karola Kłosa!
Ściskam, wingspiker.